Norweska era dinozaurów trwa. Transformacja energetyczna może ją przedłużyć
Norwegia pozostaje największym producentem ropy i gazu w Europie, a jej gospodarka wciąż czerpie połowę wartości eksportu z paliw kopalnych. Jednocześnie kraj staje się liderem w rozwoju OZE. Od tego, jak szybko przeprowadzi transformację, zależy, czy uniknie wstrząsu, gdy era „czarnego złota” dobiegnie końca.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Ile Norwegia wydobywa baryłek ropy i gazu dziennie.
- Dlaczego transformacja energetyczna UE może wymusić rezygnację z paliw kopalnych.
- Czemu aktywiści krytykują Norwegię.
Norwegia, kraj znany z fiordów, zorzy polarnej i… ropy naftowej, od dekad pozostaje energetyczną potęgą Europy. Jako największy producent ropy i gazu na kontynencie zbudowała gospodarkę opartą na „czarnym złocie”. Zasila ono największy na świecie fundusz majątkowy – wart ponad 1,5 biliona dolarów. Ten „skarb narodowy” pozwolił Norwegom cieszyć się dobrobytem, rozbudowanym systemem opieki społecznej i jednym z najwyższych standardów życia na świecie. Jednak globalna transformacja energetyczna, napędzana unijną polityką klimatyczną, rosnącym znaczeniem OZE i presją na redukcję emisji, stawia przed Norwegią fundamentalne pytanie: czy kraj, który przez dekady czerpał zyski z paliw kopalnych, zdoła przestawić swoją gospodarkę na zielone tory i stać się liderem czystej energii?
Na rozdrożu?
Norwegia to prawdziwy gigant naftowo-gazowy. W 2024 r. kraj wydobywał około 2 mln baryłek ropy dziennie i 120 mld m sześc. gazu ziemnego rocznie. To czyni go największym producentem tych surowców w Europie. Sektor naftowo-gazowy odpowiada za około 20 proc. PKB Norwegii i aż 50 proc. wartości eksportu. To generuje ogromne dochody, które trafiają do wspomnianego Government Pension Fund Global – znanego jako „fundusz naftowy”. Daje on Norwegii finansową poduszkę bezpieczeństwa na poziomie niespotykanym w innych krajach. Fundusz ten inwestuje w ponad 9 tys. firm na całym świecie – od Apple po Teslę – zapewniając stabilność i środki na przyszłe inwestycje.
Dzięki ropie i gazowi Norwegia stworzyła zaawansowany system opieki społecznej, nowoczesną infrastrukturę i jeden z najwyższych na świecie standardów życia. W 2023 r. PKB na mieszkańca wynosiło 94 660 dolarów. Kraj jest też kluczowym dostawcą gazu dla Europy, zwłaszcza po ograniczeniu dostaw z Rosji w 2022 r. Rurociąg Baltic Pipe, łączący Norwegię z Polską przez Danię, dostarcza 10 mld m sześc. gazu rocznie. Ma działać co najmniej do 2037 r. Norweski gaz zasila elektrownie i domy w Niemczech, Polsce czy Wielkiej Brytanii, cementując pozycję kraju jako energetycznego filaru Europy.
– Norwegia stoi na rozdrożu, ale jej atuty – tania energia hydroelektryczna, doświadczenie w technologiach morskich i ogromny fundusz majątkowy – dają jej unikalną szansę na sukces w zielonej transformacji. W 2023 r. sektor naftowy przyniósł 150 mld dolarów przychodów, ale prognozy Międzynarodowej Agencji Energii (IEA) wskazują, że do 2040 r. eksport ropy może spaść o 30 proc. Projekty takie jak Hywind Tampen, który redukuje emisje platform naftowych o 200 tys. ton CO2 rocznie, czy Northern Lights, z potencjałem składowania 5 mln ton CO2, pokazują, że Norwegia potrafi łączyć stare z nowym. Kluczowe będzie jednak przyspieszenie inwestycji w wodór. Potrzebujemy elektrolizerów o mocy 5 GW do 2030 r., co wymaga 7 mld euro. Bez współpracy z UE i odporności na konkurencję z Chin ryzykujemy stagnację – powiedziała portalowi VG dr Ingrid Larsen, ekspertka ds. energii z ośrodka analitycznego NUPI.
