Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Kultura Polityka

„To ja. Andrzej Duda”, czyli jak superbohater z Polski obalił rumuński rząd (RECENZJA)

Wybraliśmy najciekawsze fragmenty książki autorstwa prezydenta Andrzeja Dudy i zweryfikowaliśmy niektóre fakty przedstawione w „To ja. Andrzej Duda”.

Andrzej Duda podczas zaprzysiężenia Karola Nawrockiego. Fot. Paweł Supernak/PAP

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Kto naprawdę jest autorem książki „To ja. Andrzej Duda”.
  2. Jak były prezydent opisuje swoich politycznych sojuszników i oponentów oraz w jaki sposób relacjonuje najważniejsze wydarzenia swojej prezydentury.
  3. Jaki jest scenariusz Andrzeja Dudy na powrót Prawa i Sprawiedliwości do władzy.

Jest popularny dowcip, który ponoć zwykł opowiadać były premier Józef Oleksy. „Polityk wsiada do taksówki. – Dokąd? – pyta kierowca. Na co polityk: – Nieważne, wszędzie mnie potrzebują”. Lektura książki „To ja. Andrzej Duda”, w której była głowa państwa podsumowuje swoją prezydenturę, dobitnie pokazuje, że zdaniem Dudy nie tylko wszędzie był potrzebny, ale też odnosił wyłącznie sukcesy.

Donald Tusk kontempluje sztukę, Rafał Trzaskowski pływa z rekinami

Ciężki jest los czytelników autoryzowanych – przez samych zainteresowanych – biograficznych książek polityków. Zwykle są przegadane („To ja. Andrzej Duda” ma 640 stron), sztaby PR-owców wycinają z nich najsmakowitsze kąski, które mogłyby zaszkodzić bohaterom, a ego samych polityków nie mieści się między okładkami.

Efekt często budzi zażenowanie. Do dziś słychać echa kpin z książki „Szczerze” Donalda Tuska, w której przewodniczący Rady Europy, znudzony spotkaniami z najpotężniejszymi ludźmi świata, wymykał się, by w ciszy galerii podziwiać dzieła Pietera Bruegla starszego, Hieronima Boscha, Rembrandta czy Jana Vermeera. Nie wspominając już o reakcjach na książkowy wywiad Rafała Trzaskowskiego, w którym prezydent Warszawy wspominał, jak pływał z rekinami.

Andrzej Duda w swojej książce dołączył – o czym dalej – do tego grona poprzedników.

Andrzej Duda stawia na selfpublishing

Co ciekawe, „To ja. Andrzej Duda” ukazała się w formule selfpublishing, na co nie zdecydowali się przywołani wyżej politycy. Wersja podstawowa kosztuje 99 zł – kwotę niemałą w porównaniu z podobnymi publikacjami.

W zakończeniu książki Duda przyznaje, że faktycznym autorem był ghostwriter, który spisał treść na podstawie rozmów z prezydentem. „Napisanie tej książki nie było łatwe, bo nie jest łatwe przelać na papier uczucia i wspomnienia dotyczące często bardzo trudnych momentów. Wymagało to wygospodarowania sporej ilości czasu – mojego, wykradzionego z chwil wolnych od wypełniania prezydenckich obowiązków, i zespołu, który podjął się współpracy. Książka powstawała prawie rok, jest efektem kilkudziesięciu wielogodzinnych spotkań, rozmów i nagrań. Maciej Zdziarski swoimi drobiazgowymi pytaniami motywował mnie do odtworzenia z pamięci odległych wydarzeń, rozmów i związanych z nimi niuansów” – czytamy (s. 631, wyróżnienia własne).

Wszystko wskazuje więc, że to dziennikarz Maciej Zdziarski jest autorem publikacji, powstałej w wyniku rozmów z prezydentem Dudą. W książce znajduje się adnotacja, że wydawcą jest Videre sp. z o.o. Z danych KRS wynika, że jej prezesem i właścicielem jest właśnie Zdziarski.

