Sprawdź relację:
Dzieje się!
Polityka

Nie tak miało być rok po wyborach. Co z prawem aborcyjnym?

W umowie koalicyjnej partii tworzących rząd znajduje się rozdział poświęcony prawom kobiet. Rozpoczyna się słowami: „Wzmocnimy prawa kobiet, które będą kluczowym obszarem działań Koalicji”, a jego pierwszy punkt brzmi: „Unieważnimy wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2020 r. Kobiety mają prawo decydowania o sobie”. Czy rok po wyborach i dokładnie cztery lata po wyroku z 22 października 2020 r. można mówić o jego unieważnieniu?

Protest przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego w Polsce
Wyrok Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji spowodował masowe protesty. Co zmieniło się w prawie aborcyjnym rok po wyborach? Fot. PAP/Adam Warżawa

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Na jakim etapie są zmiany w prawie aborcyjnym cztery lata po wyroku TK oraz rok po wyborach.
  2. Jakie są szanse na zmiany zarówno w kwestii depenalizacji, jak i liberalizacji dostępu do aborcji.
  3. Jak w koalicji oceniany jest pomysł referendum ws. prawa aborcyjnego.

Cztery lata po wyroku Trybunału Konstytucyjnego pod przewodnictwem Julii Przyłębskiej oraz rok po wyborach parlamentarnych wciąż brak ustawowych zmian w prawie aborcyjnym, o które upominała się część partii opozycyjnych podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej.

Przypomnijmy, decyzja sprzed czterech lat zakazała przerywania ciąży z powodów wad letalnych (śmiertelnych) płodu.

– Było to około 99 procent wszystkich przypadków przerwania ciąży, które wykonywaliśmy – dla wielu kobiet oznaczało to tragedię. Pacjentki nie chciały, by płód dojrzewał tylko po to, by urodzić się, zostać ochrzczonym i umrzeć, często w męczarniach. Taka informacja pogarszała zdrowie psychiczne wielu z nich, co niejednokrotnie prowadziło do zagrożenia ich życia. Kobiety szukały pomocy w różnych ośrodkach, gdzie często decydowała polityka– mówi dr hab. Maciej Socha, kierownik Oddziału Położniczo-Ginekologicznego Szpitala św. Wojciecha w Gdańsku oraz konsultant wojewódzki w dziedzinie położnictwa i ginekologii dla województwa kujawsko-pomorskiego.

Donald Tusk uczynił poparcie dla liberalizacji aborcji do 12. tygodnia ciąży warunkiem startu na listach Koalicji Obywatelskiej. Podczas Campusu Polska Przyszłości w sierpniu 2023 r. zapowiedział, że nawet Roman Giertych (którego start z list KO ogłosił wcześniej na wiecu w Sopocie) obiecał, że podporządkuje się dyscyplinie klubowej.

Nieudane głosowanie w sprawie depenalizacji. Giertych się wyłamał

Zapowiedź premiera została zweryfikowana. 12 lipca 2024 r. Sejm głosował nad projektem ustawy dotyczącym depenalizacji pomocnictwa przy aborcji. Chodziło o zniesienie kar dla partnerów, członków rodzin i bliskich kobiet, które uzyskały od nich pomoc np. w zdobyciu antykoncepcji awaryjnej lub w organizacji zabiegu przerwania ciąży. Miał to być pierwszy krok w kierunku liberalizacji. Nieobecność 14 posłów PiS oznaczała, że przewaga koalicji rządzącej nie musiała być duża.

Spora część posłów Polskiego Stronnictwa Ludowego zagłosowała przeciwko (chociaż cztery posłanki PSL poparły projekt),  klub Lewicy oraz posłowie Polski 2050 zagłosowali jednomyślnie za projektem (zabrakło jednak wiceministra obrony Pawła Zalewskiego oraz chorej Agnieszki Buczyńskiej, która niedawno odeszła z rządu). W klubie Koalicji Obywatelskiej trzy osoby nie głosowały: Krzysztof Grabczuk przebywał w szpitalu, Waldemar Sługocki był na zagranicznej delegacji (co kosztowało go stanowisko wiceministra rozwoju), a Roman Giertych, choć obecny na sali, nie włożył karty do głosowania, za co został zawieszony w klubie i stracił funkcję wiceprzewodniczącego. Projektowi, popieranemu przez klub i premiera, zarzucał wady prawne.

– Żyję wystarczająco długo, by pamiętać, jak chciał wpisać zakaz aborcji do konstytucji. Liczyliśmy, że dotrzyma obietnicy danej premierowi i podporządkuje się dyscyplinie partyjnej. Nie liczę już na jego głos. Czuliśmy się oszukani – komentuje posłanka KO Dorota Łoboda, przewodnicząca nadzwyczajnej komisji zajmującej się projektami ustaw dotyczącymi przerywania ciąży.

