Szwedzi i Duńczycy szukają wolnych „klitek” w więzieniach innych narodów
W krajach skandynawskich więzienia od lat uchodzą za wzór humanitarnego podejścia do resocjalizacji. Prywatne cele, programy edukacyjne, a nawet warsztaty kulinarne – to codzienność w systemie, który stawia na reintegrację, a nie izolację. Jednak nawet te modelowe zakłady karne w ostatnich latach zaczęły pękać w szwach.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego Szwecja i Dania, mimo dobrobytu i liberalnych systemów penitencjarnych, borykają się z przepełnieniem więzień i szukają miejsc za granicą.
- Jakie czynniki ekonomiczne, prawne i społeczne sprawiają, że wynajem cel w innych krajach bywa bardziej opłacalny niż budowa nowych zakładów karnych.
- Jakie są wyzwania i kontrowersje związane z outsourcingiem penitencjarnym oraz jak wpływa on na osadzonych i międzynarodowe relacje.
W 2023 r. Szwecja zgłosiła 95 proc. zapełnienia swoich więzień, a Dania w niektórych jednostkach przekroczyła 100 proc., zmuszając osadzonych do spania na materacach w salach wspólnych. Zamiast inwestować w kosztowne nowe pawilony, oba kraje zaczęły szukać wolnych cel w więzieniach sąsiednich państw – Norwegii, Belgii, Holandii, a nawet Kosowa. Ta praktyka, zwana outsourcingiem penitencjarnym, budzi gorące debaty: od zachwytów nad pragmatyzmem po oskarżenia o „eksportowanie problemów”.
Kryzys przepełnienia
Szwecja i Dania, mimo niskich wskaźników przestępczości, mierzą się z rosnącą liczbą osadzonych za poważne przestępstwa. W Szwecji fala przemocy gangów skłoniła parlament do zaostrzenia kar. W 2019 r. maksymalna kara za morderstwo wzrosła z 18 do 25 lat, a w 2022 r. wprowadzono przepisy antygangowe umożliwiające prewencyjne aresztowania i dłuższe wyroki. Efekt? Populacja więzienna wzrosła z 7 tys. w 2015 r. do ponad 8,2 tys. w 2024 r., przy pojemności systemu na poziomie 7,5 tys. miejsc.
Dania ma podobne problemy. Po zamachach terrorystycznych w Kopenhadze w 2015 r. oraz wzroście przestępczości związanej z gangami motocyklowymi i handlem narkotykami, liczba osadzonych wzrosła o 20 proc., osiągając 4,3 tys. osób w zakładach zaprojektowanych na 4 tys.
– Outsourcing penitencjarny to fascynujący, ale ryzykowny eksperyment w erze globalizacji. Dania i Szwecja, z ich humanistycznym modelem – gdzie więzienie to nie kara, ale szansa na zmianę – stoją przed paradoksem: sukces w ściganiu przestępczości prowadzi do kryzysu miejsc. Koszt budowy nowej celi w Danii to 1,5 mln koron plus utrzymanie na poziomie 700 koron dziennie, podczas gdy w Kosowie płacimy 200-300 koron za to samo. To oszczędność 20-30 mln euro rocznie, co pozwala reinwestować w programy resocjalizacyjne w kraju. Ale kulturowe różnice mogą podważyć te ideały. W Holandii standardy są podobne, lecz w Kosowie osadzeni doświadczają izolacji, co zwiększa stres i recydywę. Badania pokazują, że kontakt z rodziną zmniejsza powroty do przestępstwa o 25 proc., a loty do Prisztiny to poważna bariera. Musimy monitorować te umowy, by nie stały się „tanim zesłaniem” – zauważa duński kryminolog Peter Scharff Smith w rozmowie z XYZ.
Przepełnienie ma poważne konsekwencje. W Danii odnotowano wzrost napięć między osadzonymi, incydenty przemocy wobec strażników i wyższy odsetek samobójstw. W 2022 r. było to 12 prób na 1000 osadzonych wobec 8 w 2015 r. Szwecja boryka się z opóźnieniami w programach resocjalizacyjnych, co wydłuża czas reintegracji skazanych. Budowa nowych więzień wydaje się logicznym rozwiązaniem, ale w praktyce okazuje się koszmarem – kosztownym, powolnym i obarczonym sprzeciwem lokalnych społeczności.
Koszty budowy nie są małe
Budowa więzień w Skandynawii to nie tylko pieniądze, ale i czas. W Szwecji koszt jednej celi wynosi około 500 tys. euro, a cały nowy zakład karny to minimum 100 mln euro. Do tego dochodzi biurokracja – uzyskanie pozwoleń środowiskowych zajmuje 2-3 lata, a lokalne społeczności często protestują, obawiając się spadku wartości nieruchomości. W Danii nowy pawilon to wydatek rzędu 200 mln koron (ok. 27 mln euro) i czas realizacji 3-5 lat. W 2021 r. rząd wycofał się z budowy więzienia w Zelandii właśnie z powodu sprzeciwu mieszkańców. Wskazywali oni na ryzyko dla lokalnego ekosystemu.
