Z ringu na parkiet. Koszykarski pojedynek z wrestlingowym podtekstem bije rekordy oglądalności
Prywatnie bliscy znajomi, a przed kamerami zaciekli rywale. Koszykarskie potyczki Jalena Brunsona i Tyrese’a Haliburtona oglądają miliony, nie tylko ze względu na wysoki poziom sportowy. Kibiców elektryzuje otoczka: gesty, okrzyki i spojrzenia. Zawodnicy uczyli się ich od zapaśników z wrestlingowej serii WWE.
Fot.: WWE/Getty Images
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jak dużym zainteresowaniem widzów cieszy się pojedynek Knicks – Pacers.
- Dlaczego zmagania tych drużyn budzą tak wiele emocji.
- Co łączy Brunsona z Haliburtonem i jaki mają stosunek do... wrestlingu.
Pierwszy mecz Finałów Konferencji Wschodniej NBA kibice zapamiętają na długo. Był to niezwykle wyrównany pojedynek, w którym koszykarze przez większość czasu na zmianę wymieniali się ciosami. W czwartej kwarcie na spore prowadzenie wyszli New York Knicks tylko po to, aby na kilka minut przed końcową syreną Indiana Pacers doprowadzili do wyrównania i zwyciężyli w dogrywce.
To spotkanie miało wszystko, czego pragną fani sportu. Obie drużyny były mocne w ofensywie. Było wiele zwrotów akcji. Zawodnikom zależało na zwycięstwie do tego stopnia, że sięgali po zagrania sprytne, ale niekoniecznie zgodne z zasadami. Nie obyło się też bez prowokacji w wykonaniu zawodników i... kibiców na trybunach.
Magnes na widzów
Jak podała stacja TNT, w szczytowym momencie pierwsze spotkanie między Knicks a Pacers w telewizji oglądało 8,5 mln Amerykanów. Za to średnia oglądalność tego meczu wyniosła 6,6 mln. Oba wyniki są rekordowe dla pierwszego meczu Finałów Konferencji Wschodniej NBA. Jeszcze nigdy w 77-letniej historii ligi na tym etapie rozgrywek nie udało się przyciągnąć tylu widzów.
To nie kwestia tego, na jak wysokim poziomie grali zawodnicy i jak ekscytujący był to mecz. Przecież Amerykanie zasiadając przed telewizorami nie mogli przewidzieć, jaki będzie przebieg wydarzeń na parkiecie. Musiało zadziałać coś innego: ładunek emocjonalny, jaki niosło za sobą to spotkanie. Nie chodziło w nim tylko o pojedynek dobrych koszykarzy, ale konkretnych osób: Jalena Brunsona i Tyrese’a Haliburtona.
Brunson jest niezwykle kochany w Nowym Jorku, a Haliburton w Indianapolis. Co ważne, miłość do jednego zazwyczaj równa się nienawiści do drugiego. Dzięki sprytnemu marketingowi oraz działaniom samych zawodników koszykarskie zmagania Knicks i Pacers budzą w kibicach ogień. Niewiele zostało osób, które oglądając te mecze pozostają bezstronne. Przy tak skrajnych emocjach bardzo łatwo zbudować zainteresowanie widzów.

Fot.: Sarah Stier/Getty Images
Narodziny konfliktu
Wszystko się zaczęło rok temu w Półfinałach Konferencji Wschodniej NBA. Wtedy po raz pierwszy od lat w playoffach Knicks zmierzyli się z Pacers. Serię do czterech zwycięstw z bilansem 4-3 wygrała Indiana. Pojedynki nie były wielkimi spektaklami pod względem sportowym, głównie z uwagi na problemy z kontuzjami zawodników Knicks. Każdy mecz można było jednak uznać za show, głównie dzięki temu, jak dużą antypatią na boisku darzyli się zawodnicy, a na trybunach kibice obu drużyn.
Spece od marketingu w NBA odkryli potencjał marketingowy potyczek Knicks i Pacers. Tak to już jest w sporcie, że równie dużą motywacją do kibicowania co sympatia jest antypatia. W trakcie zeszłorocznej serii drużyn z Nowego Jorku i Indianapolis na portalach społecznościowych NBA ukazywały się wszystkie filmiki z udziałem Brunsona czy Haliburtona, które kibice drużyny przeciwnej mogli uznać za prowokacyjne. Każdy zbierał miliony reakcji i komentarzy.
W marketingu mocne charaktery dobrze się sprzedają, więc i samych zawodników nie trzeba było motywować do prowokacyjnych zachowań. Trafiając rzut za trzy punkty podczas meczów na wyjeździe Jalen Brunson nie tylko przykładał trzy palce do twarzy, ale także posyłał całusa w stronę kibiców. Za to Tyrese Haliburton poszedł krok dalej i pokusił się też o prowokację poza parkietem. Założył bluzę ukazującą zdjęcie legendy Indiany Pacers, Reggiego Millera łapiącego się za krtań w meczu przeciwko Knicks w 1994 r. Ten gest Millera miał sugerować słabe nerwy zawodników z Nowego Jorku.
Drugie dno sprawy
W tym roku rywalizacja rozkwitła. Mimo że za nami dopiero dwa mecze serii Knicks – Pacers, rozegrane wyłącznie w Nowym Jorku, to wydarzyło się w nich już wiele niekoniecznie związanego z koszykówką. Przed pierwszym meczem kibic w koszulce Pacers został obrzucony śmieciami, więc Haliburton opłacił mu lot i bilety na mecz nr 3, który odbędzie się w Indianapolis. W trakcie meczu nr 1, trafiając rzut zapewniający drużynie dogrywkę, Haliburton złapał się za krtań, tak samo jak wspomniany Reggie Miller trzydzieści lat wcześniej. Za to Brunson sprytnie wymuszał faule, posyłając kolejnych obrońców na ławkę rezerwowych, a kibice Knicks dosadnie i w niecenzuralny sposób wyrażali, co sądzą o Haliburtonie i spółce.

