Sprawdź relację:
Dzieje się!
Biznes Technologia

Siedem grzechów głównych funduszy VC

Kapitał to karta przetargowa na rynku venture capital. Spoczywa w ręku funduszy i aniołów biznesu. Jeśli inwestorzy nadużywają dominującej pozycji, szkodzą startupom, ale i samym sobie.  

Ilustracja: napis VC powiększony pod lupą.
Bierzemy pod lupę zachowania i działania funduszy VC. Przedstawiamy obraz ciemnej strony rynku widziany oczami startupowców. [Fot.: GettyImages]

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jakie „grzechy”, zdaniem startupowców, mają na sumieniu fundusze VC i prywatni inwestorzy.
  2. Z jakich powodów niektóre zachowania inwestorów negatywnie odbijają się na realizacji startupowych biznesów i prawidłowym funkcjonowaniu firm.
  3. Jakie skutki przynosi duże uzależnienie krajowych funduszy VC od publicznych pieniędzy.

Na rynku venture capital (VC) to fundusze i aniołowie biznesu dominują nad startupami. To fakt, który potwierdził się przy zbieraniu materiałów do tego artykułu. W praktyce, nie jest łatwo otwarcie mówić o „grzechach” inwestorów, zwłaszcza w przypadku młodych przedsiębiorców, których traktuje się jako biznesowych mentorów i uzależnia rozwój własnych firm od inwestorskiego kapitału. Im silniejsza pozycja startupu na rynku i większe doświadczenie, tym łatwiej dostrzec, jak faktycznie wygląda rzeczywistość tworzenia innowacji.

O ocenę inwestorskich poczynań poprosiliśmy przedsiębiorców technologicznych i obserwatorów rynku VC.

Pycha… i nadmierna dominacja

Wykorzystywanie dominującej pozycji rynkowej to jedno z podstawowych przewinień funduszy VC. Może się to ujawniać np. przez obejmowanie zbyt dużej puli udziałów w spółce w zamian za finansowanie jej rozwoju lub narzucanie przedsiębiorcom własnej wizji prowadzenia biznesu.

W Polsce, a pewnie i w całym naszym regionie, startupowcy patrzą na inwestorów z dużym respektem. Zakładają, że inwestor to osoba z doświadczeniem i wiedzą o budowaniu biznesów, co często jest oczywiście prawdą. Zdarza się jednak, że inwestor, nawet nieświadomie, nadużywa swojego autorytetu. Zarzuca przedsiębiorcę szybkimi radami i opiniami, bez głębszej analizy sytuacji. Założyciele startupów, z samego szacunku, często traktują takie luźne komentarze jako poważną wskazówkę. Na jej podstawie podejmują błędne decyzje – mówi Sergey Butko, prezes Certifier, wcześniej założyciel i zarządzający sprzedanego Amerykanom startupu CallPage.

Chciwość… unijnego dofinansowania

Artur Kurasiński, przedsiębiorca, inwestor i obserwator krajowej sceny technologicznej, wskazuje na duże uzależnienie krajowych funduszy VC od programów finansowania sektora, realizowanych przez PFR Ventures czy Narodowe Centrum Badań i Rozwoju.

Mamy niewiele funduszy dysponujących wyłącznie prywatnym kapitałem. Wyraźnie było to widać w ostatnich latach – łączna wartość inwestycji VC zmalała wraz z ograniczeniem publicznego dofinansowania, w związku ze zmianą perspektywy unijnej. W kraju brakuje także kapitału na późniejsze rundy inwestycyjne – B i wyższe, które są domeną właśnie prywatnych inwestorów. Najlepsze startupy pieniędzy na skalowanie biznesu muszą więc szukać za granicą. Z drugiej strony, gdyby nie unijny kapitał, nie nastąpiłby u nas rozwój rynku VC – wskazuje Artur Karasiński.

Nieczystość… w wycenach

Ostatnie lata nieco ochłodziły entuzjazm uczestników rynku VC – na całym świecie aktywność inwestycyjna w tym obszarze zmalała.

Zbyt duże rozbieżności w wycenach startupów powodują napięcia na linii fundusz-założyciel firmy. Górka wycen z lat 2021-22 spowodowała, że startupy były wyceniane bardzo wysoko w stosunku do realiów lat późniejszych (2023-24). W ostatnich dwóch latach, pomimo wzrostu przychodów i rozwoju spółek, stosowane przez inwestorów mnożniki spowodowały spadek wyceny i trudności w pozyskaniu kapitału – mówi Antek Wędzikowski, współzałożyciel spółki Pergamin.

Przedsiębiorca wskazuje także na słabości komunikacyjne w relacji fundusz-startup, brak możliwości otwartej, szczerej rozmowy stron. Z jego obserwacji wynika, że założyciele firm, z obawy przed utratą kolejnych transz finansowania, nie zawsze mogą otwarcie powiedzieć o swoich problemach. Taka sytuacja uniemożliwia wspólne rozwiązywanie trudności i sprzyja eskalacji napięć.

Inwestorzy oczekują „dowiezienia” określonych wskaźników, np. wskazanego procentu wzrostu nowego biznesu, nie weryfikując, czy są realistyczne. Celowo używam słowa „dowiezienia”, bo to jeden z ulubionych terminów polskich inwestorów. W naszym przypadku oznaczało to zbudowanie od zera w kilka miesięcy działu sprzedaży, pod olbrzymią presją czasu i wyników finansowych, które trzeba było gonić. Znaliśmy cel, ale nie wiedzieliśmy jak, zgodnie ze standardami, go osiągnąć – mówi Antek Wędzikowski.

