Wakat, plakat i komendant. Dane dotyczące policyjnych szkoleń przerażają
Nie ma tygodnia bez nagrania pokazującego nieudolną interwencję policji. Kilka dni trwały poszukiwania Tadeusza Dudy, sprawcy podwójnego zabójstwa, a błędów służb nie brakuje. Co za nimi stoi? Coraz więcej wskazuje na luki w systemie szkoleń.


Z tego artykułu dowiesz się…
- Jakie są najważniejsze problemy ze szkoleniami w policji.
- Ilu policjantów ukończyło kursy zatrzymywania niebezpiecznych przestępców i obsługi broni w warunkach podwyższonego stresu.
- Co sądzą o policyjnych szkoleniach sami funkcjonariusze.
O szkoleniach policyjnych pisaliśmy w XYZ zaledwie kilka tygodni temu. Funkcjonariusze, z którymi rozmawialiśmy, zgodnie wskazywali je jako problem dotykający całą formację.
Podczas nieudanej interwencji w Bolkowie policjanci nie byli w stanie zatrzymać mężczyzny podejrzewanego o kradzieże samochodów. Choć siedział w aucie, funkcjonariusze nie potrafili go z niego wyciągnąć. Doszło też do postrzelenia jednego z policjantów przez innego.
Wskazywaliśmy wtedy, że winę za takie sytuacje ponosi słabość systemu szkoleniowego. Były funkcjonariusz Centralnego Biura Śledczego Policji Marcin Miksza, podkreślał, że w Bolkowie uwidoczniły się poważne braki w wyszkoleniu. Skąd się wzięły?
Romantyzm służby kontrterrorystycznej kontra policyjna codzienność
By jednak nie popaść w – błędne – przekonanie, że policjanci „nic nie robią, bo nic nie potrafią”, trzeba zacząć od tego, co mówi dr Michał Piekarski z Uniwersytetu Wrocławskiego. Takie zdarzenia jak obława na Tadeusza Dudę czy „spektakularne” zatrzymanie w Bolkowie nie należą do policyjnej rutyny.
– Ta operacja, podobnie jak inne tego rodzaju, jest dla naszej policji rzadkością. Po prostu. Poza bardzo wyspecjalizowanymi komórkami, głównie CBŚP, choć nie tylko, funkcjonariusze na co dzień zajmują się typowymi interwencjami: pijany kierowca, pobicie, kradzież roweru, kolizja, przemoc domowa. Sytuacja, w której przemoc domowa eskaluje do podwójnego zabójstwa z użyciem broni palnej, jest wyjątkiem – mówi dr Michał Piekarski.
Potwierdzają to dane – przestępczość w Polsce spada. Statystyki GUS pokazują m.in. malejącą liczbę zabójstw. Ale pojawiają się nowe wyzwania, choćby w postaci zagrożeń hybrydowych. Na chwilę odłóżmy jednak kwestie infrastrukturalne i skupmy się na wyzwaniach operacyjnych – zwłaszcza związanych z zatrzymywaniem niebezpiecznych przestępców.
Kursy są. Ich wymiar i skala nie robią wrażenia
W Policji funkcjonują dwa specjalistyczne kursy, szczególnie istotne w opisanym wyżej kontekście. Chodzi o kurs dla policjantów realizujących zatrzymania niebezpiecznych przestępców (ZNP) oraz kurs posługiwania się bronią palną w warunkach podwyższonego stresu (BPPS).
Oba są realizowane w dwóch głównych ośrodkach: Akademii Policji w Szczytnie (odpowiednio od 2007 i 2017 r.) oraz Centrum Szkolenia Policji w Legionowie (od 2016 i 2015 r.). Zwróciliśmy się do obu instytucji z pytaniami o liczbę kursantów i czas trwania szkoleń na przestrzeni ostatnich lat. Odpowiedzi są zatrważające.
Oba kursy mają z góry określony wymiar. Kurs BPPS trwa około 40 godzin lekcyjnych, czyli pięć dni. Z kolei kurs ZNP to 118 godzin, co przekłada się na 15 dni zajęć. W ramach kursu BPPS uczestnicy mają zapoznać się z materiałem dotyczącym psychologicznych aspektów użycia broni, nauki strzelania w warunkach podwyższonego stresu, noszenia i dobywania broni w ubraniu cywilnym, podstaw pierwszej pomocy, a także prowadzenia interwencji z użyciem amunicji barwiącej.
