Geoekonomia, teoria modernizacji i McDonald’s. Czemu nie doczekaliśmy się końca historii?
Najważniejsze zachodnie bloki, tzn. UE oraz USA, traciły udział w światowej gospodarce w ciągu ostatnich trzech dekad na rzecz krajów rozwijających się. Pokazujemy tę ewolucję poprzez procesy i idee, które stały w tle tego zjawiska.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jak kształtował się udział w światowym PKB najważniejszych bloków gospodarczych na początku lat 90-tych XX wieku i czemu sprzyjało to tezom o końcu historii.
- Jakie zmiany zaszły pod tym względem w ciągu ostatnich trzech dekad.
- Czym jest teoria modernizacji i czy się sprawdziła.
Wiele dyskusji wzbudza obecnie realny potencjał gospodarczy najważniejszych bloków gospodarczych: USA, UE oraz Chin. Pokazuję to poniżej w perspektywie historycznej – od początku lat 90. XX wieku – używając udziału w światowym PKB. Używam parytetu siły nabywczej, gdyż PKB w dolarach jest podatny na zniekształcenia związane z kształtowaniem się kursów walutowych.
Optymizm po zimnej wojnie
Jeszcze na początku lat 90. XX wieku udział PKB krajów tworzących obecnie Unię Europejską w światowym PKB wynosił 22,8 proc. Tym samym przewyższał ten Stanów Zjednoczonych o około 3 pkt. proc. Doliczając do tego Japonię, bloki te stanowiły ponad 50 proc. światowego PKB.
Niewiele wcześniej rozpadł się Związek Radziecki. Na fali entuzjazmu związanego z siłą Zachodu – w warstwie gospodarczej, militarnej oraz także ideowej – pojawiły się głosy o „końcu historii”. Amerykański politolog Francis Fukuyama uważał wówczas, że doszliśmy do kresu ewolucji form ustrojowych z jasnym zwycięzcą: zachodnią liberalną demokracją.
Powolne osuwanie się
Zarówno UE, jak i USA traciły relatywny udział w światowej gospodarce w ciągu ostatnich trzech dekad. W 2024 r. wynosił on odpowiednio 14,2 proc. oraz 14,8 proc. Oznacza to spadek o 8,6 pkt. proc. w przypadku UE oraz 4,9 pkt. proc. dla Stanów Zjednoczonych. Tempo relatywnego spadku było więc wolniejsze w USA. Pozwoliło to Stanom Zjednoczonym wyprzedzić UE w 2013 r. i stać się największą gospodarką świata.
Wschodzące Chiny
Ale USA nie mogły cieszyć się z tej pozycji długo. Już w 2016 r. zostały bowiem prześcignięte przez Chiny. Ostatnie pełne dane dla Chin za 2024 r. wskazują, że ich udział w światowym PKB wynosi 19,3 proc.
Powyższy wykres pokazuje roczną zmianę udziału USA, UE i Chin w światowym PKB w parytecie siły nabywczej w pkt. proc. Przełomowym okresem był początek XXI wieku po wejściu Państwa Środka do Światowej Organizacji Handlu (WTO), a także większa odporność Chin na kryzys finansowy lat 2007-2009.
O ile w latach 90. XX wieku Chiny zwiększały swój udział w światowym PKB w tempie 0,3 pkt proc. rocznie, to w kolejnych dwóch dekadach tempo to przyspieszyło do średnio 0,6 pkt proc. rocznie. W tym samym okresie USA i UE traciły po 0,2-0,3 pkt proc. r/r. A zatem Chiny zbliżały się do USA i UE lub zwiększały przewagę (po 2016 r.) w tempie ok. 1 pkt proc. rocznie.
Ostatnie lata (od 2021 r.) wskazują na znaczne spowolnienie tego procesu. Wiąże się to ze spowolnieniem wzrostu gospodarczego w Chinach w wyniku m.in. kryzysu na rynku nieruchomości oraz coraz mniej sprzyjającej demografii.
Demografia, głupcze!
Ten ostatni czynnik będzie kluczowy w dłuższym okresie. W uproszczeniu udział danego kraju w światowym PKB można przedstawić jako funkcję liczby ludności oraz PKB na osobę. Zgodnie z prognozami ONZ do 2045 r. liczba osób w wieku produkcyjnym (20-64 lata) skurczy się w Chinach o 136,8 mln osób. Jest to efekt wieloletniej „polityki jednego dziecka”, obowiązującej w latach 1979-2015. Kurczyć się będzie również UE, ale w wolniejszym tempie niż Chiny. Relatywnie najbardziej sprzyjającą demografię z tych trzech bloków mają mieć Stany Zjednoczone. W szerszym kontekście warto wskazać także Indie, które również mają mocarstwowe ambicje.
Z drugiej strony UE oraz Chiny mają niższe PKB na osobę. Zatem w teorii powinny rozwijać się szybciej niż USA. O ile w przypadku Chin nie powinno się to znacząco zmienić w ciągu następnej dekady, to ostatnie 20 lat pokazało, że UE jako całość nie nadrabiała dystansu do USA (w ujęciu PKB na głowę), ale też nie traciła zanadto.