Outsourcing stał się więc atrakcyjną alternatywą. Szwecja od 2015 r. współpracuje z Norwegią, której system penitencjarny uchodzi za wzorcowy. Norwegia pobiera 85 euro dziennie za osadzonego, podczas gdy w Szwecji koszt wynosi 100-120 euro. Umowa, przedłużona w 2023 r., obejmuje 100-200 miejsc rocznie. Jest zgodna z unijnymi standardami, bo Norwegia należy do Europejskiego Obszaru Gospodarczego (EOG). Szwecja podpisała też kontrakty z Belgią (50-60 euro za celę) i prowadzi negocjacje z Chorwacją.
„To nie ucieczka przed odpowiedzialnością”
Dania poszła jeszcze dalej. Już w 2014 r. zawarła umowę z holenderskim więzieniem Norgerhaven na 242 miejsca po 75 euro dziennie. Dało to oszczędności rzędu 10 mln euro rocznie. W 2023 r. Kopenhaga podpisała kontrakt z Kosowem na 100 miejsc po 30-40 euro dziennie – ułamek kosztów krajowych. Kosowo, podobnie jak Holandia, miało nadwyżki miejsc po reformach systemu karnego (Holandia zamknęła 23 więzienia w latach 2010-2020). Niższe koszty pracy pozwoliły oferować konkurencyjne stawki. Transport osadzonych – głównie lotami czarterowymi – kosztuje 5-10 tys. euro na osobę, ale wciąż okazuje się tańszy niż budowa nowych zakładów.
„To nie jest ucieczka przed odpowiedzialnością, ale mądra strategia w zintegrowanej Europie. Nasze więzienia są przepełnione nie z powodu słabości prawa, lecz skuteczności – łapiemy więcej przestępców, zwłaszcza tych z gangów. Budowa nowych zakładów w Szwecji to nie tylko miliardy koron, ale też lata biurokracji: protesty ekologów, lokalnych rad i związków. Norwegia, z jej modelem rehabilitacji, oferuje nie tylko miejsca, ale i lekcję – osadzeni wracają lepsi, co ostatecznie chroni społeczeństwo. Krytycy mówią o »eksportowaniu problemu«, lecz zapominają, że to forma solidarności: Holandia i Belgia też korzystają, a UE buduje spójny system. Bez tego musielibyśmy łagodzić kary albo podnosić podatki. To pragmatyzm, nie cynizm” – komentował były szwedzki minister spraw zagranicznych Carl Bildt w rozmowie z SVT w 2016 r.
Kontrowersje rozwiązania
Outsourcing penitencjarny nie jest jednak wolny od problemów. W Szwecji związki zawodowe strażników więziennych – ok. 5 tys. pracowników – protestują, twierdząc, że wynajem miejsc za granicą zagraża lokalnym etatom i osłabia kontrolę nad systemem.
Osadzeni skarżą się na trudności w utrzymaniu kontaktów z rodzinami. Lot z Kopenhagi do Prisztiny trwa trzy godziny i kosztuje 200-300 euro, co ogranicza wizyty do raz na kwartał. W 2022 r. holenderskie więzienie Norgerhaven odmówiło przyjęcia duńskiego skazanego za terroryzm, uznając go za zagrożenie bezpieczeństwa. Too wywołało debatę, czy outsourcing powinien obejmować najcięższych przestępców.
Etyczne pytania budzi też różnica standardów. Umowy z Norwegią i Holandią gwarantują zgodność z unijnymi wytycznymi. To m.in. minimum 4 m kw. na osadzonego oraz dostęp do opieki zdrowotnej i edukacji. Jednak w Kosowie więzienia są surowsze, a personel mniej doświadczony w resocjalizacji. Badania pokazują, że izolacja od rodziny zwiększa ryzyko recydywy o 15-20 proc., co podważa skandynawskie ideały.
Mimo to, rządy obu krajów bronią swojej strategii. W 2024 r. Szwecja przedłużyła umowy na kolejne 300 miejsc, a Dania rozpoczęła rozmowy z Rumunią, która oferuje jeszcze niższe stawki.
Główne wnioski
- Wynajem cel za granicą to dla Szwecji i Danii szybkie oraz tańsze rozwiązanie problemu przepełnienia. Pozwala oszczędzać dziesiątki milionów euro rocznie i utrzymywać wysokie standardy resocjalizacji, ale jednocześnie rodzi pytania o długofalową stabilność systemów karnych.
- Outsourcing penitencjarny obnaża też nierówności w UE. Bogatsze państwa „eksportują” problem do tańszych krajów, co z jednej strony wzmacnia współpracę, lecz z drugiej może prowadzić do różnic w traktowaniu osadzonych.
- Choć praktyka ta jest zgodna z prawem, wymaga ścisłego monitorowania, by nie naruszać praw więźniów – zwłaszcza w krajach o niższych standardach, takich jak Kosowo.