Z kolei podczas kursu ZNP policjanci mogą zapoznać się z taktyką zatrzymań osób, wyszkoleniem strzeleckim, a także – w podstawowym zakresie – z rozpoznawaniem materiałów wybuchowych, środków inicjujących wybuch, urządzeń wybuchowych pochodzenia wojskowego oraz tzw. „samoróbek”.
Brzmi poważnie i obiecująco. W teorii – wszystko, czego potrzeba do skutecznego zatrzymywania przestępców. Problem w tym, że – jak pokazuje praktyka – z realizacją bywa różnie.
„Szkolenia to dziś priorytet”. Czy aby na pewno?
Zacznijmy zatem od Akademii Policji. W odpowiedzi na nasze pytania rzecznik Akademii, nadkom. Krzysztof Wasyńczuk, zapewnia, że szkolenia to dziś priorytet.
– To przesłanie codziennie wprowadzane jest w życie – od organizacji szkoleń po wdrażanie nowoczesnych metod w realiach operacyjnych – podkreśla rzecznik.
Nadkom. Krzysztof Wasyńczuk dodaje również, że coraz więcej scenariuszy szkoleń opartych jest na realnych przypadkach osób będących pod wpływem alkoholu, agresywnie się zachowujących czy przechodzących kryzysy psychiczne.
Ilu policjantów rzeczywiście przeszkoliła Akademia?
W ramach kursu BPPS – 375. W ramach kursu ZNP – 541. I to łącznie przez 10 lat, od 2015 r. do dziś, bo taki okres objęły nasze pytania. Rzecznik dodaje, że kursów nie realizowano w czasie pandemii COVID-19. Łącznie Akademia wykształciła więc zaledwie 916 absolwentów obu kursów.
Warto dodać, że pandemia była dla policyjnych szkoleń czasem szczególnej zapaści. Wtedy skrócono nawet kursy podstawowe. Ci, którzy trafili do służby i spędzili na szkoleniu cztery miesiące, mieli zostać objęci… 15-dniowym doszkoleniem – jak zapewniał wtedy Dariusz Augustyniak, zastępca komendanta głównego Jarosława Szymczyka.
W Legionowie nie lepiej
Może lepiej jest w CSP? Niekoniecznie.
„W kwestii podania danych dotyczących liczby funkcjonariuszy Policji, którzy odbyli ww. kursy w latach 2015-2025 z rozbiciem na lata, informuję, że Centrum Szkolenia Policji w Legionowie nie posiada pełnych danych związanych z odbyciem ww. kursów w całej formacji, z uwagi na ich realizację w różnych jednostkach Policji” – brzmi odpowiedź podpisana przez rzeczniczkę szkoły, nadkom. Emilię Kuligowską.
CSP podaje jednak dane dotyczące zrealizowanych kursów. Te zaś są po prostu szokujące. W ciągu10 lat kurs ZNP odbył się zaledwie pięć razy – w 2015, 2016, 2017, 2018 i 2023 r.
Pierwszą edycję ukończyło 237 osób. Ostatnią – w 2023 r. – już tylko… 20.
A co z kursem obsługi broni palnej w warunkach podwyższonego stresu? Odbył się. Raz. W 2018 r. Ukończyło go wtedy… 16 kursantów.
Oznacza to, że w ciągu 10 lat w dwóch największych ośrodkach kształcenia i doskonalenia zawodowego Policji specjalistyczne kursy ukończyło łącznie 1483 funkcjonariuszy i funkcjonariuszek.
Dla porównania: według danych policyjnej „Solidarności”, na 1 marca stan kadrowy formacji wynosił 110 709 funkcjonariuszy. To oznacza, że tylko ok. 1,3 proc. policjantów przeszło szkolenie.
I co? I… nic.
Zdaniem eksperta
Głos z dołu
Ludzie, którzy mają szkolić funkcjonariuszy z Warszawy, zarabiają mniej niż policjanci w Warszawie. To komu opłaca się pracować w szkole?
Tam powinni być najbardziej doświadczeni policjanci, ci, którzy nie mają już sił na służbę w terenie. A kogo się wysyła? Młodzików.
