Drony a sprawa polska. Branża czeka na zmiany i postuluje, w jaki sposób wykorzystać możliwości
Bezzałogowce to nie przyszłość – to teraźniejszość, która zmienia przyszłość. Wojna w Ukrainie pokazała, że to skuteczne i zabójcze narzędzie, które zmienia oblicze pola walki. Inicjatywa SprawdzaMY przygotowała raport o wykorzystaniu i przyszłości dronów w Polsce. Także na kanwie działań Ukrainy.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jakie są główne wyzwania i problemy sektora rozwoju i produkcji systemów bezzałogowców w Polsce.
- Gdzie szukać usprawnień i lepszej kooperacji na styku państwa i segmentu prywatnego.
- Czego oczekują przedsiębiorcy, zajmujący się produkcją i wdrażaniem dronów.
O tym, że bezzałogowce nie są tylko modnym wynalazkiem, ale groźną bronią, przekonali się terroryści z al-Kaidy czy Państwa Islamskiego w Iraku, Afganistanie i Syrii, ale także rosyjscy i ukraińscy żołnierze, walczący w Ukrainie. Swoje doświadczenia ma także Polska.
W Polsce drony cieszą coraz większą popularnością, zarówno w aspekcie cywilnym, jak i militarnym. Systemy bezzałogowe w Polsce konstruują firmy prywatne (najbardziej znana z nich jest Grupa WB) i państwowe, takie, jak PGZ.
Są także pozytywne oznaki ze strony wojska. 1 stycznia br. utworzony został Inspektorat Wojsk Bezzałogowych Systemów Uzbrojenia. Ma on na celu po pierwsze szersze wdrożenie wykorzystania bezzałogowców w Wojsku Polskim, a po drugie – wykorzystanie synergii sektora prywatnego i państwowego w tym zakresie.
Dzięki bezzałogowcom można nie tylko prowadzić rozpoznanie, wspomóc proces decyzyjny, czy walczyć. Mogą one być także świetnym narzędziem dozoru i działań patrolowych. A to ogromna wartość dodana, np. dla operatorów infrastruktury krytycznej. Dlatego właśnie, Inicjatywa SprawdzaMY przygotowała raport, dotyczący wyzwań tego środowiska w Polsce.
„Nadciągają drony, będą ich miliony…”
Raport zaczyna się – co zrozumiałe – od wprowadzenia do historii systemów bezzałogowych. A ta jest o wiele, WIELE dłuższa niż ostatnie 15-20 lat. Nie wchodząc w szczegóły – pierwsze bezzałogowce sięgają historią początków XX w.
W działaniach zbrojnych wykorzystywane były już podczas II wojny światowej, by wspomnieć tylko niemieckie pociski V1, czy sterowane przewodowo miny samobieżne „Goliat”.
Przejdźmy jednak do czasów współczesnych. Oraz do przyszłości, bo raport dotyczy też wyzwań i perspektyw rynku bezzałogowców w Polsce. Rynek ten, jak podaje raport, rozwija się niezwykle dynamicznie. A dużym impulsem dlań był, co nie dziwi, wybuch wojny na pełną skalę w Ukrainie.
Kolejne kraje – w tym Polska – zaczęły kupować bezzałogowe systemy rozpoznawcze i uderzeniowe. Przykładem mogą być systemy Bayraktar, kupione przez polski MON z Turcji. Co prawda przed agresją rosyjską, ale fakt pozostaje faktem – Polska użytkuje drony tureckie. Były one wykorzystywane m.in. do poszukiwań Tadeusza Dudy w sierpniu tego roku, kiedy okazało się, że policyjne drony mają problemy.
Turcja jest zresztą jednym z większych producentów i eksporterów dronów. Nie bez powodu ich Bayraktary użytkowane są przez kilkanaście krajów świata. Ale my też mamy się czym pochwalić.
Co można zrobić przy pomocy dronów na polu walki? Bardzo wiele
Systemy bezzałogowe mają tę zaletę, że mogą zbierać się w „rój”. To większa (od trzech do tysięcy jednostek) grupa, której operatorzy – na razie, w przyszłości może to być sztuczna inteligencja – stawiają określone zadania.
Ukraińcy przy pomocy bezzałogowców namierzają rosyjskie cele (to samo działa zresztą po obu stronach konfliktu), tworzą sztuczne wabiki dla obrony przeciwlotniczej, prowadzą skoordynowane uderzenia na wybrane obiekty, pojazdy czy wręcz konkretne osoby.
To nie wszystko. Przy pomocy bezzałogowców można prowadzić działania transportowe (ludzi i sprzętu), rozpoznawcze, zwiadowcze. Oraz uderzeniowe, co pokazuje przykład uderzeń dalekiego zasięgu na Rosję, gdzie Ukraińcy wykorzystują zaadaptowaną do obecnych wymogów technologię z lat 70 (poradzieckie Tu-141).
