Trump namieszał na rynku metali. Kto na giełdzie straci, a kto zyska?
Prezydent USA zapowiedział wprowadzenie kolejnych ceł, tym razem na import dwóch kluczowych metali. Jego ruch postawił inwestorów w stan gotowości, bo wpłynął na ceny wielu aktywów giełdowych.


Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego Donald Trump wprowadził cła na import stali i aluminium.
- Jak na jego decyzję zareagowali inwestorzy giełdowi.
- Które aktywa giełdowe mogą zyskać, a które stracić w związku z cłami.
Podczas pozornie luźnego i rutynowego spotkania z prasą na pokładzie samolotu Air Force One padły zaskakujące słowa. Spytany o to, czy planuje kolejne ograniczenia handlowe, Donald Trump odpowiedział, że zamierza wprowadzić cła w wysokości 25 proc. na import stali i aluminium. Jak powiedział, tak zrobił – dzień później podpisał rozporządzenie. Przepisy wejdą w życie 12 marca.
Szok i reakcja
Spodziewano się, że nowy prezydent USA wesprze amerykański przemysł metalurgiczny. Na produkcji metalu opierają się takie stany jak Pensylwania czy Karolina Północna, które przed ostatnimi wyborami były uznawane za “niezdecydowane”, a ostatecznie opowiedziały się za Trumpem. Cła są więc pewnego rodzaju podziękowaniem za poparcie. Mało kto jednak zdawał sobie sprawę, że obejmą import metali od wszystkich partnerów handlowych Ameryki. Regulacje będą dotyczyć dostaw z Wielkiej Brytanii, Indii, Chin, UE czy nawet Kanady i Meksyku.
Objęcie cłami tych dwóch ostatnich krajów jest o tyle szokujące, że w minionym roku łączna wartość stali i aluminium przetransportowana z nich do USA wyniosła ponad 26 mld dolarów – wynika z danych Bloomberga.
W ujęciu netto Stany są importerem zarówno stali, jak i aluminium. Jak obliczyli analitycy Morgan Stanley, w minionym roku w USA wartość importu aluminium metalu przekroczyła wartość eksportu o 80 proc.
Reakcja inwestorów już na samą zapowiedź ceł była dość zdecydowana. Najpierw zaczęli skupować akcje amerykańskich producentów metali. Podskoczyły kursy spółek Alcoa, Cleveland-Cliffs oraz United States Steel. Potem zaczęli handel na walorach amerykańskich producentów aut. Mocno wahały się notowania Forda i General Motors.
Duże zamieszanie powstało na kursach kontraktów na metale, natomiast tam płynność zazwyczaj jest mała, więc nie pojawił się jasny, nowy kierunek kursów. Każdy z pierwszych ruchów – na akcjach i kontraktach – można było uznać za impulsywny i oparty głównie na intuicji. Pierwsze decyzje inwestycyjne gracze giełdowi podjęli wyłącznie na podstawie zdawkowych informacji dotyczących potencjalnych ceł. Teraz, wraz z podpisanym rozporządzeniem oraz komentarzami specjalistów od regulacji handlowych, inwestorzy zaczynają rozgrywać znacznie bardziej skomplikowane scenariusze.
Analiza prawdopodobieństwa
Pierwsze pytanie, które zadali sobie inwestorzy po wieściach o cłach to – czy Donald Trump rzeczywiście, zgodnie z prawem, może je wprowadzić? Eksperci od razu pisali, że na pewno, bo powoła się na artykuł 232 ustawy o ekspansji handlu (z ang. Trade Expansion Act). To przepis, który daje prezydentowi USA możliwość wprowadzenia ograniczeń handlowych, jeśli te są konieczne dla bezpieczeństwa wewnętrznego państwa. Republikanin skorzystał z tej możliwości już podczas swojej pierwszej kadencji i teraz zrobił to ponownie. W nowym rozporządzeniu pada m.in. stwierdzenie – "uznałem, że import produktów stalowych z tych krajów zagraża bezpieczeństwu narodowemu".
Drugie pytanie to – czy cła rzeczywiście będą obowiązywać w zapowiedzianej formie. W tym wypadku nie ma całkowitej pewności, mimo że rozporządzenie zostało już podpisane. Dużo zależy od reakcji partnerów handlowych. Unia Europejska, której państwa też sprzedają metale Stanom i mają być objęte cłami, zapowiedziały już cła odwetowe.
Nie bez znaczenia są też możliwości produkcyjne amerykańskich hut. Jak piszą analitycy, wiele z nich z premedytacją nie wykorzystuje w pełni mocy produkcyjnych, w obawie przed wysokimi kosztami. Czy będą w stanie podnieść produkcje? Przekonamy się.
