Środkowoeuropejscy „Trumpowie” chcą władzy. Wybory 2025 (część I).
Mieszkańcy naszej części Europy kilkanaście razy pójdą w tym roku do urn wyborczych. W efekcie tych elekcji urząd obejmie czterech prezydentów, mandaty dostanie 561 posłów i posłanek do czterech parlamentów i wyłonione będą setki członków i członkiń władz samorządowych w pięciu państwach.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Kto wygrał wybory prezydenckie w Chorwacji oraz jaką przewagę miał nad rywalem.
- Jak wyglądają przygotowania do „wyborów” prezydenckich na Białorusi, kto w nich „rywalizuje” i dlaczego Aleksandr Łukaszenko wygra.
- Kto ma największe szanse na zwycięstwo w nadchodzących wyborach parlamentarnych w Albanii i jaką polityczną linię reprezentują główne partie.
Dla Polaków oczywiście najważniejsze będą majowo-czerwcowe wybory prezydenta. W tym tekście nie zajmiemy się jednak nimi, lecz wszystkimi pozostałymi zaplanowanymi na ten rok wyborami w Europie Środkowej.
Chorwacki Trump drugi raz
Pierwszymi mieszkańcami Europy Środkowej, którzy poszli w tym roku do urn wyborczych, byli Chorwaci. W niedzielę 12 stycznia ponownie powierzyli najwyższy urząd w państwie dotychczasowemu prezydentowi Zoranowi Milanovićowi. W drugiej turze wyborów, jak wynika z danych cząstkowych z 99,9 proc. komisji, uzyskał około 74,7 proc. głosów, a formalnie niezależny, ale popierany przez współrządzącą chadecką Chorwacką Wspólnotę Demokratyczną (HDZ) Dragan Primorac – 25,3 proc. Wynik nie jest niespodzianką.
– Nie należy się spodziewać, że Dragan Primorac wygra drugą turę – mówiła Paulina Wankiewicz, ekspertka Ośrodka Studiów Wschodnich zajmująca się Bałkanami Zachodnimi, która w sylwestra gościła w wideocascie „Państwa, miasta. Raport XYZ”.
O tym, że Zoran Milanović to zdecydowany lider prezydenckiego wyścigu, świadczyły zresztą zarówno rezultaty pierwszej tury (29 grudnia 2024 r. otrzymał 49,1 proc. głosów, a jego rywal tylko 19,35 proc.), jak i późniejsze sondaże. Jeden z nich, który przeprowadzono po telewizyjnej debacie obu pretendentów, dawał urzędującemu prezydentowi 85 proc. szans na ostateczne zwycięstwo, a reprezentantowi HDZ – zaledwie 15 proc.
Nowy, stary prezydent – ze względu na ostre wypowiedzi – bywa przez media nazywany chorwackim Trumpem.
– Obu polityków na pewno łączy populizm, pewnego rodzaju suwerenizm oraz charyzmatyczny język. Dość wspomnieć, że Zoran Milanović nazwał chorwacki trybunał konstytucyjny „bandą niepiśmiennych gangsterów”, a rozszerzenie NATO o Szwecję i Finlandię uznał za „groźne szarlataństwo” – mówiła Paulina Wankiewicz.
Podobnych przykładów jest znacznie więcej. Zoran Milanović – już jako urzędująca głowa państwa – pandemiczne lockdowny w Austrii określił jako „metody nazistowskie”, zaś na początku 2022 r. w przeddzień rosyjskiej agresji na Ukrainę tamtejszy Euromajdan nazwał „zamachem stanu”.
Ekspertka z OSW dostrzega jednak także jedną zasadniczą różnicę między Donaldem Trumpem a Zoranem Milanovićem. Polega ona na kompetencjach głowy państwa. W Stanach Zjednoczonych prezydent to bezapelacyjnie najważniejsza figura polityczna, a w Chorwacji jego prerogatywy są znacznie ograniczone, prym wiedzie bowiem rząd.
Łukaszenko siódmy raz
Zacznijmy od tego, że to, co zaplanowano na Białorusi na 26 stycznia, trudno nazwać wyborami prezydenckimi. Z góry wiadomo przecież, kto ostatecznie obejmie urząd, dlatego znacznie bardziej adekwatny wydaje się termin „głosowanie”.