Andrzej Duda aktywnie promuje książkę, tłumacząc, że zawarł w niej swój osobisty pogląd na prezydenturę.

Tyle kwestie redakcyjne – czas zajrzeć do wnętrza.

Post przerywany, czyli problemy z wagą

Najciekawsze wydają się fragmenty, w których poznajemy prywatnego Andrzeja Dudę. „Każdy, kto choć trochę mnie zna, wie, że zdarza mi się zdenerwować, mówić podniesionym głosem, użyć mocniejszych słów” – pisze Duda (s. 565).

Z dużym uznaniem czyta się momenty, gdy były prezydent otwarcie przyznaje się do swoich problemów z wagą. Wspomina spotkanie z początku 2010 r. z Marią Kaczyńską, żoną prezydenta Lecha Kaczyńskiego, kiedy był ministrem w Kancelarii Prezydenta.

„Panie ministrze, wylewa się pan z garnituru. Trzeba schudnąć, reprezentuje pan prezydenta” – miała mu wtedy powiedzieć Maria Kaczyńska.

„Nie mam naturalnych predyspozycji do szczupłej sylwetki. Gdy tylko wrzucę na luz, robię gruby w ciągu kilku tygodni. Kilka razy się zdarzało, że zaczynałem dobijać do setki” (s. 297). Chwilę dalej Andrzej Duda przyznaje: „Nie jestem fanem słodyczy, wolę pizzę albo frytki, najlepiej o nieprzyzwoitej porze” (s. 298).

Andrzej Duda rzucił papierosy i postanowił dwa razy w tygodniu trenować pod okiem trenera personalnego. „Po kilku miesiącach zauważyłem efekty. Zeszczuplałem i zyskałem energię” (s. 298).

Były prezydent przyznaje, że w jego przypadku sprawdził się post przerywany. „Przez osiem godzin spożywam posiłki, a w pozostałe szesnaście nie jem wcale – dozwolona jest woda i gorzka kawa bez mleka. Zaczynam jeść o dwunastej, kończę o dwudziestej. Jeśli dołączę umiarkowaną aktywność fizyczną, utrzymuję wagę i czuję się dobrze” (s. 299). Co więcej – jak zauważa Andrzej Duda – „aktywność fizyczna pozwala radzić sobie ze stresem i potężnymi napięciami” (s. 299).

Z historii trudnych relacji Dudy i Zełeńskiego

Najmocniejsze fragmenty książki dotyczą pełnoskalowej inwazji Rosji na Kijów. Andrzej Duda w ciekawy sposób opisuje swoją przyjaźń z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim. Czytelnik śledzi ich kolejne spotkania oraz nocne rozmowy telefoniczne.

Autor zabiera nas również do Biura Bezpieczeństwa Narodowego na pilną naradę z udziałem członków Komitetu ds. Bezpieczeństwa Narodowego i Spraw Obronnych – po tym, jak ukraińska rakieta, wystrzelona w obronie przed rosyjskim atakiem, zabiła dwóch Polaków w Przewodowie.

Według opisu Dudy, Polska była wtedy o krok od przypisania odpowiedzialności za atak Rosji. Naciskał na to telefonicznie sam Wołodymyr Zełenski. „Fakt, że Ukraińcy idą w zaparte i praktycznie oczekują od nas włączenia się do wojny, był nie do przyjęcia. Zrobiłem wiele, by ułatwić im przyznanie, że rakieta była ich. Powiedziałem, zgodnie ze swoim przekonaniem, że winę za śmierć dwóch Polaków ponosi de facto strona rosyjska – bo ona ostrzeliwała tego dnia Ukrainę, to ona wywołała konflikt. Nawet to nie pomogło. Stawiali swoją wersję przeciwko faktom, przeciwko dowodom zebranym niezależnie przez Polskę, USA, dowódcę strategicznego NATO i szefa pionu wywiadu NATO” – pisze Duda (s. 568).

