Węglowy galimatias trwa. Pełne magazyny i wniosek do prokuratury
Magazyny węgla przy kopalniach i elektrowniach są wypełnione, a analitycy nie mają wątpliwości – przyszły rok dla polskiego górnictwa będzie jeszcze trudniejszy. To pokłosie spadającej produkcji energii z czarnego paliwa, ale też wcześniejszego gigantycznego importu tego surowca do Polski w celu łatania luki po rosyjskim węglu. Sprawą awaryjnego importu węgla zajmie się prokuratura.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego w 2022 r. w Polsce zabrakło węgla dla gospodarstw domowych.
- Co zrobił rząd, by załatać lukę po rosyjskim węglu i dlaczego Najwyższa Izba Kontroli krytycznie oceniła te działania.
- Jak zdaniem analityków może wyglądać rynek węgla w 2025 r.
W drugiej połowie 2022 r. na polskim rynku węgla działy się rzeczy niebywałe. Po inwazji Rosji na Ukrainę 24 lutego rząd PiS postanowił w trybie pilnym wprowadzić embargo na rosyjski węgiel, nie czekając na decyzję całej UE w tej sprawie. Projekt ustawy wprowadzający zakaz importu czarnego paliwa z Rosji został przyjęty przez Sejm 13 kwietnia i już 16 kwietnia regulacje weszły w życie. W międzyczasie, ósmego kwietnia, Rada UE podjęła decyzję o wprowadzeniu podobnego zakazu w całej Unii, ale dopiero od dziesiątego sierpnia 2022 r. Na polskim rynku embargo wprowadziło olbrzymie zamieszanie, bo okazało się, że po rosyjskim węglu powstała gigantyczna luka, której nie potrafią zasypać polskie kopalnie.
Wcześniej rosyjski węgiel wpływał do Polski co roku szerokim strumieniem, ale nie był spalany w elektrowniach. Był to surowiec grubszy od miałów węglowych, który trafiał przede wszystkim do gospodarstw domowych i ciepłowni. Jego import był niezbędny, bo polskie kopalnie nie mają wystarczającej ilości takiego surowca i nie są w stanie zaopatrzyć wszystkich odbiorców. Po wprowadzeniu embarga paliwa do domowych kotłów i ciepłowni zaczęło brakować, a jego ceny poszybowały mocno w górę.
Jak ustaliła Najwyższa Izba Kontroli, już czwartego marca dwa resorty – klimatu i aktywów państwowych apelowały do ówczesnego premiera Mateusza Morawieckiego o rozważenie możliwości sprowadzenia węgla z zagranicy i utworzenia rezerwy strategicznej w obawie przed brakiem tego surowca po wybuchu wojny w Ukrainie. Ostatecznie 13 lipca premier wydał polecenie importu czarnego paliwa dla gospodarstw domowych dwóm kontrolowanym przez Skarb Państwa spółkom – Polskiej Grupie Energetycznej (poprzez PGE Paliwa) i Węglokoksowi.
Importem ochoczo zajęli się też prywatni handlowcy, bo surowiec schodził na pniu. I tak zaczęło się sprowadzanie węgla do Polski na ogromną skalę. Jego jakość była bardzo różna, bo część sprzedawców nie miała doświadczeń w imporcie tego surowca. Ciepłownicy opowiadali, że niejednokrotnie dostawali paliwo, które wyglądem przypominało węglową breję, było pełne popiołu, a niektórzy w transporcie z Indonezji odnajdywali bursztyny. Energetycy wprowadzili wtedy nowy parametr sprawdzania jakości węgla – lepili z czarnej mazi kulkę i rzucali nią o ścianę. Jeśli kulka przykleiła się do ściany to wiadomo było, że zalepi instalację i lepiej nie wrzucać jej do kotła. Dziś takie relacje szokują, ale wtedy liczyła się każda tona paliwa.
Problem polegał na tym, że gruby węgiel, najbardziej potrzebny wtedy na polskim rynku, sprowadzić było najtrudniej. Choć polskie porty zasypane były zagranicznym surowcem, to z tego tylko niewielka część nadawała się do spalania w domowych kotłach. Węgiel z Rosji trafiał do nas głównie koleją, teraz zagraniczny surowiec płynął do nas statkami z Kolumbii, Indonezji, Kazachstanu, RPA czy Australii. Przy jego transporcie i sortowaniu część załadunku kruszyła się i w ostateczności, jak szacowali wtedy energetycy, z każdego wyładunku udawało się pozyskać tylko 30-40 proc. surowca o właściwych parametrach. NIK podaje, że aby wykonać polecenie rządu i zapełnić lukę po rosyjskim węglu, konieczne było przywiezienie cztery-pięć razy większej ilości węgla niesortowanego. To spowodowało, że na rynek trafiły też ogromne ilości zagranicznych miałów, które zapełniły magazyny elektrowni i wpędziły w kłopoty polskie kopalnie.
Najwyższa Izba Kontroli wyliczyła, że w ramach interwencyjnych zakupów spółki sprowadziły do Polski 7,5 mln ton węgla, z czego 52 proc. pochodziło z Kolumbii. Z kolei Ministerstwo Aktywów Państwowych w kwietniu 2023 r. podawało, że awaryjny import od lipca 2022 r. do kwietnia 2023 r. sięgnął aż 12,4 mln ton.
