Do potencjalnych łupieżców Luwru: napoleońską biżuterię naprawdę można legalnie kupić. Podpowiadamy, za ile
Zamiast zasadzać się na gabloty Luwru, warto spróbować załatwić sprawę listownie. „Drogi Mikołaju, w tym roku bardzo chciałabym otrzymać perłowo-brylantowy naszyjnik cesarzowej Józefiny i może choć jedną z bransoletek, w których sportretowano Marię Antoninę. Poniżej przesyłam szacunkowy kosztorys i listę domów aukcyjnych, w których mógłbyś je dla mnie wylicytować.”
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jaki wpływ na wartość ma proweniencja, czyli udokumentowane pochodzenie z cenionej kolekcji.
- Jakie ceny odnotowano w ostatnich latach na aukcjach biżuterii należącej do Marii Antoniny czy wiązanej z cesarzową Józefiną.
- Jak to się stało, że mimo rewolucyjnej zawieruchy we Francji kosztowności Marii Antoniny przetrwały do naszych czasów.
Gdyby ktoś stanął przed nami w sukni tak obszernej, że pod spodem skryć mógłby motocykl, naturalnie nie uniknąłby pytań. (Po pierwsze, jak wejść w czymś takim do windy!) W monstrualne, połyskujące fałdy mięsistego materiału kreacji wpięte byłyby niepoliczalne kokardy, a spod każdej wylewałyby się kolejne koronkowe kaskady… Czy zapytalibyśmy taką osobę, jak to możliwe, że jej biżuteria warta jest raptem 160 mln zł? Byłoby to poniekąd niestosowne. Zważywszy, że podalibyśmy cenę zaledwie jednej kilkucentymetrowej zawieszki o pojedynczej perle. A Maria Antonia miała przecież takich akcesoriów znacznie więcej…
Bransoletki na raty
Wspomnianą drogocenną zawieszkę wylicytowano w 2018 r. w Genewie podczas głośnej aukcji kosztowności z kolekcji Burbonów Parmeńskich. Podczepiona na diamentowej kokardce, nieregularnie ukształtowana słonowodna perła osiągnęła wówczas wartość przekraczającą 36,4 mln franków szwajcarskich. Obierając aktualny kurs, to blisko 167 mln zł. Cały ubiegłoroczny obrót na polskich aukcjach biżuterii stanowiłby więc zaledwie 4 proc. tej kwoty.
Kluczem do wyjaśnienia tej onieśmielającej dysproporcji jest jednak termin zakorzeniony w antykwarycznym słowniku od wieków – proweniencja. To udokumentowane pochodzenie z nobilitującej kolekcji. Na zagranicznych aukcjach kosztowności trudno natomiast o proweniencję wyśmienitszą niż inwentarz zbioru Marii Antoniny, królowej mającej wręcz imponującą świadomość przepychu. Niecałe cztery lata temu do równowartości około 34 mln zł wylicytowano parę diamentowych bransoletek. Monarchini pozowała w nich do reprezentacyjnych portretów. Jak ustalili badacze, królowa zamówiła te wyroby w 1776 r. Było to więc na dobrych kilkanaście lat przed dramatycznym zakończeniem tej pełnej słodyczy opowieści.

„Wieści z Paryża donoszą mi, że właśnie dokonałaś zakupu bransoletek wartych 250 tys. liwrów, zachwiawszy swoim budżetem” – pisała do córki z Wiednia zaniepokojona cesarzowa Maria Teresa.
Istotnie, wyobrażenia o tym, jak odważne były to wydatki, nabrać można dopiero czytając, że Maria Antonina spłacać musiała jubilera na raty. Francuskie archiwa do dziś przechowują księgi, w których zachowały się rozliczenia wskazujące, że przerastający ją dług przez sześć lat regulował następnie król. Żeby uiścić pierwszą transzę, monarchini pospiesznie upłynniła nawet w skromniejszej cenie niektóre z własnych aktywów. Diamenty, oczywiście.
Relikwiarz ze strzępkiem
Choć brzmi to jak smutna ironia, kosztowna biżuteria Marii Antoniny przetrwała do naszych czasów właśnie dzięki temu, że musiała być istotnie droga samej królowej. 11 stycznia 1791 r. stacjonujący wówczas w Brukseli hrabia Florimont-Claude Mercy-Argenteau otrzymał od niej list. Zapowiadała mu ryzykowny wywóz pewnego pakunku z Francji. Pisała wtedy z pałacu Tuileries, którego nie mogła już opuścić ze względu na wzbierające za jego oknami rozruchy rewolucji. Z początkiem marca do hrabiego dotarła drewniana kaseta, w której znalazł pieczołowicie ułożone arcydzieła jubilerstwa. Każdy element biżuterii owinięty był starannie w miękki materiał, a na górze znalazł się rzetelnie spisany inwentarz.
