Trump grozi, Hiszpania się broni. NATO staje przed testem jedności
Odmowa Madrytu w sprawie 5 proc. PKB na obronność wywołała falę napięć w relacjach z USA. Donald Trump grozi sankcjami handlowymi i izolacją, jednak eksperci studzą emocje – NATO nie zamierza karać Hiszpanii, a Unia Europejska nie pozwoli na jednostronne działania Waszyngtonu.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego Trump grozi Hiszpanii wyrzuceniem z NATO.
- Jak Madryt argumentuje odmowę zwiększenia nakładów na cele wojskowe.
- W jaki sposób NATO oraz UE reagują na groźby Trumpa wobec Hiszpanii.
Napięcia dyplomatyczne między Waszyngtonem a Madrytem osiągnęły nowy punkt kulminacyjny. Po tarciach wokół ostrej reakcji premiera Pedro Sáncheza wobec działań Izraela w Strefie Gazy prezydent USA Donald Trump powrócił do zapalczywej krytyki hiszpańskiej polityki wydatków na obronność. W stanowczym oświadczeniu Trump wyraził „głębokie niezadowolenie z postawy Hiszpanii”. Zagroził wprowadzeniem ceł, a nawet zasugerował możliwość wykluczenia kraju z NATO. Powodem jest odmowa spełnienia nowego wymogu Sojuszu, zakładającego zwiększenie wydatków obronnych do poziomu 5 proc. PKB. Lewicowy rząd w Madrycie sprzeciwia się tym żądaniom. Wskazuje, że jego priorytetem jest ochrona modelu państwa opiekuńczego i realizacja ambitnej agendy społecznej.
Nie dla arbitralnie narzuconego celu
Podczas czerwcowego szczytu NATO w Hadze przywódcy państw członkowskich niemal jednomyślnie poparli cel zwiększenia wydatków obronnych do poziomu 5 proc. PKB do 2035 r. Przyjęta deklaracja wskazuje, że co najmniej 3,5 proc. ma zostać przeznaczone na cele ściśle wojskowe, natomiast 1,5 proc. na działania związane z szeroko rozumianym bezpieczeństwem, obejmujące między innymi modernizację infrastruktury krytycznej, obronę cywilną oraz cyberbezpieczeństwo. Tak radykalne podniesienie nakładów było efektem silnych nacisków ze strony Stanów Zjednoczonych, a szczególnie prezydenta Donalda Trumpa. Ten domagał się większego wkładu finansowego od europejskich sojuszników. Ma to również pośrednio wesprzeć amerykański przemysł zbrojeniowy poprzez wzrost eksportu sprzętu wojskowego.
Jedynym krajem, który otwarcie sprzeciwił się temu postulatowi i wynegocjował dla siebie wyjątek, była Hiszpania. Premier Pedro Sánchez zadeklarował, że jego rząd zwiększy wydatki na obronność jedynie do poziomu około 2,1 proc. PKB. W liście skierowanym do sekretarza generalnego NATO Marka Ruttego Sánchez określił cel 5 proc. PKB jako „nierozsądny” oraz „kontrproduktywny”.
„Uważam, że to bardzo lekceważące wobec NATO. Właściwie myślałem o nałożeniu na nich dodatkowych ceł za to, co zrobili. I mogę to zrobić” – powiedział Trump. Podczas spotkania z prezydentem Finlandii Alexandrem Stubbem Trump zasugerował wręcz, że NATO powinno rozważyć wykluczenie Hiszpanii ze swoich struktur. Madryt tymczasem odrzuca oskarżenia i zaznacza, że arbitralnie narzucony próg procentowy niekoniecznie musi przekładać się bezpośrednio na lepsze zdolności obronne czy większe bezpieczeństwo obywateli. Szef NATO Mark Rutte stara się łagodzić sytuację, przypominając, że deklaracja z Hagi przewiduje w 2029 r. przegląd zobowiązań dotyczących wydatków obronnych. To potencjalnie pozwoli na korekty przyjętych wcześniej założeń.
Koalicja zatroskana o państwo dobrobytu
Głównym argumentem premiera Sáncheza przeciwko gwałtownemu podniesieniu wydatków na obronność jest troska o utrzymanie hiszpańskiego modelu państwa opiekuńczego. Według obliczeń jego rządu osiągnięcie 5 proc. PKB w ciągu najbliższych 10 lat wymagałoby dodatkowych 350 mld euro. Premier uderza w emocjonalne tony, wskazując, że wiązałoby się to z radykalnymi decyzjami. Mówi o „podniesieniu podatków każdemu pracującemu o około 3 tys. euro rocznie i likwidacji zasiłków dla bezrobotnych, chorobowych i macierzyńskich. Grozi obniżeniem emerytur o 40 proc. lub zmniejszeniem nakładów na edukację o połowę. Sánchez wielokrotnie zarzekał się w przeszłości, że „dopóki jest premierem”, nakłady na obronność nie będą zwiększane kosztem państwa dobrobytu.