Kijów przed inwazją? „W Polsce, 31 sierpnia 1939 roku, zapewne było tak samo”

Uderzająca jest relacja wyjazdu prezydenta Andrzeja Dudy wraz z prezydentem Litwy Gitanasem Nausėdą do Kijowa w przeddzień pełnoskalowej inwazji Rosji. Duda portretuje Ukraińców w obliczu wojny niczym nieświadome nadchodzącego kataklizmu, powoli gotowane żaby.

„Jedziemy wesprzeć kraj, któremu grozi wojna, ale wszystko wokół toczy się normalnie. Ludzie spieszą się do pracy, dzieci idą do szkoły. Rany boskie, czy nikt wokół nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia? Czy ktoś dopuszcza myśl, że za chwilę spadną tu rakiety? Czy komuś przychodzi do głowy, że będą bombardowania?” – zanotował Duda (s. 204). W innym miejscu zastanawia się, czy podobnie wyglądał ostatni dzień wakacji w Polsce 1939 roku? „W Polsce, 31 sierpnia 1939 roku, zapewne było tak samo” (s. 207).

Niewątpliwe część poświęcona Ukrainie to najlepsze fragmenty tej książki.

500+, Beata Szydło i fortel wobec Niemców

Znacznie gorzej wypadają partie, w których Andrzej Duda opisuje swój wpływ na krajową i międzynarodową politykę. Nie potrafi wówczas pozbyć się narracji, która bardziej pasuje do autorów thrillerów albo scenariuszy filmów akcji w stylu „MacGyvera” czy „Przygód młodego Indiany Jonesa”.

Z lektury wynika, że ostatnie dziesięć lat polityki w Polsce – a może i międzynarodowej – to niekończące się pasmo sukcesów Andrzeja Dudy.

I tak, według relacji, były prezydent zmusił Jarosława Kaczyńskiego, by premierką mianował Beatę Szydło. Przekonał pierwotnie sceptycznego Mateusza Morawieckiego, jeszcze jako doradcę PiS, do programu 500+. Sekretarzowi generalnemu NATO Markowi Ruttemu miał wyjaśnić konieczność wydawania 3 proc. PKB na obronność. Fortelem zmusił Niemców do wysłania leopardów na Ukrainę, załatwił bazy NATO w Polsce i wiele więcej.

A wszystko to poprzedzone – według książki – rzekomo złotymi myślami prezydenta, które czytelnikowi przedstawiane są jako odkrycia na miarę Archimedesa.

„Jarosławie, PiS wygrał pod hasłem premier Szydło! Ludzie zaufali, oddali głosy. Nie można zacząć rządów od oszustwa. Nie zgadzam się na to” – miał powiedzieć Duda do Kaczyńskiego. (s. 71). Wtedy prezes PiS nie miał wyjścia i postawił na Beatę Szydło.

Mateusz Morawiecki był sceptyczny wobec idei 500+. Wtedy Andrzej Duda powiedział: „Przecież to oczywiste. Ludzie pójdą i wydadzą je w polskich sklepach” (s. 74). Opór Morawieckiego ustąpił.

Andrzej Duda tłumaczy świat sekretarzom generalnym NATO

„Europa musi odbudować swój potencjał militarny, bo wojna w Ukrainie pokazała, że w ogóle nie jesteśmy przygotowani na zagrożenie – argumentował w rozmowie z Markiem Ruttem (s. 554). Siła tego argumentu, według książki, miała powalić sekretarza generalnego NATO.

Jego poprzednikowi, Jensowi Stoltenbergowi, nasz prezydent wcześniej tłumaczył meandry geografii politycznej. „Spójrzmy na mapę, Jens. Wyciągnąłem tablet i zbliżyłem fragment obrazujący miejsce styku terytorium Polski, Litwy, obwodu królewieckiego i Białorusi. Przesmyk suwalski” (s. 196). „Sekretarz generalny słuchał uważnie, na bieżąco notował w swoim urządzeniu, jego współpracownicy także. Zgodziliśmy się, że miejsce jest niezwykle wrażliwe i wszelkie działania wymagają dużej ostrożności” (s. 197).

