Siła kobiet

Partner
Kategoria artykułu: Sport

Otylia Jędrzejczak: Chcemy medali olimpijskich? Przestańmy zrzucać lekcje WF na boczny tor (WYWIAD)

Tylko 6 proc. dzieci ze szkół podstawowych deklaruje regularną aktywność fizyczną. – Brakuje nam narzędzi, żeby zachęcić dzieciaki do uprawiania sportu. Barierą jest to, że lekcji wychowania fizycznego w klasach I-III nie prowadzą nauczyciele wf-u – mówi Otylia Jędrzejczak. Mistrzyni olimpijska w pływaniu i prezeska Polskiego Związku Pływackiego mówi o malejącym zainteresowaniu dzieci sportem i rodzicach, którzy dokładają do tego swoją cegiełkę.

Otylia Jędrzejczak szefuje Polskiemu Związkowi Pływackiemu. Zasiada też w zarządzie World Aquatics. Fot. David Damnjanovic/DeFodi Images via Getty Images

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jak Otylia Jędrzejczak wspomina swoje szkolne lata.
  2. Na czym polega program Mistrzynie w Szkołach.
  3. Jaki odsetek zarządu Polskiego Związku Pływackiego stanowią kobiety.
Loading the Elevenlabs Text to Speech AudioNative Player...

Warto wiedzieć

Otylia Jędrzejczak

Mistrzyni olimpijska w pływaniu. Na igrzyskach w Atenach w 2004 r. dwukrotnie wywalczyła także srebrny medal. Ma na koncie siedem medali mistrzostw świata – w tym dwa złote. Od 2021 r. jest prezesem Polskiego Związku Pływackiego.

Michał Banasiak, XYZ.pl: W opublikowanej przez XYZ analizie, Michał Kulbacki i Marek Skawiński wyliczają, że na 70 polskich związków sportowych, kobiety prezesują w 9. Jeśli wziąć pod uwagę sporty olimpijskie ta liczba spada do 4-5, w zależności od tego jak policzymy lacrosse, który po ponad stu latach wróci na igrzyska w Los Angeles. Mówimy więc o 6-7% związków, którymi zarządzają kobiety.

Otylia Jędrzejczak, prezes Polskiego Związku Pływackiego, mistrzyni olimpijska w pływaniu: Zawsze staram się szukać pozytywów, więc z jednej strony rzeczywiście nie mamy zbyt wielu kobiet na tych najważniejszych stanowiskach, ale z drugiej, w porównaniu z poprzednimi latami, to i tak jest zauważalny wzrost. Kobietom coraz częściej udaje się przebić tę, nawiązując do mojej dyscypliny, taflę wody i objąć wysokie stanowisko.

Dlaczego nadal muszą się „przebijać”?

Kompetencje kobiet – nie tylko w sporcie – nie są postrzegane tak samo jak mężczyzn. To się powolutku zmienia, ale na razie w dalszym ciągu da się zauważyć, że kobieta z tymi samymi kompetencjami i doświadczeniem co mężczyzna, jest traktowana jako ktoś na niższym zawodowym szczeblu. W dalszym ciągu w Polsce jest stereotyp, że kobieta jest bardziej od zajmowania się domem. Gdy sama postanowiłam zająć się działaniem w sporcie, jedno z pierwszych pytań, jakie dostałam będąc w ciąży, brzmiało: „kto zostanie z twoim dzieckiem, jeżeli będziesz chciała pracować?” A ja sobie wtedy myślałam: dlaczego nikt nie zada takiego pytania mężczyźnie będącemu na wysokim stanowisku? Przecież oni też mają żony, dzieci. Sądzę też, że u wielu młodych dziewczyn blokadą jest to, że ten świat, tak zwanych działaczy, zawsze rysował się jako męski. Pamiętam, że jak byłam młodą zawodniczką, to prezes okręgu, wiceprezesi, zarząd – wszyscy byli mężczyznami. Jeśli gdzieś pojawiała się jakaś kobieta, to tylko jako sekretarka czy księgowa. I to tworzyło wrażenie, że praca na decyzyjnych stanowiskach jest wyłącznie dla mężczyzn. Dlatego to jest też trochę nasza rola, moja i innych prezesek, żeby pokazać, że ta droga jest do przejścia.  