Wyzwania transformacji energetycznej
Tymczasem bowiem świat odchodzi od paliw kopalnych. Unia Europejska, główny rynek zbytu Norwegii, dąży do neutralności klimatycznej do 2050 r. A to oznacza stopniowe wygaszanie popytu na ropę i gaz. Według IEA globalny popyt na ropę może osiągnąć szczyt już w 2028 r., a na gaz ziemny – w latach 30. XXI w. W Europie zapotrzebowanie na norweskie surowce może spaść o 20-30 proc. do 2040 r.
Rząd w Oslo spotyka się z krytyką aktywistów klimatycznych, którzy zarzucają Norwegii hipokryzję. Kraj produkuje 98 proc. energii elektrycznej z hydroelektrowni (147 TWh w 2022 r.). Tymczasem jednocześnie emituje 50 mln ton CO2 rocznie z sektora naftowego. To plasuje go wśród największych eksporterów emisji w Europie.
Norweska gospodarka pozostaje silnie uzależniona od ropy i gazu. W 2023 r. sektor ten zatrudniał – bezpośrednio i pośrednio – około 160 tys. osób, czyli 6 proc. siły roboczej kraju. Spadek dochodów z eksportu, które w 2022 r. wyniosły 150 mld dolarów, mógłby wywołać deficyt budżetowy i zmusić rząd do ograniczenia wydatków na opiekę społeczną.
Norweskie strategie na zieloną przyszłość
Norwegia nie czeka z założonymi rękami. Kraj aktywnie inwestuje w technologie, które mają zapewnić mu pozycję lidera zielonej transformacji. Wykorzystuje swoje doświadczenie w technologiach morskich, zdobyte w sektorze naftowym, do rozwoju morskich farm wiatrowych. W 2024 r. rząd ogłosił plan budowy farm o łącznej mocy 30 GW do 2040 r. To mogłoby wygenerować 120 TWh energii rocznie – niemal tyle, ile obecnie produkują hydroelektrownie. Projekt Hywind Tampen, pierwsza na świecie pływająca farma wiatrowa zasilająca platformy naftowe, dostarcza 88 MW mocy i redukuje emisje CO2 o 200 tys. ton rocznie. Kolejne inwestycje, jak Sørlige Nordsjø II, mają przyciągnąć kapitał rzędu 100 mld koron (9 mld euro) do 2030 r.
– Norwegia ma wszystko, by stać się zieloną potęgą: zasoby, technologię i kapitał. W 2024 r. zainwestowaliśmy 11 mld koron w OZE, a projekt H2Export może uczynić nas liderem wodoru w Europie. Ale transformacja wymaga odwagi – musimy szybciej odchodzić od ropy, która wciąż odpowiada za 50 proc. eksportu. Chiny produkują elektrolizery o 30 proc. tańsze niż Europa, a ich inwestycje w OZE rosną o 20 proc. rocznie. Jeśli Norwegia chce wygrać, musi postawić na skalę – np. farmy wiatrowe o mocy 30 GW do 2040 r. Ważna jest też współpraca z UE, np. przez Nordycko-Bałtycki Korytarz Wodorowy. Fundusz majątkowy daje nam przewagę, ale bez strategicznych decyzji możemy zostać w tyle – powiedział portalowi VG były minister środowiska Norwegii, Erik Solheim.
Inne technologie
Norwegia stawia także na produkcję zielonego wodoru, wykorzystując tanią energię z hydroelektrowni (koszt 30–40 euro/MWh). W 2024 r. uruchomiono projekt H2Export. Zakłada on produkcję 100 tys. ton wodoru rocznie do 2030 r., głównie w postaci amoniaku, na eksport do Niemiec. Współpraca z firmami Provaris Energy i Uniper Global Commodities została podpisana w sierpniu 2024 r. Przewiduje ona transport wodoru statkami H2Neo o pojemności 40 tys. m sześc.
Planowany rurociąg wodorowy z Norwegii do Niemiec, o długości 1,2 tys. km, może kosztować 3 mld euro,. Jednak zapewni dostawy 1 mln ton wodoru rocznie do 2035 r.
