W Polsce firmę znają tylko wojska specjalne. W Europie Unifeq ostro gra na rynkach
W niepozornej kamienicy niedaleko Ministerstwa Sprawiedliwości mieści się siedziba dużej polskiej firmy, produkującej nowoczesne, uznane na rynku europejskim umundurowanie. Unifeq dostarcza elementy odzieży wojskowej m.in. armii niemieckiej, francuskiej i szwajcarskiej. Mimo obrotu rzędu 0,25 mld zł w 2023 r., warszawska firma pozostaje dla Wojska Polskiego niemal anonimowa. Dlaczego nasza armia nie korzysta z krajowych rozwiązań?


Z tego artykułu dowiesz się…
- O tym, że polska firma dostarcza umundurowanie i wyposażenie siłom zbrojnym kilkunastu krajom Europy i ma ćwierć miliarda zł rocznego obrotu.
- W Polsce jej sorty mundurowe trafiają do wojsk specjalnych.
- Dlaczego firma wciąż jest traktowana z nieufnością przez konkurencję i resort obrony.
Prezes i twórca firmy Piotr Kowalik w rozmowie z XYZ.pl podkreśla, że „w biznesie wojskowym siedzi od 30 lat i zawsze spoglądał w stronę zagranicy”. Najwyraźniej było to trafne podejście, bo dziś firma dostarcza swoje produkty do kilkunastu krajów Europy.
Czym zajmuje się Unifeq? Przede wszystkim produkcją umundurowania i ekwipunku wojskowego – od czapek, skarpet i rękawic, przez kurtki i wojskowe spodnie, aż po plecaki, zasobniki i kamizelki wojskowe. Ich oporządzenie noszą żołnierze z Wielkiej Brytanii, Francji, Szwecji, Holandii, Finlandii, Niemiec, Litwy, Estonii, Austrii i Szwajcarii.
– Dla Szwajcarów produkujemy praktycznie całe umundurowanie i wyposażenie: torby, plecaki, zasobniki, kamizelki. Nie tylko dla armii – zaopatrujemy także inne formacje – mówi Piotr Kowalik.
Unifeq powstał 14 lat temu jako rodzinna firma. Dziś osiąga niemal 0,25 mld zł rocznie, co jej przedstawiciele podkreślają z dumą. Jednak zaledwie 2 proc. produkcji trafia na rynek polski. Reszta to eksport. Dlaczego polskie wojsko korzysta z ich produktów w tak niewielkim stopniu? Czy powodem może być fakt, że część produkcji odbywa się poza Unią Europejską – w tym również
w Chinach?
Podwykonawcy i dostawcy z wielu krajów. Ale NATO mówi „zgoda”
Być może tak, ale jeśli tak jest, oznacza to, że polskie prawodawstwo w tym zakresie jest znacznie bardziej restrykcyjne niż zachodnie. Tym bardziej że firma zapewnia, iż posiada wszelkie niezbędne certyfikaty, w tym zatwierdzone przez NATO.
Prezes Kowalik podkreśla, że ich łańcuch dostawców jest mocno rozbudowany także w Unii Europejskiej. Jak tłumaczy, wiele surowców do produkcji kupowanych jest właśnie na jej terenie, natomiast miejsce konfekcjonowania zależy zarówno od aspektów ekonomicznych, jak i od wymagań zamawiającego.
Problem polega na tym, że rynek zamówień jest podzielony przez stałych „graczy”, którzy nie tolerują konkurencji. Korzystając ze swoich kontaktów – nie zawsze formalnych – wpływają na zamawiających, eliminując potencjalnych rywali.
– Mamy swój nowoczesny i – jak na polskie warunki – duży zakład, ale współpracujemy też ze sprawdzonymi dostawcami z Grecji, Hiszpanii, Portugalii i Bułgarii. Problem polega na tym, że rynek zamówień jest podzielony przez stałych „graczy”, którzy nie tolerują konkurencji. Korzystając ze swoich kontaktów – nie zawsze formalnych – wpływają na zamawiających, eliminując potencjalnych rywali. Przykład? Aby złożyć skuteczną ofertę, należy mieć zatwierdzony wzór. Uzyskanie takiego zaświadczenia zależy od decyzji konkretnej osoby, która według własnych upodobań może wydać zgodę lub ją zablokować. Oczywiście istnieje system odwołań, ale to proces długotrwały i subiektywny – mówi prezes Piotr Kowalik.
Konsekwencje? Od lat określeni dostawcy mają monopol, ceny rosną, a jakość spada.