W sierpniu następnego roku Maria Antonina wspominać mogła już swoje zbiory ze średniowiecznej twierdzy Temple. Spędziła w niej niecały rok, nim osadzono ją w Conciergerie. Tam działał wówczas Trybunał Rewolucyjny, którego budynek była monarchini opuściła już drewnianym wozem zmierzającym na ówczesny Plac Rewolucji. W 2021 r. na aukcję w Paryżu trafił strzępek koronkowej sukni, w której przebywała jeszcze w murach Temple. Zawiniątko składało się z delikatnej kremowej koronki i skrawka jedwabiu w kolorze ajerkoniaku, haftowanego w gałązki jaśminowych kwiatów. Osadzony na stelażu strzępek przesłonięty został wysokim kopulastym kloszem ze szkła, wspartym na mahoniowej konsoli o zdobieniach ze złoconego brązu. Jego wartość przekroczyła 35 tys. euro (ok. 150 tys. zł).
Ostatnia garść brylantów
Choć trudno upatrywać w tym regularności, co jakiś czas w salach domów aukcyjnych Sotheby’s czy Christie’s trafia pod młotek pojedynczy klejnot ze szkatuły Marii Antoniny. W minionym roku licytowano wiązany z jej kolekcją naszyjnik z brylantami. W czerwcu bieżącego roku na aukcji zagościł pojedynczy różowy diament we współczesnej oprawie. Pierścionek, w którym osadzono ponad 10-karatowy kamień wydobyty prawdopodobnie w Indiach, osiągnął wartość blisko 14 mln dolarów (51 mln zł).
Nieco przystępniejsze bywały klejnoty epoki napoleońskiej, wszelkimi siłami wiązane z cesarzową Józefiną. W 2021 r. do 175 tys. franków szwajcarskich (ok. 800 tys. zł) wylicytowano wspaniałą parę kolczyków z szafirami ze Sri Lanki. Należały do Stefanii de Beuharnais, przysposobionej córki Napoleona Bonaparte. Równowartość 15 mln zł przekroczył natomiast naszyjnik z okazałymi perłami i brylantami, który swojej synowej podarować miała sama cesarzowa Józefina. Podobnie jak jej poprzedniczka z dynastii Burbonów, zgromadziła ona obszerne jubilerskie zbiory, zwłaszcza że była obdarowywana przez szerokie męskie grono.

Być może ostatnim z tych miłych podarków była garść brylantów od cara Aleksandra I. Odwiedzał ją w posiadłości w Malmaison po abdykacji Napoleona, wiosną 1814 r. Jak podają źródła, Józefina oprowadzała wówczas cara po swoim ogrodzie, który latami przekształcała w prawdziwie rajski park naturaliów. Poleciła wybudować ogrzewaną tuzinem pieców węglowych szklarnię dla trzystu roślin ananasowych. Na jej trawniki sprowadzano z wypraw egzotyczne gatunki zwierząt. W ogrodzie, po którym spacerować mogły niegdyś kangury i zebry, dawna cesarzowa zaziębiła się w towarzystwie cara Aleksandra, mając na sobie przesadnie zwiewną suknię. W następnych dniach rozchorowała się na zapalenie płuc i zmarła.
Choć jej odejście dzieliły od śmierci Marii Antoniny ponad dwie dekady, obie królowe dawały w swoich przedsięwzięciach wyraz podobnie nieskrępowanej fantazji. Gdyby ktoś poszukiwał właśnie pretekstu dla osobistego zakupowego rozmachu, 2 listopada przypadnie 270. rocznica urodzin Marii Antoniny, która przyszła na świat w Wiedniu. W Polsce wypadają wtedy jednak Zaduszki i … niedziela z zakazem handlu.
Główne wnioski
- Biżuteria Marii Antoniny to jeden z najbardziej poszukiwanych wyrobów jubilerskich na rynku kolekcjonerskim. W 2018 r. kilkucentymetrowa zawieszka z pojedynczą perłą z jej zbiorów osiągnęła na aukcji w Genewie równowartość 167 mln zł.
- Królowa już w czasie zamawiania swoich klejnotów miała świadomość, że są nadzwyczajnie kosztowne. Dowodzą tego zachowane księgi oraz korespondencja, z których dowiadujemy się, że Maria Antonina musiała spłacać swojego jubilera w transzach. Kiedy brakowało jej płynności, wyprzedawała swoje diamentowe zasoby.
- Równowartość ok. 800 tys. zł osiągnęły na aukcji szafirowo-brylantowe kolczyki należące do Stefanii de Beuharnais, adoptowanej córki Napoleona Bonaparte. Jak sugerują badacze, księżna sportretowana została w nich na reprezentacyjnym obrazie.