Sprawdź relację:
Dzieje się!
Kultura

Uwaga! Zwolnij! Jesteś w muzeum

Muzea stały się ofiarą swojego sukcesu. Przez kolejne frekwencyjne rekordy bite z roku na rok zaczęły być traktowane jako produkt turystyczny. A gdzie w tym wszystkim jest miejsce na refleksję nad obrazami i rzeźbami? Odpowiedzią jest Dzień Wolnej Sztuki, który w tym roku przypada na 5 kwietnia. Żyjemy bowiem w czasach, w których buntem staje się hasło: „slow”.

Wystawa Caravaggia w Rzymie
Wystawa Caravaggia w Rzymie. Fot. Łukasz Gazur

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Czym jest Dzień Wolnej Sztuki.
  2. Które polskie muzea znalazły się w gronie 100 najchętniej odwiedzanych muzeów świata.
  3. Co ma sztuka El Greca do marcepanowych cukierków.

Rzym, 19 marca 2025 roku. Przed pałacem Barberini tłumy. Kolejka wije się przez dziedziniec, a bilety kupować trzeba nawet z dwutygodniowym wyprzedzeniem. Wszyscy chcą zobaczyć wystawę Caravaggia reklamowaną jako jeden z tegorocznych hitów w muzeach europejskich. Dość wspomnieć, że od czasu jubileuszowego pokazu w 2010 roku w rzymskim Scuderie del Quirinale nie spotkały się w jednej przestrzeni aż 24 obraz mistrza.

Wewnątrz tłumy, że właściwie trudno się przecisnąć, nie mówiąc już o spokojnym oglądaniu wystawy. I choć sama ekspozycja to dość konserwatywna propozycja – bez aranżacyjnych fajerwerków oraz homoerotycznych odczytań, które dziś patrzeniu na tę twórczość towarzyszą – i tak już można ogłosić frekwencyjny sukces tego roku. Nie tylko na rzymską skalę. Jeszcze przed otwarciem uznano ją za jedno z wystawienniczych wydarzeń z adnotacją „koniecznie!”.

Brak pośpiechu to dziś bunt

Takie wystawy to przejaw szerszego zjawiska. Wzrost ruchu turystycznego sprawił, że muzea stały się modne. Dzieje się tak szczególnie w najbardziej popularnych wśród podróżujących miejscach, jak Paryż, Barcelona, Madryt, Rzym. A to niestety sprawia, że właściwie nie ma czasu, by przyjrzeć się zgromadzonym dziełom, docenić kunszt artysty albo uchwycić myśl kuratorską.

Według różnych badań obecnie w muzeach poświęcamy na jedno dzieło… od 7 do 18 sekund. Tymczasem zdaniem organizatorów Dnia Wolnej Sztuki, by naprawdę móc obcować z dziełem, wychwycić detale i „zanurzyć się” w artystycznych doznaniach, powinniśmy poświęcić każdemu od 5 do 10 minut.

Dzień Wolnej Sztuki przypada w tym roku 5 kwietnia i od kilkunastu lat jest już zjawiskiem globalnym. Na każde z ogólnoświatowych zjawisk typu „fast food”, „fast fashion” czy „overtourism” znalazł się odpowiednik z dopiskiem „slow”. To bunt przeciwko turbodynamice życia społecznego, która nie daje szans na zatrzymanie i chwilę wytchnienia.

Wystawy w ramach Berlin Biennale
Wystawa w ramach Berlin Biennale. Fot. Łukasz Gazur

W Dniu Wolnej Sztuki muzea i galerie na całym świecie otwierają szerzej swoje drzwi, aby zachęcić zwiedzających do skupienia się na niewielkiej liczbie dzieł (maksymalnie pięciu) i poświęcenia im należytej uwagi. Podczas wydarzenia w salach wystawowych obecni są wolontariusze i edukatorzy. Ich zadaniem jest inicjowanie dyskusji i zachęcanie do refleksji nad oglądanymi eksponatami. W przeciwieństwie do tradycyjnych wykładów ich rola polega na prowokowaniu wymiany myśli i dzielenia się wrażeniami.

Tegoroczne hasło „Co czujesz?” ma zachęcać do osobistych interpretacji i emocjonalnego odbioru sztuki.

