Okazje na giełdzie niedostrzegane przez inwestorów. Dobre rekomendacje, wysokie zyski i... niski kurs akcji
Na giełdzie nie brakuje spółek, których notowania uparcie stoją. Mimo stabilnego biznesu, atrakcyjnej wyceny i optymistycznych prognoz analityków nie przyciągają kapitału. Spytaliśmy ekspertów, dlaczego tak się dzieje i co musi się wydarzyć, aby kurs akcji w końcu ruszył w górę. Poprosiliśmy też o wskazanie firm, które inwestorzy traktują z wyjątkową rezerwą.
Fot. Getty Images
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego notowania niektórych spółek nie rosną mimo wielu pozytywnych przesłanek.
- Co musi się wydarzyć, żeby sentyment wobec tych podmiotów się poprawił.
- Jakie ciekawe firmy w Polsce i na świecie są obecnie surowo traktowane przez inwestorów.
Dlaczego to nie rośnie? Czy ja czegoś nie rozumiem?
To pytania, które kiedyś zadał sobie niemal każdy inwestor analizujący potencjalny cel inwestycyjny. Stabilne przychody i zyski, wysoka rentowność, silny bilans, wskaźniki finansowe na satysfakcjonującym poziomie, duża skalowalność biznesu i atrakcyjna branża – a kurs stoi w miejscu. I to mimo optymistycznych rekomendacji analityków oraz sygnałów z analizy technicznej wskazujących, że od dawna nie było lepszego momentu na zakup.
Trudna przeszłość
Takie przypadki na giełdzie zdarzają się regularnie. Niedawno InPost poinformował, że w II kwartale 2025 r. ponownie zanotował wzrost przychodów, skorygowanej EBITDA i wolumenu obrotu. Kurs jednak runął. I to pomimo skrajnie pozytywnych rekomendacji analityków oraz średniej ceny docelowej wyższej o ponad 60 proc. od aktualnej. Spółka co prawda prowadzi batalię sądową z Allegro, ale nie ma to żadnego negatywnego wpływu na wyniki. Mimo to notowania spadły. Takie sytuacje sprawiają, że inwestorzy zaczynają kwestionować swoje umiejętności i zastanawiać się, gdzie popełniają błąd.
Tymczasem w praktyce w wielu przypadkach błędu inwestorów po prostu nie ma. Na notowaniach ciąży jakiś nieoczywisty czynnik. Choć każdy przypadek jest inny, można wyróżnić kilka powtarzalnych kategorii takich przeszkód.
Może się na przykład zdarzyć, że inwestorów odstrasza niekorzystna historia spółki. Jeżeli zarząd w przeszłości podejmował decyzje, które nie spodobały się rynkowi, inwestorzy stają się bardziej sceptyczni i wyczuleni. Wystarczy, że kilkukrotnie nie spełnił obietnic, zapowiedział zbyt wiele lub działał na niekorzyść akcjonariuszy – a wizerunek ucierpi na długie lata.
– Znaczenie ma też sektor, w którym spółka działa. Jeżeli funkcjonuje w modnej i lubianej przez giełdy branży, łatwiej o wzrost wyceny. Niektóre rodzaje biznesów są z góry traktowane przez inwestorów z rezerwą – mówi Michał Krajczewski, menedżer zespołu doradztwa inwestycyjnego w Biurze Maklerskim BNP Paribas.
Psychologia tłumu
Są też sytuacje nieco irracjonalne. Czasem inwestorzy nie kupują walorów, sami nie wiedząc dlaczego. Widzą, że spółka ma wszystkie atrakcyjne cechy, ale boją się wejść w akcje i decydują się dopiero wtedy, gdy zrobią to inni. Przez to nie korzystają z okazji, gdy interesująca firma zalicza spadek notowań. Dochodzi do paradoksu, z którego trudno się wydostać. W takich okolicznościach dodatkową barierą bywa niska płynność.
– Inwestorzy chcą kupić tanie walory, ale obawiają się, czy będą mogli je potem sprzedać. Czekają, aż wolumen obrotu wzrośnie, a do tego nie dojdzie, dopóki ktoś nie zacznie kupować akcji. Nieraz nawet modele wskazują, że wycena spółki jest atrakcyjna i jej kurs powinien rosnąć, ale inwestorzy wstrzymują się z zakupami – dodaje Michał Krajczewski.
Z takiej patowej sytuacji może pomóc wyjść pozytywna zmiana w biznesie spółki. Potrzebny jest impuls, który sprawi, że kapitał popłynie do nisko wycenianego podmiotu. Kiedy się pojawi – a zazwyczaj tak się dzieje – nagroda bywa naprawdę duża. Poprosiliśmy więc ekspertów o wskazanie firm, wobec których inwestorzy są pesymistyczni, mimo że analitycy pozostają optymistyczni, a fundamenty wyglądają solidnie.
