Socjalne mieszkania w Szwecji stwarzają realne zagrożenie dla mieszkańców
W Sztokholmie nowe bloki socjalne, budowane w pośpiechu, zagrażają życiu lokatorów. Balkony bez barierek, niestabilne konstrukcje i okna pozbawione blokad stają się symbolem patodeweloperki, wynikającej z presji szybkiej budowy i oszczędności kosztem jakości. Kryzys mieszkaniowy w stolicy ujawnia poważne niedociągnięcia systemu, który miał zapewniać bezpieczeństwo i równość.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jaka jest skala problemu w szwedzkich mieszkaniach socjalnych.
- Czym jest szwedzki model folkhemmet i jak duży jest problem patodeweloperki.
- Jakich reform oczekują Szwedzi.
Sytuacja mieszkaniowa w Sztokholmie pokazuje, że szybkie reagowanie na kryzys może rodzić nowe zagrożenia. Stolica Szwecji od lat zmaga się z niedoborem mieszkań dostępnych dla klasy średniej i niższej. W 2023 r. liczba osób oczekujących na lokale socjalne przekroczyła pół miliona, a ceny mieszkań na rynku prywatnym wzrosły o 20 proc. w ciągu dwóch lat, co dodatkowo pogłębiło problem.
W odpowiedzi rząd i samorządy uruchomiły program masowej budowy – finansowany z budżetu państwa i środków unijnych – mający zwiększyć podaż mieszkań i złagodzić presję cenową.
Raporty o uchybieniach
Nowe osiedla nie zawsze spełniają oczekiwania jakościowe. Bloki w dzielnicach takich jak Rinkeby, Tensta czy Hagsätra, realizowane przez państwowe spółki budowlane, stawiają na ilość, nie jakość. Raporty lokalnych inspektoratów z 2024 r. wskazują ponad 200 przypadków poważnych uchybień związanych z oszczędnościami na materiałach i bezpieczeństwie.
Balkon w Hagsätra o długości 150 metrów na piątym piętrze nie miał barierek, co zagrażało dzieciom. W innych blokach pojawiły się schody bez poręczy oraz okna otwierające się w pełni, bez blokad. Choć władze czasem reagowały po interwencji mediów, zabezpieczenia były doraźne i prowizoryczne, a nie systemowe.
Problem systemowy: folkhemmet pod presją
Za niedociągnięciami stoją szersze uwarunkowania polityki mieszkaniowej. Model „folkhemmet” (dom ludu) zakłada, że państwo zapewnia godne warunki każdemu obywatelowi. Przekłada się to na miliardowe wydatki na subsydia i budowę mieszkań socjalnych.
Jednak w warunkach deficytu gruntów w Sztokholmie presja na szybkie i tanie inwestycje prowadzi do sytuacji, w której liczba lokali staje się ważniejsza niż bezpieczeństwo i trwałość. Najbardziej narażone są rodziny wielodzietne i imigranci, którzy często nie mają wyboru i trafiają do wadliwych budynków.
„Szwedzka branża budowlana, jedna z najbardziej uprzemysłowionych na świecie, ma problem z oszczędnościami przy zachowaniu jakości. Nowe bloki w Sztokholmie przypominają »milionowy program« z lat 60. i 70., gdzie szybka budowa pod presją prowadziła do wadliwych konstrukcji – od niestabilnych fundamentów po słabą wentylację, co grozi zawaleniami i pleśnią. Inwestorzy muszą zrozumieć, że tania prefabrykacja to pułapka: koszty napraw przewyższają zyski, a ryzyko prawne rośnie z każdym incydentem” – stwierdził Rasmus Wærn, szwedzki architekt i krytyk, w artykule dla Architectural Review.
Zaproszenie do tragedii
Sytuacja w sztokholmskich blokach socjalnych ukazuje dramatyczną cenę pośpiechu w masowym budownictwie. W dzielnicach takich jak Skarpnäck czy Rinkeby balkony, które powinny być bezpieczną przestrzenią rekreacyjną, stały się strefami zagrożenia.
Nowe budynki, wznoszone pod presją czasu i kosztów, wyposażane są w balkony bez pełnych zabezpieczeń. Deweloperzy tłumaczą to „nowoczesnym designem”. Tymczasem jednak mieszkańcy relacjonują sceny grozy. Wiatr kołysze meble na otwartych platformach, a dzieci wspinają się na niskie krawędzie pozbawione barierek.
