Kategorie artykułu: Newsy Technologia

Polska administracja systemowo faworyzuje Microsoft. „99 proc. zamówień wykluczało konkurencję"

99 proc. zamówień publicznych na oprogramowanie biurowe w polskiej administracji wyklucza konkurencję Microsoftu. Analizę opartą na 72 postępowaniach przetargowych przeprowadziła Fundacja Instrat.

Brad Smith, Microsoft i Donald Tusk, premier Polski
Brad Smith, prezydent i wiceprezes Microsoft Corporation, oraz Donald Tusk, premier Polski spotkali się ostatnio 17 lutego 2025 roku. Firma zaprezentowała wtedy plany inwestycyjne, w tym zwiększenie zaangażowania po stronie obronności Polski. Fot. Kancelaria Premiera

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Dlaczego polskie instytucje publiczne w praktyce wykluczają z przetargów twórców oprogramowania spoza ekosystemu Microsoftu i jakie mechanizmy to umożliwiają.
  2. Jakie pozornie techniczne wymagania stawiane w zamówieniach publicznych skutecznie eliminują otwarte i darmowe rozwiązania biurowe, nawet jeśli spełniają one funkcjonalne potrzeby urzędników.
  3. Jakie ryzyka niesie dla państwa i gospodarki długofalowe uzależnienie od jednego dostawcy oprogramowania oraz jakie alternatywne podejścia przyjęły inne kraje europejskie.
Loading the Elevenlabs Text to Speech AudioNative Player...

Microsoft zyskał w polskiej administracji pozycję niemal monopolisty – to główna teza raportu przygotowanego przez Fundację Instrat. Przeanalizowała ona 72 przetargi publiczne. Jak wynika z raportu, choć formalnie zamówienia mają charakter otwarty, to w praktyce tworzą system zamknięty. Wzmacniają bowiem monopol firmy Microsoft i zdaniem analityków blokują dostęp do rynku producentom krajowym oraz europejskim.

Wnioski są druzgocące. Spośród 72 postępowań przetargowych 99 proc. wykluczało bezpośrednio lub pośrednio produkty inne niż oferowane przez Microsoft. Tylko jedno, prowadzone przez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina, uznano za niepreferujące Microsoftu. Wykluczenie konkurencji w 20 proc. zamówień było robione wprost.

Otwartość tylko na papierze

Prawo zamówień publicznych zabrania wprost wskazywania znaków towarowych, o ile nie towarzyszy im formuła „lub równoważne”. W praktyce jednak, jak pokazuje analiza Instratu, równoważność jest fikcją. Zamawiający masowo konstruują specyfikacje w taki sposób, by spełniało je wyłącznie oprogramowanie Microsoftu, nawet jeśli formalnie dopuszczają inne rozwiązania.

Na 72 przeanalizowane postępowania:

  • 14 wprost wskazywało produkty Microsoftu jako przedmiot zamówienia,
  • 57 stosowało techniki pośredniego wykluczania konkurencji,
  • tylko jedno postępowanie nie preferowało Microsoftu.

Fundacja prześledziła łącznie 301 zamówień ogłoszonych na platformie ezamowienia w 2025 r. Spośród nich 72 dotyczyły oprogramowania biurowego.

Jak administracja wspiera Microsoft

Analitycy Instratu zwracają uwagę, że większość wymogów, które w praktyce ograniczają konkurencję, ma charakter pozamerytoryczny.

Jednym z najczęstszych wymogów jest żądanie, by wszystkie elementy pakietu biurowego pochodziły od jednego producenta. W praktyce eliminuje to możliwość łączenia otwartych, darmowych narzędzi – takich jak LibreOffice, Thunderbird czy Nextcloud – które funkcjonalnie odpowiadają rozwiązaniom Microsoftu, lecz są rozwijane przez różnych dostawców.

Przykładowo, w jednym z zamówień oprócz edytorów tekstu, arkuszy kalkulacyjnych czy prezentacji, wymagany był program do zarządzania informacją osobistą (poczta, kontakty) i do notowania z funkcją samouczącego się systemu OCR. Wszystko to w ramach jednego pakietu.

„Funkcja rozpoznawania tekstu wpisywanego za pomocą rysika wydaje się natomiast wymogiem fikcyjnym, biorąc pod uwagę, że to wymaganie formułuje się także wobec oprogramowania na komputery stacjonarne, nie na tablety" – brzmi fragment analizy.

W praktyce taki pakiet posiada tylko Microsoft.

