Ukraina długo na to czekała. Donald Trump dał zielone światło na uderzenia w głębi Rosji
Przełom czy gra pod publiczkę – co oznacza decyzja Donalda Trumpa dotycząca zgody na ukraińskie ataki w głębi Rosji. Może to oznaczać dalszy rozwój technologii dronowej, ale i eskalację.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Co oznacza zgoda prezydenta USA na ukraińskie uderzenia w głębi Rosji.
- Jakiego rodzaju ataków można się spodziewać.
- Czy Ukraińcy będą wykorzystywać nowe rodzaje uzbrojenia np. bezzałogowce Flaming i pociski Tomahawk.
Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump zgodził się na ukraińskie ataki dalekiego zasięgu na cele w głębi terytorium Rosji. Tę decyzję oznajmił specjalny wysłannik USA ds. Ukrainy Keith Kellogg w telewizji Fox News.
"Sądząc po jego słowach, a także po wypowiedziach wiceprezydenta Vance’a i sekretarza Rubio, myślę, że odpowiedź brzmi: tak. Niech (Ukraina) korzysta ze zdolności do uderzania w głębi" – powiedział w Fox News Keith Kellogg.
Pytany, czy wojska ukraińskie mają zgodę na wykorzystywanie amerykańskiej broni w taki sposób, Kellogg odparł, że "jest różnie: czasem mają, czasem nie".
Wątpliwe, aby w obecnej sytuacji miała nastąpić eskalacja. Moskwa już nawet nie sili się na kolejne czerwone linie, bo wie, że to nie działa – stąd słowa Ławrowa, że pojawienie się rakiet Tomahawk niczego nie zmieni na froncie.
Co może zrobić Ukraina? Drony, akty dywersji i sabotażu, pociski dalekiego zasięgu
Co oznaczają "głębokie uderzenia"? Nie chodzi tu ataki takie, jakie Ukraińcy w ubiegłym roku przeprowadzili na terenie graniczącego z Ukrainą obwodu kurskiego. Chodzi o ataki na tereny leżące głęboko w Rosji.
Trudno jednak oczekiwać, by oznaczało to zmasowane ataki i pancerne rajdy Ukraińców w Rosji. Na to nasz wschodni sąsiad nie ma sił ani środków. Może jednak prowadzić działania, które bardzo dadzą się Rosjanom we znaki. Chodzi tu przede wszystkim o ataki dalekiego zasięgu bronią precyzyjną. A także o akty dywersji, sabotażu, a nawet terroru.
Ukraińcy deklarują, że mają pociski, które będą mogły razić cele w głębi Rosji. Chodzi o słynne pociski FP-5 Flamingo. Są to potężne (ok. 12-14 m długości, szacowana waga: 6 ton, głowica bojowa o masie ok. 1,5 tony) pociski samosterujące, które konstruowane są poza Ukrainą.
Pociski mają też duży zasięg. Według deklaracji strony ukraińskiej może to być nawet ok. 3 tys. km. Będzie to zatem idealna broń do rażenia dużych celów: fabryk, zakładów pracy, dużych zgrupowań wojsk rosyjskich itp. Ukraińcy mogliby też użyć ich do ataków na bazy lotnicze wojsk rosyjskich, czy obiekty infrastruktury krytycznej: elektrownie czy zakłady przetwórstwa ropy i gazu – głównych paliw rosyjskich.
Minusami pocisków są ich wspomniane już wyżej rozmiary, stosunkowo niewielka prędkość (ok. 900 km/h) i to, że nie są "niewidzialne" dla radarów przeciwnika. Mogą być przez to stosunkowo łatwo strącane przez obronę przeciwlotniczą Rosji. Ważne jest, że pociski wystrzeliwane są z powierzchni ziemi.
Ma to niebagatelne znaczenie przy szczupłości ukraińskich sił powietrznych. Takiego pocisku nie da się odpalić z pokładu samolotu, a na pewno nie z żadnego, używanego obecnie w Siłach Powietrznych Ukrainy.
Ukraińcy mogą wykorzystywać też inne pociski. W przeszłości do dalekich uderzeń używali m.in. dostarczanych przez Wielką Brytanią pocisków Storm Shadow. Mogły one być przenoszone przez ukraińskie Su-24, jednak na przestrzeni ostatnich miesięcy nie było w mediach informacji o użyciu tej broni. Być może Ukraińcom skończyły się ich nieduże przecież zapasy, a być może nie mają już sprawnych Su-24.
A może Tomahawki?
Kellogg przypomniał, że prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski na niedawnym spotkaniu z Donaldem Trumpem poprosił o dostarczenie rakiet Tomahawk o zasięgu 2,5 tys. km. Decyzji w tej sprawie jeszcze nie podjęto.
W tym przypadku należy jednak wyrazić wątpliwość, czy Amerykanie zgodzą się na przekazanie tych pocisków Ukrainie. To broń szczebla taktycznego, nie strategicznego, jednak to, jak wykorzystaliby je Ukraińcy, pozostaje sprawą otwartą.
Trudno uwierzyć, że Amerykanie udostępniliby je Ukrainie. Strzegą ich bardzo zazdrośnie. Dzisiaj, oprócz armii USA, Tomahawków używają Brytyjczycy i Australijczycy.
Dywersja, terror, drony. Operacja Pajęczyna się powtórzy?
