Sprawdź relację:
Dzieje się!
Polityka

Czas, aby Polacy czuli się współgospodarzami w unijnych instytucjach

Jeśli spojrzymy na drogę, jaką przeszliśmy przez ostatnie trzy dekady, to pod względem gospodarczym mamy się czym chwalić – dokonaliśmy niemałej rewolucji. Niestety, na polu dialogu między administracją publiczną, biznesem i światem nauki wciąż jesteśmy w tyle. Mówiąc wprost – lobbing w Polsce kuleje.

Na budynku Rady Europejskiej widnieje logo polskiej prezydencji, która rozpoczęła się w tym roku. Fot. Dursun Aydemir/Anadolu via Getty Images.

Od przeszło dwudziestu lat jesteśmy formalnie pełnoprawnymi członkami Unii Europejskiej, a od czasu wyjścia Wielkiej Brytanii z UE coraz częściej mówi się o tym, że Polska w sposób naturalny powinna aspirować do roli jednego z kluczowych rozgrywających we wspólnocie. Bo gospodarczo trudno nas lekceważyć.

Mimo to wciąż nie wykorzystujemy pełni naszego potencjału w unijnym „ekosystemie decyzyjnym”. Brakuje strategicznego podejścia i obecności na brukselskich korytarzach. A w efekcie – ważne decyzje legislacyjne w UE kształtowane są przez większe i lepiej zorganizowane koncerny bądź organizacje z innych krajów.

Polski lobbing jest słabo reprezentowany w Brukseli mówi Feriel Saouli, prezes w agencji public affairs SEC Newgate EU.

Jak wskazuje, przyczyn może być wiele jedną z nich są z pewnością zasoby finansowe, bo kampanie lobbingowe bywają kosztowne.

Innym powodem mniejszej aktywności może być wybieranie kanałów krajowych zamiast lobbingu w instytucjach unijnych dodaje Feriel Saouli.

Wspomina, że trzeci czynnik poznała, rozmawiając z koleżanką z polskiego biura SEC Newgate.

Uważa ona, że Polska jest w brukselskiej bańce nie tylko słabo obecna z perspektywy działań lobbingowych, ale też często pomijana przy kluczowych rozmowach o przyszłości Europy – choćby przy raporcie Draghiego. Robi się z tego błędne koło: jedno napędza drugie opowiada Feriel Saouli.

Jak długo będziemy uczyć się wpływu na Unię?

W instytucjach unijnych pracuje dziś wielu świetnych fachowców z Polski z wieloletnim doświadczeniem. Mimo to wciąż stosunkowo rzadko sięgamy po najwyższe, najbardziej eksponowane stanowiska, takie jak dyrektorskie funkcje w dyrekcjach generalnych, ambasadorskie w unijnej służbie dyplomatycznej czy pozycje kierownicze w kluczowych agencjach. Dlaczego tak się dzieje?

Zdarza się, że na jedno stanowisko w Komisji zgłaszamy kilku kandydatów z Polski, którzy wzajemnie się „zjadają”. W efekcie wygrywa Holender, Francuz czy Włoch. Mieliśmy taką sytuację niedawno w DG NEAR: jeden Polak pełnił już obowiązki dyrektora generalnego i miał przychylność innych państw członkowskich, a drugi był faworytem “politycznym” ze wsparciem z Warszawy – ostatecznie stanowisko dostał przedstawiciel Niderlandów wspomina anonimowo polski urzędnik z jednym z najdłuższych staży w instytucjach unijnych wśród naszych rodaków.

Wielu polskich urzędników i ekspertów – choć cieszą się uznaniem wśród kolegów z innych państw – ostatecznie nie dociera do kluczowych pozycji decyzyjnych.

– Obecność Polaków w instytucjach europejskich powinna być priorytetem rządu – niestety, wciąż jest tragicznie mała. Budowanie wpływów w Komisji po linii narodowej, pozyskiwanie informacji, bieżąca współpraca z kluczowymi dyrekcjami… Tego nadal często brakuje – dodaje pod warunkiem zachowania anonimowości Piotr, weteran lobbingu pracujący w Brukseli już ponad 20 lat.

Podobne wnioski pojawiają się w wypowiedziach dotyczących aktywności biznesu.

