„Sportswashing” Rwandy. Piłkarska pasja Paula Kagame
Rwanda – kraj pognębiony w latach 90. przez ludobójstwo – uchodzi dziś za jedną z najszybciej rozwijających się gospodarek Afryki.Choć bywa nazywana „Singapurem” lub „Szwajcarią Czarnego Lądu”, jej współpraca z czołowymi europejskimi klubami piłkarskimi budzi kontrowersje.


Z tego artykułu dowiesz się…
- Na jakim poziomie jest obecnie rwandyjska piłka.
- W jaki sposób Rwanda współpracuje z Arsenalem, PSG i Bayernem Monachium.
- Dlaczego współpraca Rwandy ze znanymi klubami z Europy jest kontrowersyjna.
Paul Kagame w lipcu 2024 r. zdobył 99,2 proc. głosów w wyborach prezydenckich. Wcześniej pozbył się politycznej konkurencji – m.in. Victoire Ingabire Umuhozy, skazanej za „deprecjonowanie zbrodni ludobójstwa”, oraz Bernarda Ntangady. Nie uznaje wolności słowa za wartość – blokuje dostęp do stron internetowych, porywa dziennikarzy, dopuszcza się politycznych zabójstw. Gdy dwanaście lat temu w RPA zginął jego były sojusznik Patrick Karegeya, Kagame pytał z przekąsem, czy winą prezydenta jest to, że jego przeciwnicy są słabi.
Mimo znacznego wzrostu gospodarczego i 75-procentowej elektryfikacji kraju, blisko połowa z 14-milionowej populacji Rwandy nadal żyje w biedzie – jak przypomina reportażysta Wojciech Jagielski.
Kibic Arsenalu
W 2018 r. Rwanda podpisała wartą 30 mln funtów umowę sponsorską z londyńskim Arsenalem – ulubionym klubem Paula Kagame. Reklama „Visit Rwanda” trafiła na rękawki koszulek angielskiego zespołu. W tym samym czasie Wielka Brytania przekazała Rwandzie 57 mln funtów wsparcia rozwojowego… Brzmi to absurdalnie. W ramach kampanii promocyjnej David Luiz – ówczesny piłkarz Arsenalu – odwiedził kraj tysiąca wzgórz, by w dżungli spotkać się z gorylami.
Była to promocja turystyki – element kampanii marketingowej marki „Visit Rwanda”. W ramach tej samej strategii kilka lat później Rwandę odwiedzili ówcześni piłkarze PSG: Sergio Ramos, Julian Draxler, Keylor Navas i Thilo Kehrer. Jeszcze wcześniej bawili tu Youri Djorkaeff i Rai. Parki Narodowe Akagera i Wulkanów były dla nich głównymi atrakcjami.
W kraju powstała nawet szkółka piłkarska PSG. Paryżanie odwiedzili także „Genocide Memorial”, miejsce pamięci o ofiarach ludobójstwa. Sześć lat temu współpraca PSG z Rwandą była przedstawiana jako projekt łączący aspekty kulturowe, artystyczne i sportowe. Szerokim echem odbiła się inicjatywa „Semaine du Rwanda à Paris” – Tydzień Rwandy w Paryżu, mający promować produkty „Made in Rwanda” i wspierać rozwój młodych talentów.
Warto wiedzieć
Goryle i turyści
W 2024 r. Bank Światowy podał, że dochody Rwandy z turystyki przekroczyły 660 mln dolarów. Szczególnym zainteresowaniem cieszyły się rezerwaty goryli.
Sprzeciw z boiska
Jednak niedawno Youssouf Mulumbu, były kapitan reprezentacji Demokratycznej Republiki Konga i zawodnik PSG, zaapelował do paryskiego klubu o rozważenie zakończenia współpracy z „Visit Rwanda”. Starał się uświadomić opinii publicznej skalę konfliktu i kryzys humanitarny w swoim kraju, gdzie – jak mówi – ludzie żyją w strachu.
W lutym rebelianci M23, wspierani przez Rwandę, zajęli strategiczne miasto Goma i rozległe tereny we wschodnim, bogatym w minerały regionie Konga. Według danych ONZ, tylko w tym roku około 700 tys. osób musiało opuścić swoje domy. Eksperci ONZ oskarżają rząd w Kigali nie tylko o wspieranie M23, lecz również o czerpanie zysków z przemycanych do kraju surowców – w tym litu, kobaltu i koltanu – kluczowych dla przemysłu elektronicznego. W bitwie o Gomę zginęły tysiące ludzi.