W innym miejscu:

„Biden słuchał z uwagą, gdy tłumaczyłem mu, że Polska potrzebuje uzbrojenia w standardzie NATO, natomiast Ukraińcy – takiego sprzętu, który potrafią obsługiwać, bez potrzeby długotrwałego szkolenia. Czyli postsowieckiego” (s. 284).

Bez wyjaśnienia Dudy – jak można odnieść wrażenie – Joe Biden nie miałby o tym pojęcia.

Jak Andrzej Duda wymyślił Trójmorze?

Mój ulubiony fragment dotyczy okoliczności narodzin idei Trójmorza. „Powinniśmy zacząć współpracować w zakresie energetyki” – powiedziała kiedyś Dudzie była prezydent Chorwacji Kolinda Grabar-Kitarović. „Przymknąłem oczy i wyobraziłem sobie mapę Europy. Między Polską a Chorwacją, w zależności od wyboru trasy, znajdowały się jeszcze Słowacja, Czechy, Austria, Węgry i Słowenia” (s. 345). I tak Andrzej Duda wymyślił Trójmorze.

Kiedy pomysł prezydenta w jakimś momencie nie zdobywał uznania, po upływie kilku dni wszyscy zaraz doceniają jego przenikliwość. Tak było z ideą wyjazdu Dudy do Afryki, która początkowo nie wzbudzała poparcia. Ale szybko zadzwonił Joe Biden i powiedział: „Panie prezydencie, wiem, że jest pan w Afryce. To bardzo dobrze. Rosja wmawia afrykańskim przywódcom, że była atakowana przez Ukrainę, że broni swojej integralności terytorialnej i etnicznej” (s. 540).

Znów Andrzej Duda okazał się mądrzejszy niż wszyscy inni. Jest jak „Pan Samochodzik” – zawsze dwa kroki przed konkurencją.

Jak Andrzej Duda obalił rumuński rząd?

Przywołane fragmenty dowodzą przede wszystkim wielkiego ego Andrzeja Dudy, ale są też takie, gdzie dodatkowo polityk mija się z faktami.

Opisuje on swoją wizytę w Rumunii w 2015 r., kilka dni po tragicznym pożarze w klubie muzycznym Colectiv w Bukareszcie. W jego wyniku zginęły ostatecznie 64 osoby (część z nich w szpitalach). Przyczyną tragedii było łamanie zasad bezpieczeństwa, a w debacie publicznej pojawiły się zarzuty korupcji. Duda sugeruje, że jego gest przyczynił się do odwołania premiera Victora Ponty. „Już po moim wyjeździe z Bukaresztu wybuchły tam gigantyczne antyrządowe protesty. Okazało się, że zupełnie nieintencjonalnie dałem do nich upust – odwiedziłem miejsce katastrofy w przeciwieństwie do premiera Rumunii, który postanowił zdystansować się od tragedii” – napisał Duda (s. 221). A na kolejnej stronie czytamy: „- Zobacz, jaki jesteś silny! Ledwo wyjechałeś i premier podaje się do dymisji! – żartował Krzysztof Szczerski. W gruncie rzeczy była w tym cząstka prawdy” (s. 222).

– Mówienie, że Ponta się dystansował, jest bardzo mało precyzyjne. Ponta w reakcji na pożar przerwał wizytę w Meksyku, wrócił natychmiast do Bukaresztu, ogłosił trzydniową żałobę narodową, wydał oświadczenie i złożył kondolencje rodzinom ofiar – tłumaczy ceniony ekspert ds. Rumunii, który nie chce pod nazwiskiem komentować książki Andrzeja Dudy.

Ekspert, zapoznawszy się z przesłanym fragmentem, zareagował uśmiechem.

– Protesty wyzwoliła deklaracja burmistrza Piedone (mera dzielnicy, w której mieścił się Colectiv), który stwierdził, że z punktu widzenia prawa nie ma sobie nic do zarzucenia. Krytykę rządu – co zrozumiałe – podsycał prezydent Iohannis. Gest polskiego prezydenta został oczywiście zauważony i pozytywnie odebrany, ale niechęć do Ponty dojrzewała od miesięcy. Protesty wywołały deklaracje władz o „braku uchybień” – podsumowuje ekspert.