Nietypowe rozwiązania dyskryminujące konkurencję Microsoftu

Innym przykładem jest wymaganie kompatybilności z Active Directory, czyli własnościowym rozwiązaniem Microsoftu. Choć Active Directory bazuje na otwartych protokołach (LDAP, Kerberos), samo w sobie jest technologią zamkniętą, która nie wspiera rozwiązań tworzonych poza ekosystemem Microsoftu. W efekcie wymóg ten działa jak zastąpienie jednego znaku towarowego innym.

Otwarcie wyklucza to chociażby pakiet LibreOffice. Zdaniem analityków wymóg jest też absurdalny i tak naprawdę jest narzucany przez sam Microsoft.

„W przykładowym postępowaniu pojawia się następujący wymóg funkcjonalny: „użytkownik raz zalogowany z poziomu systemu operacyjnego stacji roboczej ma być automatycznie rozpoznawany we wszystkich modułach oferowanego rozwiązania bez potrzeby oddzielnego monitowania go o ponowne uwierzytelnienie się”. Rzecz w tym, że otwarte oprogramowanie w ogóle nie wymaga uwierzytelnienia, bo nie weryfikuje, czy użytkownik ma licencję. Wymaganie kompatybilności z Active Directory jest w związku z tym narzucane przez sam Microsoft" – piszą analitycy.

Co więcej, inne funkcje zapewniane przez Active Directory, np. zarządzanie dostępem do plików
przechowywanych w lokalnej chmurze, również można zastąpić pakietem innego,
otwartego, darmowego oprogramowania, np. Samba czy NextCloud.

Szczególnie jaskrawym przykładem dyskryminacji, jak pisze fundacja, jest żądanie wsparcia dla VBScript. To technologia, którą sam Microsoft oficjalnie wycofuje z użycia. Mimo to w 2025 roku wymóg ten pojawił się w 13 postępowaniach.

Zdarzają się także kryteria dotyczące interfejsu użytkownika, np. wymóg identycznego nazewnictwa funkcji czy nawet obecności „elementów 3D”. Tego typu zapisy nie mają żadnego znaczenia dla efektywności pracy urzędników, ale skutecznie eliminują konkurencyjne rozwiązania.

Vendor lock-in jako systemowy problem państwa

Z punktu widzenia administracji publicznej takie podejście bywa tłumaczone wygodą, ciągłością działania i ograniczaniem ryzyka. Jednak w dłuższej perspektywie prowadzi ono do vendor lock-in, czyli uzależnienia całego aparatu państwowego od jednego dostawcy.

Skutki tego uzależnienia są wielowymiarowe. Po pierwsze, państwo traci kontrolę nad kosztami. Decyzje cenowe monopolisty nie podlegają realnej presji konkurencyjnej. Po drugie, ograniczona zostaje odporność systemowa. Zarówno technologiczna, jak i geopolityczna. Po trzecie, administracja zostaje zmuszona do kosztownych migracji sprzętowych i programowych, gdy dostawca jednostronnie kończy wsparcie dla starszych rozwiązań.

– Pierwszy, oczywisty efekt, to ryzyko nagłego wzrostu cen. Monopolista nie musi się bać, że klienci przejdą do konkurencji. Ale możemy też obawiać się innych problemów, ponieważ to amerykańska korporacja, a nie polski rząd, kontroluje lwią część polskiej infrastruktury technologicznej. I może nam ją po prostu wyłączyć – komentuje autor raportu dr Jarosław Kopeć.

Fundacja podaje trzy podstawowe ryzyka. Pierwsze to ryzyko dekompozycji systemu, gdy chociażby dostawca wycofa się z dostarczania lub aktualizacji danego rodzaju oprogramowania. Równie dobrze może to dotyczyć dostaw oprogramowania.

Drugie ryzyko to potencjalne trzymanie użytkowników w szachu, co może wymusić np. ponoszenie dodatkowych kosztów.

„Jesteśmy tego świadkami w przypadku systemów operacyjnych. Zaprzestanie wsparcia dla systemu Windows 10, które Microsoft ogłosił pod koniec 2025 r., i wymaganie od użytkowników aktualizacji do Windows 11, oznacza w praktyce konieczność wymiany urządzeń w wielu zakładach pracy, choć gdyby nie polityka dostawcy, mogłyby one służyć jeszcze przez lata" – piszą analitycy.

Trzecie ryzyko to ograniczanie pola wyboru korzystniejszych propozycji w przyszłości. Powstaje swoiste domino zamówień. Instytucje, które już mają systemy oparte na oprogramowaniu Microsoft, będą chciały ponosić koszty odnowy licencji, nawet jeśli mają darmową alternatywę.