W pani przypadku atutem była na pewno rozpoznawalność i uznanie dla sukcesów sportowych. Nie wszyscy mają na starcie takie imponujące CV.

Żeby to ładnie zabrzmiało… Na pewno bywa to w pomocne w kontaktach i rozpoczęciu jakichś rozmów. Niektórzy faktycznie chcą mnie poznać jako osobę, która osiągnęła sukces sportowy. Natomiast to nie jest karta przetargowa czy gwarancja osiągnięcia celu. Po pierwszym etapie nawiązania jakiejś relacji i tak muszę się wykazać kompetencją, znajomością tematu i tak dalej. To jak z książką: obrazek na okładce może nas przyciągnąć, ale żeby zostać przy lekturze, w środku musi być odpowiednia treść.

Odczuła pani na własnej skórze, że nie wszyscy w środowisku traktują kobiety na równi?

Na jednym z pierwszych spotkań, w których była rozmowa o zwiększeniu liczby kobiet w zarządach, byli tacy mężczyźni, którzy mówili: „ale ja przecież zatrudniam dużo kobiet. Mam sekretarkę, mam księgową”. I to jest właśnie to inne patrzenie, bo chodzi nam o te wyższe stanowiska i większy wpływ na funkcjonowanie związku czy całej dyscypliny. Zdarzyło się też, że zostałam pominięta przy jakimś zebraniu prezesów różnych związków. I wtedy musiałam głośno protestować, bo nie ma mojej zgody na coś takiego.

Otylia Jędrzejczak prezeską Polskiego Związku Pływackiego jest od 2021 roku. W 2024 roku została wybrana na drugą kadencję. Fot. Marian Zubrzycki/PAP

Jakie obawy towarzyszyły Pani na samym początku obejmowania funkcji w Polskim Związku Pływackim?

Po pierwsze, czy pogodzę tak wymagającą pracę z rodziną i dziećmi. Po drugie, czy będę umiała wyznaczyć sobie granicę między życiem zawodowym a rodzinnym. Zawsze w sporcie robiłam wszystko najlepiej, jak potrafiłam. A to czasem sprawia, że zatracasz równowagę życiową. I to w sumie były moje jedyne obawy.

A jaka okazała się rzeczywistość?

Jestem prezesem czwarty rok. Utwierdziłam się przez ten czas w tym, co znałam jeszcze z czasów kariery sportowej: jak wygrywasz – wszyscy cię chwalą. Jak przegrywasz – wszyscy mówią, że jesteś beznadziejna. Albo że to już koniec, że już nic z ciebie nie będzie. Na takim stanowisku musisz się nauczyć, że nikt cię nie będzie chwalił. A to oznacza, że musisz być przekonana, że to co robisz, robisz dobrze i mieć świadomość, że i tak na końcu nikt ci nie powie, że wykonałaś kawał dobrej roboty. Dzisiaj wiem, że nie zadowolę wszystkich, więc moim głównym celem jest po prostu zrealizowanie tego, czego ja bym oczekiwała od związku, kiedy byłam młodą zawodniczką. Jest mi o tyle łatwiej, że jestem w sporcie, który znam doskonale.

Nowelizacja ustawy o sporcie, wprowadzająca parytet płci w zarządach związków sportowych, od blisko roku jest zamrożona. Gdyby weszła w życie w proponowanym kształcie, a więc wprowadziła wymóg obecności w zarządach co najmniej 30% kobiet, akurat Polski Związek Pływacki nie miałby dużego kłopotu.

W poprzedniej kadencji mieliśmy 31 proc. pań w zarządzie. Teraz mamy 27-28% proc., a więc jesteśmy na pograniczu.

Na mapie polskich związków sportowych jesteście jednym z wyjątków. W większości z nich wejście tej nowelizacji oznaczałoby konieczność przeprowadzenia rewolucji. Parytety to właściwa droga do zwiększenia reprezentacji kobiet?