Pamięć, która płata figle

W niektórych fragmentach Andrzej Duda opisuje wydarzenia, które inni uczestnicy pamiętają nieco inaczej. Były prezydent przytacza np. rozmowę sprzed wyborów prezydenckich w 2015 r., która ma dowodzić, że był kandydatem PiS cieszącym się sympatią nie tylko zwolenników tej partii.

Na stronie 20 czytamy:

„Zostałem zaproszony do Radia Kraków przez Martę Szostkiewicz, wtedy szefową redakcji publicystyki, politycznie bardzo odległą od PiS. Kiedy zobaczyliśmy się w siedzibie radia, załamała nade mną ręce. Biadoliła:

– Boże, Boże, panie pośle!

– Dzień dobry, pani redaktor.

– Po co pan się na to zgodził? Rany boskie! Oni wiedzą, że pan nie wejdzie nawet do drugiej tury. Wtedy będą mogli powiedzieć, że to pańska wina, i będą mogli pana wyeliminować z PiS-u”.

Jak wspomina to dziś sama Marta Szostkiewicz?

– Okazuje się, że do naszej rozmowy sprzed lat przykładałam dużo mniejszą wagę niż Andrzej Duda. Dziś pamiętam z niej niewiele i trudno mi jednoznacznie odnieść się do przytoczonych w książce słów. Z pewnością nie »biadoliłam« nad jego losem. Znałam Andrzeja Dudę po prostu jako polityka PiS, ale nie łączyła nas żadna towarzyska zażyłość. Bardzo krytycznie oceniam jego prezydenturę – nie zostanie z niej nic poza samozadowoleniem byłego prezydenta – mówi w rozmowie z serwisem XYZ Marta Szostkiewicz.

Duda o Komorowskim i Kwaśniewskim

Prezydent Andrzej Duda pozwolił sobie także na małostkowe przytyki wobec swoich poprzedników. O Bronisławie Komorowskim napisał, że był pewien dwóch kadencji, bo od razu wynajął swoje prywatne mieszkanie na 10 lat (s. 100). Taki fakt nie musi jednak dowodzić pychy Komorowskiego – równie dobrze mógł wynikać z osobistych decyzji dotyczących życia po prezydenturze. Co ciekawe, podobne praktyki – jak wskazywały niektóre media – nie są Dudzie obce.

O prezydencie Aleksandrze Kwaśniewskim przeczytamy: „Z tym większym zdziwieniem czytałem w gazetach i portalach internetowych dość protekcjonalne wypowiedzi Aleksandra Kwaśniewskiego na mój temat. Składałem to jednak na karb innej wysokorozwiniętej umiejętności byłego prezydenta, który potrafi zręcznie dostosować przekaz do towarzystwa, w którym przebywa” (s. 402).

Duda o Tusku i Kaczyńskich

W „To ja. Andrzej Duda” – jak przystało na podobne książki – pełno jest oczywistych i dobrze znanych stwierdzeń. Prezydent twierdzi, że był ofiarą „nadzwyczajnej kasty” prawników (dokładna krytyka na s. 585). „Wcześniej żyłem w złudnym przekonaniu, że […] wśród wykładowców uniwersyteckich obowiązują wysokie standardy. Ale tak nie było. Kłamały i oczerniały mnie nie tylko postaci, które kariery zbudowały w PRL, lecz także moi koledzy. Przynajmniej po kilku nie spodziewałem się, że uderzą w tak ohydny sposób. Pracowaliśmy razem drzwi w drzwi, znaliśmy się, ale widać nie dość dobrze. Byłem atakowany nie tylko w mediach, lecz także podczas wykładów, gdy na sali siedziała moja córka” (s. 29).