Kapitulacja premiera?

W sierpniu podczas tegorocznej edycji Campusu Polska Przyszłości premier oznajmił, że w tej kadencji parlamentu nie będzie większości dla liberalizacji prawa aborcyjnego, nawet mimo przewidywanej na przyszły rok zmiany w Pałacu Prezydenckim. Organizacje społeczne działające na rzecz praw kobiet przyjęły te słowa ze zdumieniem.

– Jako wyborczyni jestem bardzo rozczarowana. Cztery lata temu wyszłyśmy na ulice, a przez ten czas słuchałyśmy polityczek i polityków KO, Lewicy i Trzeciej Drogi, którzy obiecywali większy dostęp do praw reprodukcyjnych. W październiku 2023 r. masowo poszłyśmy do wyborów. Aborcja była na sztandarach KO i Lewicy, a teraz odpowiedzialność za brak liberalizacji zrzuca się na PSL. KO obiecywała, że zrealizuje to w ciągu 100 dni. Czuję ogromny zawód wobec premiera w kwestii praw kobiet  – komentuje Aleksandra Łoboda, aktywistka z Fundacji Widzialne (zbieżność nazwisk z posłanką KO przypadkowa).

Jej zdaniem państwo nie powinno przerzucać odpowiedzialności na organizacje pozarządowe, takie jak Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny (Federa). Nazywa to bezsilnością władzy.

Z premierem nie zgadzają się niektóre polityczki z koalicji, które liczą, że aktualna większość sejmowa nie będzie przeszkodą.

– Premier Tusk otwarcie przyznał, że w tej kadencji to się nie uda. Dodał jednak, że w KO są posłanki, które próbują, i jestem jedną z nich. Wierzę, że uda się doprowadzić do dekryminalizacji. Jestem przekonana, że zdobędziemy większość. Po wyborach prezydenckich może otworzymy także dyskusję o aborcji do 12. tygodnia – mówi Dorota Łoboda.

– Absolutnie nie zgadzam się z taką kapitulacją. Nie chcę oddać tego meczu walkowerem. Można powiedzieć, że rząd jest centrowy z przechyłem na prawo, ale to nie oznacza, że nie można walczyć. Nie zgadzam się z opinią premiera – dodaje Katarzyna Kotula z Lewicy, ministra ds. równości.

Jeszcze w lipcu złożono projekt ustawy ponownie, tym razem z podpisami przedstawicieli wszystkich czterech klubów koalicji. Wśród sygnatariuszy z PSL znalazła się Agnieszka Kłopotek, która wcześniej popierała projekt. Jesienią możliwe jest kolejne głosowanie.

Poseł PSL zmienia zdanie

Według ministry Katrzyny Kotuli istnieje szansa na nowe głosy. We wrześniu, podczas debaty organizowanej przez Fundację Widzialne w Gdańsku, poinformowała, że poseł PSL Jarosław Rzepa zadeklarował zmianę stanowiska w sprawie aborcji. Polityk potwierdza.

– Po poprzednim głosowaniu odbyłem rozmowy z żoną i córką, które skłoniły mnie do konsultacji z elektoratem. Zaprosiłem do swoich biur osoby, które na mnie głosowały. Nie były więc dla mnie anonimowe. Po wysłuchaniu ich oczekiwań zmieniłem zdanie. W kolejnym głosowaniu uwzględnię głos elektoratu. Prawo powinno dawać wybór, a nie nakazywać – mówi Jarosław Rzepa.

Zdaniem posła w PSL mogą być jeszcze dwie osoby skłonne zmienić zdanie. Możliwość szerszej dyskusji nad zmianami w prawie aborcyjnym widzi jednak dopiero po wyborach prezydenckich.

– Jeżeli jest coś, co sprawi, że PSL zagłosuje za ustawą, rozmawiajmy. Polska 2050 miała wątpliwości co do pierwotnej wersji ustawy, ale po wprowadzeniu zmian zagłosowała za. Jesteśmy otwarte na rozmowy z PSL-em pod warunkiem, że przedstawiciele tej partii również będą skłonni do dialogu – powiedziała Dorota Łoboda.

Wytyczne dla szpitali i prokuratury

Pod koniec sierpnia premier oraz ministra zdrowia Izabela Leszczyna i minister sprawiedliwości Adam Bodnar przedstawili wytyczne dla szpitali i prokuratur w sprawie legalnej aborcji do 12. tygodnia ciąży. Określili, że aborcja jest dopuszczalna w przypadku złego stanu zdrowia psychicznego kobiety w ciąży, a według ministra Bodnara nie może to stanowić podstawy do działań prokuratury. Ministra Izabela Leszczyna poinformowała o wprowadzeniu kar dla szpitali, które będą utrudniały dostęp do tej procedury, objętej gwarantowanymi świadczeniami medycznymi.