Druga kwestia to wykorzystanie działań nieregularnych. Chodzi o takie uderzenia, jakich byliśmy już świadkami. Taką operacją była np. słynna już Pajęczyna. Przypomnijmy: 1 czerwca, ukraińskie bezzałogowce, odpalone z naczep samochodów ciężarowych, zniszczyły samoloty należące do rosyjskiego lotnictwa strategicznego.
Dokonały tego na terenie Rosji. Była to skomplikowana, bardzo złożona pod kątem wywiadowczym operacja, którą jednak udało się Ukraińcom zaskoczyć Rosjan. Być może, skoro udało się raz, ukraiński Sztab Generalny i wywiad wojskowy (HUR) mogą spróbować ponownie.
Z uwagi na sprawnie działający wywiad wojskowy Ukraińcy byliby w stanie przeprowadzić tego rodzaju uderzenia i ataki. Mogą też prawdopodobnie sięgnąć po inne narzędzia – akty dywersji, terroru i sabotażu na terenie Rosji.
Co się zmieni? Dr Dariusz Materniak: Na linii frontu – niewiele
Spróbujmy jednak odpowiedzieć na podstawowe pytanie: co to realnie oznacza dla Ukrainy? Zdaniem dr. Dariusza Materniaka, twórcy portalu pol-ukr.net, analityka, obecnie dziennikarza Polskiej Agencji Prasowej, oznacza to przede wszystkim zwiększenie ukraińskich możliwości operacyjnych.
Zwłaszcza pod kątem użycia amerykańskiego sprzętu, bo własnej produkcji dronów czy pocisków używają od dawna.
– Podobnie jak prowadzą działania na głębokim zapleczu wykorzystując aktywa SBU [Służby Bezpieczeństwa Ukrainy – red.] czy HUR. Natomiast ta zgoda pozwoli na wykorzystanie uzbrojenia takiego jak pociski ATACMS czy GMLRS, które Ukraina już otrzymała od USA. Problemem są niewielkie lub całkiem wyczerpane zapasy tego typu amunicji; więc tu byłyby potrzebne dostawy – mówi dr Dariusz Materniak.
Eskalacja konfliktu? „Moskwa już się nie sili na czerwone linie"
Zdaniem analityka takie dostawy mogłyby mieć faktyczny wpływ na zmianę sytuacji. Pod warunkiem znaczącego ich zwiększenia albo objęcia dostawami pocisków Tomahawk czy pocisków manewrujących, które można odpalać z samolotów. Np. takich jak użytkowane też przez Polskę pociski JASSM. Pod warunkiem dostosowania ukraińskich F-16 do tego typu uzbrojenia.
Pozwoliłoby to Ukrainie uderzać na rosyjskie zaplecze, centra dowodzenia, logistyki itp. Ta decyzja mogłaby też skłonić inne kraje do podobnych kroków (np. Niemcy i pociski Taurus).
– Wątpliwe, aby w obecnej sytuacji nastąpiła eskalacja. Moskwa już nawet nie sili się na kolejne czerwone linie, bo wie, że to nie działa – stąd słowa Ławrowa, że pojawienie się rakiet Tomahawk niczego nie zmieni na froncie – ocenia dr Dariusz Materniak.
Czy zatem uderzenia "w głębi terytorium Rosji" coś realnie zmienią? Być może Ukraińcy będą w stanie zneutralizować pewne cele poziomu taktycznego (jak rafinerie czy elektrownie) albo zneutralizować "punktowo" rosyjskich dowódców, ale całościowego przebiegu wojny raczej to nie zmieni.
Ukraina jest wyczerpana. Gospodarczo i militarnie. Precyzyjne, punktowe, "chirurgiczne" uderzenia mogą być skuteczne tylko w określonym zakresie, ale nie sprawią, że Rosja odstąpi od działań wojennych. Jedyną możliwością na to byłoby chyba tylko punktowe uderzenie w Kreml. To się jednak nie wydarzy.
Zdaniem eksperta
Płk Małecki: „Ukraińcy będą poczynać sobie o wiele śmielej"
Ukraińcy wykorzystają też głębokie działania wywiadowcze. Uderzanie w morale. Ale także ukarzą odpowiedzialnych np. za zbrodnie i bestialstwa wojenne. Obrazu walk to raczej nie zmieni, ale to działania raczej punktowe i prowadzone przy użyciu zasobów własnych – zarówno zasobów ludzkich, jak i operacji w cyberprzestrzeni. Ukraińcy robią to, czego nie potrafią – lub nie mają odwagi – zrobić nasze służby: przenoszą działania na teren przeciwnika. A Rosjanie rozgrywają nas, jak chcą i to wykorzystując narzędzia i metody, po które też moglibyśmy śmiało sięgnąć: "jednorazowych" agentów, werbunek prowadzony przy pomocy mediów społecznościowych, zaciemnienie atrybucji [przypisania komuś działań – red.]. Moglibyśmy śmiało robić to samo na terenie Rosji. W ten sposób moglibyśmy Ukraińcom pomóc, ale taka decyzja musiałaby zapaść po pierwsze na szczeblu politycznym, a po drugie – sojuszniczym.
Główne wnioski
- Decyzja administracji Donalda Trumpa o zezwoleniu Ukraińcom na głębokie uderzenia na terenie Rosji nie zmieni oblicza konfliktu na Ukrainie.
- Ukraińcy mogą sięgnąć po działania przy pomocy dronów, pociski dalekiego zasięgu i bezzałogowce.
- Ukraińcy oczekują też, że Amerykanie udostępnią im taktyczne pociski samosterujące Tomahawk.