Dodatkowym celem Dnia Wolnej Sztuki jest obalenie mitu, że do zrozumienia sztuki niezbędna jest specjalistyczna i kompleksowa wiedza. Poprzez skupienie się na wybranych dziełach uczestnicy mają szansę na samodzielne odkrywanie ich znaczeń, czerpanie inspiracji i odnalezienie przyjemności w zwiedzaniu muzeów i galerii.

Najlepsi wśród najlepszych

Niestety – muzea stały się dziś ofiarami swojego sukcesu. Hity frekwencji z jednej strony, a z drugiej – konserwatorskie ograniczenia (w wypadku niektórych muzeów chodzi o zmiany wilgotności czy temperatury, na które wpływa liczba zwiedzających) sprawiają, że czasu na zwiedzanie i oglądanie jest coraz mniej. Wiele muzeów wprowadza bilety godzinowe, by móc zapanować nad tłumem chętnych. A sytuacja – wraz ze stałym wzrostem liczby turystów – będzie coraz trudniejsza.

I zagadnienie to nie omija Polski. Wręcz przeciwnie. Do ogłoszonego właśnie rankingu „The ArtNewspaper” weszły cztery instytucje z Polski. I choć do Luwru, Muzeów Watykańskich czy The Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku wciąż im daleko, to wszystkie zaliczyły awans. Chodzi o Zamek Królewski na Wawelu, Zamek Królewski w Warszawie, Muzeum Narodowe w Krakowie i Muzeum Narodowe w Warszawie.

Odwiedzających liczą w milionach

Zamek Królewski na Wawelu to czarny koń muzealnego wyścigu. Wzgórze odwiedziło w ubiegłym roku 3,1 mln osób. Dało to rezydencji polskich królów 17. miejsce wśród najchętniej odwiedzanych muzeów na świecie. Wawel wyprzedził Galerię Uffizi we Florencji, Akropol, Kunsthistorisches Museum w Wiedniu, a nawet niezwykle popularne Rijksmuseum w Amsterdamie. Skok liczby zwiedzających rok do roku wyniósł ponad 21 proc. I jest to bezapelacyjnie najlepszy wynik wśród polskich instytucji ujętych we wspomnianym rankingu.

(Gabinet Porcelanowy w Zamku Królewskim na Wawelu)
Gabinet Porcelanowy w Zamku Królewskim na Wawelu. Fot. materiały prasowe

Na 31. miejscu uplasowała się druga z rezydencji władców polskich – czyli Zamek Królewski w Warszawie. W 2024 roku frekwencja wyniosła prawie 2,2 mln osób.

Muzeum Narodowe w Krakowie w zeszłym roku odwiedziło niemal 1,9 miliona osób (38. pozycja na liście). Muzeum Narodowe w Warszawie – ponad półtora miliona osób (47. pozycja na liście).

Oczywiście obecność polskich instytucji na liście cieszy bez dwóch zdań. Moda na muzea nie przemija. Ale rodzi to kolejki i tłumy na wystawach. I tak źle, i tak niedobrze. Niemniej najwyższy czas przemyśleć, czy wskaźnik frekwencji to najważniejszy wskaźnik w ocenie muzeów. Bo to czasem – choć nie zawsze – może stać w sprzeczności z ambitnym programem.

Wystawy gwiazd… mody

Na razie muzea prześcigają się w pomysłach, jak przyciągnąć uwagę zwiedzających. Sposobów oczywiście jest kilka.

Jednym z nich są blockbustery. Kiedyś słowo oznaczało kasowe hity w kinie, dziś stało się chlebem powszednim muzealnictwa. Wspomniany już Caravaggio czy Leonardo da Vinci w Luwrze lub w The Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku, Mark Rothko w Louis Vuitton Foundation w Paryżu, Constantin Brancusi w Centre Pompidou, Marina Abramović w Kunsthaus w Zurychu, Frans Hals lub wcześniej Vermeer w Rijksmuseum w Amsterdamie.

Ale obok gwiazd malarstwa, rzeźby i grafiki – tak dawnej jak i współczesnej – coraz częściej gromadzącymi najwięcej widzów są wystawy gwiazd popkultury, a nawet słynnych projektantów mody. Dziś po raz pierwszy w paryskim Luwrze można zobaczyć około 100 kreacji najważniejszych domów mody z całego świata. Wypożyczyły je największe domy mody, takie jak Balenciaga, Chanel, Iris van Herpen czy Yomsmoto. By je jednak zobaczyć, trzeba swoje odstać w kolejkach.