Gospodarka, która na tym traci

Monopol Microsoftu w zamówieniach publicznych oznacza również utracone korzyści rozwojowe dla Polski i Unii Europejskiej. Jak wskazuje Instrat, publiczne pieniądze nie wspierają rozwoju lokalnych kompetencji, innowacji ani ekosystemu technologicznego.

Raport Instratu pokazuje, że Polska nie jest skazana na obecny model. W wielu krajach europejskich administracja publiczna aktywnie odchodzi od uzależnienia od Microsoftu, wybierając otwarte oprogramowanie.

Lyon buduje własny pakiet biurowy oparty na open source, finansując projekt w całości z myślą o lokalnych firmach. Dania zapowiedziała migrację administracji centralnej na LibreOffice, motywując decyzję względami bezpieczeństwa i suwerenności. Austria i niemiecki land Szlezwik-Holsztyn wdrażają rozwiązania oparte na Linuxie i lokalnej infrastrukturze chmurowej.

W każdym z tych przypadków zamówienia publiczne stały się narzędziem świadomej polityki państwa, a nie jedynie techniczną procedurą zakupową.

Jak Microsoft rozwija się w Polsce

17 lutego w Warszawie odbyło się spotkanie Brada Smitha, prezydenta i wiceszefa Microsoftu, z premierem, Donaldem Tuskiem . To druga taka wizyta przedstawiciela świata amerykańskich gigantów technologicznych w lutym, po wizycie szefa Google`a.

W czasie spotkania Brad Smith obiecał duże inwestycje w Polsce.

Dokładnie 700 mln dolarów, 2 mld 800 mln złotych – to jest ta inwestycja, którą szefostwo Microsoftu potwierdziło. To kontynuacja pierwszej fazy, zakończonej w 2023 roku powiedział wówczas Donald Tusk.

Jak zadeklarował wówczas premier, Microsoft miał także „angażować się w bezpieczeństwo Polski w fizycznym rozumieniu".

W Polsce Microsoft oprócz sprzedaży usług i produktów ma centra przetwarzania danych. To oddział Azure Poland Central. Specjalne obiekty uruchomiono w 2023 roku w trzech miejscach w okolicach Warszawy. Inwestycja o wartości miliarda dolarów ma na celu przyspieszenie transformacji cyfrowej polskich przedsiębiorstw i instytucji publicznych.

W listopadzie z kolei Microsoft zapowiedział rozszerzenie szkoleń z zakresu sztucznej inteligencji w Polsce. Firma podpisała porozumienie z Ministerstwem Edukacji Narodowej, obejmujące programy dla nauczycieli, uczniów i administracji publicznej. W najbliższym roku Microsoft chce objąć szkoleniami kilkaset tysięcy osób: nauczycieli, uczniów i pracowników sektora publicznego. Firma zapowiada, że uczestnicy będą mogli zdobywać poświadczenia kompetencji AI, które mają realną wartość na rynku pracy.

Główne wnioski

  1. Polski system zamówień publicznych na oprogramowanie biurowe wykazuje silną systemową preferencję dla rozwiązań Microsoftu, co w praktyce prowadzi do wykluczenia konkurencji. Z analizy Fundacji Instrat wynika, że aż 99 proc. przetargów dotyczących oprogramowania biurowego w 2025 roku było skonstruowanych w sposób uniemożliwiający udział innych producentów. Choć formalnie zamówienia są „otwarte”, w praktyce preferencje zapisane w specyfikacjach skutecznie eliminują rozwiązania niezależne i open source.
  2. Wymagania przetargowe stosowane przez administrację publiczną często opierają się na kryteriach pozamerytorycznych, które de facto utrwalają monopol Microsoftu. Przykłady obejmują wymogi jednego producenta dla całego pakietu, zgodności z zamkniętymi technologiami (jak Active Directory czy VBScript), a także estetyczne elementy interfejsu. Takie zapisy, często nieistotne z punktu widzenia funkcjonalności, skutecznie blokują alternatywy i wzmacniają zjawisko vendor lock-in.
  3. Uzależnienie administracji państwowej od jednego dostawcy oprogramowania niesie poważne ryzyka finansowe, technologiczne i geopolityczne, a także ogranicza rozwój lokalnego rynku IT. Instrat ostrzega, że taka polityka prowadzi do utraty kontroli nad kosztami, zmusza instytucje do kosztownych migracji sprzętowych i redukuje odporność systemów państwowych. Jednocześnie blokuje rozwój krajowych kompetencji technologicznych. Tymczasem inne kraje europejskie z powodzeniem wdrażają otwarte rozwiązania, traktując zamówienia publiczne jako element suwerennej polityki cyfrowej.