To samo z instruktorami technik interwencji. Mało kto ma tam doświadczenie kilkunastu lat służby, zatrzymywania ludzi na ulicach, wejść do domów i mieszkań. Dziś szkolą teoretycy. Ich praktyka jest znikoma. Albo wręcz żadna.
„To realne zagrożenie”. Politycy wiedzą, policjanci rozkładają ręce
Sytuacja jest poważna. Wiedzą o tym eksperci, wiedzą politycy. I wszystko byłoby świetnie… gdyby nie było tak źle. To nie jest tak, że problem zniknął – „na dole”, wśród funkcjonariuszy i „na górze”, wśród decydentów.
Wie o tym choćby Marek Biernacki, były szef MSWiA (1999-2001), obecnie przewodniczący Komisji Służb Specjalnych. W rozmowie z XYZ polityk stwierdza, że policją dziś rządzi odbudowa kadrowa. To, jego zdaniem, największe wyzwanie stojące przed Komendantem Głównym.
– Ta liczba 1483 przeszkolonych to oczywiście dramatycznie mało. Takie kursy powinny odbywać się regularnie, a jeśli spojrzeć na to uczciwie – każdy funkcjonariusz powinien je przechodzić. Problemem nie jest tylko sprzęt. Trzeba zmienić system. Bo podstawą zawsze jest człowiek – mówi poseł Biernacki.
Wyraża przy tym zdziwienie, że mimo licznych incydentów – także śmiertelnych – z ostatnich lat, często omawianych w Sejmie, wciąż nie doszło do systemowych zmian.
– Te zmiany są konieczne i mam nadzieję, że zostaną wprowadzone. Liczę, że komendant Boroń podejmie to wyzwanie, bo ma świadomość skali problemu. Musimy przygotować się na nowe formy przestępczości, a bez solidnych fundamentów – jakimi są szkolenia – to się po prostu nie uda – wskazuje Marek Biernacki.
Tymczasem rzeczywistość pozostaje niezmienna, a polityczne deklaracje słabo przekładają się na praktykę.
Życie na szali
Cytowany już wcześniej Marcin Miksza mówi wprost: szkolenia w zakresie użycia broni pod wpływem stresu oraz zatrzymań niebezpiecznych przestępców w praktyce niemal nie istnieją w skali, jakiej wymaga dzisiejsza Policja.
– Kurs z zakresu użycia broni w warunkach stresu zrealizowano tylko raz – w roku 2018, dla zaledwie 16 funkcjonariuszy. To zatrważająco niska liczba, zważywszy na tysiące policjantów codziennie narażonych na sytuacje kryzysowe. W takich warunkach nie da się mówić o profesjonalnym przygotowaniu do działań wysokiego ryzyka. To nie tylko zaniedbanie. To realne zagrożenie – podkreśla były funkcjonariusz.
A przecież – jak podkreśla – chodzi tu o obszary, w których brak wyszkolenia może kosztować życie. Zarówno funkcjonariuszy, jak i obywateli. Dlatego, jak dodaje, konieczne jest natychmiastowe zwiększenie liczby szkoleń, ich regularność oraz obowiązkowy charakter. I podsumowuje to gorzką diagnozą: jeśli tego nie zrobimy, zostawimy ludzi z bronią, ale bez realnych umiejętności użycia jej w stresie.
W takich warunkach nie da się mówić o profesjonalnym przygotowaniu do działań wysokiego ryzyka. To nie tylko zaniedbanie. To realne zagrożenie.
„Tak robiliśmy 10 lat temu i było dobrze”. W policji rządzi wakat i plakat
Doświadczony policyjny kontrterrorysta, gdy słyszy twarde dane o liczbie kursów, wzdycha głęboko.
– Za mało. Zawsze było i będzie za mało – mówi z goryczą.
Problem – jak tłumaczy w rozmowie z XYZ – stał się błędnym kołem. W małej jednostce wysłanie kilku ludzi na kurs to realna wyrwa – brakuje ich wtedy na ulicy. Dla komendanta powiatowego na Mazowszu, w Braniewie czy gdzieś na Dolnym Śląsku to odczuwalny ubytek.
Nasz rozmówca wskazuje też inny problem: młody policjant kończący kurs podstawowy często nie wie, jaka czeka go ścieżka. Chciałby iść do jednostki specjalnej – ale to niewiele znaczy, gdy w formacji pustoszeją etaty. Według danych policyjnej „Solidarności”, w pierwszym kwartale wakatów było niemal 15 tysięcy.
