Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Kultura

„Siostrylle buzi, buzi, buzi”. Trzy nieoczywiste lifestylowe wątki z życia Fryderyka Chopina

Konkurs Chopinowski wkroczył właśnie w trzeci etap, a to znak, że najwyższa pora rozprawić się bezpowrotnie z kąśliwym stereotypem naszego kompozytora jako posępnego gruźlika, dręczącego się blednącym wspomnieniem szumiącej wierzby. Chopin był postacią tak niebywałego formatu, że czytając setki stron jego skatalogowanych listów, ma się tylko żal, że nie można dopisać mu tam od siebie żadnych uścisków.

W Warszawie trwa XIX Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina. Fot. Weronika Kosmala

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jak niefortunnie rozpocząć się musiała relacja kompozytora z francuską powieściopisarką George Sand, że Chopin powątpiewał, ironizując, czy jest... kobietą. 
  2. Której z partnerek Chopinowi głęboko zazdrościł Juliusz Słowacki.
  3. Jakimi wyszukanymi przedmiotami otaczał się kompozytor w swoich paryskich wnętrzach. 
Loading the Elevenlabs Text to Speech AudioNative Player...

Im dłużej rozbrzmiewa w telewizji konkurs chopinowski, tym natarczywiej ciśnie się rodakowi na usta pytanie: skąd niby w pianistach południowokoreańskich to nieomylne wręcz czucie emocji naszego maestro? Otóż uczestnicy konkursu – niezależnie, skąd przyjechali – sporo czytają. A Chopin daje się poznać w swoich rozlicznych listach i dokumentach jako człowiek nietuzinkowy: przenikliwy, nienagannie szykowny, kruchy i czuły, choć dosadnie ironizujący.

Walc zamiast Messengera

„Pozwalam sobie przesłać mojej szanownej koleżance Marii walca, który niedawno wyszedł” – pisał Chopin w odniesieniu do swojej przyszłej narzeczonej. Ona natomiast pospiesznie donosiła mu w liście: „W chwili, gdy Pan wsiadł do powozu, zapomniał Pan na fortepianie ołówka ze swego pugilaresu. Musiało być bardzo niewygodnie bez niego w drodze; a my go tutaj chowamy – z uszanowaniem jak relikwię.” Autorką tych słów była Maria Wodzińska, czarnooka znajoma Chopina z lat młodzieńczych, z którą wiązała się jedna z najbardziej osobistych pamiątek kompozytora. Przewiązana wstążką paczuszka korespondencji z rodziną Wodzińskich towarzyszyła Chopinowi do ostatnich dni, opatrzona przez niego jednak odręcznym dopiskiem „Moja biéda”… Była to bowiem pamiątka relacji utraconej, której więzi bezpowrotnie rozproszyły się przez długą rozłąkę.

Jako że niepewność po upadku powstania listopadowego skłoniła Wodzińskich do wyjazdu za granicę, rodzina zamieszkała w Genewie. Najstarszy z synów osiadł w Paryżu, dołączając do kręgu najbliższych Chopinowi osób. Zanim jednak rozkwitła pełna wdzięku relacja kompozytora z młodą Marią, warto wspomnieć, że była ona obiektem westchnień… Juliusza Słowackiego. Choć relacje z epoki wymieniają niejednego arystokratę kandydującego o jej przychylność, w przypadku Słowackiego zapisy relacjonują, że poeta ukląkł przy grającej na fortepianie Marii i ucałował rąbek jej sukienki. Gest ten, choć teraz zdawałby się pretensjonalny, w latach 30. XIX w. równać mógłby się z dzisiejszym „udało mi się zarezerwować nieosiągalny stolik na walentynkową kolację”!