Warto też pamiętać, że od kilku kwartałów trwa poszukiwanie inwestora dla United States Steel. Japoński Nippon Steel chciał kupić tę spółkę, ale transakcję zablokował kilka miesięcy temu zarówno Joe Biden, jak i Donald Trump kilka tygodni temu. Ten drugi stwierdził, że "Nippon może co najwyżej zainwestować w część udziałów US Steel".
Trzecie i najważniejsze pytanie dla inwestorów brzmi – co, jeśli cła zostaną wprowadzone w zapowiedzianej, zgodnej z rozporządzeniem formie? Gracze giełdowi już się zastanawiają, kto może zyskać, a kto stracić. Od importu stali mocno zależne są branże aerokosmonautyczna, samochodowa i surowcowa (stal mają w sobie wiatraki oraz platformy wiertnicze). Każda z nich wykorzystuje też aluminium, które jest obecne także w branżach: elektrycznej, elektronicznej oraz opakowań. Teoretycznie mogą ucierpieć, chyba że zdążą zabezpieczyć nowe dostawy przed wprowadzeniem ceł. Łańcuch przyczynowo-skutkowy jest bardzo długi.
– Moim zdaniem sektorami potencjalnie najbardziej zagrożonymi dotkliwymi skutkami ceł są motoryzacja i farmacja. Zmiany odczuć też mogą producenci półprzewodników. Wpływ ograniczeń handlowych na rynki finansowe nie będzie duży, ale odczują go inwestorzy przez wyniki pojedynczych spółek wykorzystujących stal i aluminium. Ich marże mogą spaść, chociaż cześć wyższych kosztów zapewne przerzucą na klientów – mówi Krzysztof Kamiński, analityk Oanda TMS Brokers.
Niespodziewani beneficjenci
Jednym z najciekawszych zagrań giełdowych ostatnich dni, powiązanych z cłami na metale, jest skup... złota i srebra. Cena bardziej szlachetnego kruszcu podskoczyła do najwyższego poziomu w historii i zbliża się do 3 tys. dolarów za uncję. Srebro też nie radzi sobie najgorzej, bo oscyluje wokół 32 dolarów za uncję. Dlaczego inwestorzy zainteresowali się akurat tymi aktywami? Wytłumaczenie jest stosunkowo proste.
– Zacznijmy od tego, że na giełdzie od pewnego czasu panuje ogólna niepewność związana nie tylko ze stopniowo wprowadzanymi cłami przez USA, ale też ze stanem amerykańskiej gospodarki, którą potencjalnie może spotkać spowolnienie. Zazwyczaj w obliczu tego typu niepokojów tradycyjnym zagraniem jest skup złota, które uznaje się za tzw. bezpieczną przystań. Często też wybierane jest srebro, bo to po prostu tańszy odpowiednik złota – mówi Krzysztof Kamiński.
Tym razem ruch w górę na kursach złota i srebra wspiera jednak jeszcze jeden czynnik.
– Pojawiły się plotki, że Donald Trump może też chcieć wprowadzić cła import złota i srebra. Widać przez to duże poruszenie na rynku dóbr fizycznych. Handlarze oraz banki inwestycyjne szybko przenoszą zapasy z magazynów z Londynu do USA. Popyt na fizyczne złoto i srebro podskoczył. Przez to kursy kontraktów na metale szlachetne w Stanach Zjednoczonych też podskoczyły wyraźnie – mówi Daniel Kostecki, analityk rynków finansowych CMC Markets.
Dość duże, niecodzienne poruszenie widać również w cenach miedzi. W tym przypadku wytłumaczenie też jest dość logiczne.
– Donald Trump pragnie ponownie uczynić Stany Zjednoczone potęgą przemysłową. Liczy, że lokalna produkcja surowców podskoczy, ale to nie stanie się z dnia na dzień. Konieczna będzie odbudowa lub zbudowanie nowej infrastruktury, a ta nie obejdzie się bez wykorzystania wielu surowców, takich jak miedź – dodaje Daniel Kostecki.

Główne wnioski
- Donald Trump wprowadził cła na import stali i aluminium, by zadziałać na korzyść amerykańskich producentów metali, zatrudniających wiele osób w stanach, które opowiedziały się za Republikaninem w ostatnich wyborach.
- Inwestorzy w pierwszej reakcji na decyzje prezydenta USA zaczęli skupować akcje amerykańskich producentów metali i sprzedawać walory spółek wykorzystujących stal i aluminium.
- Niespodziewanym zwycięzcą okazało się złoto, które inwestorzy skupowali nie tylko, by schronić się przed giełdową zawieruchą, ale też, by skorzystać na potencjalnych nowych cłach na metale szlachetne.