Do tego dochodzi jeszcze coś, o czym mówi się rzadko – ale to nie znaczy, że tego nie ma. Mentalność.
– Wciąż są funkcjonariusze starej daty, którzy krzywo patrzą na zmiany. Nie rozumieją, że młodzi chcą się szkolić, jeździć na kursy, zakładać kamizelki kuloodporne na patrole. A przecież to już nie ten sam świat – mówi policjant.
Mentalność „tak robiliśmy 10-15 lat temu i było dobrze” trzyma się mocno. Rzeczywistość jest daleka od tego, co pokazują rekrutacyjne plakaty i promocyjne filmiki.
Gen. Jarosław Szymczyk: Trzeba powiększać bazę szkoleniową
O tym, że sytuacja nie jest najlepsza, mówi także były Komendant Główny Policji, gen. insp. Jarosław Szymczyk. W rozmowie z XYZ przyznaje wprost, że biorąc pod uwagę obecny stan formacji, 1483 osoby to zdecydowanie za mało.
Jednocześnie wskazuje jednak, że po tzw. „wydarzeniach wrocławskich” – czyli m.in. śmierci Igora Stachowiaka – dużą część szkoleń przeniesiono z centralnych ośrodków do ośrodków lokalnych. Czyli np. do komend wojewódzkich.
– Przygotowaliśmy specjalny program szkoleń w komendach wojewódzkich. Objęliśmy nim wszystkie ogniwa wywiadowcze oraz patrolowo-interwencyjne. Przypuszczam, że to właśnie tam położono nacisk na kursy, o których mowa, zwłaszcza że programów szkoleniowych w Policji są setki – tłumaczy generał.
Co zatem wskazałby jako główną bolączkę kulejącego systemu szkoleń?
– Od początku, odkąd w 2016 r. zostałem Komendantem Głównym, powtarzałem, że ze szkoleniem w Policji jest problem. Zawsze mówiłem, że musimy rozbudować szkolnictwo policyjne i rozwijać bazę szkoleniową. Stąd m.in. mój pomysł utworzenia szkoły policyjnej w Lublinie – zaznacza nasz rozmówca.
Gen. Jarosław Szymczyk podkreśla, że dopóki Policja nie będzie dysponować przynajmniej 10 tysiącami miejsc szkoleniowych, nie zdoła odpowiedzieć na wyzwania, które przed nią stoją. Dlatego – jak zaznacza – konieczna jest rozbudowa szkół. Pewnych zadań nie da się, jego zdaniem, scedować na jednostki terenowe. Na przykład szkoleń dla funkcjonariuszy Wydziałów Ruchu Drogowego.
Jak tłumaczy, nie każda jednostka ma tor do jazdy motocyklem czy samochodem. To trzeba realizować na szczeblu centralnym. Podobnie, jak dodaje, nie można wysyłać kandydatów na kursy podstawowe do Szczytna, ponieważ blokuje to miejsca dla przyszłych oficerów.
Bardzo różne oceny
Swoich własnych dokonań – choć dane wskazują, że to właśnie za jego kadencji liczba specjalistycznych kursów była najwyższa – nie chce jednak oceniać.
– Wydaje mi się, że udało się nam sporo osiągnąć, ale nie podejmuję się oceny ani siebie, ani moich następców. Nie chcę wypowiadać się na temat formacji, ponieważ wielu rzeczy po prostu nie wiem. Nie można oceniać bez wiedzy, co dzieje się w środku – zaznacza generał, ostrożnie dobierając słowa.
Ale choć słowa generała brzmią przekonująco, nie wszyscy funkcjonariusze podzielają jego ocenę. Wśród sceptyków jest m.in. Przemysław Matczak, zastępca przewodniczącego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Policjantów w woj. lubuskim – policjant z wieloletnim doświadczeniem, nagradzany, znany z otwartego mówienia o problemach formacji.
– Pan Szymczyk to dobry mówca, nawet wygrał pewien konkurs. Ale nie przekładało się to na konkretne działania. Zgłaszaliśmy problemy, wiedział o nich przewodniczący Jankowski [szef NSZZP – przyp. red.], ale nic się nie zmieniało – zaczyna zjadliwie Przemysław Matczak.