Media – zdaniem Dudy – są złe, bo źle informują o jego sukcesach. Ale nie wszystkie. Docenia Radio Maryja. „Radio Maryja przez 30 lat działalności wykonało naprawdę ważną robotę” (s. 482)

Donald Tusk? „Do tej pory rząd Donalda Tuska nie miał sensownych kanałów z administracją Trumpa. Nic dziwnego, skoro wcześniej liderzy Platformy zrobili tak wiele dla zepsucia relacji z nowym amerykańskim prezydentem” (s. 547).

Lech Kaczyński i Jarosław Kaczyński? „Zawsze czułem dumę z bycia częścią tej ekipy. To była nasza kadrówka (…). Tylko że my mieliśmy dwóch przywódców (…). Bliźniacy znakomicie się uzupełniali. Domeną Jarosława było układanie struktur, twarda polityka partyjna i sprawy wewnętrzne. Lech Kaczyński był natomiast wizjonerem, autorem koncepcji pozycji Polski na arenie międzynarodowej. Prawo i Sprawiedliwość zarządzane twardą ręką przez Jarosława i wygrywając kolejne wybory, wyrosło na legendzie i ideach Lecha Kaczyńskiego. A ja zamierzałem te idee wcielić w życie jako kolejny prezydent RP” (s. 61).

O następcy i o żonie

„Moje stosunki z Nowogrodzką od pierwszych dni były niełatwe” (s. 68) – przyznaje jednak w innym miejscu.

Karol Nawrocki? „Patriota, który niemal dekadę wcześniej pokazał miłość do Polski i zaangażowanie w swoje obowiązki” (s. 476). Tak Duda opisuje przygotowanie przez dr. Karola Nawrockiego – wówczas naczelnika Oddziałowego Biura Edukacji IPN w Gdańsku – uroczystości pogrzebowych „Inki” i „Zagończyka”.

O żonie? „Dorobek mojej żony jako pierwszej damy jest imponujący, choć słabo znany publicznie, bo nie polegał na pindrzeniu się i pozowaniu przed obiektywem” (s. 335).

Kuszenie Władysława Kosiniaka-Kamysza

Spoza rytualnych sformułowań na temat politycznych przeciwników i sojuszników wyłania się polityczny plan Andrzeja Dudy dla prawicy. Były prezydent kreśli zasadniczo dwa scenariusze, oba zakładające powrót Prawa i Sprawiedliwości do władzy – tym razem z koalicjantem.

W pierwszym scenariuszu partnerem PiS miałoby być PSL. Dlatego w książce Andrzeja Dudy wiele ciepłych słów pada pod adresem Władysława Kosiniaka-Kamysza, lidera ludowców. „Uznawałem go za człowieka kulturalnego, rzetelnego, budzącego sympatię” (s. 606). To też o wicepremierze w rządzie Donalda Tuska: „Doceniam jego rzeczowe i odpowiedzialne podejście do spraw bezpieczeństwa. Jako minister obrony prowadził duże zamówienie zbrojeniowe, kontynuując kierunek obrany wcześniej przez rząd Zjednoczonej Prawicy. Wiem, że nie miał łatwo. Koledzy z Koalicji Obywatelskiej nie zawsze ułatwiali mu pracę. Mimo to robił swoje”. (s. 611). I dalej: „cieszyłem się, że wagę relacji z USA wydaje się rozumieć wicepremier Kosiniak-Kamysz”.

Prezydent ujawnia, że po wyborach z jesieni 2023 r., wygranych przez PiS, ale bez zdolności koalicyjnej, sondował możliwość wskazania Władysława Kosiniaka-Kamysza na premiera. Liczył, że lider PSL spróbuje szukać większości w sojuszu z PiS i Konfederacją. „Problem w tym, że on tej roli po prostu nie chciał (…). Później zapytałem go wprost (…). Za każdy razem odpowiedź była taka sama: „nie”” (s. 606).

Komplementy o Mentzenie i Bosaku

Dlatego wydaje się, że Andrzej Duda większe nadzieje na powrót PiS do władzy wiąże z drugim scenariuszem – wspólnymi rządami z Konfederacją. Stąd w książce szczególnie ciepłe słowa pod adresem liderów tej partii.