Zazdrość… i korporacyjna perspektywa

Na rynku VC występują dwa rodzaje inwestorów: finansowi i branżowi. Ci z drugiej grupy mają większe doświadczenie w rozwoju i wdrażaniu nowych technologii do konkretnych sektorów gospodarki.

Inwestorzy to często osoby, które zdobywały doświadczenie w firmach z sektora finansowego i w funduszach lub jako wyższa kadra zarządzająca w korporacjach, gdzie miały pod sobą setki albo tysiące osób. Brak doświadczenia w budowaniu firm od podstaw i zrozumienia perspektywy startupów mających bardzo ograniczone zasoby może utrudniać współpracę – zaznacza Kuba Barwaniec, współzałożyciel i prezes spółki Pergamin.

Jako przedsiębiorcy często potrzebujemy czegoś więcej, niż tylko kapitału. Liczymy na wsparcie merytoryczne, mentoring czy pomoc w budowaniu sieci kontaktów. Niedostateczne zaangażowanie inwestorów w tych obszarach ogranicza potencjał spółki dodaje Antek Wędzikowski.

Zdaniem przedsiębiorcy

Wysokie wyceny i szybki zysk

Jednym z głównych grzechów inwestorów VC jest stawianie krótkoterminowych wskaźników i kolejnych rund finansowania ponad faktyczny rozwój biznesu. Często widzimy, jak VC wywierają na założycieli startupów presję, aby „pompowali” wycenę przed kolejną rundą, zamiast skupić się na budowaniu solidnych fundamentów sprzedażowych i produktowych.
Najlepiej współpracuje się z inwestorami, którzy sami budowali innowacyjne biznesy od zera. Oni po prostu wiedzą, że sukces startupu wymaga dobrego zrozumienia potrzeb klientów oraz rozwoju sprzedaży i modelu biznesowego. Problem w tym, że wielu inwestorów VC nie ma takiego doświadczenia, przez co często dochodzi do nieporozumień – VC, dbając o swoje wyniki, szuka „quick wins”, kosztem realnego rozwoju biznes.

Nieumiarkowanie… w oczekiwaniach

Startupowcy często mierzą się z wygórowanymi oczekiwaniami inwestorów.

Inwestorzy chcieliby np. osiągnąć sukces w inwestowaniu w ultra-deeptechowe rozwiązania. Wymagają, by tworzące je startupy, dysponujące średniej wielkości budżetami marketingowymi, osiągały wyniki sprzedażowe porównywalne do ich zachodniej konkurencji, która działa na rynku dłużej i ma dostęp do niewspółmiernie większego kapitału VC. To niewykonalne. Inwestorzy VC muszą jednak zainwestować zebrane od partnerów pieniądze (kapitał musi pracować!), więc zadowalają się kolejnymi projektami e-commerce. W podobny sposób upadają deklaracje funduszy o tzw. impact investingu – mówi Paweł Paczuski, prezes medtechu Upmedic.

Na rynku VC działa prosta zasada  im większe możliwości skalowania biznesu, tym większe szanse na inwestorski zysk.

 Inwestorzy często oczekują, że firma szybko wejdzie na zupełnie niezbadany przez nią rynek, np. USA. Brak wiedzy, jak skutecznie przeprowadzić skalowanie, im nie przeszkadza – wskazuje Antek Wędzikowski.

Gniew… i nadmierna kontrola

Niektóre fundusze VC, zdaniem startupowców, próbują nadmiernie kontrolować działania założycieli spółek. Taka postawa utrudnia budowanie zaufania i otwartej komunikacji.

Może to prowadzić do sytuacji, w której obie strony skupiają się bardziej na procedurach, niż na rozwoju spółki. Dla przykładu  fundusz wymagał od startupu regularnych raportów operacyjnych i szczegółowych wyjaśnień decyzji budżetowych. W rezultacie zespół spółki poświęcał ogrom energii, by spełnić wymagania formalne, zamiast skupić się na rozwijaniu produktu. Raportowanie przypominało bardziej regularną spowiedź ze wszystkich aktywności, które podejmował zespół – mówi Antek Wędzikowski.

Lenistwo… w networkingu

Zdaniem Artura Kurasińskiego, bolączką polskiego VC jest niewystarczająca liczba kadry doświadczonych menedżerów, znających realia rynku i nieustannie poszerzających sieć własnych kontaktów biznesowych, w Polsce i za granicą.

Na rynku mamy nadal niewiele funduszy, które finansują rozwój startupu, a do tego na bieżąco wspierają go w rozwoju, pomagają w pozyskiwaniu klientów korporacyjnych czy kolejnych inwestorów – mówi Artur Kurasiński.

Dodaje, że wielu zespołom zarządzającym funduszami VC brakuje umiejętności i chęci budowania sieci kontaktów w Dolinie Krzemowej w USA, czy w krajach Europy Zachodniej. Nie pomaga to startupom, a przy okazji szkodzi samym funduszom. To jeden z powodów, dla którego fundusze z Polski rzadko są zapraszane w roli koinwestorów do dużych zagranicznych rund inwestycyjnych.

Główne wnioski

  1. Inwestorzy mają dominującą pozycję na rynku VC dysponują kapitałem i często większym doświadczeniem zawodowym. Nadużywają jej np. wymagając dużego pakietu udziałów w spółce, w zamian za pieniądze na jej rozwój.
  2. Problemem krajowego rynku VC może być duże uzależnienie od kapitału publicznego. Przy mniejszym dopływie unijnych pieniędzy natychmiast zmniejsza się liczna inwestycji w startupy.
  3. Rynek VC w Polsce rośnie i dojrzewa. Nadal jednak widać wiele luk kompetencyjnych.