Następnie Matczak wskazuje na dramatyczny stan wyposażenia w jednostkach powiatowych: hełmy „orzeszki” pamiętające głęboki PRL, stare tarcze z symbolami MO, zużyte maski przeciwgazowe. Jak mówi, sytuacja od lat pozostaje bez zmian, a ruchy naprawcze mają charakter pozorowany – pojawiają się dopiero, gdy sprawą zaczynają interesować się dziennikarze.
– Za mówienie prawdy, za opisywanie braków sprzętu i wyposażenia indywidualnego, spotkała nas tylko nieprzychylność i generalski gniew – podsumowuje gorzko policjant.
„Winą obarczam Jarosława Szymczyka!”
Z oceną byłego Komendanta Głównego nie zgadza się także inny były kontrterrorysta. Na potrzeby tego tekstu nazwijmy go Markiem. W rozmowie z XYZ mówi bez ogródek.
– Przez ostatnie lata szkolenie policjantów leżało i kwiczało – ocenia Marek.
Winą za ten stan rzeczy całkowicie obarcza poprzednie kierownictwo Policji. O generale Szymczyku mówi bez taryfy ulgowej.
– Miał budować nowe ośrodki szkoleniowe, a nie zrobił praktycznie nic dla systemu szkolenia. Dlaczego? Bo jako szef formacji nie miał pojęcia o potrzebach ludzi z „linii” – ocenia przedstawiciel jednostki KT.
I wylicza porażki: brak przygotowania funkcjonariuszy do reagowania w sytuacji pojawienia się aktywnego zabójcy, brak odpowiedniego modułu w kursie ZNP, brak ćwiczeń opartych na scenariuszach ataku w przestrzeni publicznej.
Zaniżanie kryteriów przy rekrutacji to ta sama droga, co zaniedbania szkoleniowe. Ale ten model zemści się na jakości służby i bezpieczeństwie obywateli.
– Mało tego! To za czasów poprzedniego kierownictwa Policji skracało się kurs podstawowy do dwóch miesięcy, a gdy wybuchła medialna burza, ówczesna KGP zapewniała, że będzie „doszkalać” tych po przyspieszonym kursie. Żart! Ilu z nich naprawdę doszkolono? Czy kogokolwiek? Tego nie wie nikt. A dziś Policja zbiera żniwo tamtych decyzji – braku szkoleń i luk w systemie – irytuje się Marek.
Skąd się to wzięło? Zdaniem Marka – z luki kadrowej, która narosła właśnie za rządów Szymczyka. Ale nie oszczędza również obecnego kierownictwa. W jego ocenie, za Marka Boronia nie zmieniło się nic. Tyle że nowy komendant obrał inną strategię: obniżania poprzeczki. Choćby w testach sprawnościowych – dziś są cztery konkurencje, dawniej było ich więcej. Był nawet plan, by rozmowę wstępną z kandydatem do służby prowadzić przez telefon. Na szczęście nie wszedł w życie.
– Zaniżanie kryteriów przy rekrutacji to ta sama droga, co zaniedbania szkoleniowe. Wszystko po to, żeby łatać dziury kadrowe, które zaczęły się za Szymczyka. Ale ten model zemści się na jakości służby i bezpieczeństwie obywateli – podsumowuje gorzko Marek.
Czekając na Godota. Co się zmieni i kiedy?
Czekamy więc. Na zmiany, na reformy, na to, aż policją przestaną rządzić wakat, plakat, komendant i… statystyka – ta sama, którą formacja tak chętnie żongluje.
Doświadczony funkcjonariusz z Warszawy opowiada XYZ, jak to wygląda w praktyce. Dwóch zatrzymanych – sprawa błaha. Jednego musiał „oddać” kolegom z wydziału kryminalnego, bo okazało się, że ten sam człowiek był już przez nich rozpracowywany. Kiedy kończył służbę, przełożony polecił mu… „oddanego” wziąć z powrotem.
W efekcie i on, i jego koledzy z kryminalnego mieli po dwóch zatrzymanych. Razem czterech. A gdy przyszło do liczenia tygodniowych statystyk – doliczono jeszcze tych z poprzedniego tygodnia. „I tak nikt nie patrzy na daty” – usłyszał.