Aby o tym myśleć, trzeba jednak mieć. I wdrażać. A do tego potrzeba: transparentnego systemu pozyskania dla wojska, systemowego transferu doświadczeń z Ukrainy i implementacji do naszych wymogów, wsparcia badań i rozwoju (szczególnie finansowego), oraz norm prawnych i dostępu przedsiębiorstw do technologii wojskowych. Oczywiście na przejrzystych zasadach, opartych o jasne wytyczne bezpieczeństwa.
Raport przywołuje także konieczność zwiększenia prac badawczo-rozwojowych, testów i wdrażania krajowych technologii w realnych warunkach, zwiększenia finasowania testów pilotażowych i prototypów w kluczowych dla przedsiębiorstw i star-upów momentach czy wreszcie przyśpieszonej ścieżki testów i pierwszych zakupów.
Przy czym należy mieć na uwadze, że w czasie pokoju nie trzeba zwiększać nakładów produkcyjnych do takiego pułapu, jak Ukraina. Ta, w obecnym roku, skonstruować miała 4 mln (!) różnych dronów.
Warto też przyjrzeć się systemowi zamówień publicznych, który – w obecnym kształcie, z prymatem ceny – premiuje produkty spoza Polski, np. z Azji. Raport opisuje zmiany, jakie powinny zajść w sferze prawa zamówień, wdrożeń oraz, co nie mniej ważne, w zakresie prawa podatkowego dla przedsiębiorstw opracowujących drony.
Polska na styku. Jeszcze nie jesteśmy daleko w temacie bezzałogowców
Autorzy raportu wyodrębniają cztery fazy rozwoju dronów i systemów towarzyszących. Od czystych działań rozpoznawczych (faza pierwsza), do będącej dość daleko przed nami pełnej autonomiczności.
- Drony 1.0 – „oko nad polem walki”: proste platformy COTS do rozpoznania, korekty ognia i dokumentacji. Ręczne sterowanie, VLOS, często bez zabezpieczeń. Zastosowania m.in. w Zatoce Perskiej.
- Drony 2.0 - nośniki efektorów: amunicja krążąca, FPV, improwizowane kamikadze – tanie, skalowalne, zabójcze. Człowiek decyduje, dron jest „ramieniem”. Wejście w „wojnę częstotliwości” – od Górskiego Karabachu po Ukrainę (2022–2023).
- Drony 3.0 - integracja z systemami dowodzenia: rozpoznanie, uderzenie i logistyka spięte w system zarządzania polem walki. Operator nadal kluczowy, ale system podpowiada i ostrzega. Tak przekształciło się pole walki Ukrainy (2023–2025).
- Drony 4.0 (2025 – ?) - autonomia decyzyjna: systemy działające bez łączności, podejmujące decyzje na bazie obrazu i danych nawigacyjnych (np. GPS). Przykład: V2U – udokumentowany autonomiczny loitering z AI z frontu ukraińskiego; na pokładzie m.in. Jetson Orin (NVIDIA), analiza obrazu w czasie rzeczywistym, brak radiolinku i LTE, algorytmy rozpoznawania celów.
Polska znajduje się obecnie – jak wskazują autorzy – na styku fazy pierwszej i drugiej.
„Dziś rozwijamy i wdrażamy rozwiązania na styku faz 1.0 i 2.0. Aby wykonać jakościowy skok, potrzebna jest szeroka integracja krajowego ekosystemu MŚP z programami modernizacyjnymi Wojska Polskiego – tak, by zwiększyć tempo innowacji, elastyczność dostaw i niezależność technologiczną” – czytamy w raporcie.
Ze względu na oczywistą, dużą rolę militarną, autorzy raportu skupili się na części wojskowej. Wykorzystaniu dronów do działań rozpoznawczych, wsparcia artylerii i dowodzenia, wsparcia taktycznego (pod katem piechoty), oraz do działań uderzeniowych.
Klucz do sukcesu: łańcuchy dostaw i jednolite zasady
Wskazano także, co oczywiste, wyzwania na przyszłość tego sektora. Współautor raportu, August Żywczyk, redaktor naczelny portalu Defence24.pl, wskazał trzy główne problemy: zależność od importu komponentów do produkcji, odporność dronów na walkę radioelektroniczną (WRE) oraz logistyka, serwis i ramy prawne.
Autorzy szacują, że globalny rynek bezpilotowych statków powietrznych (nazwijmy je w uproszczeniu dronami) rośnie w tempie, które do 2030 r. może przekroczyć 100 mld dolarów, przy czym są to „szacunki ostrożne”.
„Najbardziej zaawansowane technologicznie państwa walczą o jak największy udział w tym „torcie”, budując szerokie ekosystemy B+R (badań i rozwoju – red.) wspierające start-upy oraz małe i średnie przedsiębiorstwa. W Europie powstały wyspecjalizowane ośrodki testowo-wdrożeniowe (np. Lulworth w Dorset czy WTD 61 w Manching), gdzie mniejsze firmy nie tylko weryfikują prototypy i komponenty, ale otrzymują też wsparcie w dostosowaniu rozwiązań do wymagań wojska, policji i innych służb. Polski sektor konsekwentnie apeluje o uruchomienie analogicznego ośrodka u nas” – możemy przeczytać w raporcie.