Według mnie powinniśmy do tego dążyć. Cały czas powtarzamy, że dobrze byłoby wprowadzić te 30%, ale nic się do tej pory nie zmieniło. Oczywiście jak się kogoś do czegoś zmusza, w tym przypadku mężczyzn do tego, żeby zwolnili część miejsc dla kobiet, to mamy obrazę majestatu. W takich warunkach trudno liczyć na otwartość i współpracę. Ale z drugiej strony widać, że bez odgórnego narzucenia, możemy nie doczekać się zmian. O wprowadzaniu kobiet do zarządów tylko się mówi, ale czy ktoś ich szuka, daje im szansę? Patrząc na skład wielu związków widać, że niekoniecznie. Natomiast można by się zastanowić nad tym, czy to rzeczywiście od razu powinno być 30%. Może na początek nieco mniej, żebyśmy zobaczyli, że taki model może działa i dali sobie czas na przygotowanie kobiet na te stanowiska.

A to nie jest takie proste nie tylko przez stereotypy, ale zwyczajnie przez to, że w środowisku sportowym po prostu mamy dziś mało kobiet, które mogłyby być w tych zarządach.

Trzeba pamiętać, że ustawa o sporcie dotyczy krajowych związków sportowych, które biorą do swoich struktur ludzi z terenu, z okręgowych związków. A te nie podlegają ustawie o sporcie. Są niezależnymi stowarzyszeniami, którym nikt nie narzuca, że mają mieć tyle a tyle kobiet. A więc my możemy – i zresztą już to w Polskim Związku Pływackim zrobiliśmy – wpisać do statutu, że będziemy mieć w zarządzie 30% kobiet. Ale potem może się okazać, że pojadę na krajowy zjazd sprawozdawczo-wyborczy i będzie tam 85% mężczyzn i 15% kobiet, bo struktury terenowe tak u siebie wybrały. Myślę więc, że warto byłoby wymagać nie tylko od nas, ale skorelować wszystkie elementy systemu. Tak, żebyśmy w polskich związkach sportowych mieli skąd brać kobiety do zarządów.

We wspomnianej na początku analizie zwróciło moją uwagę, że w pływaniu mamy w Polsce niemal tyle samo zawodniczek, co zawodników. Ale już trenerek praktycznie nie ma. Dlaczego?

Pływanie to bardzo wymagająca dyscyplina, z olbrzymią liczbą wyjazdów i treningów. Porównując do innych sportów, pływanie przewodzi pod względem liczby godzin treningowych i wyjazdowych. Moi trenerzy spędzali ze mną 257 dni w roku poza domem. Która kobieta, jeśli ma dzieci, zdecyduje się na to, żeby ponad 250 dni w roku spędzać z dala od nich? Mamy młode trenerki na tych niższych szczeblach, ale jak przychodzi do etapu, gdzie trzeba więcej wyjeżdżać, to już nie są zainteresowane. Mnie kiedyś pytano o to, czy chciałabym być trenerką. I też nie byłam chętna. Ale na szczęście można spełniać się w pływaniu także w innej roli.

Związek mocno stawia teraz na piłkę wodną kobiet. Do tej pory ta dyscyplina w wydaniu kobiecym praktycznie u nas nie istniała. Z jakiego powodu?

Nie ma w Polsce historii piłki wodnej kobiet. Dopiero teraz staramy się budować tę dyscyplinę, natomiast stereotypowo kojarzy się ona z męską posturą, z walką pod wodą. Tam trzeba umieć czasami, przepraszam za kolokwializm, przywalić. Wielu trenerów nigdy nie brało pod uwagę możliwości pracy z dziewczynami. Z góry zakładali, że to sport dla mężczyzn. Nasuwają się tutaj skojarzenia z kobiecą piłką nożną, która latami była na marginesie. Ale i piłka nożna, i wodna, to może być fajny sport dla kobiet. Mogą się w niej odnaleźć charakterne dziewczyny czy może te nieco zbuntowane. W tym roku pierwszy raz zrobimy mistrzostwa Polski młodziczek,  czego nigdy nie było jeszcze w historii Polskiego Związku Pływackiego. Mamy pięć zespołów. Potrzebujemy więcej chętnych do gry dziewczyn, ale i otwartych na ich grę trenerów.