Według ustaleń Dagens Nyheter w czerwcu 2025 r. tylko w ciągu roku doszło do 15 incydentów z udziałem dzieci. Konstrukcje powstają z lekkich materiałów – cienkich profili aluminiowych – które nadają wrażenie nowoczesności, ale nie wytrzymują codziennych obciążeń. Szwedzkie normy (Boverket) wymagają balustrad o wysokości co najmniej 1,1 m. Jednak w praktyce wiele projektów omija te przepisy, stosując „tymczasowe” rozwiązania.
Mieszkańcy bloku w Rinkeby, oddanego w marcu 2025 r., skarżyli się, że balkony skrzypią pod stopami, a szwy między płytami rozszerzają się po każdym deszczu. Inspekcja budowlana potwierdziła wady i nakazała remont za 2 mln koron [772 tys. zł – przyp. red.]. Jednak prace utknęły w biurokratycznym zatorze. Każdy dzień opóźnienia to realne zagrożenie – jedna nieuwaga może skończyć się tragedią.
Rodziny, które trafiają do tych mieszkań, nie mają luksusu wyboru. Wielu lokatorów to imigranci z Bliskiego Wschodu i Afryki, którzy liczyli na stabilne warunki życia. Zamiast tego otrzymali przestrzeń budzącą lęk. Jeden z mieszkańców w reportażu SVT przyznał, że musiał samodzielnie montować zabezpieczenia z desek i lin. Miasto nie reagowało na jego zgłoszenia. Koszt jednej balustrady to ok. 5 tys. koron [1,9 tys. zł – przyp. red.]– dla deweloperów oszczędność, dla mieszkańców ryzyko zdrowia i życia.
Okna jak pułapki
Kolejnym przykładem patologii masowego budownictwa są okna. W klimacie Sztokholmu – z mroźnymi zimami i wilgotnymi latami – powinny łączyć wentylację z bezpieczeństwem mieszkańców. Tymczasem w nowych blokach, m.in. w dzielnicy Husby, montowane są modele otwierane na oścież, pozbawione mechanizmów blokujących. Wystarczy podmuch wiatru, aby szyba zatrzasnęła się z hukiem lub otworzyła na całą szerokość, tworząc realne zagrożenie.
Raport Byggföretagen z 2024 r. wskazał, że 40 proc. wszystkich skarg dotyczących mieszkań socjalnych dotyczyło właśnie okien. Aż połowa była związana bezpośrednio z ryzykiem wypadków.
Problem leży nie tylko w projekcie, ale i w produkcji. Okna sprowadzane masowo przez podwykonawców z Azji nie przechodzą lokalnych testów wytrzymałościowych. Jeden z dramatycznych przypadków odnotowany w Tensta (opisany przez „Aftonbladet” w kwietniu 2025 r.) zakończył się złamaniem ręki starszej kobiety, której rama okna zatrzasnęła się podczas suszenia bielizny.
Audyt zamówiony przez władze po fali protestów ujawnił, że oszczędności na certyfikowanych okuciach – ok. 2 tys. koron na jedno okno [0,8 tys. zł – przyp. red.] – obniżyły standardy poniżej unijnych wymogów. Mieszkańcy muszą improwizować: blokują klamki sznurkami, wykorzystują rolety jako prowizoryczne bariery. To codzienna praktyka, która zamiast bezpieczeństwa przynosi stałe poczucie zagrożenia.
Główne wnioski
- Kryzys mieszkaniowy w Sztokholmie obnaża słabości szwedzkiego modelu welfare state – dobre intencje bez rygorystycznej kontroli prowadzą do realnych zagrożeń dla obywateli.
- Patodeweloperka w wydaniu socjalnym – oszczędzanie na bezpieczeństwie i jakości w imię szybkości realizacji – skutkuje sytuacjami, które stanowią bezpośrednie ryzyko dla zdrowia i życia mieszkańców.
- Reformy są niezbędne: potrzebne są surowsze inspekcje budowlane, wyższe kary dla deweloperów oraz priorytet jakości ponad ilością oddawanych jednostek mieszkaniowych.