Modny temat, niemodna spółka
Ceotronics to niemiecka spółka notowana na giełdzie we Frankfurcie. Dostarcza technologie komunikacyjne dla żołnierzy i służb specjalnych, przeznaczone do wykorzystania w ekstremalnych warunkach. Regularnie bierze udział w przetargach i projektach sektora zbrojeniowego. W Europie rywalizuje praktycznie tylko z jedną firmą – szwedzkim Invisio.
– Mimo to spółka jest notowana przy jednocyfrowym wskaźniku zysku operacyjnego za miniony rok. Jej kurs podskoczył w tym roku, ale nie na tyle, by uwzględnić potencjał wzrostu wyników związany z kontraktami z niemiecką armią i innym krajem NATO, a także prawdopodobnymi umowami w ramach europejskiego programu reArm. To skutek tego, że w Niemczech akcjonariat jest głównie lokalny, a wybory parlamentarne w tym roku wystraszyły mniej konserwatywnych inwestorów – tłumaczy Rafał Dobrowolski, zarządzający funduszem Globalnej Innowacji FIZ w Agio Funds TFI.
Spółka w minionym roku zainwestowała znacząco w moce produkcyjne i kapitał obrotowy, by wznieść przychody na wyższy poziom. By to się udało, potrzebne są nowe duże zamówienia. Tymczasem nowy rząd wprowadził zmienione zasady dotyczące lokalnych przetargów. Pojawiły się obawy, że dopóki nie zostanie powołany minister obrony i panele ekspertów, spółka nie otrzyma kolejnych dużych zleceń z Bundeswehry.
– Warto zauważyć, że niemieckie władze już zaczynają budżetować środki, a plany mówią o istotnym zwiększeniu liczebności armii. Nie wspominając o tym, że nawet aktualny kontrakt rządowy Ceotronics, podpisany w zeszłym roku, opiewa na wyposażenie dla 191 tys. żołnierzy. Kolejne kroki to rozwój biznesu zagranicznego w krajach NATO, a w ślad za tym – zainteresowanie spółką ze strony innych europejskich inwestorów, którzy nie koncentrują się tak mocno na niemieckich przetargach i polityce – dodaje zarządzający.
Obecnie średnia cena docelowa dla spółki jest o 20 proc. wyższa od bieżącego kursu, a większość rekomendacji brzmi „kupuj”.
Legenda czeka na odrodzenie
Remedy Entertainment to jedno z większych europejskich studiów gamingowych, które pozostaje niezależne. Pochodzi z Finlandii i jest właścicielem praw do takich kultowych serii jak Max Payne, Alan Wake i Control. Rok temu w spółkę zainwestował chiński gigant Tencent, który posiada obecnie ok. 15 proc. głosów na walnym zgromadzeniu.
– Remedy przeszło całkowitą transformację biznesową. Kiedyś tworzyło jedną grę na kilka lat, i to na czyjeś zamówienie. Dziś samo wydaje produkcje niemal co roku i ma zasoby, by ten model utrzymywać. Zatrudnia wybitnych, utalentowanych pracowników, a do tego korzysta z własnego silnika Northlight Engine, który pozwala realizować oryginalne pomysły i uniezależnia studio od zewnętrznych dostawców – mówi Rafał Dobrowolski.
Mimo to kurs akcji od dłuższego czasu utrzymuje się w trendzie bocznym, a w perspektywie pięciu lat obniżył się o 50 proc. To efekt słabego sentymentu wobec spółek gamingowych. Problemy największych graczy, takich jak francuski Ubisoft, sprawiają, że kapitał niechętnie płynie do mniejszych studiów.
– Tymczasem spółka jest w niezwykle ciekawym momencie. Na lata 2026-2027 szykuje drugą część gry Control, której pierwsza wersja sprzedała się w 5 mln egzemplarzy. W tym samym okresie, wspólnie ze studiem Take-Two, planuje wypuścić nową odsłonę serii Max Payne. Prawdopodobnie dopiero wtedy inwestorzy zaczną baczniej przyglądać się spółce – dodaje zarządzający.
Podobnie prognozują analitycy. Większość rekomenduje akcje Remedy jako „kupuj”, przy średniej cenie docelowej o ponad 10 proc. wyższej od obecnej. Warto jednak pamiętać, że prognoza obejmuje najbliższe 12 miesięcy – okres, w którym spółka nie planuje premier nowych gier.
Polskie tango
Jeszcze większych wzrostów spodziewali się analitycy wobec dwóch polskich spółek, a mimo to inwestorzy pozostali bierni. Pierwszym sztandarowym przykładem firmy, w przypadku której oczekiwania i rekomendacje analityków od dawna były znacznie bardziej optymistyczne niż nastroje inwestorów, jest LPP.
– W zeszłym roku większość, bo 13 z 16 specjalistów, radziła kupować akcje, a notowania producenta odzieży od tego czasu poruszają się w długim trendzie bocznym. Do tego zachowują się gorzej od głównego indeksu. LPP miało epizod z krótką pozycją zagranicznego funduszu i związanymi z tym zarzutami, ale to minęło i raczej nie stanowi już obciążenia – mówi Hubert Kmiecik, dyrektor inwestycyjny Amundi Polska TFI.