Pani Fundacja prowadzi program „Mistrzynie w Szkołach”.  Ze swoich szkolnych czasów pamiętam, że wiele koleżanek unikało lekcji wf-u. I to nawet nie z niechęci do samej aktywności, ale po prostu nie chciały przed kolejnymi lekcjami się pocić, bo warunki, żeby odświeżyć się w szatni były, oględnie rzecz mówiąc, mało zachęcające. Jak to dzisiaj wygląda?

Na tym polu niewiele się zmieniło. Zaplecze wielu szkół nadal pozostawia wiele do życzenia i rzeczywiście jednym z argumentów przy unikaniu lekcji wf-u jest to, że nie można się po nich wykąpać. Natomiast w ramach naszego programu chcemy przede wszystkim pokazać, że ta lekcja wychowania fizycznego może być inna. Z Moniką Pyrek uczestniczyłyśmy w tworzeniu podstawy programowej, gdzie starałyśmy się przekonywać o potrzebie wszechstronności prowadzenia zajęć. Żeby nie skupiać się na jednej czy dwóch dyscyplinach, ale dawać możliwość spróbowania wielu z nich. A oprócz tego, żeby też postawić na nowocześniejsze formy ruchu: taniec, pilates, joga.

Dlaczego akurat dziewczyny, a nie wszystkie dzieciaki w szkole? 

Sama przeszłam to, przed czym chciałabym je uchronić. Będąc w tamtym wieku zwyczajnie nie lubiłam siebie. Bo byłam wysoka, bo nie miała biustu, bo miałam krótkie włosy. Bo wszyscy wokół mówili, że idzie chłopak. Byłam dziewczyną, która trochę nie doceniała siebie, często była krytykowana i mówiono jej, że nie osiągnie tyle, ile by chciała. Dziewczyną, która miała niskie poczucie wartości. I to nie skończyło po zdobyciu medalu olimpijskiego. Zostałam mistrzynią, ukończyłam jedne studia, drugie. Umiałam publicznie się wypowiedzieć. Czytałam książki, pisałam wiersze. A mimo to cały czas szukałam potwierdzenia, że jestem wartościowa. Na szczęście już go nie szukam. Zrozumiałam, że nie jest mi potrzebne. Dlatego chcę pokazać młodym dziewczynom, żeby nie szukały u innych potwierdzenia swojej wartości. Żeby nie oglądały się za opiniami innych, tylko same zrozumiały, że są wartościowe. Pytał pan o chłopców. Mam świadomość, że te problemy ich też dotyczą. Pokazują to badania. Dlatego często jestem pytana o to, czy powstanie też program „Mistrzowie w szkołach”. Śmieję się, ze domenę mam już wykupioną.


Otylia Jędrzejczak podczas zajęć z cyklu "Mistrzynie w Szkołach". Do tej pory w zajęciach wzięło udział kilkanaście tysięcy dziewczynek z całej Polski. Fot. PAP/Grzegorz Michałowski

Sport pomaga w zaakceptowaniu siebie?

Poprzez aktywność fizyczną można na siebie popatrzeć inaczej.  W sporcie można nauczyć się współpracy, ale też tego, żeby skupić się na celu, a nie porównywaniu z kimś albo ciągłym ocenianiu siebie. Ze swoją działalnością chcemy trafić także też do rodziców. Żeby zrozumieli, że lekcje wychowania fizycznego są dla ich dzieci ważne. Przecież to rodzice wypisują zwolnienia z lekcji. To rodzice odpuszczają w momencie, gdy dziecku na zajęciach nie idzie tak, jak oni by chcieli. Spotkałam się już z takimi sytuacjami, że uczennice podchodziły do mnie i pytały, czy nagram filmik dla ich mamy czy taty i powiem w nim, żeby ten rodzic wspierał.

Gdy rozmawia pani z uczniami podstawówek, myślą o karierze sportowej?