– Żołnierze są skazani na wyroby, których historia sięga początków polskiej demokracji – wskazuje Kowalik.
Innym sposobem eliminowania konkurencji jest nagła zmiana specyfikacji technicznej tuż przed ogłoszeniem przetargu.
– Błaha, nieistotna poprawka, ale jeśli ktoś nie został o niej nieformalnie poinformowany, traci możliwość startu. Itd., itd., takich przykładów jest mnóstwo – dodaje prezes.
Aby nie być gołosłownym, wystarczy zajrzeć na platformę zakupową. Przykład? Postępowanie numer 1048320: 40/ZP/25 opisane jako: „DOSTAWA PARTII PROTOTYPOWEJ, WZORU PARTII PRÓBNEJ, PARTII PRÓBNEJ I WZORÓW DO PRODUKCJI SERYJNEJ – MUNDUR TAKTYCZNY”.

Wystarczy spojrzeć na daty. Ogłoszenie postępowania zamieszczono 27 stycznia, a termin składania i otwarcia ofert wyznaczono na 4 lutego. Pytanie, która firma – nie znając warunków przetargu, jak przewiduje prawo – będzie w stanie w tak krótkim czasie przygotować dokładnie to, czego oczekuje zamawiający? Odpowiedź na to może prowadzić do kolejnych pytań. Być może nie tylko ze strony dziennikarzy.
– Żadna poważna firma nie przygotuje rzetelnej oferty na tego rodzaju projekt w tak krótkim czasie. To po prostu niemożliwe. Chyba że ktoś już wcześniej realizował podobne zamówienie i teraz wystarczy mu tylko „kopiuj-wklej”. Ale nawet wtedy zmieniają się uwarunkowania, ceny surowców, koszty produkcji – mówi w rozmowie z XYZ.pl por. rez. Krzysztof Szymański, żołnierz pasywnej rezerwy i przedsiębiorca z branży militarnej.
Żadna poważna firma nie przygotuje rzetelnej oferty na tego rodzaju projekt w tak krótkim czasie. To po prostu niemożliwe.
Co ciekawe, por. rez. Krzysztof Szymański podkreśla, że dla polskich producentów sprzętu wojskowego i umundurowania wiązanie się kontraktem z MON-em to ogromne ryzyko. Wielu
z nich woli dostarczać swoje produkty na rynki zagraniczne, zamiast angażować się w krajowe zamówienia. Dlaczego? Producenci musieliby porzucić inne kontrakty, a MON w każdej chwili może się rozmyślić. W efekcie firma zostaje z niczym – poza kosztami opracowania produktu, wdrożenia i testów.
– Załóżmy, że MON ogłasza zamówienie na mundury. Producent musi przeprowadzić badania, testy, a następnie oddać gotowy produkt resortowi. Bez żadnej gwarancji, że zostanie on przyjęty. W momencie ogłoszenia przetargu może pojawić się inna firma z tańszą ofertą, nawet jeśli jakość jej produktów jest niższa. I co wtedy? Firma przegrywa, mimo że stworzyła lepszy produkt
– podkreśla Krzysztof Szymański
Jednocześnie Szymański przyznaje, że miał styczność z produktami Unifeq i nie był z nich zadowolony.
– W 2018 r., podczas ćwiczeń żołnierzy rezerwy, otrzymaliśmy mundury tej firmy. Opinie były fatalne. Materiał łatwo się darł, szybko się niszczył, jakość była po prostu niska. Od tamtej pory unikałem ich produktów. Ale skoro teraz dostarczają na rynki zewnętrzne, może coś się zmieniło
– dodaje żołnierz.
– Materiał w 100 proc. odpowiadał zawsze specyfikacji zatem pretensje nie powinny być do firmy szyjącej tylko do parametrów tkaniny, ustalonych przez wojsko, my nie mamy prawa odejść od warunków nawet milimetr – broni się prezes Kowalik. Radzi, by z pytaniami o jakość zwrócić się do Wojsk Specjalnych, którzy używają mundurów z materiału projektu Unifeq. Przekonuje również, że jego firma nigdy nie dostała ani jednej reklamacji i dodaje, że produkcję mundurów zakończyli 9 lat temu.
– Jak mundur był przechowywany? Czy zachował swoje pierwotne właściwości ? Czy ktoś to kiedykolwiek sprawdził – odpiera zarzuty Kowalik.