Coś, czego nie było od stu lat

Ale pomysłem na wystawy jest też hasło „odkrycie”. I nie chodzi tylko o dzieła, które naprawdę odnalazły się po latach. Czasem to obiekty, które na co dzień są dla widzów niedostępne.

W Prado trwa właśnie niezwykły pokaz dzieł El Greca. Zgromadzono osiem monumentalnych prac malarza znajdujących się w kolekcjach na całym świecie. To pierwsza okazja od ponad stu lat, by w jednym miejscu zobaczyć niemal wszystkie obrazy zamówione przez klasztor Santo Domingo el Antiguo w Toledo. To one zapoczątkowały hiszpańską karierę El Greco.

W sercu wystawy znajduje się „Wniebowzięcie Najświętszej Marii Panny” z Art Institute of Chicago. Towarzyszą mu m.in. „Trójca Święta” z Muzeum Prado, „Adoracja Pasterzy” z Fundacji Botín oraz dzieł przedstawiających świętych: Jana Chrzciciela, Jana Ewangelistę czy Benedykta. Nie wszystkie dzieła z pierwszego układu udało się sprowadzić – „Święty Bernard” pozostał w Ermitażu w Moskwie.

Wśród dzieł prezentowanych na wystawie znalazły się także obrazy wypożyczone ze wspomnianego klasztoru, co wymagało zaskakujących negocjacji ze strony Prado. Zakon utrzymuje się m.in. z datków pielgrzymów oraz sprzedaży tradycyjnych marcepanów. Nie da się ukryć, że obrazy El Greca przyciągają również osoby niezainteresowane wyłącznie modlitwą. Przyczyniają się tym samym do wsparcia budżetu klasztoru. Co więcej, w ramach porozumienia madryckie muzeum zgodziło się odrestaurować jedno z dzieł artysty.

Mona Lisa kontra Dama z gronostajem

Ale to nie wszystko. Ważne są pomysły promocyjne i wykorzystanie nowych technologii. Wspomniane The Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku – gdy przygotowało wystawę Leonarda da Vinci – głównym motywem pokazu uczyniło rywalizację „dwóch dam”. Mowa o „Mona Lisie” i krakowskiej „Damie z gronostajem”. Zachęcano, by widzowie głosowali, która z nich powinna zyskać miano „tej najważniejszej”.

Ale są i łatwiejsze sposoby. Wystarczy na wystawach wyznaczyć punkty „insta-friendly”, czyli miejsca, gdzie da się zrobić najlepsze zdjęcia na portale społecznościowe. Być może trudno niektórym uwierzyć, ale w niektórych muzeach do takich miejsc są kolejki.

Ważne są wreszcie miejsca wytchnienia. Kawiarnie ze spektakularnym widokiem – jak ta w Tate Modern w Londynie – są po prostu oblegane. Stają się często jednym z magnesów przyciągających turystów. Nie od dziś wiadomo, że kawa lub wino jako towarzystwo dla sztuki sprawdzają się znakomicie.

Pewną nowością są specjalne pokoje do odpoczynku, gdy zmęczenie oglądaniem obrazów i rzeźb dosięgnie publiczność. Takie miejsca istnieją chociażby w berlińskiej Gamäldegalerie czy w warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej.

Jak widać – świat sztuki dynamicznie idzie do przodu. Nie zmienia to faktu, że czasem warto nieco zwolnić, np. w Dzień Wolnej Sztuki.

Główne wnioski

  1. Zamek Królewski na Wawelu odwiedziło w ubiegłym roku 3,1 miliona osób, co dało rezydencji polskich królów 17. miejsce wśród najchętniej odwiedzanych muzeów na świecie.
  2. Do języka muzealników na dobre trafiło słowo „blockbustery”. Kiedyś słowo oznaczało kasowe hity w kinie, dziś oznacza wystawy obliczone na frekwencyjne sukcesy.
  3. Dzień Wolnej Sztuki to coroczne wydarzenie, podczas którego muzea i galerie na całym świecie otwierają szerzej swoje drzwi, aby zachęcić zwiedzających do skupienia się na niewielkiej liczbie dzieł (maksymalnie pięciu) i poświęcenia im należytej uwagi. W tym roku to 5 kwietnia, ale w niektórych polskich muzeach obchodzony będzie zarówno w sobotę, jak i w niedzielę.