„Sytuacja jest bardzo trudna i bolesna. Cały ten konflikt kręci się wokół pieniędzy. To nie jest wojna religijna ani spór terytorialny. Agresję napędzają interesy finansowe – ludzie muszą to zrozumieć.
Dostałem wiele wiadomości od przyjaciół z Gomy – mówią tylko, że żyją w strachu. Są tam dzieci pozbawione rodziców, kobiety gwałcone i palone żywcem w więzieniach. Sytuacja jest niewiarygodna” – powiedział Youssouf Mulumbu w rozmowie z BBC World Service.
Władze DR Konga piszą do PSG
Wcześniej minister spraw zagranicznych DRK, Thérèse Kayikwamba Wagner, zwróciła się bezpośrednio do właściciela PSG Nassera Al-Khelaifiego. Wezwała klub do zakończenia „ociekającej krwią” współpracy z „Visit Rwanda”, rozpoczętej w 2019 r. Podobne apele wysłano do Arsenalu i Bayernu Monachium. Ich przekaz był jednoznaczny: zwrócić uwagę na moralny aspekt promowania wizerunku państwa oskarżanego o wspieranie przemocy i eksploatację surowców.
Do sprawy odniosła się Yolande Makolo, rzeczniczka rwandyjskiego rządu.
– Partnerstwa sportowe oraz kampania „Visit Rwanda” przynoszą krajowi miejsca pracy, dochody i większy ruch turystyczny – przekonywała Rwandyjka.
Rwanda Development Board oskarżyła władze Konga o próbę sabotowania współpracy poprzez dezinformację i polityczne naciski. Zdaniem władz w Kigali, jej działania koncentrują się na pokoju, stabilności i rozwoju inkluzywnym.
Cisza klubów, presja kibiców
Dyrektor generalny Bayernu, Jan-Christian Dreesen, poinformował, że klub wysłał swoich przedstawicieli do Afryki i pozostaje w kontakcie z niemieckim MSZ.
– Chcę podziękować pani minister – wykonała ogromną pracę. Zrobimy wszystko, by nagłośnić, co kryje się za tą umową. Jeśli uda się ją zakończyć, uznam to za sukces. Wychowałem się w akademii PSG, gdzie uczono mnie etyki i jedności – wartości sprzecznych z partnerstwem z „Visit Rwanda” – powiedział Jan-Christian Dreesen.
Dodajmy, że dziesiątki tysięcy kibiców PSG podpisały się pod petycją wzywającą klub do zakończenia współpracy z Rwandą. Kibice mają nadzieję na osobiste spotkanie z Al-Khelaifim.
Kigali twierdzi, że działa w obronie własnych granic. Oskarża armię Konga o współpracę z bojówkami Hutu, których celem ma być eksterminacja Tutsi w regionie. Władze w Kigali przypominają, że to właśnie Hutu dokonali ludobójstwa w 1994 r., a wielu z jego sprawców ukrywa się dziś po kongijskiej stronie granicy. Na razie żaden z klubów – PSG, Arsenal, Bayern – nie zdecydował się na zerwanie umowy z „Visit Rwanda”.
Miniwywiad
Rwandyjski futbol. Gdzie kończy się marketing, a zaczyna rzeczywistość
Rząd Rwandy wydaje miliony dolarów na współpracę z czołowymi klubami Europy. A jak wygląda krajowy futbol?
Mówiąc wprost – rwandyjska piłka „od środka” wygląda źle. Choć rząd inwestuje spore środki w sport: od infrastruktury, przez wspieranie federacji, po promocję kraju przy pomocy europejskich gigantów, sam poziom piłki nożnej w Rwandzie jest zatrważająco niski. Rwandyjska federacja piłkarska (FERWAFA) wypada blado w porównaniu do federacji koszykówki, piłki ręcznej czy siatkówki. Choć wskaźnik korupcji w Rwandzie jest jednym z niższych w Afryce, świat futbolu wciąż pozostaje od niej skażony. Przykład? Jean-Baptiste Mugiraneza, legenda rwandyjskiej piłki, objęty śledztwem za rzekome ustawianie meczu.