Nawet największe polskie prywatne firmy boją się określenia „lobbing”. Wolą wynająć prawników albo zwykłych PR-owców bez doświadczenia w public affairs, aby zadzwonili do biura europosła z prośbą o jakąś interwencję. Nie wiedzą, jak funkcjonuje Bruksela, więc najczęściej robią to w ostatniej chwili, kiedy decyzje praktycznie zapadły – mówi, pod warunkiem zachowania anonimowości, asystent poselski pracujący od wielu lat dla polskich eurodeputowanych.

Problemem nie jest brak doświadczonych lobbystów, tylko znikome zainteresowanie polskich firm tym, żeby kogoś w Brukseli mieć „na poważnie”. Do tego dochodzi brak zrozumienia typowych dla Brukseli mechanizmów pracy nad politykami europejskimi. Chcąc zatrudnić kogoś z doświadczeniem w pracy z instytucjami europejskimi i ze znajomością brukselskiego otoczenia, nie można po prostu kopiować tego, co robi się w kraju. Tutaj po prostu funkcjonuje to inaczej dodaje Anna Koj,  kierująca brukselskim biurem firmy headhuntingowej Mavence.

Tymczasem, po dwudziestu latach w Unii, Polacy nie powinni traktować swoich aspiracji wyłącznie w kategoriach „może się uda”. Jesteśmy na tyle długo w systemie, by nie postrzegać siebie jako nowicjuszy czy petentów. Dysponujemy kadrami, które mogą przejąć stery na strategicznych odcinkach.

Po ponad 20 latach w UE Polacy są już częścią systemu, a nie petentami. Pora zadbać o lepszą reprezentację na najwyższych szczeblach administracji unijnej. Potrzebne jest tu systematyczne i długofalowe wsparcie rządu, niezależne od barw politycznych dodaje nasz rozmówca, polski urzędnik z jednym z najdłuższych staży w instytucjach unijnych wśród naszych rodaków.

Polacy lobbują doskonale, ale dla międzynarodowych koncernów

Choć w najwyższych kręgach unijnych wciąż jest zbyt mało polskich nazwisk, nie sposób nie zauważyć, że nasi rodacy w Brukseli odnajdują się znakomicie w sektorze prywatnym – i to na bardzo eksponowanych pozycjach. Jak zwraca uwagę Anna Koj, Polacy w Brukseli świetnie sobie radzą – tyle że często nie reprezentują naszych organizacji, bo te… po prostu się o nich nie upominają.

Polacy pracują, podobnie jak i lobbyści z pozostałych krajów unijnych, wszędzie – doskonale radzą sobie w różnych sektorach i różnego rodzaju organizacjach: stowarzyszeniach, firmach międzynarodowych, organizacjach pozarządowych czy też firmach konsultingowych. Niektórzy zajmują najwyższe stanowiska i robią świetną robotę zauważa Anna Koj.

Wśród Polaków na najbardziej eksponowanych stanowiskach w międzynarodowych koncernach warto wymienić takie osoby jak:

Marta Poślad – pełni funkcję Director, CEE & Transatlantic Public Policy w firmie Google, czyli odpowiada za relacje z decydentami oraz kształtowanie polityk publicznych w naszej części Europy.

Anna Borys – jako Senior Director Government Relations Europe w McDonald’s współtworzy i wdraża strategie lobbingowe na poziomie europejskim jednej z najsłynniejszych sieci restauracji na świecie.

Jakub Turowski – sprawuje stanowisko Public Policy Director, Central and Eastern Europe w Meta (Facebook).

Tak imponujące kariery pokazują, że kompetencje polskich profesjonalistów w zakresie lobbingu i public affairs są na najwyższym poziomie.  Co jednak szczególnie znamienne, to fakt, że wszystkie przywołane przykłady łączą się z amerykańskimi koncernami. Pokazuje to, że Amerykanie są doskonali nie tylko w wykorzystywaniu naszego potencjału intelektualnego w obszarach nauki, medycyny czy IT, ale też w przełożeniu go na skuteczne kształtowanie regulacji dotyczących prowadzonych przez siebie biznesów – zarówno w Polsce, jak i w całej Europie.