Dr Maciej Socha ocenia te wytyczne pozytywnie. Zauważa, że sama zmiana polityczna poprawiła sytuację na oddziałach szpitalnych, a coraz więcej placówek respektuje przesłankę psychiatryczną.

– Jest znacznie lepiej, choć zmiany postępują powoli. Sierpniowa konferencja ministry Izabeli Leszczyny i premiera była krokiem w dobrym kierunku. Zrobili coś, według mnie, niesamowitego, ale i kuriozalnego. Musieli przypomnieć, że w państwie prawa należy przestrzegać prawa – i może to jedyne, co mogli zrobić w obecnej sytuacji – ocenia Maciej Socha.

Natomiast Katarzyna Sójka, posłanka PiS i poprzedniczka Izabeli Leszczyny w Ministerstwie Zdrowia, krytycznie ocenia te wytyczne, nazywając je wynikiem porażki rządu.

– Nie przegłosowali depenalizacji pomocy przy aborcji, więc teraz próbują wymusić rozwiązanie, grożąc szpitalom karami. Koalicja rządząca po raz kolejny przerzuca odpowiedzialność za swoje błędy na lekarzy i szpitale – mówi Katarzyna Sójka.

Była szefowa resortu zdrowia sceptycznie ocenia szanse projektów o dekryminalizacji oraz liberalizacji aborcji. Zaświadczenia od psychiatrów o zagrożeniu dla życia lub zdrowia psychicznego dla kobiet w ciąży nazywa rezygnacją z pacjentek.

– Chętnie poparłabym minister Izabelę Leszczynę, gdyby szerzej mówiła o dostępie do antykoncepcji. Po to jest minister zdrowia, by nie było sytuacji, w których przerywa się ciążę. Trzeba się zabezpieczać, jeżeli ktoś nie chce być w ciąży. Nie trzeba w tym celu zabijać narodzonego życia – ocenia posłanka PiS.

A może referendum?

Posłanki koalicji rządzącej nie zamierzają się poddać. Dorota Łoboda zapowiada, że jej komisja będzie kontynuować prace nad liberalizacją prawa aborcyjnego. Na stole znajduje się projekt Polski 2050, który zakłada powrót do stanu sprzed 22 października 2020 r., wzbogacony o edukację seksualną, dostęp do aborcji farmakologicznej w przypadku ciąży z gwałtu oraz szybką ścieżkę prawną wobec sprawców takich ciąż.

– Projekt nazywany zgniłym kompromisem daje jednak personelowi medycznemu większe możliwości działania, m.in. w przypadku przesłanki dotyczącej zdrowia psychicznego kobiety. To krok w stronę liberalizacji prawa aborcyjnego, by kobiety nie musiały być zmuszane do heroizmu i rodzenia dzieci, które nie mają szans na przeżycie – mówi Wioleta Tomczak z Polski 2050.

Posłanka nie rezygnuje z pomysłu referendum. Zwraca uwagę, że nawet wśród liderów KO pojawiają się głosy poparcia dla tego rozwiązania, przywołując przykład szefa MSZ Radosława Sikorskiego. Słychać jednak także głosy sprzeciwu.

– Mamy już wystarczająco dużo podziałów i agresji w życiu publicznym, by fundować kolejną agresywną kampanię referendalną, być może finansowaną z zewnętrznych źródeł. Takie referendum otworzy drzwi do szerzenia propagandy, dezinformacji i mowy nienawiści. I tak nie będzie wiążące, bo Sejm będzie musiał przegłosować ustawę – twierdzi Dorota Łoboda.

Katarzyna Kotula również podkreśla, że referendum nie jest najlepszym rozwiązaniem.

– Trzeba się zastanowić, czy we wszystkich kwestiach praw człowieka powinno się organizować referendum, np. w sprawie związków partnerskich, małżeństw jednopłciowych czy kary śmierci – mówi Katarzyna Kotula.

Główne wnioski

  1. Zmiana władzy w Polsce spowodowała, że lekarze częściej respektują przesłankę dotyczącą zdrowia psychicznego.
  2. Pomimo sceptycyzmu premiera polityczki koalicji rządzącej liczą, że w tej kadencji uda się zliberalizować prawo aborcyjne.
  3. Poseł PSL Jarosław Rzepa zmienił zdanie ws. depenalizacji. Zapowiedział, że nie jest jedyny w swoim klubie.