Brak końca historii
Tym, czego nie docenił Francis Fukuyama, była rola demografii oraz możliwość osiągania szybkiego wzrostu gospodarczego w ramach autorytarnego reżimu. Państwa rozwijające się przechodziły proces „startu do wzrostu” z nieporównywalnie większą liczbą ludności niż kraje, które uprzemysłowiły się wcześniej (USA, Europa Zachodnia). To sprawia, że po wejściu na ścieżkę szybkiego wzrostu gospodarczego – jak w przypadku Chin czy Indii – ich udział w światowym PKB rośnie bardzo szybko.
Podstawową przyczyną, dla której nie sprawdziły się przewidywania F. Fukuyamy, była jednak wiara w tzw. teorię modernizacji. Zgodnie z tą koncepcją, stworzoną przez Seymoura Martina Lipseta, wraz ze wzrostem bogactwa, poziomu wykształcenia i modernizacji gospodarczej społeczeństwa powinny przechodzić określoną ścieżkę rozwoju instytucji politycznych – stawać się bardziej demokratyczne, szanować prawa obywatelskie i prawa człowieka oraz rozwijać cechy powszechnie kojarzone z zachodnimi demokracjami.
Felietonista „New York Times" Thomas Friedman pisał wręcz, że jak tylko kraj będzie miał odpowiednio dużo restauracji McDonald’s, to demokracja jest tylko kwestią czasu.
„Żadne dwa kraje, w których są restauracje McDonald's, nie toczyły ze sobą wojny" – pisał Thomas Friedman.
Teoria modernizacji wpływała również na decyzje polityczne. W słynnym cytacie prezydent USA G. Bush senior stwierdził, że najlepszą taktyką względem Chin jest wolny handel, „(…) a wówczas czas jest po naszej stronie”.
Argument za handlem nie jest wyłącznie monetarny, ale moralny (...). Wolność gospodarcza kształtuje nawyki wolności. A nawyki wolności kształtują oczekiwania wobec demokracji.
Teoria dotycząca łagodzącego wpływu posiadania prężnej klasy średniej symbolizowanej przez restauracje McDonald's została brutalnie zweryfikowana przez agresję Rosji na Ukrainę (a wcześniej na Gruzję).
Konfucjanizm a autorytaryzm
Pomimo tego że Chińczycy stanowią największy odsetek globalnej klasy średniej (i funkcjonowało tam niemal 7 tys. restauracji McDonald’s w 2021 r.), przewidywania zgodne z teorią modernizacji nie ziściły się również w Państwie Środka. Wręcz odwrotnie – rządy Xi Jinpinga są powszechnie postrzegane jako okres „przykręcania śruby” w zakresie wolności politycznych.
Niedawni nobliści Daron Acemoglu i James A. Robinson twierdzą, że teoria modernizacji ma fundamentalną wadę. Ich zdaniem nie istnieje bezwarunkowa zależność między rozwojem gospodarczym a systemem politycznym – zależy ona bowiem od czynników instytucjonalnych i kulturowych.
W przypadku Chin w centrum wyjaśnienia braku liberalizacji politycznej D. Acemoglu i Simon Johnson stawiają tradycję konfucjańską. Zgodnie z nią najlepsza organizacja społeczeństwa opiera się na silnych przywódcach i państwie, które nie musi ponosić odpowiedzialności przed zwykłymi obywatelami – nie mówiąc już o szerokiej partycypacji politycznej.
Główne wnioski
- Na początku lat 90-tych XX wieku udział PKB krajów tworzących obecnie Unię Europejską w światowym PKB wynosił 22,8 proc. Tym samym przewyższał ten Stanów Zjednoczonych o ok. 3 pkt proc. Doliczając do tego Japonię, bloki te stanowiły ponad 50 proc. światowego PKB. Na fali entuzjazmu związanego z siłą Zachodu – w warstwie gospodarczej, militarnej oraz także ideowej – pojawiły się głosy o „końcu historii”.
- Zarówno UE, jak i USA traciły relatywny udział w światowej gospodarce w ciągu ostatnich trzech dekad, przy czym tempo spadku było nieco wolniejsze w USA. Już w 2016 r. oba te bloki zostały jednak prześcignięte przez Chiny. Państwa rozwijające się przechodziły proces „startu do wzrostu” z nieporównywalnie większą liczbą ludności niż kraje uprzemysłowione wcześniej (USA, Europa Zachodnia). To sprawiło, że po wejściu na ścieżkę szybkiego wzrostu gospodarczego – jak w przypadku Chin czy Indii – ich udział w światowym PKB rósł bardzo szybko.
- Zgodnie z teorią modernizacji, gdy społeczeństwa stają się bogatsze, bardziej wykształcone i bardziej zaawansowane gospodarczo, powinny również przechodzić określoną ścieżkę rozwoju instytucji politycznych – stawać się bardziej demokratyczne, szanować prawa obywatelskie i prawa człowieka oraz rozwijać cechy powszechnie kojarzone z zachodnimi demokracjami. Przewidywania te nie sprawdziły się jednak w Chinach.