Widać powolne zmiany

Choć wciąż brakuje nam systematycznego wsparcia w Brukseli, ostatnie lata pokazują, że polskie podmioty coraz śmielej spoglądają w stronę unijnych instytucji.

Choć skala zaangażowania wciąż ustępuje działaniom krajów takich jak Francja, Włochy czy Niemcy, kierunek jest obiecujący – zwłaszcza w kontekście prywatnych polskich przedsiębiorstw, które coraz częściej skupiają się na ekspansji międzynarodowej i kształtowaniu szerszych wpływów – mówi Jerry Zagoritis, pochodzący z Grecji strateg pracujący przy czołowych europejskich kampaniach politycznych.

Zagoritis zauważa też, że dwie strategiczne zmiany mogą jeszcze bardziej wzmocnić ten dynamizm: silniejsza obecność polskich spółek Skarbu Państwa na arenie międzynarodowej oraz zwrot w kierunku alternatywnych platform lobbingowych, przy jednoczesnym mniejszym poleganiu na oficjalnych kanałach dyplomatycznych.

Nauka płynąca z tej analizy jest jasna – jako kraj potrzebowaliśmy czasu, by wzmocnić gospodarkę i zmodernizować struktury administracyjne, co w dużej mierze się udało. Jednak jeżeli chcemy naprawdę współtworzyć Unię, musimy odejść od biernej postawy i skromności, która często każe nam uznawać się za „tego mniej doświadczonego, co ma mniejsze możliwości”. Nasz wzrost gospodarczy i ponad dwudziestoletnie doświadczenie w UE pokazują, że mamy prawo, ale i obowiązek, w pełni uczestniczyć w wyznaczaniu europejskiego kursu.

Według Anny Koj, zmiany idą w dobrym kierunku, jednak zdecydowanie zbyt wolno.

Faktycznie w ostatnich kilku latach pojawiło się wśród polskich organizacji trochę większe zainteresowanie bardziej aktywną obecnością i działaniami w Brukseli. Jednak poza kilkoma wyjątkami, najczęściej podejście to nadal się opiera albo o założenie, że wystarczy mieć kogoś w Polsce, kto będzie się pojawiał w Brukseli „z doskoku’”, albo o współpracę z konsultantami, którzy nie reprezentują danej organizacji w 100 proc., tylko wspierają w realizacji konkretnych projektów. To jednak nadal podejście dość reaktywne lub sygnalizujące, że tak naprawdę polityki europejskie i aktywna obecność, budowanie wizerunku w Brukseli jest dla tych organizacji interesem marginalnym zauważa headhunterka.

Wykorzystując impuls, jaki może dać polska prezydencja w Radzie UE, przedsiębiorcy, naukowcy i decydenci mają szansę na stworzenie spójnej wizji obecności naszego kraju w Brukseli. Jeśli rzeczywiście uda się zebrać kompetencje i kapitał w jednym miejscu – umożliwiając stały dialog z unijnymi ekspertami i politykami – wówczas będziemy mogli budować wpływy na lata.

Zmiany na plus zauważa też Piotr, weteran lobbingu pracujący w Brukseli już ponad 20 lat.

Inne nacje postrzegają nas coraz lepiej. Na przykład polskie eventy w Brukseli są coraz lepiej zorganizowane, coraz częściej i lepiej przełamujemy wizerunki nudnych wystąpień “z kartki” i otwieramy się na przedstawianie wizerunku Polski wykraczającego poza tradycyjny koncert Chopina i tacę z jabłkami ocenia weteran lobbingu.

Jako pozytywny przykład Piotr wskazuje wtorkowe wystąpienie Agnieszki Bartol, Stałej Przedstawicielki RP przy UE oraz koncert z okazji rozpoczęcia prezydencji, które miały miejsce w Brukseli.

Co wydarzyło się w Brukseli w minionym tygodniu

W ostatnich pięciu dniach unijni komisarze odbyli szereg spotkań z przedstawicielami świata biznesu reprezentującymi różne branże.