Dużo się zmieniło od czasu, gdy ja zaczynałam przygodę ze sportem. Dla mnie motywacją do bycia w sporcie było to, że wyjadę za granicę, że będę mogła zobaczyć inny kraj, że dostanę klubowe ciuchy. Będąc młodą dziewczyną, zobaczyłam w sklepie w Bytomiu dres z nazwiskiem Franziski van Almsick. To była jedna z moich idolek i marzyłam, żeby taki strój  mieć. Dzisiaj 3/4 młodych ludzi ma to wszystko zapewnione przez rodziców. Dla wielu wakacje za granicą stały się standardem. Dlatego podczas moich spotkań padają pytania, które za moich czasów nigdy się nie pojawiały. Dzieciaki interesuje ile można na sporcie zarobić, pytają, jakim jeżdżę samochodem. Myślę, że to częściowo efekt mediów społecznościowych. Młodzież widzi, że za wrzucenie posta czy nagranie filmiku można dużo zarobić, a przy tym nie wymaga to tyle wysiłku, ile trzeba włożyć w sport. A jeśli już patrzą na sport, to chcą być jak Robert Lewandowski czy Marcin Gortat, bo oni są sławni i mają miliony. A pływanie? Dyscyplina, gdzie masz cztery ściany, dno i całym latami treningów i startów wciąż widzisz to samo?

Zwyczajnie przegrywa z rozrywkami w sieci.

Dlatego regularną aktywność fizyczną deklaruje zaledwie 6 proc. dzieci.

Można powiedzieć, że sport – zwłaszcza te mniej medialne dyscypliny – stał się passé?

Brakuje nam narzędzi, żeby zachęcić dzieciaki do uprawiania sportu. Jakiegokolwiek. Według mnie największą barierą jest to, że lekcji wychowania fizycznego w klasach I-III nie prowadzą nauczyciele wf-u. To może wydawać się błahe, bo ktoś powie, że każdy może pokazać dzieciom kilka ćwiczeń albo przypilnować, żeby pograły w piłkę, ale tu właśnie jest problem. Nie chodzi o to, żeby te lekcje zaliczyć, tylko żeby na wczesnym etapie zaszczepić prawidłowe wzorce. Jeżeli my w tych dzieciach nie obudzimy chęci do aktywności fizycznej w klasach I-III, kiedy one są najbardziej chłonne, to później często jest już za późno.

Od zainteresowania sportem dzieci w szkołach zaczyna się droga do medali. Nie ma tu może bezpośredniego związku przyczynowo-skutkowego, bo mistrz może się trafić i w małej grupie, ale co do zasady, im więcej osób na dole sportowej piramidy, tym większa szansa, że ktoś wdrapie się jej olimpijski szczyt.

Przeraża mnie, że w naszym kraju lekcje wychowania fizycznego zrzucamy na boczny tor. Myślimy o organizacji w Polsce igrzysk. Możemy to zrobić. Możemy te igrzyska dostać, przygotować obiekty, infrastrukturę, ugościć sportowców. Ale kto na tych „naszych” igrzyskach zdobędzie dla nas medale? One miałyby być w Polsce za 15-20 lat. Czyli te medale mieliby zdobywać dzisiejsi uczniowie podstawówek. Dużo mówi się dziś o obronności narodowej. Uważam, że powinniśmy mówić też o narodowej aktywności fizycznej. Dlaczego kraje takie jak Holandia czy Słowenia mają takie sukcesy sportowe? Bo tam sport jest poważnie traktowany od najmłodszych lat. W Holandii uczeń musi przejść stopień umiejętności pływackiej. Trudno będzie nam rywalizować ze sportowcami z takich państw, jeśli nie zmienimy swojego podejścia.

Główne wnioski

  1. Według Otylii Jędrzejczak, dużym problemem w zaszczepianiu w dzieciach pasji do sportu jest brak nauczycieli wychowania fizycznego w klasach I-III.
  2. 1/3 zarządu Polskiego Związku Pływackiego stanowią kobiety. To jeden z najlepszych wyników spośród wszystkich związków sportowych w Polsce.
  3. Związek mocno stawia na piłkę wodną kobiet. Otylia Jędrzejczak zachęca młode dziewczyny, by spróbowały swoich sił w tej dyscyplinie.