Stanowisko premiera Pedro Sáncheza jest także w dużej mierze efektem złożonych realiów koalicyjnych. Jego Hiszpańska Socjalistyczna Partia Robotnicza (PSOE) współtworzy rząd mniejszościowy wraz z lewicową koalicją Sumar, do której należą ugrupowania o zdecydowanie antymilitarystycznym nastawieniu. Partie te konsekwentnie krytykują wszelkie propozycje zwiększania wydatków na obronność, twierdząc, że byłoby to sprzeczne z priorytetami obecnego rządu.
Sira Rego, szefowa resortu ds. młodzieży i dzieci z lewicowego skrzydła koalicji, jasno formułuje swój sprzeciw.
„Naszą rolą w rządzie jest realizowanie agendy społecznej. Byłoby sprzeczne z naszymi wartościami, gdybyśmy mieli wybierać między nią a zwiększaniem wydatków obronnych według oczekiwań prezydenta Trumpa” – mówi.
Ostrzegła również, że 5 proc. PKB na obronność mogłoby skutkować „likwidacją szpitali, szkół i kluczowych programów wsparcia społecznego”. W praktyce oznacza to, że Sánchez – niezależnie od własnych przekonań i stanowiska jego partii – dysponuje bardzo ograniczonym polem manewru. Drastyczne zwiększenie budżetu obronnego groziłoby rozpadem kruchej koalicji rządowej.
Naszą rolą w rządzie jest realizowanie agendy społecznej. Byłoby sprzeczne z naszymi wartościami, gdybyśmy mieli wybierać między nią a zwiększaniem wydatków obronnych według oczekiwań prezydenta Trumpa.
Sytuacja premiera Sáncheza skomplikowała się jeszcze bardziej po tym, jak poparcie dla jego rządu wycofali katalońscy separatyści z partii Junts, kierowanej przez przebywającego na emigracji Carlesa Puigdemonta. Ugrupowanie to zarzuciło socjalistom niewywiązanie się ze zobowiązań dotyczących m.in. poszerzenia autonomii Katalonii.
Nikt nie wydaje tak mało na wojsko
Spośród 32 państw członkowskich NATO Hiszpania była w ubiegłym roku krajem o najniższym poziomie wydatków obronnych – jedynie 1,28 proc. PKB. Konfrontowany z tymi statystykami Madryt konsekwentnie przypomina jednak o swoim aktywnym udziale w operacjach Sojuszu. Hiszpania angażuje się przede wszystkim na wschodniej flance NATO – m.in. poprzez rozmieszczenie około 350 żołnierzy w ramach misji Enhanced Forward Presence na Łotwie, gdzie hiszpańskie jednostki dysponują zaawansowanym sprzętem wojskowym, takim jak czołgi Leopard 2E oraz bojowe wozy piechoty Pizarro. Madryt rozszerzył ostatnio swoje zaangażowanie również o nowe misje na Słowacji i w Rumunii. Zapowiedział nawet wysłanie do 1,7 tys. żołnierzy na potrzeby tych operacji.
Szefowa resortu obrony Margarita Robles regularnie przywołuje te dane. Często podkreśla, że Hiszpania pozostaje „jednym z najbardziej odpowiedzialnych i wiarygodnych sojuszników NATO”. Wskazuje również na aktywny udział hiszpańskich sił powietrznych w wieloletniej misji Baltic Air Policing. Hiszpanie wzięli też udział w nowej operacji Eastern Sentry, uruchomionej w odpowiedzi na naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony.
Wojna w Ukrainie zbyt odległa
Dodatkowym źródłem napięć między Madrytem a pozostałymi członkami NATO są odmienne priorytety hiszpańskiej strategii obronnej. Ze względu na swoje specyficzne położenie geograficzne Hiszpania koncentruje się przede wszystkim na zagrożeniach płynących z południa. Zwłaszcza na licznych kryzysach w regionie Sahelu, Afryce Północnej oraz na Morzu Śródziemnym. Hiszpańskie władze regularnie zwracają uwagę, że obecna polityka NATO zdominowana jest przez kwestie zagrożeń ze strony Rosji w Europie Wschodniej. Przez to zaś niedostatecznie uwzględnia problemy, z jakimi mierzy się ich kraj. Chodzi o presję migracyjną, zagrożenie terroryzmem dżihadystycznym oraz konflikty w byłych hiszpańskich koloniach.