Przy takiej animozji między zawodnikami i kibicami Pacers oraz Knicks może być ciężko uwierzyć, że Haliburton i Brunson się... przyjaźnią. Na boisku w najlepszym przypadku się nie zauważają i nigdy przed kamerami nie okazują jakiejkolwiek sympatii, wręcz przeciwnie. Za to prywatnie regularnie spędzają czas ze sobą i swoimi rodzinami. Zakolegowali się podczas koszykarskich Mistrzostw Świata w 2023 r., więc długo przed rozpoczęciem współczesnej rywalizacji ich drużyn.
Z jednej strony ich obojętność względem siebie na parkiecie można uznać za przejaw profesjonalizmu i koncentracji. Natomiast trzeba przyznać, że w obecnej sytuacji ich nagłe gesty sympatii względem siebie byłyby słabe dla biznesu – prywatnego, klubowego i całej ligi. Kibice nie chcą oglądać kumpli podczas przyjaznej rozgrywki. Wolą oglądać pojedynek współczesnych gladiatorów, którzy walczą o honor swój, fanów swojej drużyny i miasta, które reprezentują.
Odrobina dystansu
Jest taka liga sportowa, która niemal całą swoją egzystencję opiera na potyczkach słownych, kontrowersjach i przepychankach. Mowa o WWE, czyli najpopularniejszej amerykańskiej serii wrestlingowej, której nieprzypadkowo wielkimi fanami są... Haliburton i Brunson. Ich sympatia względem takich gwiazd wrestlingu jak John Cena czy Triple H pozostawała sekretem. Aż do ubiegłego roku.
Podczas gali WWE o nazwie “Friday Night Smackdown”, która odbywała się w zeszłym roku na Madison Square Garden, czyli hali New York Knicks, doszło do nietypowej sytuacji. Logan Paul, jeden z wrestlerów, wprowadził na ring Tyrese’a Haliburtona, nazywając go człowiekiem, który w przeszłości podbił Nowy Jork. Niedługo później jako gość innego wrestlera, o nazwie LA Knight, na ringu pojawił się Jalen Brunson. Koszykarze stoczyli pojedynek na groźne spojrzenia. Nawet momentami udawali, że się pobiją, a pozostały czas pomagali wrestlerom w ich zmaganiach.
Cały wrestlingowy event zakończył się tym, że Tyrese Haliburton zszedł z ringu i złapał za mikrofon. Ostrzegł, że jeszcze wróci na Madison Square Garden. Następnie dodał, że kibice Knicks powinni się modlić o to, by do tego nie doszło.
Odrobina perspektywy
Jednak doszło. Może kibice modlili się zbyt słabo albo ich modlitwy zostały zniwelowane przez modły i błagania marketingowców NBA, którzy liczyli na powtórkę potyczki Pacers – Knicks.
Ponownie mamy walkę:
- uśmiechniętego, ale krnąbrnego Haliburtona z ponurym, ale cichym Brunsonem
- biednego i walecznego Indianapolis z bogatym i głośnym Nowym Jorkiem
- młodych i wygłodniałych Pacers z doświadczonymi i zmotywowanymi Knicks
To tylko kilka z wielu narracji, za pomocą których reklamowany jest Finał Konferencji Wschodniej NBA.
Dzięki temu jako kibice mamy więcej zabawy, ale częściej zapominamy, że koszykówka to tylko gra. Rzekomo gardzący sobą zawodnicy w większości przypadków prywatnie się lubią, co warto mieć na uwadze przed zhejtowaniem jednego z nich. Wiele gestów złości i agresji na meczach NBA to spektakl, dokładnie tak jak w... WWE.
Jako akredytowany dziennikarz NBA co tydzień dostarczam Wam najświeższe wiadomości zza kulis najlepszej koszykarskiej ligi świata. Polecam pozostałe teksty z serii „Rzut za ocean”.
Główne wnioski
- Wysoka oglądalność meczów Knicks – Pacers wynika nie tylko z poziomu sportowego, ale przede wszystkim z emocjonalnej otoczki i prowokacji między zawodnikami oraz kibicami. Rekordowa liczba widzów pierwszego meczu Finałów Konferencji Wschodniej NBA (8,5 mln w szczytowym momencie) pokazuje, że kibice są przyciągani przez dramatyzm, rywalizację personalną i widowiskowość, a nie tylko przez sportową jakość gry.
- Marketing i prowokacje inspirowane wrestlingiem WWE znacząco wpływają na zainteresowanie i budowanie narracji rywalizacji między Jalenem Brunsonem a Tyrese’em Haliburtonem. Zawodnicy tak jak wrestlerzy wykonują gesty i prowokacje, które podgrzewają atmosferę i angażują kibiców, co przekłada się na większą popularność i emocje podczas meczów.
- Mimo zaciekłej rywalizacji na parkiecie prywatnie zawodnicy są zaprzyjaźnieni, co pokazuje, że wiele konfliktów i animozji w NBA jest elementem show i marketingu, podobnie jak w wrestlingu. Publiczne antagonizmy między Brunsonem i Haliburtonem służą budowaniu napięcia i zainteresowania, ale poza kamerami zawodnicy utrzymują przyjazne relacje, co podkreśla, że sportowa rywalizacja jest też formą rozrywki.