Do ożywienia znajomości Wodzińskich z Chopinem doszło natomiast podczas niespodziewanego spotkania w Dreźnie, które miało miejsce w 1835 r. Kompozytor spędził wówczas w towarzystwie Marii i jej bliskich kilka dni, spiesząc następnie do Lipska na spotkanie z Schumannem i Mendelssohnem, a dalej z powrotem do Paryża. W dniu wyjazdu w południe wręczył Marii Wodzińskiej świeżo skomponowanego walca. Grając go, nim wsiadł do dorożki, dodać miał dwanaście powtórzeń tej samej nuty w prawej ręce, będących echem dzwonów rozlegających się wówczas nieuchronnie z wieży drezdeńskiego kościoła. Choć już po 1836 r. w korespondencji Chopina zagęszczają się wzmianki o demonicznej George Sand, opowieść o melancholijnym walcu i tak stawiać mogłaby w marnym świetle romantyczne rytuały naszych czasów.

Twarz jej niesympatyczna!

„Dziś mam parę osób u siebie, między innymi pani Sand, przy tym Liszt gra…” – czytamy we fragmencie krótkiego listu Chopina z grudnia 1836 r. Zdaniem badaczy był to pierwszy ślad przyszłej relacji kompozytora z pisarką George Sand, na jaki natrafiono w jego korespondencji. Jak wyglądało to spotkanie? Oprócz trudnego do przeoczenia faktu, że akompaniował przy nim wybitny węgierski kompozytor Ferenc Liszt, z zachowanych opisów istotnie odtworzyć można atmosferę połyskującego atłasami paryskiego salonu, w którym wieczorami gromadziła się kulturowa śmietanka miasta. Mieszkanie Chopina, które mieściło się wówczas przy obfitującej w reprezentacyjną zabudowę ul. Chaussée d’Antin, regularnie zapełniało się gwarem, brzmieniem jego nowych kompozycji, gęstym dymem cygar. Osnuta tytoniową mgłą George Sand siedziała wówczas na ukośnie ustawionej sofie przy kominku. Nie była rozmowna – jej zastygłą fizjonomię opisywano wręcz jako martwą, a skąpe wypowiedzi jako pełne pewnego uroczystego chłodu i dystansu. Chopin nie polubił jej od razu.

„Poznałem wielką znakomitość – panią Sand, ale twarz jej niesympatyczna, nie podobała mi się. Jest w niej coś odpychającego…” – opisywał kompozytor w niedatowanym liście do rodziny. W biografiach natrafić można nawet na wzmiankę, że powątpiewał on, ironizując, czy „antypatyczna” Sand istotnie jest kobietą! Przyjmująca ten pseudonim francuska powieściopisarka w rzeczywistości przyszła na świat jako Aurora Dupin, przybierając później nazwisko męża Dudevant. W 1831 r., po rozstaniu z baronem Dudevantem przybyła do Paryża, w którym szybko przylegać zaczęła do niej aura pewnej niezdrowej sensacji. Odrzucając krępującą garderobę damy, nosiła się po męsku, była silna i gospodarna, paliła fajkę, swobodnie przeklinała. Datowany na 1838 r. bilecik z jej odręcznym zapisem „Uwielbiam Pana. George” Chopin wkleił jednak do swojego albumu, dzięki czemu skreślone piórem wyznanie przetrwało aż do czasów zniszczenia gmachu Biblioteki Krasińskich w powstaniu warszawskim. Choć kompozytor nie zauroczył się George Sand w mgnieniu oka, ich relacja oparta była o głęboką, niekiedy wręcz matczyną troskę. Pisarka opiekowała się podupadającym zdrowotnie Chopinem z ogromną czułością, a w jej posiadłości w 1839 r. skomponowana została m.in. słynna Sonata b–moll op. 35. Słuchaliśmy jej w programie kilku uczestników bieżącego konkursu chopinowskiego, a wielu rodaków przed telewizorami szczególnie poruszały dźwięki trzeciej części utworu „Marche funèbre” – marsza żałobnego.

„Buzi! Buzi! Buzi!”

