Napięcie między producentami mięsa a dostawcami roślinnych zamienników trwa od lat. Pierwsi nie życzą sobie, żeby nazwami kojarzonymi z mięsem określano produkty, które go nie zawierają, bo to „podróbki”. Drudzy zapewniają, że nie łamią prawa i celowo odwołują się do tradycyjnych wzorców. Co na to sami zainteresowani – prawniczka i językoznawczyni?