Nie można przy tym zapomnieć także o innej ważnej kwestii: łańcuchów dostaw komponentów. Wiele podzespołów obecnie budowanych w Polsce bezzałogowców, pochodzi spoza naszego kraju. Tak jest m.in. z elektrycznymi zespołami napędowymi, czy awioniką – komputerami sterującymi, zasilaczami, modułami nawigacji itp. Te, jak opisuje raport, często pochodzą z Chin. Itp., itd.
Z tego względu potrzebujemy, jak opisano, taniej, skalowalnej produkcji opartej na lokalnych komponentach, odpornych łańcuchów dostaw, oraz długoterminowych zamówień publicznych spinających rynek i wypracowania zasad interoperacyjności.
Drony mają przyszłość i potencjał. Ale cała branża czeka na zmiany
Podsumowując, raport jest kompleksową oceną stanu obecnego rozwoju rynku dronowego w Polsce. Ale kreśli także wizję konkretnych zmian w prawie (podatkowym, handlowym czy nawet w regułach prawa wojskowego), które miałyby doprowadzić do przyśpieszenia na rynku produkcji bezzałogowców.
Prawdopodobnie nie będziemy tak silni w tym sektorze produkcji i technologii jak Ukraina. Choć jasnym jest, że Ukraina jest krajem objętym wojną; pewne działania muszą zostać tam wdrożone szybciej. Warto z tego przykładu skorzystać.
Wreszcie, Polsce potrzebna jest perspektywa. Zrozumienie tego, co można (choć także czego nie można) dokonać przy pomocy systemów bezzałogowych. Systemy bezzałogowe nie „złotym remedium na wszystko”. Jak wszystkie inne systemy mają swoje ograniczenia. Dobrze wykorzystane mogą być jednak rozwiązaniem wielu problemów - wojskowych i cywilnych. Przy dozie dobrej woli ze strony państwa i przy zmianach, które może (trzeba?) byłoby wprowadzić, sektor ten może stać się kołem zamachowym gospodarki. A przynajmniej jednym z takich kół.
Zdaniem eksperta
Piotr Woyke: Technologie bezzałogowe to obszar bardzo szybko ewoluujący
Dekadę temu wydawało się, że najbardziej innowacyjnym państwem w dziedzinie dronów jest Izrael. Dziś Ukraina pokazała, że można tworzyć własne technologie, własne firmy i tworzyć suwerenne łańcuchy dostaw. Mamy wąskie - i zawężające się - okno możliwości, w którym państwo może pokryć zapotrzebowanie wojska, a jednocześnie wesprzeć firmy, przedsiębiorstwa i startupy. Co zresztą tworzy pewien ekosystem, bo musimy pamiętać, że rozwój bezzałogowców napędza i inne gałęzie wojska, jak np. obronę przeciwlotniczą.
Ważnym jest to, by działać nieszablonowo. Odejdźmy od silosowości i myślenia, że za sprawy wojskowe odpowiada tylko MON, za bezpieczeństwo wewnętrzne tylko MSWiA itp. Nam potrzeba synergii, wspólnych działań państwa, ale także sektora prywatnego. Mamy kompetencje technologiczne i zaplecze. Ale zidentyfikujmy właściwie nisze i potrzeby państwa w tym zakresie. Stwórzmy uwarunkowania prawne do sprawnego funkcjonowania tego sektora. To rozszerzy się zresztą na inne sektory: rolnictwa, transportu, logistyki. Infrastruktura dronowa dla tych sektorów może zresztą częściowo wspierać cele wojska czy innych służb mundurowych.
Tempo ewolucji bezzałogowców, całego tego sektora, jest bezprecedensowe. To, jak spinają się one z innymi wschodzącymi technologiami obronnymi (np. systemami dowodzenia z rozbudowanym komponentem analizy danych) jest niesamowite.
Przy czym pamiętajmy, że w rozumieniu ściśle wojskowym to nadal jest uzupełnienie, a nie dominujące narzędzie na polu walki. Polska, jak kraj średniej wielkości, naprawdę może być liczącym się graczem w dronowej rewolucji. Nie musimy być tylko nabywcą, ostatnim ogniwem łańcucha pokarmowego. Mamy know-how i ludzi do tego, by rozwijać ten sektor i faktycznie sprawić, że stanie się on jednym z mocnych filarów gospodarki.
Główne wnioski
- Sektor "bezzałogowy" może nie tylko stać się kołem zamachowym polskiej gospodarki, ale także napędzić inne jej gałęzie. Zarówno produkcji na potrzeby wojskowe, jak i cywilne.
- Przedsiębiorcy i analitycy oczekują przede wszystkim zmian w prawie (podatkowym, zamówień publicznych), jak i liczą na większe wsparcie ze strony państwa.
- Nam potrzeba synergii, wspólnych działań państwa, ale także sektora prywatnego - wskazuje Piotr Woyke, dyrektor Instytutu Studiów Wschodnich.


