Armani i Segafredo czekają na NBA we Włoszech. Kluby koszykarskie biznesowych gigantów mają największe szanse na grę w nowej lidze
Na północy Włoch, w stolicy Lombardii, obejrzeliśmy mecz, w którym zmierzyły się dwie potęgi włoskiej koszykówki: Olimpia Mediolan i Virtus Bolonia. Od lat rywalizują zarówno w krajowych, jak i kontynentalnych rozgrywkach, ale dziś mają przed sobą nowe, biznesowe pole bitwy. Muszą przekonać NBA, że są dobrymi kandydatami do gry w jej nowej, europejskiej lidze. W negocjacjach kluczowe znaczenie może mieć doświadczenie właścicieli klubów. W Mediolanie stoi za nimi Armani Group, kontrolowana przez spadkobierców Giorgio Armaniego, z kolei Virtus Bolonia należy do Massima Zanettiego, właściciela kawowego giganta Segafredo.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego Olimpia Mediolan i Virtus Bolonia są dziś głównymi kandydatami do gry w nowej europejskiej lidze NBA.
- Jaką rolę w sportowym i biznesowym rozwoju obu klubów odegrali Giorgio Armani i Massimo Zanetti.
- Jak bardzo włoskie hale, organizacja meczów i doświadczenie kibica odbiegają od standardów NBA.
Jako akredytowany dziennikarz NBA i FIBA co tydzień dostarczam wam najświeższe wiadomości zza kulis najlepszej koszykarskiej ligi świata. Polecam pozostałe teksty z serii „Rzut za ocean”.
W trakcie lotu do Mediolanu byłem świadkiem ciekawej sceny. Gdy pracownik personelu pokładowego podszedł do grupki Polaków siedzącej pośrodku samolotu, by wytłumaczyć im, jak obsługiwać wyjścia awaryjne w razie ewakuacji, ci w ogóle nie chcieli go słuchać. Rozmawiali między sobą, jak gdyby nic się nie działo. W końcu pochodzący z Włoch pracownik, imieniem Andrea, przerwał im i po angielsku poprosił, by powtórzyli wszystko, co właśnie zostało do nich powiedziane.
– To nie jest szkoła, wyluzuj, gościu. Wszystko wiemy, to nie jest nasz pierwszy lot – odpowiedział po angielsku jeden z członków grupy.
Następnie, zapytany przez znajomych, o co właściwie chodzi, dodał: – Chcą, żebyśmy byli cicho i słuchali instrukcji. Dajcie spokój, ja wam wszystko wytłumaczę – to się zawsze powtarza. Nie przejmujcie się, to Włoch, a oni tacy są: wiecznie spięci służbiści, przywiązani do reguł.
Włoski luz kontra standardy organizacyjne NBA
Otóż z mojego doświadczenia wynika raczej coś odwrotnego – być może potwierdzicie te obserwacje. Podróżując po różnych regionach Włoch i uczestnicząc w rozmaitych wydarzeniach – od meczów piłki nożnej po wyścigi Formuły 1 – śmiem twierdzić, że Włosi są raczej wyluzowani i z pewnością nie można nazwać ich służbistami. To zresztą jedna z cech, które my, Polacy, często w nich cenimy. Problem może się jednak pojawić przy organizacji międzynarodowych imprez, takich jak mecze nowej europejskiej ligi NBA.
Spotkania najlepszej koszykarskiej ligi świata to bowiem organizacyjne majstersztyki. Wszystko jest zaplanowane co do minuty, a każda – nawet pozornie niespodziewana – sytuacja ma przypisaną konkretną procedurę. Regularnie obserwuję od kulis mecze NBA w USA i nierzadko pojawiam się w hali nawet trzy godziny przed pierwszym gwizdkiem, by przeprowadzić wywiady z zawodnikami i przygotować się do spotkania. Już wtedy odbywają się symulacje potencjalnych zachowań kibiców, zawodników czy obsługi technicznej.
Nawet rozpoczęcie meczu z siedmiominutowym opóźnieniem, które widzom przed telewizorami może wydawać się przypadkiem, jest w pełni zaplanowanym zabiegiem. Pozwala upewnić się, że widzowie zasiądą przed ekranami odpowiednio wcześnie, by obejrzeć ostatni blok reklamowy przed pierwszym gwizdkiem, a jednocześnie daje spóźnialskim czas na kupienie popcornu i rozpoczęcie oglądania od pierwszej sekundy meczu.