  • Christophe Hansen (komisarz ds. Rolnictwa i Żywności) rozmawiał w Luksemburgu z prezesem tamtejszej Izby Rolniczej.
  • Teresa Ribera (wiceprzewodnicząca Komisji ds. czystej, sprawiedliwej i konkurencyjnej transformacji) spotkała się z delegacją European Federation of Pharmaceutical Industries (EPFIA), zrzeszającą przedsiębiorstwa z branży farmaceutycznej.
  • Apostolos Tzitzikostas (komisarz ds. Transportu i Turystyki) przyjął przedstawicieli Hellenic Federation of Road Transport, reprezentujących greckie firmy transportowe.
  • Teresa Ribera rozmawiała również z przedstawicielami European Telecommunications Association (ECTA).
  • Roxana Mînzatu (wiceprzewodnicząca ds. spraw społecznych i umiejętności) spotkała się z reprezentantami branży motoryzacyjnej.
  • Raffaele Fitto (wiceprzewodniczący ds. spójności i reformy) przyjął prezesów dwóch włoskich organizacji gospodarczych: Marco Granelliego z Confartigianato (zrzeszającego rzemiosło i małe przedsiębiorstwa) oraz Ettore Prandiniego z Coldiretti (organizacji rolniczej).
  • Valdis Dombrovskis (wiceprzewodniczący ds. handlu) spotkał się z Benem Buttersem, dyrektorem generalnym Eurochambres – Zrzeszenia Europejskich Izb Przemysłowo-Handlowych.
  • Wopke Hoekstra (komisarz ds. klimatu) rozmawiał z przedstawicielami ACEA (głównego stowarzyszenia producentów samochodów w Europie), a także gościł Christophe’a Fouqueta, dyrektora generalnego koncernu ASML, światowego lidera w produkcji maszyn do wytwarzania układów półprzewodnikowych. Spotkanie to obszernie skomentował na LinkedIn, podkreślając znaczenie takich firm jak ASML dla europejskiej konkurencyjności i suwerenności technologicznej.
  • Maroš Šefčovič (komisarz ds. handlu i bezpieczeństwa gospodarczego, stosunków międzyinstytucjonalnych i przejrzystości) spotkał się z przedstawicielami stowarzyszenia European Aluminium.

Tymczasem ujawnienie, że Ursula von der Leyen spędziła tydzień w szpitalu z powodu ciężkiego zapalenia płuc, wywołało pytania o przejrzystość działań KE. Rzecznicy Komisji długo bagatelizowali sprawę, zapewniając, że przewodnicząca cały czas „zarządza Unią bez przeszkód”. Dopiero w połowie tygodnia oficjalnie przyznano, że von der Leyen była hospitalizowana. Media zarzucają KE brak transparentnej komunikacji i ignorowanie pytań dziennikarzy. Sprawa pokazuje też styl zarządzania von der Leyen, który niektórzy krytycy określają jako zbyt scentralizowany.

Warto przypomnieć, że choroba Ursuli von der Leyen i jej hospitalizacja przyczyniły się do przesunięcia uroczystego otwarcia polskiej prezydencji, które miało się odbyć wcześniej w Gdańsku. Według doniesień, wspólne posiedzenie Komisji i polskiego rządu ma być przełożone na pierwszy tydzień lutego.

Alexander Schallenberg, pełniący obowiązki kanclerza Austrii, pojawił się w Brukseli, by uspokoić obawy unijnych decydentów dotyczące możliwej nominacji Herberta Kickla (FPÖ) na szefa rządu. Kluczowy przekaz Schallenberga brzmiał: Austria pozostaje wiarygodnym i konstruktywnym partnerem w UE, nawet jeśli do władzy wejdzie eurosceptyczna i prorosyjska część FPÖ. W kuluarach pojawiają się jednak wątpliwości, jak dalece realnie Kickl jeśli ostatecznie obejmie urząd kanclerza pozwoli się ograniczać wynegocjowanemu porozumieniu koalicyjnemu z chadekami (ÖVP) i prezydentem Austrii Alexandrem Van der Bellenem. Bruksela szczególnie obawia się prorosyjskich ciągot Kickla oraz ewentualnego wyjścia Austrii z UE (on sam tego oficjalnie nie wykluczał).