NIK zawiadamia prokuraturę
NIK zarzuciła rządowi PiS, że działania związane z organizacją importu i dystrybucji węgla podjął z opóźnieniem i bez koordynacji między uczestniczącymi w nich podmiotami. Zdaniem inspektorów spowodowało to nadmierne koszty po stronie finansów publicznych i przyniosło negatywne skutki dla polskiego górnictwa. Na rekompensaty dla spółek wprowadzających importowany węgiel do obrotu w 2023 r. rząd przeznaczył 4,9 mld zł z Funduszu Przeciwdziałania COVID-19. Z tego samego funduszu popłynęło też 16,5 mld zł na sfinansowanie dodatków węglowych. Świadczenie to, w wysokości trzech tys. zł, przeznaczone było dla gospodarstw domowych, dla których głównym źródłem ogrzewania są kotły węglowe. NIK zauważyła, że wypłata dodatku nie uwzględniała kryteriów dochodowych, nie było też żadnych mechanizmów kontrolnych wiążących wypłatę dodatku z realnym zakupem węgla.
Według NIK działania ministra aktywów państwowych, którym wówczas był Jacek Sasin, związane z wypłatą rekompensat dla importerów były nierzetelne. Co więcej, „minister aktywów państwowych nie zawarł umowy z PKP Cargo, przez co Węglokoks i PGE Paliwa zmuszone były do pokrywania kosztów transportu zakupionego węgla na ich składowiska w kraju ze środków własnych. Opłaty na rzecz PKP Cargo uwzględniały potencjalny zysk przewoźnika, przez co zwrot kosztów dla spółek importujących węgiel ze środków publicznych będzie o ok. 82 mln zł większy” – przekazała NIK. Dodała, że skierowała do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez byłego szefa MAP, który nie dopełnił obowiązku prawidłowego sprawowania nadzoru właścicielskiego.
O sprawę zapytaliśmy Wojciecha Dąbrowskiego, który stał wtedy na czele Polskiej Grupy Energetycznej. Tłumaczy, że PGE została wyznaczona do zasypania luki na rynku po węglu rosyjskim wobec braku możliwości zwiększenia wydobycia przez polskie kopalnie.
– Sprowadzaliśmy węgiel najwyższej jakości przede wszystkim z Ameryki Południowej, który parametrami nie odstawał od najlepszej jakości węgla polskiego, ale na rynku nie był dostępny w takiej ilości. Cała operacja zakupu i zaopatrzenia klientów indywidualnych, samorządów, które także redystrybuowały węgiel przez nas sprowadzony, przedsiębiorców, przedszkoli, szpitali była ogromną operacją logistyczną i handlową. W jej wyniku nikomu w Polsce tamtej zimy nie zabrakło węgla. Jestem dumny z tego, w jaki sposób pracownicy grupy PGE a przede wszystkim PGE Paliwa, zrealizowali to zadanie – komentuje Wojciech Dąbrowski.
Również NIK przyznaje w swoim raporcie, że działania rządu w 2022 r. pozwoliły zapewnić ciągłość dostaw węgla gospodarstwom domowym.
Zwały pełne węgla
Jednak wzmożony import odbija się nam dziś czkawką. W krótkim czasie sytuacja na rynku zmieniła się diametralnie – zużycie węgla gwałtownie spadło, a przy kopalniach piętrzą się zwały niesprzedanego surowca. Sprowadzone do kraju miały trzeba było wykorzystać w elektrowniach, na czym ucierpiały polskie kopalnie. Poza tym rosnące moce w farmach wiatrowych i słonecznych skutecznie wypierają z systemu wysokoemisyjne bloki węglowe. W efekcie na koniec września 2024 r. zapasy przy kopalniach i elektrowniach sięgały już 13,3 mln ton. Elektrownie zmniejszają zakupy paliwa, a kopalnie tną produkcję.
Według ekspertów przyszły rok nie przyniesie przełomu, a raczej jeszcze bardziej pogrąży branżę górniczą.
– Wszystko wskazuje na to, że sytuacja na rynku węgla w 2025 r. będzie jeszcze trudniejsza niż teraz. Cały czas obserwujemy trend dekarbonizacji, co przekłada się na niższe zużycie węgla. Do tego wysokie koszty wytwarzania energii z tego surowca sprawiają, że ceny prądu w Polsce należą do najwyższych w Europie. To wszystko sprawia, że dla węgla nie ma już przyszłości. Oczywiście wojna w Ukrainie pokazała, że nie możemy być niczego pewni i każdy scenariusz jest możliwy, ale patrząc na obecne trendy w energetyce, nie sądzę, by udało się zatrzymać transformację – przekonuje Łukasz Prokopiuk, analityk DM BOŚ.
Główne wnioski
- W latach 2022-2023 polskie spółki awaryjnie sprowadzały węgiel do kraju, by załatać lukę po rosyjskim surowcu, z którego korzystały głównie gospodarstwa domowe i ciepłownie. Miało to potężne konsekwencje dla całego polskiego rynku węgla.
- Najwyższa Izba Kontroli oceniła, że działania rządu związane z organizacją importu węgla nie były prawidłowe i zawiadomiła o tym prokuraturę.
- Według Łukasza Prokopiuka, analityka DM BOŚ, wszystko wskazuje na to, że sytuacja na rynku węgla w 2025 r. będzie jeszcze trudniejsza niż teraz.