Chociaż opisane powyżej epizody dają jedynie wycinkowy wgląd w wąski przedział drugiej połowy lat 30., trwałe emocjonalne więzi Chopina dalekie mogłyby się wydawać obyczajom XIX-wiecznym. Mając niespełna dwadzieścia lat, w pierwszych dniach listopada 1830 r. kompozytor bezpowrotnie opuścił Polskę, co wręcz nieuleczalnie targnęło jego wrażliwością. Co jednak szczególnie poruszające, jego nieustająca korespondencja z rodziną wydaje się jakby zupełnie współczesna – czuła i bezpośrednia. Bez trudu odnajdujemy w niej dopiski „Buzi! Buzi! Buzi!”, siostrzane uściski, domowe śmiesznostki czy zmartwienia ojca, którego trapiło tętniące do późnych godzin paryskie życie nocne. „Osobliwie teraz kiedy tak mocno grypa panuje i niewywczas” – pisała do kompozytora matka, przestrzegająca go przed groźnymi powikłaniami zimowych przeziębień. „Ściskam Cię z duszy, Najprzywiązańsza Matka” – podpisała kartkę.

Oprócz pełnej ciepła wymiany myśli z rodziną, do naszych czasów zachowały się opisy zachwycającej przytulności, którą kompozytor budował we wnętrzach swoich paryskich mieszkań. „…Wykwintny z natury, kochał się w pięknych meblach, kosztownych dywanach i różnych gracikach galanteryjnych” – czytamy w opowieści jednej z jego uczennic, wspominającej wystrój tak dalece wyszukany, że nawet fortepiany przykryte były atłasowymi kapami, haftowanymi dłońmi wielbicielek Chopina. Wyścielone najróżniejszymi tkaninami mieszkanie zapełniały kosztowności kupowane, ale i otrzymane przez kompozytora od jego miłośników. Wiadomo, że Chopin zamówił któregoś razu niepospolicie drogi płaszcz o złotych guzikach oraz że biel jego nieskazitelnych koszul podbijały spinki z perłami. Wypolerowane buty odkładane były do szafki utrzymanej w wytwornym stylu Charlesa André Boulle, ebenisty dworu Ludwika XIV. Po śmierci kompozytora część tego wysmakowanego wyposażenia trafiła do Warszawy. Jednak wskutek wojennych zniszczeń wspomniany powyżej mebel można sobie jedynie wyobrażać. Do dyspozycji pozostała fotografia zdobionej ornamentami listewki, która zachowała się z roztrzaskanej szafki.

Wracając na zakończenie do przytoczonej korespondencji z matką, Chopin tamtej zimy 1837 r. nie uchronił się od zaziębienia, przed którym go przestrzegała. Rozchorował się poważnie, tygodniami leżąc w łóżku, a infekcja wirusowa wywołała u niego trzeci już nawrót gruźlicy. W dalszej części matczynego listu czytamy: „Pisuj do nas często, bo wierz mi, że jak miesiąc upłynie, a listu nie ma od Ciebie, to każde z nas jedno drugie oszukuje i wynajduje przyczyny tłumaczące Cię, dlaczego nie piszesz, aby się zaspokoić nawzajem, a w duszy co innego myśli”. Czy to nie ta sama bolączka, która zagnieżdża się w naszej głowie, kiedy ktoś bliski raptem przez pół godziny nie odbiera wiadomości?

Cytat „Siostrylle buzi, buzi, buzi.” pochodzi z listu, który Chopin wysłał do rodziny latem 1825 r., przebywając w Kowalewie. List zaczyna się słowami „Najukochańsi Rodzice i wy, lube siostrylle".

Główne wnioski

  1. Powszechny stereotyp Fryderyka Chopina wywodzi się prawdopodobnie z ugruntowanego w historii, patriotycznego sentymentalizmu, jednak w rzeczywistości kompozytor był postacią niezwykle złożoną: dowcipną, skorą do zabawy, a też nieśmiałą, niezwykle przenikliwą i opiekuńczą. 
  2. Nieocenionym źródłem wiedzy o kompozytorze jest prowadzona przez niego korespondencja. Dzięki kilku tomom listów szczegółowo opracowanych przez badaczy poznać można nie tylko charakter Chopina, ale i realia otrząsającego się po rewolucji lipcowej Paryża. 
  3. W paryskich mieszkaniach Fryderyka Chopina często gromadziła się prawdziwa kulturowa elita, która wysłuchiwać mogła kameralnych salonowych koncertów zarówno samego Chopina, jak i kolegującego się z nim Ferenca Liszta.