Z analiz przeprowadzonych przez Atlantic Council oraz hiszpański Real Instituto Elcano wynika, że dla wielu Hiszpanów konflikt na Ukrainie pozostaje odległym problemem. Z tego powodu Madryt konsekwentnie zabiega o to, by NATO przykładało większą wagę do zagrożeń płynących z południa. Hiszpania doprowadziła m.in. do utworzenia w ramach NATO specjalnej grupy roboczej ds. Południowego Sąsiedztwa oraz zwiększyła swój udział w misjach UE i ONZ w Afryce oraz na Bliskim Wschodzie. Pod wpływem tych nacisków Sojusz zdecydował się również na powołanie specjalnego wysłannika ds. południa, którym w ubiegłym roku został hiszpański dyplomata Javier Colomina.
Wzrost gospodarczy przede wszystkim
Przedstawiciele Hiszpanii, oprócz argumentów wynikających z uwarunkowań polityki wewnętrznej, wskazują również na kwestie ekonomiczne i strategiczne. Premier Pedro Sánchez ostrzega, że narzucenie wydatków obronnych na poziomie 5 proc. PKB mogłoby negatywnie wpłynąć na gospodarkę, powodując wzrost zadłużenia, zwiększenie inflacji oraz ograniczenie inwestycji publicznych w innych sektorach. „Jeśli naprawdę zależy nam na trwałym zwiększeniu realnych wydatków na obronność, powinniśmy przede wszystkim zadbać o stabilny wzrost naszych gospodarek” – napisał Sánchez w liście do sekretarza generalnego NATO.
Madryt zwraca także uwagę na efektywność wydatkowania środków, a nie jedynie ich wysokość. Hiszpańscy urzędnicy argumentują, że państwa członkowskie NATO mają odmienne potrzeby inwestycyjne związane z utrzymaniem zdolności obronnych, wynikające ze znaczących różnic w kosztach personelu wojskowego, uzbrojenia oraz infrastruktury. Ich zdaniem posługiwanie się celem określonym procentem PKB może być mylące, gdyż wynagrodzenia żołnierzy oraz ceny sprzętu wojskowego znacznie się różnią w poszczególnych krajach Sojuszu.
Madryt się nie boi
Nałożenie przez Donalda Trumpa dodatkowych ceł na Hiszpanię oznaczałoby znaczną eskalację napięć, która mogłaby poważnie uderzyć w hiszpański eksport do Stanów Zjednoczonych. Już obecnie Hiszpania, podobnie jak inne kraje UE, objęta jest amerykańskimi cłami w wysokości 15 proc., a ich ewentualne podniesienie nie pozostałoby bez wpływu na sytuację gospodarczą kraju, dla którego USA stanowią szóstego pod względem wielkości partnera handlowego.
Komisja Europejska jednoznacznie stanęła w obronie Hiszpanii, podkreślając, że jednostronne nałożenie ceł na państwo członkowskie Unii byłoby niedopuszczalne zarówno politycznie, jak i prawnie. Bruksela zadeklarowała również gotowość do obrony interesów europejskich w przypadku jakichkolwiek prób odwetu handlowego ze strony USA. Groźby Trumpa mają więc przede wszystkim charakter retoryczny, a ich ewentualna realizacja napotkałaby poważne przeszkody.
Podobnie decyden̨ci w NATO zdają się traktować groźby amerykańskiego prezydenta ze znacznym dystansem. „Na poziomie wojskowym nikt nie bierze tego poważnie” – ocenił anonimowo w rozmowie z POLITICO wysoki rangą oficer NATO z kwatery głównej Sojuszu w Brukseli.
Rząd w Madrycie także zachowuje spokój. „Najważniejsze jest – i mówimy o tym z dumą – że Hiszpania pozostaje wiarygodnym, odpowiedzialnym sojusznikiem. Od 40 lat jesteśmy członkiem NATO, zapłaciliśmy za to wysoką cenę w postaci życia członków naszych sił zbrojnych, a nasz przemysł obronny tworzy miejsca pracy i pomaga nam wywiązywać się z zobowiązań wobec partnerów” – podkreśla szefowa hiszpańskiego MON Margarita Robles.
Główne wnioski
- Hiszpania znalazła się w ostrym konflikcie dyplomatycznym z USA, odmawiając przyjęcia ustalonego przez NATO celu 5 proc. PKB na obronność, co Donald Trump wykorzystuje jako pretekst do gróźb handlowych i politycznych wobec Madrytu.
- Stanowisko Madrytu motywowane jest zarówno ochroną państwa opiekuńczego, jak i koniecznością utrzymania koalicji rządowej, której część sprzeciwia się wydatkom wojskowym z powodów ideologicznych.
- Realizacja jednostronnych gróźb Trumpa wobec Madrytu jest mało prawdopodobna, gdyż Hiszpania, jako członek Unii Europejskiej, uczestniczy w polityce handlowej prowadzonej na poziomie wspólnotowym. Przedstawiciele wojskowi NATO również podchodzą z dystansem do możliwości wykluczenia Hiszpanii z Sojuszu.