Obecnie asystent trenera w Muhazi United, miał – według doniesień medialnych – namawiać piłkarzy Musanze FC, by przegrali spotkanie z Kiyovu Sports, któremu kibicuje, w zamian za gratyfikację finansową. FERWAFA musiała zareagować tylko dlatego, że sprawa stała się głośna. Ale to – jak mówi wielu – jedynie wierzchołek góry lodowej.
Na szczęście coś się rusza. Nadzór nad najwyższą klasą rozgrywkową przejęła nowa organizacja – Rwanda Premier League. Dzięki temu liga zaczyna wyglądać choć odrobinę profesjonalnie.
Gdzie są winni?
Odpowiedzialność spada również na największe kluby – APR, Rayon Sports, Police FC.
Dysponują ogromnymi budżetami, często jednak działają impulsywnie. APR na początku sezonu sprowadziło dwóch Nigeryjczyków – na papierze brzmiało to świetnie. Po pół roku ślad po nich zaginął. Najlepiej opłacany zawodnik ligi, Richmond Lamptey z Ghany (APR), zarabia 120 tys. dolarów za sezon. Takich piłkarzy jest raptem kilku, ale pokazuje to, że pieniędzy w rwandyjskim futbolu nie brakuje – tylko brakuje pomysłu. Kluby takie jak APR, Police FC czy AS Kigali są finansowane przez państwowe instytucje. Zdarza się, że mniejsze zespoły – jak Musanze FC – potrafią wejść na podium. Ale na dłuższą metę nie są w stanie konkurować. W drugiej lidze sytuacja bywa dramatyczna – niektórzy piłkarze nie otrzymują nawet grosza za grę.
A co ze współpracą z europejskimi gigantami?
Rwanda inwestuje miliony w hasło „Visit Rwanda”, które promują Arsenal, PSG, Bayern Monachium. W efekcie powstały akademie piłkarskie PSG i Bayernu w Rwandzie.
Lokalni trenerzy prowadzą zajęcia, zespoły rywalizują w krajowych turniejach młodzieżowych, raz w roku wyjeżdżają do Europy. Brzmi dobrze. Ale jest haczyk.
Jaki?
Aby trenować w tych akademiach, trzeba mieć pieniądze. Pojawiły się też oskarżenia o fałszowanie wieku piłkarzy – by ci mogli się zakwalifikować do programu. Choć takie praktyki są dziś w Rwandzie rzadsze niż w innych krajach Afryki, to gdy dzieje się to pod szyldem klubu takiego jak Bayern Monachium – coś jest nie tak. Z drugiej strony – są pozytywy. Trzech młodych Rwandyjczyków przebiło się przez system i ma trafić do młodzieżowych struktur Bayernu. Ale ogólny potencjał tej współpracy nie jest wykorzystywany. Zresztą – jej cel był zawsze inny. To marketing, nie rozwój lokalnego futbolu.
W Rwandzie brakuje profesjonalnych akademii niezależnych od klubów. Większość to szkółki non-profit, prowadzone przez pasjonatów – często byłych piłkarzy, którzy chcą zmienić krajowy system. Jednym z przykładów jest „1000 Hills Football Academy”. Gdy odwiedziłem ich ośrodek, mieli jedną piłkę, kilka grzybków treningowych i komplet strojów.
Wraz z kolegą przekazaliśmy im dodatkowy sprzęt – kilka piłek, pompkę, minibramki. Dla nas – niewielki wydatek. Dla nich – ogromna różnica.
Turystyka jest motorem napędowym Rwandy?
Rząd Rwandy, chcąc rozwijać kraj i zerwać z wizerunkiem miejsca naznaczonego traumą ludobójstwa, postawił na turystykę – i był to strzał w dziesiątkę. Ten sektor od lat dynamicznie się rozwija i odgrywa istotną rolę w kształtowaniu wizerunku państw na arenie międzynarodowej.
Zasada jest prosta: jeśli przeciętny turysta odwiedzi Rwandę i zachwyci się jej krajobrazami, gościnnością i przyrodą – z dużym prawdopodobieństwem zacznie przekazywać o niej pozytywne informacje. To właśnie tacy turyści napędzają dalszy ruch – dobra opinia to najlepszy marketing. Trzeba jednak najpierw przyciągnąć tych pierwszych, którzy „puszczą w świat” dobrą narrację.