António Costa, przewodniczący Rady Europejskiej, planuje na początku lutego zorganizować mniej formalny szczyt liderów UE w zabytkowym Château de Limont. Spotkanie ma dotyczyć europejskiej polityki obronnej i strategicznych wyzwań stojących przed Unią. Pomysł polega na tym, by dyskutować z dala od zgiełku brukselskich korytarzy i reporterów, co ma sprzyjać bardziej otwartym rozmowom w sprawie m.in. relacji z USA, wojny na Ukrainie oraz przyszłości budżetu europejskiego.

W przyszłym tygodniu warto śledzić

Parlament Europejski rusza z intensywną sesją plenarną, podczas której posłowie zajmą się kwestiami zarówno międzynarodowymi (jak konflikty na Bliskim Wschodzie czy wschodnia polityka Rosji), jak i europejskimi (od sytuacji cyfrowej po wyzwania klimatyczne). Oto najważniejsze punkty:

Poniedziałek

  • Debata nt. zawieszenia broni w Gazie i uwolnienia zakładników, a także potrzeba zakończenia kryzysu humanitarnego i powrotu do koncepcji dwóch państw (Izrael-Palestyna).
  • Oświadczenie Komisji w sprawie „rekordowego roku pod względem temperatur – 2024” i dyskusja o konieczności wzmocnienia działań klimatycznych.
  • Oświadczenie Komisji nt. przyszłości europejskiej energetyki jądrowej typu fuzja – czyli, jak może wyglądać unijna niezależność energetyczna i rozwój innowacji w tym obszarze.

Wtorek

  • Debata nt. egzekwowania Digital Services Act (DSA) – jak chronić demokrację w mediach społecznościowych, zapobiegać ingerencjom z zewnątrz i zwalczać algorytmy szerzące treści wątpliwej jakości.
  • Głosowanie w sprawie porozumienia z Serbią dotyczącego działań Europejskiej Agencji Straży Granicznej i Przybrzeżnej (Frontex) na terytorium Serbii.
  • Nowa administracja Donalda Trumpa w USA – wpływ na relacje transatlantyckie i ewentualne implikacje gospodarcze.
  • Rosyjska „flota widmo” – potrzeba wykrywania i przeciwdziałania sabotażowi na infrastrukturę na Morzu Bałtyckim.
  • Nielegalna inwigilacja instytucji UE przez rząd węgierski.
  • Kryzys polityczny na Białorusi – w tym kwestia represji i fałszowania wyborów.
  • Sytuacja w Wenezueli po uzurpacji prezydentury 10 stycznia 2025 r.
  • Dalsze pogorszenie sytuacji w Gruzji – debata z możliwością głosowania w lutym.
  • Kryzys humanitarny w Sudanie – czy UE zaangażuje się w większą pomoc?

Środa

  • Wnioski z grudniowego szczytu Rady Europejskiej (19 grudnia 2024) – posłowie ocenią ustalenia unijnych liderów w sprawach m.in. gospodarki, obronności i pomocy Ukrainie.
  • Prezentacja programu polskiej prezydencji – punkt szczególnie ważny z perspektywy Polski. Rząd w Warszawie oficjalnie przedstawi priorytety na najbliższe miesiące, w tym plan działań w obszarach energetycznych, cyfrowych, bezpieczeństwa czy gospodarki.
  • „Jednoczenie Europy wobec wrogich podmiotów” – dyskusja o wzmocnieniu unijnej obrony i bezpieczeństwa (debata Topical).
  • Temat demografii – jak UE zamierza reagować na wyzwania związane ze starzeniem się społeczeństwa i spadkiem liczby ludności.
  • Fiasko negocjacji ws. traktatu ONZ o plastiku – potrzeba wzmożonych działań przeciw zanieczyszczaniu środowiska plastikiem.
  • Wpływ przestępczości zorganizowanej na przemyt migrantów – w świetle nowych raportów ONZ.

Czwartek

  • Seria głosowań nad przypadkami łamania praw człowieka (m.in. w Demokratycznej Republice Konga, Iranie i Algierii) oraz poprawki dotyczące sytuacji w Wenezueli czy rosyjskiej dezinformacji nt. wojny w Ukrainie.
  • Dyskusje nt. walki z pustynnieniem (COP16) i o kryptowalutach (czy UE będzie dążyć do stworzenia globalnych standardów?).
  • Po południu przewidziane są wyjaśnienia do głosowań, a także czas na ewentualne dodatkowe interpelacje.