Zawirowania wokół ustawy wiatrakowej. Nowa propozycja zaskoczyła branżę
Po ponadrocznych pracach nad odblokowaniem inwestycji w lądowe farmy wiatrowe w rządzie wciąż nie ma jednomyślności w sprawie kształtu nowych przepisów. W ostatniej chwili z nową propozycją wyszło Ministerstwo Infrastruktury, które chce odsunąć wiatrakowe inwestycje od krajowych dróg. – To jakiś absurd – komentuje Grzegorz Onichimowski, prezes Polskich Sieci Elektroenergetycznych. Resort klimatu poprawkę szybko odrzucił.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Na jakim etapie są prace nad nowelizacją ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych.
- Jakie zmiany w ustawie chce wprowadzić na ostatniej prostej Ministerstwo Infrastruktury.
- Jak nową propozycję oceniają eksperci.
Inwestorzy z branży OZE od lat czekają na uwolnienie inwestycji w farmy wiatrowe na lądzie, skutecznie zablokowane przez rząd PiS. Ograniczenia w budowie wiatraków weszły w życie w 2016 r. i polegały na wprowadzeniu zakazu stawiania farm w odległości od budynków mieszkalnych mniejszej niż 10-krotność wysokości wiatraka (tzw. zasada 10H). W praktyce oznaczało to, że odległość elektrowni od domów musiała wynosić co najmniej 1500-2 tys. m, co według szacunków Fundacji Instrat wykluczyło z inwestycji wiatrowych aż 99,7 proc. obszaru Polski.
Po kilku latach obietnic złagodzenia przepisów zmiany wprowadzono dopiero w 2023 r. Ogólną zasadę 10H utrzymano, ale umożliwiono stawianie wiatraków w minimalnej odległości od domów wynoszącej 700 m, jeśli zgodzi się na to gmina w ramach procedury planowania miejscowego. To była jednak zbyt mała zmiana, by spowodować wystrzał inwestycji wiatrakowych.
Uwolnienie inwestycji przez zniesienie ogólnej zasady 10H i zmniejszenie odległości wiatraków od domów do 500 m zapowiedziała natomiast obecna koalicja rządowa i jeszcze w 2023 r. obiecała pilne zajęcie się sprawą. Zaczęła jednak od falstartu. Tuż po wyborach parlamentarnych, a jeszcze przed powołaniem rządu Donalda Tuska, ówczesna większość sejmowa postanowiła rewolucję wiatrakową wrzucić do projektu ustawy zamrażającej ceny energii. Jednak zamiast uzgodnionych wcześniej 500 m, projekt przewidywał odległość… 300 m. Do tego doszły wątpliwości dotyczące potencjalnych wywłaszczeń gruntów pod inwestycje OZE. Wybuchła afera, która skończyła się wycofaniem proponowanych przepisów z prac sejmowych.
Od tego czasu branża OZE nie doczekała się zmian w prawie. Legendarne są już wypowiedzi wiceministra klimatu Miłosza Motyki, który od miesięcy na licznych konferencjach branżowych przekonuje, że projekt ustawy jest niemal gotowy i „niebawem” trafi do Sejmu. Na razie wciąż nie wyszedł z prac rządowych.
Na początku stycznia 2025 r. pojawiła się wreszcie informacja o tym, że projekt trafi na Stały Komitet Rady Ministrów. To organ, który pomaga w ustaleniu stanowiska rządu w sprawie projektowanych zmian w prawie. Okazało się jednak, że na ostatniej prostej z nową propozycją wyszło Ministerstwo Infrastruktury, które chce wprowadzić obostrzenia dotyczące budowy wiatraków przy drogach.
„(…) lokalizacja elektrowni wiatrowej w pobliżu pasa drogowego drogi krajowej, z uwagi na obrót łopat oraz migające czerwone światło umieszczone w routerze, negatywnie wpływa na bezpieczeństwo ruchu drogowego, rozpraszając uwagę kierowców i kierując wzrok na poruszające się obiekty. Ponadto w przypadku wystąpienia w okresie jesienno-zimowym oblodzenia łopat wirników w tego typu obiektach istnieje bezpośrednie zagrożenie bezpieczeństwa ruchu drogowego oraz znaczące ryzyko wystąpienia wypadków lub wręcz katastrof w ruchu lądowym związane z oderwaniem się oblodzenia z łopaty i jego upadkiem na pas drogowy drogi krajowej. Co
więcej, w przypadku katastrofy budowlanej dotyczącej elektrowni wiatrowej, związanej choćby z pożarem routera czy silnymi wiatrami, istnieje poważne ryzyko wystąpienia katastrofy w ruchu lądowym związane z pojawianiem się elementów elektrowni wiatrowej w pasie drogowym lub wręcz na jezdni” – ostrzega Ministerstwo Infrastruktury.