Olimpia Milan – Virtus Bolonia jako test dla europejskiej NBA
Przez ten pryzmat oglądałem w południowym Mediolanie mecz między lokalną Olimpią a gośćmi reprezentującymi barwy Virtusu Bolonia. Było to spotkanie bardzo wysokiej rangi – starcie historycznych rywali, a dziś dwóch najlepszych klubów we Włoszech i jedynych reprezentantów tego kraju w Eurolidze, czyli kontynentalnych rozgrywkach zrzeszających gigantów europejskiej koszykówki. Spodziewano się kompletu publiczności i dużego widowiska. Zapowiadał się idealny przedsmak tego, czego można by oczekiwać podczas meczów nowej europejskiej ligi NBA.
Rzeczywiście, na Unipol Forum zebrało się ponad 10 tys. kibiców, więc niemal wszystkie z 12 tys. miejsc były zajęte. Paradoksalnie ucieszyłem się, że nie było sold outu, bo miejsca na 35-letniej hali okazały się niesamowicie ciasne. Przez dwie i pół godziny trzymałem złączone kolana i jednocześnie pochylałem się do przodu, ponieważ kibic za mną co chwilę trącał mnie w głowę kartonikiem do oklasków. Generalnie cały obiekt bardziej przypomina halę hokejową niż koszykarską – ma surową, minimalistyczną architekturę, pełną zimnego metalu.
To element, który z pewnością wymagałby zmiany, podobnie jak system zamawiania przekąsek. Zamówienie składa się przy kasie, po czym z papierowym bilecikiem trzeba udać się do punktu odbioru oddalonego o około 30 metrów. Sprzyja to zderzeniom czołowym kibiców, powoduje chaos, a najgorzej, gdy papierek zamoknie albo się zgubi. Nie pomagało również to, że obsługa słabo radziła sobie z językiem angielskim. Z pewnością nie jest to standard NBA i w tym obszarze konieczne byłyby zmiany.
Do samej jakości przekąsek trudno jednak mieć zastrzeżenia. W smaku są przyzwoite, a jakością nie odbiegają od amerykańskich odpowiedników. Przyjezdnych może jedynie dziwić fakt, że hot dogi podaje się z majonezem, ale – trzeba przyznać – ma to swój lokalny klimat.
Oprawa meczu i doświadczenie kibica w Mediolanie
Jedzenie to przecież tylko dodatek do widowiska, więc na nim się skupmy. Muzyka, gra świateł oraz próby pobudzenia kibiców okrzykami spikera są w Mediolanie bardzo udane i zbliżone do standardów NBA. Sposób prezentacji zawodników przed meczem, a także oświetlenie parkietu, również nie odbiegają od amerykańskich wzorców.
Jedynym elementem, który mnie zdziwił, były występy piosenkarki zamiast zespołów tanecznych. W momentach, w których w NBA na parkiecie tancerze wywijają bączki, w Mediolanie na środku boiska staje artystka i śpiewa refren wybranej piosenki. Sprawiało to dość osobliwe wrażenie, a słabe nagłośnienie dodatkowo utrudniało odbiór. W repertuarze znalazły się jednak amerykańskie hity, więc być może był to świadomy ukłon w stronę NBA.
Pod sufitem Unipol Forum podwieszony jest tzw. jumbotron – gigantyczny telebim wyświetlający obraz w kierunku czterech trybun otaczających parkiet. Oczywiście, chcąc występować w NBA, gospodarze musieliby w hali wprowadzić szereg zmian, jednak nie byłyby to bariery nie do pokonania. Kluczowa byłaby natomiast umowa na wyłączność z Unipol Forum. Obecnie Olimpia Mediolan nierzadko musi grać na mniejszej hali Allianz Cloud w centrum miasta, gdy Forum jest zajęte.
Poziom sportowy widowiska również stał na bardzo wysokim poziomie. Trudno się dziwić – zarówno w Olimpii, jak i w Virtusie występują jedni z najlepszych koszykarzy w Europie. Dzięki potencjalnemu zastrzykowi kapitału z NBA oraz wzrostowi prestiżu rozgrywek poziom sportowy mógłby być jeszcze wyższy. Co istotne, ten drugi czynnik może okazać się ważniejszy, bo zarówno w Olimpii, jak i w Virtusie pieniędzy już dziś nie brakuje.