Podobne wątpliwości, dotyczące zakupów przez wojsko, zgłasza inny żołnierz Wojska Polskiego, weteran misji zagranicznych, który prosi o anonimowość. Jak twierdzi, niektóre firmy unikają zamówień MON jak ognia – i to nie bez powodu. Przy obecnych wolumenach takie kontrakty są mało opłacalne. Dziś, jeśli chodzi o umundurowanie, wszystko idzie przez MASKPOL, który następnie rozdziela zamówienia między podwykonawców.
Według wiedzy XYZ.pl, kontrakty na rzecz Wojsk Specjalnych zrealizowano bez reklamacji.
– W październiku zaczynamy kontrakt, a dostawy mają być w grudniu. To jest praktycznie niemożliwe do wykonania, chyba że ktoś z góry wie, że jest „skazany na sukces”. Czyli, mówiąc wprost, wie, że wygra. Dlatego wiele firm, które mogłyby dostarczać sprzęt dla polskiej armii, po prostu rezygnuje. Nie chcą w to wchodzić – podsumowuje gorzko nasz rozmówca
Kasa rządzi, żołnierz błądzi. Cena wciąż podstawowym kryterium wyboru
Wróćmy do Unifeq – firmy, która zaopatruje w umundurowanie wiele europejskich armii, ale przez polskie siły zbrojne jest traktowana po macoszemu. Powód może być prozaiczny: pieniądze. Wysoki rangą oficer wojskowego kontrwywiadu tłumaczy w rozmowie z XYZ.pl, że nie chodzi
o pochodzenie kapitału czy miejsce produkcji, ale o koszty.
– Wojska Specjalne mają większą swobodę. Mogą same składać zamówienia, mają większą dowolność w wyborze wyposażenia i – co najważniejsze – większe środki na zakupy. Problem
w tym, że „regularnej” armii na pewne rozwiązania po prostu nie stać – podkreśla oficer.
A Unifeq ma co zaoferować. Ich katalog obejmuje ponad 100 produktów: pełne sorty mundurowe, kurtki, spodnie, kaptury, bluzy, a nawet… kilt. Do tego plecaki, rękawice, czapki, szelki – wszystko, co pozwala żołnierzowi przetrwać upał, mróz, deszcz, śnieg i wiatr, a także sprawnie przenosić sprzęt. W latach 2014-2015 firma wzięła udział w projekcie NCU – Nordic Combat Uniform, którego celem było stworzenie wspólnego systemu umundurowania dla sił zbrojnych krajów nordyckich. Wówczas projekt nie wypalił, ale we wrześniu ubiegłego roku ruszył NCU2, wart
2,5 mld euro. Jednym z oferentów jest Unifeq.
Ale Wojska Polskiego to nie satysfakcjonuje. Warto pamiętać, że zamówienia na umundurowanie są gigantyczne – liczone w dziesiątkach tysięcy kompletów, a wartości kontraktów sięgają milionów złotych. Nie oznacza to jednak, że procedury przetargowe przebiegają sprawnie. W styczniu, w programie TVP Info, wiceszef MON Cezary Tomczyk przypomniał, że w ostatnich latach były z nimi poważne problemy.
„Unieważniono i odstąpiono od prowadzenia procedur przetargowych na 40 pozycji asortymentowych o łącznej wartości ćwierć miliarda złotych” – mówił Cezary Tomczyk.
Z danych resortu obrony, na które powoływała się stacja, wynikało, że w 2016 r. potrzeby sprzętowe wojska szacowano na 500 mln zł, ale finalnie wydano jedynie 90 mln zł.
Oczywiście wojskowe mundury nie są zwykłymi ubraniami. Powstają z tkanin trudnopalnych, antystatycznych, laminatów, spełniających normy wytrzymałościowe. Do tego dochodzi jeszcze certyfikacja Wojskowego Instytutu Techniki Inżynieryjnej, co dodatkowo wydłuża proces zakupowy.
Wysłaliśmy w tej sprawie zapytania do MON, Sztabu Generalnego oraz Regionalnych Baz Logistycznych. Jak sprawę widzi Wojsko Polskie? Czekamy na odpowiedzi.
Zdaniem eksperta
Możemy odpuścić, ale nie warto

Główne wnioski
- Polski producent wyposażenia wojskowego, ceniony na rynkach europejskich, może być niechętnie widziany jako dostawca dla krajowego odbiorcy. Częściowo z wyboru, częściowo z przyczyn od niego niezależnych.
- Dla firm z branży warunki narzucone przez resort obrony oraz procedury zakupowe MON bywają nieatrakcyjne, a nawet ryzykowne.
- Wciąż to nie jakość, lecz cena decyduje o wyborze dostawcy sprzętu dla Wojska Polskiego.