MI zaproponowało więc odsunięcie wiatraków od dróg krajowych przez wprowadzenie minimalnej odległości na poziomie trzykrotności maksymalnej średnicy wirnika wraz z łopatami (zasada 3H) albo dwukrotności maksymalnej całkowitej wysokości elektrowni wiatrowej.
„Analogicznie jak w artykule 4a ustawy z dnia 20 maja 2016 r. o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych dotyczącym lokalizacji elektrowni wiatrowych w stosunku do sieci elektroenergetycznej najwyższych napięć” – argumentuje MI.
Resort klimatu odrzucił propozycję
Propozycja zaskoczyła branżę OZE, a nawet operatora sieci najwyższych napięć, który do sprawy odniósł się w mediach społecznościowych.
„To jakiś absurd. My się też wycofaliśmy z tych 3H” – skomentował na platformie X Grzegorz Onichimowski, prezes Polskich Sieci Elektroenergetycznych.
Eksperci zwracają też uwagę na to, że takie uwagi wnoszone do projektu w ostatniej chwili wydłużają całą procedurę.
– W mojej ocenie propozycja MI jest zdecydowanie zbyt daleko idąca i proponowanie takich sztucznych, nieelastycznych ograniczeń nie powinno mieć miejsca. Tym bardziej w ustawie, której motywem przewodnim ma być ułatwienie inwestycji w lądowe farmy wiatrowe. A one są istotne z punktu widzenia naszego bezpieczeństwa energetycznego, gdyż są źródłem taniej i czystej energii. Poza tym Stały Komitet RM to nie jest moment w procesie legislacyjnym, na którym powinno się składać takie propozycje. Od tego mamy uzgodnienia międzyresortowe. Jeśli do tego etapu ten pomysł nie pojawił się w projekcie, to należy go zwyczajnie nie zgłaszać. Projekt i tak jest opóźniony względem wielokrotnie składanych deklaracji przez stronę rządową – ocenia Piotr Wołejko, dyrektor Komitetu Energii i Komitetu Środowiska Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.
Do sprawy szybko też odniósł się autor projektu ustawy – Ministerstwo Klimatu i Środowiska, które propozycję MI odrzuciło, nie pozostawiając na niej suchej nitki.
„Minister infrastruktury powielił dotychczasową argumentację prezentowaną na etapie uzgodnień międzyresortowych, nie odnosząc się do stanowiska Ministra Klimatu i Środowiska, w którym wykazano m.in. konieczność przedstawienia analiz, na ile potencjalne ryzyka przedstawione w uwadze są prawdopodobne, a ich uniknięcie istotniejsze od uniknięcia innych niedogodności, które mogłyby pojawić się względem innych obszarów lub budowli, od których minimalne odległości nie są określane na poziomie ustawowym. Uwagodawca nie przedstawił ponadto wpływu swojej propozycji na potencjał w energetyce wiatrowej, w tym analiz dotyczącej następstw wprowadzenia takiej zmiany uwzględniających, m.in. zmniejszenie obszaru Polski pod inwestycje wiatrakowe, wpływu na spełnienie celów unijnych w zakresie udziału OZE i rozwój polskiego łańcucha dostaw w sektorze energetyki wiatrowej, zaś czynniki te są konieczne do uwzględnienia przy dokonywaniu rozstrzygnięć w zakresie zasad lokalizowania elektrowni wiatrowych” – wylicza Paulina Hennig-Kloska, szefowa Ministerstwa Klimatu i Środowiska.
W odpowiedzi resort infrastruktury zmienił swoją propozycję i zalecił lokalizowanie farm wiatrowych przy drogach krajowych w odległości równej lub większej od maksymalnej całkowitej wysokości elektrowni wiatrowej (1H).
Następnym etapem będzie skierowanie projektu pod obrady Rady Ministrów, a następnie trafi on do prac sejmowych.
Jak zmienią się wiatrakowe przepisy?
Kluczową zmianą w ustawie wiatrakowej będzie zniesienie zasady 10H i wprowadzenie minimalnej odległości między farmami a zabudową mieszkaniową na poziomie 500 m. Zmianie ulegną też zasady lokalizowania wiatraków w pobliżu cennych przyrodniczo terenów – inwestycje będą mogły być lokowane w minimalnej odległości 1500 m od parków narodowych i 500 m od obszarów Natura 2000. Ustawa umożliwi też stosowanie mniejszych niż dotychczas odległości elektrowni od sieci energetycznych. Wprowadzone zostaną też ułatwienia dla budowy farm, co ma przyspieszyć proces inwestycyjny.