W ten sposób z czterech zrobiło się dziewięciu. I można tylko zadrżeć na myśl, czy podobna matematyka nie obowiązuje w policyjnych szkołach. Bo wtedy może się okazać, że i tak mizerny obraz z papieru to jeszcze wersja optymistyczna. A statystyka? Przypomina tu raczej ekspresjonistyczne płótno – pełne plam, nieostrości i niepokojącej niedopowiedzialności.
Zdaniem eksperta
Dr Michał Piekarski: Liczby są dosyć wymowne
Ale samo przeszkolenie to dopiero początek. Bo pojawia się szereg zasadniczych pytań. Pierwsze: ilu z tych przeszkolonych wciąż pełni służbę? Drugie: ilu z nich doskonaliło potem swoje umiejętności, powtarzało ćwiczenia? Trzecie: jak często policjant, który raz przeszedł szkolenie z użyciem np. amunicji barwiącej, ma realną okazję korzystać z takiego treningu później?
A przecież mówimy o funkcjonariuszach służby prewencyjnej i kryminalnej – czyli tych, którzy z definicji powinni ćwiczyć regularnie i bez taryfy ulgowej. Dotyczy to w szczególności zatrzymań dynamicznych i umiejętności posługiwania się bronią oraz taktyką interwencji. Ilu z tych przeszkolonych zostaje później wysłanych na kolejne kursy? Ilu przekazuje wiedzę młodszym kolegom? A ilu ma na to czas, zasoby, wsparcie?
Warto też przypomnieć: oba wspomniane kursy kierowane są do funkcjonariuszy prewencji i służby kryminalnej. Służba kontrterrorystyczna to zupełnie inna rzeczywistość – z własnym, odrębnym programem szkoleniowym.
Jeśli mowa o użyciu broni w warunkach podwyższonego stresu – być może należałoby rozszerzyć obowiązek takich szkoleń na wszystkich funkcjonariuszy prewencji. Bo każdy policjant, który pełni służbę w terenie, musi być przygotowany do użycia broni palnej – i do podjęcia interwencji.
Weźmy prosty przykład: funkcjonariuszy z wydziałów ruchu drogowego. Przecież zatrzymywane przez nich samochody nie mają na boku napisu „Jestem niebezpiecznym przestępcą”. A sytuacje bywają różne – osoba poszukiwana, osoba zaburzona, pod wpływem środków odurzających… I już mamy interwencję, która w jednej chwili może przerodzić się w sytuację ekstremalną. Wtedy nie ma miejsca na zawahanie. A co, jeśli funkcjonariusz „zablokuje się”? Jeśli nie będzie wiedział, jak użyć tonfy, jak obezwładnić napastnika, jak sięgnąć po broń – nie dla ataku, lecz w obronie życia?
I tu wracamy do kluczowego pytania: jak wyszkolony i jak wyposażony jest policjant z pierwszej linii – z kryminalnej, patrolowej, prewencji, drogówki? Bo to on będzie pierwszy na miejscu. Nie teoretyk. Nie ktoś zza biurka.
Oczywiście – są też osoby, które w praktyce nie dokonują zatrzymań, nie podejmują interwencji. Logistyka, profilaktyka, prewencja miękka. Ale nawet one mają – formalnie – prawo do użycia broni służbowej. I tu pojawia się pytanie, być może niewygodne, być może obrazoburcze: czy wszystkie te etaty naprawdę muszą pozostawać etatami funkcjonariuszy?
Czy nie można części z nich… ucywilnić?
Bo dziś zbyt wielu ma dostęp do broni. Za mało – umiejętność jej użycia.

Główne wnioski
- Specjalistycznych kursów w Policji – jak zapewnia jej były szef – jest „setki”. Tyle że pozostaje otwarte pytanie: jak często naprawdę korzystają z nich funkcjonariusze? Dane z dwóch głównych ośrodków szkoleniowych – w Legionowie i w Szczytnie – nie pozostawiają złudzeń.
- Funkcjonariusze mówią wprost: szkoleń jest za mało. Ale problem leży nie tylko w ich liczbie – także w jakości, w braku doświadczonych szkoleniowców i instruktorów, którzy sami niewiele widzieli w terenie, a mają uczyć, jak reagować w stresie.
- W ciągu dziesięciu lat, dwa kluczowe kursy specjalistyczne ukończyło w tych ośrodkach zaledwie niespełna 1,5 tys. funkcjonariuszy i funkcjonariuszek. W formacji liczącej ponad 100 tys. osób – to liczba niemal symboliczna.