O Sławomirze Mentzenie Duda pisze:„I wtedy zobaczyłem w nim kogoś więcej: człowieka o rozległej wiedzy ekonomicznej, z wyczuciem spraw państwowych, zorientowanych w realiach funkcjonowania instytucji” (s. 619). Dodaje też: „Nie ukrywam: nie ze wszystkimi jego poglądami się zgadzam. Niektóre z koncepcji są w moim odczuciu zbyt daleko idącym liberalizmem. Ale nie sposób odmówić mu jednej rzeczy: to człowiek, któremu naprawdę zależy na Polsce. Odbieram go jako patriotę i państwowca – to robi wrażenie” (s. 621).

Andrzej Duda o Krzysztofie Bosaku: „Znamy się od lat, a w ciągu ostatniego półtora roku widywaliśmy się regularnie w Pałacu Prezydenckim przy okazji wydarzeń, także z udziałem zagranicznych gości. Często towarzyszyła mu żona, również zasiadająca w parlamencie. Zaprosiłem go na spokojną, bezpośrednią rozmowę (…). Spotkanie okazało się ciekawe i merytoryczne” (s. 621).

Co czyta Andrzej Duda? Mało

Mam nadzieję, że nie będzie nietaktem, jeśli po dokładnej lekturze całej książki, zanim przejdę do zakończenia tego tekstu, pozwolę sobie na niewielką prośbę do wydawcy. „Jako minister towarzyszyłem prezydentowi [Lechowi Kaczyńskiemu – przyp. ŁG] w jego wizytach w Zagłębiu Śląsko-Dąbrowskim” – wspomina Andrzej Duda (s. 78).

Gdybym nie pochodził z Dąbrowy Górniczej, pewnie nie odważyłbym się o to poprosić. Ale proszę: w kolejnych wydaniach warto ten błąd poprawić. Nie istnieje Zagłębie Śląsko-Dąbrowskie – są Śląsk i Zagłębie Dąbrowskie. Brzydko wygląda takie sformułowanie w podsumowaniu prezydentury człowieka, który podkreśla swoje górnicze korzenie z Jaworzna i szczyci się odwiedzeniem wszystkich powiatów w Polsce.

A teraz na koniec pozostawiam Was z tytułami książek, które Andrzej Duda poleca w „To ja. Andrzej Duda”:

  • Melchior Wańkowicz „Ziele na kraterze”,
  • Piotr Gursztyn „Rzeź Woli. Zbrodnia nierozliczona”,
  • Tomasz Awłasewicz  „Łowcy szpiegów”,
  • Julian Kornhauser „Tyle rzeczy niezwykłych. Wiersze dla Agatki”.

Mało, jak na dziesięć lat. Pewnie był zajęty pisaniem swojej.

Autobiografia prezydenta Andrzeja Dudy
Autobiografia prezydenta Andrzeja Dudy. Fot. XYZ

Andrzej Duda, To ja. Andrzej Duda, Videre sp. z o.o., Kraków, 2025, ss. 640.

Główne wnioski

  1. W zakończeniu książki Andrzej Duda przyznaje, że powstała ona dzięki ghostwriterowi na podstawie rozmów z prezydentem. Wszystko wskazuje, że faktycznym autorem jest dziennikarz Maciej Zdziarski.
  2. Najciekawsze fragmenty publikacji pokazują Andrzeja Dudę prywatnie. Polityk przyznaje, że „zdarza mu się zdenerwować, mówić podniesionym głosem, użyć mocniejszych słów”. W otwarty sposób pisze także o swoich problemach z wagą. Rozwiązaniem okazał się dla niego post przerywany oraz regularna aktywność fizyczna.
  3. Były prezydent kreśli również plan powrotu Prawa i Sprawiedliwości do władzy. Pierwszy scenariusz zakłada koalicję z PSL, stąd w książce nie brakuje ciepłych słów pod adresem Władysława Kosiniaka-Kamysza. Druga rozważana opcja obejmuje sojusz z Konfederacją. O Sławomirze Mentzenie Duda pisze, że to „patriota i państwowiec”.