Jak zauważają analitycy Instytutu Europy Środkowej (IEŚ), wyznaczony w październiku zeszłego roku przez niższą izbę białoruskiego parlamentu styczniowy termin głosowania oznacza skrócenie obecnej kadencji głowy państwa o prawie pół roku. Ostatnia inauguracja prezydencka Aleksandra Łukaszenki odbyła się 23 września 2020 r. Zgodnie z białoruską konstytucją kolejne „wybory” powinny się odbyć najpóźniej w niedzielę 20 lipca 2025 r. (poprzednie były 9 sierpnia 2020 r.). Uzasadnieniem dla wcześniejszego terminu było m.in. to, że styczniu nie prowadzi się prac polowych, nie ma wakacji szkolnych i rzadko wyjeżdża się na urlop lub na daczę.
Jak piszą eksperci IEŚ, takie przyspieszenie głosowania powoduje, że kontrkandydaci Łukaszenki mają mniej czasu na załatwienie wszelkich formalności, zwłaszcza zebranie wymaganych 100 tys. podpisów. Wydaje się to jednak dmuchaniem na zimne, bo i tak w „wyborach” nie miał szans wystartować żaden z opozycjonistów. Wymogowi zebrania odpowiedniej liczby podpisów sprostało ostatecznie tylko pięciu z siedmiu polityków, których Centralna Komisja Wyborcza (CKW) dopuściła do tego etapu. Cztery lata wcześniej możliwość zbierania podpisów otrzymało 15 inicjatyw.
Już samo to, ile osób oficjalnie poparło poszczególnych pretendentów do fotela prezydenta, pozwala mieć wyobrażenie o tym, z jaką przewagą nad pozostałymi wygra Aleksandr Łukaszenko. Bo to, że urzędujący od 1994 r. prezydent Białorusi zapewni sobie kolejną – siódmą już – kadencję, jest przecież oczywiste.
Pod kandydaturą Łukaszenki znalazło się, według oficjalnych deklaracji CKW, ponad 2,5 mln podpisów, a pod kolejną pod względem liczebności wsparcia kandydaturą – nieco ponad 134 tys.
Listy z poparciem dla wszystkich pięciorga pretendentów do fotela prezydenta, których dopuszczonych do udziału w „wyborach”, podpisało łącznie nieco ponad 3 mln osób. Z tego ponad 83 proc. podpisów znalazło się pod nazwiskiem Łukaszenki. I bardzo podobny może być ostateczny oficjalny wynik głosowania 26 stycznia (w 2020 r., w poprzednich „wyborach” prezydent dostał 80,1 proc. głosów).
Tym razem „rywalami” Łukaszenki są (wg liczby zebranych podpisów):
- Oleg Gajdukiewicz, podpułkownik rezerwy milicji, prezes i syn założyciela Liberalno-Demokratycznej Partii Białorusi, lojalistycznego, populistycznego, prawicowo-konserwatywnego ugrupowania opowiadającego się za rosyjsko-białoruską unią,
- Siergiej Syrankow, nauczyciel, pierwszy sekretarz KC Komunistycznej Partii Białorusi, która należy do międzynarodowego Związku Partii Komunistycznych – Komunistyczna Partia Związku Radzieckiego i na co dzień popiera politykę prowadzoną przez prezydenta Aleksandra Łukaszenkę,
- Anna Kanapacka, prawniczka, prywatna przedsiębiorczyni, była parlamentarzystka i kandydatka w poprzednich wyborach prezydenckich (wg oficjalnych wyników zrobiła 1,67 proc. głosów i zajęła trzecie miejsce), która w związku z tym została wyrzucona z opozycyjnej Zjednoczonej Partii Obywatelskiej,
- Alaksandr Chiżniak, menedżer i szef legalistycznej, lewicowo-konserwatywnej Republikańskiej Partii Pracy i Sprawiedliwości, który zapewnia, że popiera politykę Aleksandra Łukaszenki.
Natomiast łukaszenkowska propagandzistka i pułkownik milicji Wolga Czamadanawa oraz generał-major rezerwy białoruskiej armii Siergiej Bobrikow, czyli dwoje kolejnych kandydatów, których CKW opuściła do zbierania podpisów, zrezygnowało z ubiegania się o prezydencki fotel. Oboje, powołując się na „liczne głosy społeczeństwa”, zaapelowali jednocześnie o wsparcie Aleksandra Łukaszenki.