Właśnie dlatego rząd Rwandy postawił na strategię promocji hasła „Visit Rwanda” poprzez sport – a konkretnie przez współpracę z największymi markami piłkarskimi: Arsenalem, PSG i Bayernem Monachium. Każdy z tych klubów eksponuje slogan na koszulkach, banerach oraz w mediach społecznościowych.
Rząd płaci za to ogromne kwoty – sam Arsenal inkasuje 30 milionów funtów rocznie.
Można zastanawiać się, czy taka inwestycja rzeczywiście zwróci się w postaci wpływów z turystyki. Ale skutecznej zmiany wizerunku kraju nie da się przeliczyć wyłącznie na pieniądze.
Czy futbol to najlepsze narzędzie marketingowe?
Strategii promujących turystykę Rwandy jest oczywiście więcej, ale na gruncie sportu to właśnie piłka nożna wydaje się najbardziej trafionym wyborem. Współpraca z gigantami takimi jak Arsenal, PSG czy Bayern sprawia, że hasło „Visit Rwanda” dociera do milionów.
Czy w Rwandzie jest bezpiecznie?
Zaledwie kilka krajów w Afryce może rywalizować z Rwandą o miano najbezpieczniejszego państwa na kontynencie. Dla wielu turystów to właśnie kwestia bezpieczeństwa jest największą barierą w podróżach do Afryki. Tymczasem w „Kraju Tysiąca Wzgórz” zagrożenie nie odbiega od poziomu znanego z krajów europejskich. Rabunek w ciemnej uliczce? Ryzyko zawsze istnieje – jak wszędzie. Podczas dwutygodniowego pobytu, również w mniej uczęszczanych miejscach, ani razu nie poczułem się zagrożony.
Rwanda stosuje surowe kary za przestępstwa. Dla przeciętnego obywatela ryzyko ich popełnienia się po prostu nie opłaca. W przestrzeni publicznej obecnych jest wielu mundurowych, społeczeństwo nie toleruje przemocy i donosicielstwo nie jest stygmatyzowane.
Co warto zobaczyć w Rwandzie?
Kigali, stolica Rwandy, to miasto, które zaskakuje nowoczesnością i bujną zielenią.
To jedno z niewielu miejsc, które łączą dynamiczną infrastrukturę z naturalnym krajobrazem.
Spacerowanie po stolicy to czysta przyjemność. Restauracje, bary, centra handlowe, muzea, parki, obiekty sportowe – w Kigali trudno się nudzić.
Ale prawdziwa siła Rwandy tkwi w przyrodzie. Na zachodzie: Jezioro Kiwu, tropikalne lasy, szczyty wulkanów i goryle górskie. Na wschodzie: safari w Parku Narodowym Akagera – z całą afrykańską „Wielką Piątką”. Rwanda jest mniejsza niż województwo mazowieckie, ale oferuje niezwykłą różnorodność krajobrazową i faunistyczną. Dobrze rozwinięty transport lądowy sprawia, że z Kigali do każdego zakątka kraju można dotrzeć w mniej niż pięć godzin.
Mimo to – dwa tygodnie to zdecydowanie za mało, by zobaczyć wszystko.
Skąd bierze się konflikt we wschodnim Kongo?
Wschodnie tereny dawnego Zairu kontroluje dziś m.in. rebeliancka grupa M23 – wspierana przez Rwandę. Dowody na to są liczne, a konsekwencje – poważne. Na Rwandę nałożono sankcje, a stosunki dyplomatyczne z Belgią zostały zerwane.
Dlaczego Rwanda miałaby destabilizować teren przy własnej granicy? Aby to zrozumieć, trzeba cofnąć się do 1994 roku. W lipcu tego roku Rwandyjski Front Patriotyczny (RPF), pod dowództwem obecnego prezydenta Paula Kagame, wkroczył z Ugandy do Rwandy, zakończył ludobójstwo i przejął władzę z rąk reżimu Hutu. Wielu ekstremistów Hutu – odpowiedzialnych za masakrę – uciekło wtedy do Demokratycznej Republiki Konga, gdzie znaleźli schronienie. Wielu zbrodniarzy chroniono tam przed międzynarodowym wymiarem sprawiedliwości. Z czasem ekstremiści utworzyli zbrojne bojówki we wschodnim Kongo, które przez kolejne lata atakowały Rwandę.