Jak podaje MKiŚ, zmniejszenie minimalnej odległości z 700 m do 500 m może spowodować wzrost mocy w nowych projektach wiatrowych nawet o 60-70 proc. Utrzymanie poziomu 700 m oznaczałoby, że do 2030 r. powstaną co najwyżej 4 GW nowych mocy wiatrowych. Wprowadzenie odległości 500 m oznacza szansę na budowę w tym czasie wiatraków o mocy ponad 10 GW, co oznacza zwiększenie potencjału o około 6 GW w ciągu najbliższych pięciu lat. W dalszej perspektywie wzrost będzie spektakularny. Według Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej nowe przepisy przyniosą nawet 41 GW nowych mocy do 2040 r.
Agencja Rynku Energii podaje, że na koniec października 2024 r. moc zainstalowana w wiatrakach w Polsce wynosiła 9,7 GW.
Warto wiedzieć
Jakie wytyczne dla inwestycji w farmy wiatrowe stosowane są w Europie?
Kraje europejskie wprowadziły różne rozwiązania dotyczące minimalnej odległości elektrowni wiatrowych od budynków mieszkalnych. Szczegółowy wykaz podało Ministerstwo Klimatu i Środowiska, powołując się na opracowanie Wspólnego Centrum Badawczego Komisji Europejskiej.
- Część państw przy obliczaniu odległości bierze pod uwagę wysokość wiatraka, liczoną albo jako maksymalne wzniesienie łopaty wirnika (tzw. tip height), albo jako wysokość wirnika (tzw. hub height):
– Polska i niemiecki land Bawaria – stosują zasadę 10-krotności wysokości (10 x tip height, czyli 10H), w Polsce wyjątkiem od tej zasady jest możliwość określenia innej odległości w planie miejscowym, ale minimalna odległość nie może przekroczyć 700 m;
– niemiecki land Saksonia – 750-1 tys. m lub 10 x hub height;
– niemiecki land Saksonia-Anhalt – 1 tys. m lub 10 x całkowitej wysokości;
– Włochy – stosują odległość 200 m od pojedynczych domów lub zasadę 6H od miast. W praktyce jest duże zróżnicowanie w zależności od regionu;
– Dania i Belgia stosują zasadę 4H, co przekłada się na minimalną odległość ok. 600 m. W Walonii stosuje się regułę 400 m;
– Holandia przyjęła zasadę czterokrotności wysokości wirnika. - Wiele europejskich krajów minimalną odległość wyznacza na podstawie określonego dystansu wyrażonego w metrach, niekiedy dopuszczając indywidualne podejście w poszczególnych regionach. Te regulacje mają zróżnicowany status – od obligatoryjnego do najczęściej fakultatywnych zaleceń, wytycznych czy dobrych praktyk:
– Austria – od 800 do 1200 m, w zależności od polityki regionalnej kraju związkowego;
– Estonia – główne kryterium to regulacje hałasu, jednak władze lokalne mogą wprowadzić bardziej restrykcyjne postanowienia, z przyjętych większość wynosi 1 tys. m, ale zdarzają się w niektórych miejscach 2 tys. m;
– Francja – 500 m;
– Grecja – 500-1500 m, poza tym istnieją regulacje dotyczące maksymalnej gęstości zabudowy terenu elektrowniami;
– Holandia – 400-600 m;
– Hiszpania – 500 m, ale farmy zazwyczaj instalowane są w odległości 1 tys. m od obszarów zurbanizowanych;
– Irlandia i Litwa – głównym kryterium są normy hałasu, biorąc to pod uwagę, można założyć, że wynoszą ok. 500 m;
– Niemcy – w zależności od regionu np. 400 m w landzie Schleswig-Holstein lub zasada 10H w landzie Bawaria;
– Portugalia – brak regulacji odległościowych, decydują normy hałasu, które przekładają się zazwyczaj na ok. 500 m;
– Rumunia – 300 m od pojedynczych budynków oraz 500 m od grupy więcej niż pięciu budynków;
– Węgry – 1-2 tys. m. - W kilku krajach europejskich nie określono minimalnych odległości w ustawodawstwie centralnym. Zamiast tego odległość jest określana na poziomie konkretnej inwestycji i jest powiązana z limitami hałasu oraz innymi oddziaływaniami elektrowni wiatrowej (Wielka Brytania, Finlandia, Norwegia, Szwecja).
Główne wnioski
- Mimo obietnic rządu branża OZE do dziś nie doczekała się zmian w prawie, które uwolniłyby duże inwestycje w farmy wiatrowe na lądzie.
- Projekt nowelizacji ustawy wiatrakowej przeszedł już konsultacje w ramach Komitetu Stałego Rady Ministrów i na tym etapie Ministerstwo Infrastruktury zainicjowało wprowadzenie dodatkowych obostrzeń dla budowy wiatraków przy drogach krajowych.
- Przedstawiciele branży skrytykowali propozycję MI, a Ministerstwo Klimatu i Środowiska, które jest autorem projektu ustawy, nie uwzględniło tej uwagi w dokumencie. Teraz projekt trafi pod obrady rządu.