Świat zachodni nie uznał wyników sfałszowanych wyborów prezydenckich na Białorusi w 2020 r. Tak samo będzie z całą pewnością z rezultatami tegorocznego głosowania.
Albanii droga do Europy
11 maja do urn pójdą Albańczycy i wybiorą sobie 140 deputowanych do jednoizbowego parlamentu. Choć to dopiero za cztery miesiące, już dziś z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że kraj nie zejdzie z obranej lata temu drogi prowadzącej do Unii Europejskiej, a premierem po raz czwarty z rzędu zostanie Edi Rama, lider Socjalistycznej Partii Albanii (PS). Właśnie to ugrupowanie jest liderem sondaży i choć w ostatnich miesiącach jego poparcie nieznacznie słabnie, wciąż ma szanse na samodzielne rządy. Pod koniec 2024 r. na PS gotowych było oddać głos ponad 48 proc. Albańczyków (zarówno w kraju, jak i poza jego granicami).
Socjaldemokraci cieszą się największym poparciem w centrum i na południu Albanii. W 2021 r. w ośmiu tamtejszych okręgach wyborczych zdobyli aż 66 mandatów (w czterech okręgach na północy – tylko osiem).
Edi Rama po wielu latach starań w połowie października zeszłego roku doprowadził wreszcie do tego, że UE otworzyła pierwsze rozdziały negocjacyjne z Albanią.
– Dla nas Unia Europejska i Europa jest jedynym miejscem, w którym chcemy być, i jedynym miejscem, w którym chcemy, by żyło przyszłe pokolenie z gwarancją praw podstawowych i rządów prawa (…) Pozostajemy zaangażowani, jeśli chodzi o UE od pierwszego dnia, w którym uciekliśmy z piekła najbardziej odizolowanego kraju komunistycznego na kontynencie, Korei Północnej w środku Europy – mówił podczas uroczystości w Luksemburgu szef rządu w Tiranie.
Dowody na swą proeuropejskość dawał zresztą wielokrotnie. W połowie 2022 r. podczas unijnego szczytu skoncentrowano się na kwestiach akcesji Ukrainy, Mołdawii i Gruzji. Kraje Bałkanów Zachodnich, oczekujące na przystąpienie do UE od kilkunastu lat, zostały natomiast pominięte w debacie i Edi Rama nazwał to „szczytem niesprawiedliwości”. Przypomnijmy, że Albania wniosek o akcesję do UE złożyła w 2009 r., a status kandydata otrzymała pięć lat później.
Jednak nie tylko albańska socjaldemokracja jest tak proeuropejska. Druga siła polityczna w kraju to liberalno-konserwatywna prawicowa Demokratyczna Partia Albanii (PD), która również jest jednoznacznie prounijna. W grudniu zeszłego roku ugrupowanie mogło liczyć na poparcie 31 proc. wyborców. PD jest silniejsza na północy Albanii i w czterech tamtejszych okręgach wyborczych w 2021 r. zwyciężyła.
W sondażach publikowanych przez niezależny albański portal shqiptarja.com poparcie pozostałej części sceny politycznej jest podzielone na tzw. nowe partie oraz pozostałe ugrupowania. Poparcie dla pierwszych sięgnęło w grudniu 2024 r. rekordowego poziomu 19 proc., zaś dla drugich – spadło do niespełna 2 proc.
Jutro kolejna część tekstu o wyborach w Europie Środkowej. A pojutrze trzecia i ostatnia.
Główne wnioski
- W drugiej turze wyborów prezydenckich w Chorwacji z dużą przewagą nad konkurentem zwyciężył ubiegający się o reelekcję Zoran Milanović. Pod pewnymi względami jest podobny do Donalda Trumpa. Jednak jako głowa państwa ma znacznie mniejszą władzę niż amerykański prezydent
- 26 stycznia na Białorusi odbędzie się "wybór" Aleksandra Łukaszenki na prezydenta kraju. Już po raz siódmy. Głosowanie jest czystą fikcją. Zachód już od lat nie uznaje białoruskiego satrapy za prezydenta i nie utrzymuje z nim żadnych kontaktów.
- W maju w Albanii odbędą się wybory parlamentarne. Rządząca prozachodnia Socjalistyczna Partia Albanii, prowadzona przez Edi Ramę, ma szansę utrzymać władzę. Jej największy rywal, Demokratyczna Partia Albanii, również jest jednoznacznie proeuropejska. Kurs na akcesję kraju do UE zostanie zatem utrzymany.