Warto pamiętać, że region Jeziora Kiwu – dziś część DRK – historycznie należał do Królestwa Rwandy. Do dziś mieszka tam wielu Tutsi – znanych lokalnie jako „Banyamulenge”.
Ich obecność, dziedzictwo i wspomnienia dawnej przynależności terytorialnej mają znaczenie w postrzeganiu tych terenów przez Kigali.
Co Rwanda zarzuca Demokratycznej Republice Konga?
Ekstremiści Hutu, którzy po ludobójstwie w 1994 r. uciekli do DRK, przez lata polowali na Tutsi – a władze Konga milczały. Prezydent Paul Kagame, sam będący Tutsi, do dziś silnie podkreśla znaczenie ochrony swojej grupy etnicznej. W reakcji na bierność DRK Rwanda zaczęła podejmować działania militarne we wschodnim Kongo – z jednej strony, by chronić Tutsi, z drugiej, by ścigać i sądzić zbrodniarzy ukrywających się na tych terenach.
Operacje te trwały przez lata, m.in. podczas obu Wojen Kongijskich. Z czasem na tych terenach powstała rebeliancka grupa M23, złożona głównie z kongijskich Tutsi, której celem miała być ochrona własnej społeczności. Po porażce militarnej w 2012 r. wydawało się, że M23 przestało istnieć, jednak w 2022 r. światowe media ponownie donosiły o jej działaniach, co wywołało poruszenie opinii publicznej.
Nie ulega wątpliwości, że po ludobójstwie Tutsi mieszkający we wschodnim Kongo byli przez wiele lat realnie zagrożeni. Czy to zagrożenie istnieje dziś? Trudno powiedzieć. Kongijskie i zachodnie media twierdzą, że nie. Rwanda – przeciwnie – uważa je za wciąż aktualne.
Komu wierzyć? Zachód chętniej współpracuje z uległym Kongiem niż z Rwandą, która stawia twarde warunki. Tymczasem Rwanda, wspierając M23, zyskuje dostęp do bogatych złóż mineralnych we wschodnim Kongo – co rodzi pytania o prawdziwe motywacje.
Czy działania Rwandy są potępiane?
Nie da się ukryć, że polityka Rwandy budzi kontrowersje. Ale czy wpływa to na poziom bezpieczeństwa wewnętrznego? Prawdopodobnie nie.
Armia DRK jest skrajnie osłabiona i bez wsparcia z zewnątrz nie jest w stanie prowadzić skutecznych działań. Co więcej, nawet zewnętrzna pomoc okazuje się nieskuteczna – wojska SADC (Południowoafrykańskiej Wspólnoty Rozwoju) poniosły porażkę w starciach z rebeliantami i ostatecznie wycofały się z regionu.
Warto dodać, że armia Rwandy, uchodząca za jedną z najbardziej profesjonalnych w Afryce, jak dotąd nie podjęła bezpośrednich działań militarnych w tym konflikcie.

Główne wnioski
- Futbol w Rwandzie wciąż stoi na niskim poziomie. FERWAFA, rwandyjska federacja piłkarska, w porównaniu do tych od koszykówki, piłki ręcznej czy siatkówki, jest naprawdę nieudolna. Problemem, z którym nadal trzeba się zmagać, jest korupcja. Należy się jednak cieszyć, że FERWAFA zdecydowała się oddać nadzór nad najwyższą ligą w ręce nowego podmiotu – „Rwanda Premier League” – ponieważ obecnie wygląda to choć trochę profesjonalnie.
- Rząd rwandyjski płaci miliony dolarów Arsenalowi, PSG i Bayernowi Monachium za promowanie hasła „Visit Rwanda” – marki należącej do państwowej spółki promującej turystykę. Jednym ze skutków tej współpracy było otwarcie akademii PSG oraz Bayernu w Rwandzie.
- W lutym rebelianci M23, wspierani przez Rwandę, zajęli strategicznie położone miasto Goma oraz rozległe obszary bogatej w złoża mineralne wschodniej części Demokratycznej Republiki Konga. Z danych Organizacji Narodów Zjednoczonych wynika, że w tym r. około 700 000 osób zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów. Szefowa kongijskiej dyplomacji, Thérèse Kayikwamba Wagner, skierowała do klubów list, w którym zwróciła uwagę na okrucieństwa konfliktu: gwałty, morderstwa i grabieże.