Norwegia jest również pionierem w technologiach CCS. Projekt Northern Lights zakłada składowanie 1,5 mln ton CO2 rocznie pod dnem Morza Północnego od 2025 r. Plany przewidują zwiększenie tej wartości do 5 mln ton do 2030 r. W 2023 r. rząd przyznał licencje na poszukiwanie nowych miejsc składowania CO2 firmom Aker BP i Wintershall Dea. A to może przyciągnąć emitentów z całej Europy – w tym z Polski i krajów bałtyckich. Całkowity koszt projektu wynosi 2,6 mld euro, z czego 80 proc. finansują wspólnie rząd Norwegii i UE.
Przyszłość w jasnych i...
Przyszłość norweskiej gospodarki w dużej mierze zależy od tempa transformacji energetycznej oraz od skuteczności wdrażanych strategii. Eksperci wskazują na trzy możliwe scenariusze rozwoju sytuacji.
Scenariusz optymistyczny zakłada, że Norwegia stanie się liderem w obszarze zielonej energii, eksportując wodór, energię wiatrową oraz technologie związane z wychwytywaniem i składowaniem dwutlenku węgla (CCS). Do 2035 r. morskie farmy wiatrowe mogłyby generować 30 proc. krajowej produkcji energii. Eksport wodoru do Niemiec i Holandii przynosiłby 10 mld euro rocznie. Dodatkowo norweski fundusz majątkowy w 2024 r. przeznaczył 300 mld dolarów na inwestycje w odnawialne źródła energii. Dzięki temu mógłby amortyzować przejściowe trudności gospodarcze. W takim scenariuszu Norwegia mogłaby stać się „bankiem zielonej energii Europy”. Projekty takie jak Northern Lights przyciągałyby licznych międzynarodowych partnerów.
...ciemniejszych barwach
Scenariusz pesymistyczny przewiduje szybki spadek globalnego popytu na ropę i gaz. Może on sięgnąć nawet 40 proc. do 2040 r. zgodnie z prognozami IEA. Prowadziłoby to do powstania deficytu budżetowego rzędu 20 mld euro rocznie. Jednocześnie ogromne inwestycje w odnawialne źródła energii i produkcję wodoru – szacowane na 50 mld euro do 2030 r. – nie przyniosłyby oczekiwanych zysków. Powodem byłaby silna konkurencja ze strony Chin. Te już w 2023 r. odpowiadały za 60 proc. globalnej produkcji elektrolizerów w cenach 600-800 euro/kW. W takim scenariuszu Norwegia utraciłaby swoją dotychczasową pozycję energetyczną, a państwowy fundusz majątkowy musiałby systematycznie pokrywać rosnące deficyty budżetowe.
Scenariusz przejściowy zakłada utrzymanie eksportu ropy i gazu do takich krajów jak Polska czy Indie. To generowałoby około 100 mld dolarów rocznie do 2040 r. Jednocześnie Norwegia rozwijałaby odnawialne źródła energii, zwiększając ich udział w eksporcie do 30 proc. do 2035 r. Stabilność sektora energetycznego miałyby zapewniać projekty infrastrukturalne, takie jak Baltic Pipe czy NordLink. Jednak zbyt wolne tempo inwestycji w infrastrukturę wodorową – w tym w rurociąg prowadzący do Niemiec – ograniczałoby pełne wykorzystanie potencjału zielonej energii w tym okresie.
Główne wnioski
- Norwegia jest dziś naftowo-gazowym gigantem, którego dobrobyt i fundusz majątkowy opierają się w dużej mierze na paliwach kopalnych – odpowiadają one za 20 proc. PKB i połowę eksportu.
- Transformacja energetyczna UE wymusza na Norwegii przyspieszenie inwestycji w OZE, wodór i CCS, aby zrównoważyć spadający popyt na ropę i gaz – co według IEA może nastąpić już w latach 30. XXI w.
- Przyszłość zależy od tempa działań: w scenariuszu optymistycznym Norwegia staje się „bankiem zielonej energii Europy”, w pesymistycznym traci pozycję i notuje deficyty budżetowe, a w przejściowym utrzymuje eksport ropy i gazu, stopniowo rozwijając OZE.