Olimpia Milan i dziedzictwo Giorgio Armaniego
Olimpię Milan w 2008 r. kupił Giorgio Armani. Zmarły trzy miesiące temu projektant dał się poznać jako bardzo aktywny właściciel, który na stanowiskach menedżerskich obsadzał ludzi ze swojej firmy modowej i regularnie pojawiał się na treningach oraz meczach klubu. Nie szczędził też pieniędzy – mówi się, że z własnej kieszeni włożył w klub ponad 200 mln euro. Zdecydowana większość środków trafiała na kontrakty zawodników. Celem było przyciągnięcie talentu i osiąganie możliwie największych sukcesów sportowych.
Był jednak moment, w którym ta strategia obróciła się przeciwko legendzie mody. Olimpię zaczęto postrzegać jako drużynę przepłacającą za przeciętnych zawodników, co agenci sprytnie wykorzystywali, windując oczekiwania finansowe. To już jednak przeszłość. Klub, zarządzany obecnie przez Armani Group, nie tylko ograniczył koszty, ale także zwiększył zwrot z inwestycji. W latach 2021–2024 Olimpia trzykrotnie z rzędu wygrała ligę.
Virtus Bolonia i imperium Segafredo
W 2025 r. się nie udało, bo w finale górą był Virtus Bolonia. Klub jest własnością Massimo Zanettiego – polityka i biznesmena. Włoski król kawy, zarządzający firmą Segafredo-Zanetti, został głównym akcjonariuszem Virtusu w 2016 r., gdy klub przechodził największy kryzys w swojej ponadstuletniej historii. Pod jego rządami Virtus podniósł się z kolan, wrócił do występów w Serie A i rozpoczął marsz po sukcesy: mistrzostwo kraju, triumf w Koszykarskiej Lidze Mistrzów i EuroCupie, a także zaproszenie do gry w Eurolidze.
Przez ostatnią dekadę Zanetti nie tylko wykupił wszystkie udziały w klubie, lecz także całkowicie przeobraził jego zaplecze menedżerskie. Kilka miesięcy temu nowymi dyrektorami mianował Giuseppe Sermasiego i Marco Comelliniego, przy czym ten drugi objął również funkcję prezesa. Obaj wcześniej pracowali w Segafredo. Dziś ich głównym zadaniem jest dopilnowanie, by sportowe sukcesy zespołu szły w parze z realizacją inwestycji infrastrukturalnych – w szczególności budowy nowej hali, dostosowanej do międzynarodowych standardów, również potencjalnej europejskiej ligi NBA. Obecnie Virtus rozgrywa mecze na arenie tymczasowej, wzniesionej na terenie hali targowej w biznesowej dzielnicy Bolonii.
Europejska liga NBA – włoskie szanse
Nowa europejska liga NBA ma ruszyć w październiku 2027 r., a więc stosunkowo niedługo. Negocjacje dotyczące klubów – zarówno istniejących, jak i dopiero planowanych – które mają wystąpić w rozgrywkach, wciąż trwają. We Włoszech przewidziane są dwa zespoły, a kandydatura Olimpii Mediolan jest obecnie bardzo mocna – choćby z tego względu, że stolica Lombardii jest popularnym kierunkiem wśród turystów z USA.
Włodarze Virtusu będą musieli mocno przekonywać do siebie NBA, a o tym, czy im się uda, zaważy też kontroferta, jaką złoży konsorcjum planujące utworzenie nowego klubu koszykarskiego w Rzymie. Biznesmeni z Bolonii, wysłannicy króla kawy, prawdopodobnie będą mieli okazję spotkać się z przedstawicielami NBA w styczniu, przy okazji dwóch meczów między Orlando Magic i Memphis Grizzlies. Zostaną rozegrane kolejno 15 i 18 stycznia 2026 r. w Berlinie i Londynie.
Główne wnioski
- Włoskie kluby dysponują wystarczającym poziomem sportowym oraz zapleczem finansowym, by dołączyć do europejskiej ligi NBA. Największym wyzwaniem pozostają jednak organizacja i infrastruktura. To właśnie te elementy – a nie pieniądze czy jakość zawodników – mogą przesądzić o ostatecznej decyzji ligi.
- Olimpia Mediolan korzysta z przewagi lokalizacji i globalnej rozpoznawalności miasta, co czyni ją naturalnym wyborem dla NBA. Virtus Bolonia musi natomiast zrekompensować brak turystycznego magnesu nową halą i sprawnym zapleczem menedżerskim.
- Oba kluby pokazują, że długofalowe, korporacyjne zarządzanie może skutecznie odbudowywać i stabilizować sportowe potęgi.