Zagraniczny fundusz Hindenburg Research, który zarzucił LPP fałszywe wycofanie się z rynku rosyjskiego, już nie istnieje. Mimo to jego raport wciąż „ciąży” nad notowaniami polskiego producenta odzieży. Podobne niewidzialne widmo wisi także nad kursem Allegro, polskiej platformy e-commerce. Podobnie jak w przypadku LPP, kurs utknął w trendzie bocznym, choć większość analityków utrzymuje rekomendację „kupuj”.
– W ciągu ostatnich półtora roku kurs spółki wzrósł nieznacznie, o kilkanaście procent, mimo wcześniejszych bardzo optymistycznych prognoz. W zeszłym roku oczekiwano, że w latach 2025-2026 zysk na akcję wyniesie odpowiednio 2,4 i 2 zł. Teraz analitycy spodziewają się już 2,04 i 1,6 zł. Uznali więc, że prognozy były zbyt optymistyczne. Na przestrzeni roku kurs spadł jednak o ponad 6 proc. – zauważa Hubert Kmiecik.
Może być jeszcze lepiej
Wallix to notowany w Paryżu europejski dostawca oprogramowania z zakresu cyberbezpieczeństwa, działający w obszarze PAM (Privileged Access Management). Jako jedyny podmiot z kontynentu jest wymieniany w prestiżowych opracowaniach branżowych. Skomplikowana sytuacja geopolityczna napędza popyt, a nowe regulacje – takie jak NIS-2 – wymuszają implementację rozwiązań spółki w wielu podmiotach w Europie.
– Lokalni inwestorzy przez długi czas nie chcieli kupować akcji Walliksa. Skupiali się na tym, że spółka, inwestując we wzrost i zwiększając zatrudnienie, nie była rentowna aż do końca zeszłego roku. Wyceny plasowały się na poziomie 1-3 razy przychodów, podczas gdy analogiczne firmy za oceanem były wyceniane znacznie wyżej. Obecnie sytuacja zaczyna się zmieniać – mówi Rafał Dobrowolski.
Analitycy od dawna byli pozytywnie nastawieni do spółki. Polecali kupno akcji, gdy rynek jeszcze się wahał. W tym roku kurs wzrósł o ponad 100 proc., a mimo to analitycy nadal uważają, że zakup pozostaje dobrą decyzją. Średnia cena docelowa w rekomendacjach jest o 24 proc. wyższa od obecnej.
– Wallix zaczął zarabiać i powinien zakończyć ten rok na plusie. Bardzo konsekwentnie zwiększa przychody z kwartału na kwartał, a jednocześnie utrzymuje koszty pod kontrolą. Jest szansa, że inwestorzy nareszcie bardziej zainteresują się spółką, szczególnie we Francji – dodaje Rafał Dobrowolski.
Odstępstwo od reguły
Warto pamiętać, że nieraz to sceptyczni inwestorzy mają rację. Czasem rekomendacje są bardzo pozytywne, prognozy niezwykle optymistyczne, a gracze giełdowi nie kupują akcji – i na tym wychodzą najlepiej. Analitycy mogą się przecież mylić. Na podstawie danych, analizy fundamentalnej i dostępnych informacji wyceniają spółkę, ale nie są jasnowidzami. Zdarza się, że zbyt optymistycznie prognozują wysokie wyniki, a później muszą obniżać swoje oczekiwania.
– Trafiają z prognozami jednak częściej niż rzadziej. Największa wartość ich pracy tkwi w kontakcie ze spółkami i interpretacji informacji, które z nich płyną. Nie zawsze przewidzą, jak zachowają się wyniki finansowe i notowania, ale potrafią trafnie opisać, co dzieje się w biznesie. To, co wydarzy się z kursem akcji, zależy przede wszystkim od inwestorów – przekonuje Hubert Kmiecik.
Napisaliśmy o tym, bo uznaliśmy to za ważne i ciekawe. Dla pełnej transparentności informujemy, że fundusz RiO, należący do Omeny Mensah i Rafała Brzoski, prezesa i akcjonariusza InPostu, jest inwestorem w XYZ.
Główne wnioski
- Stabilne wyniki finansowe i pozytywne rekomendacje analityków nie zawsze przekładają się na wzrost kursu akcji. Inwestorzy mogą być zniechęceni negatywnymi doświadczeniami z przeszłości spółki lub sceptyczni wobec całej branży.
- Na decyzje wpływają także czynniki rynkowe i polityczne, a często również psychologia inwestorów i tzw. efekt tłumu. W efekcie niektóre akcje, mimo atrakcyjnej wyceny, pozostają niechętnie kupowane.
- Gracze giełdowi unikają też walorów o niskiej płynności – czekają, aż wzrośnie wolumen obrotu, co jednak nie nastąpi, dopóki ktoś nie zacznie kupować akcji.

