Tajemnice polskiego hokeja. „To skrzynia ze złotem, której nikt nie chce wykopać”
Transmisje telewizyjne najwyższej jakości, trochę marketingu… i Polakom opadną szczęki z wrażenia. Mariusz Kaszuba z Unii Oświęcim przekonuje, że wielki powrót polskiego hokeja jest jeszcze możliwy, a sprzyjają temu np. „czasy przedwojenne” (copyright: Donald Tusk).


Z tego artykułu dowiesz się…
- Ilu kibiców przyciągały średnio do TVP Sport mecze ubiegłorocznych finałów polskiej ligi hokejowej.
- Do jakiego zawodu, według Mariusza Kaszuby, powinni być rekrutowani przez państwo hokeiści po zakończeniu kariery.
- Dlaczego, według Mariusza Kaszuby, pieniądze spółek skarbu państwa powinny trafiać raczej do hokeja niż do żużla czy do skoków narciarskich.
– Kilka lat temu nasza strefa VIP, przykro mówić, przypominała grzędę. Ludzie siedzieli jeden na drugim. Parę lat temu udało się nam w końcu zbudować małe loże biznesowe dla naszych sponsorów. Ich potencjalni kontrahenci czy wspólnicy, wcześniej nieznający hokeja, wychodzili z meczów zachwyceni – tym, jaką energię wyzwala hokej, jak elektryzująca jest walka, jak wiele pada strzałów – opowiada Mariusz Kaszuba, członek zarządu Unii Oświęcim, drużyny broniącej w tym roku mistrzostwa Polski.
Długo mówi o fenomenie hokeja. Podkreśla, że nie ma innego sportu drużynowego i kontaktowego, w którym wszystko dzieje się tak dynamicznie – nie istnieje bowiem inny sport kontaktowy, w którym zawodnicy używają sprzętu zwiększającego ich szybkość (łyżwy znakomicie ją zwiększają).
– A kontaktowość sportu, ostra walka na lodzie to czynniki, które w obecnych czasach są chyba jeszcze bardziej atrakcyjne niż wcześniej – dodaje Mariusz Kaszuba.
Nawiązuje do tego, iż żyjemy w „czasach przedwojennych”, jak ocenił premier Donald Tusk. Można te słowa interpretować następująco – nie znaczą, że na pewno nadejdzie wojna, lecz wskazują na zmianę klimatu społecznego, zmianę świadomości ludzi. Na rosnące poczucie, że mogą nadejść trudne czasy. Intuicja podpowiada, że w takich momentach na atrakcyjności zyskują sporty „dla twardzieli”. A w hokeju nawet bójka na tafli może się zdarzyć.
Finał jak marzenie, oglądalność jak cierpienie
Tymczasem oglądalność ubiegłorocznych finałów ligi była marna, choć transmitowała je ogólnodostępna stacja TVP Sport. O tytuł walczyły Unia Oświęcim oraz GKS Katowice – pierwsze cztery mecze oglądało średnio mniej niż 20 tys. widzów. Dopiero decydujące starcie nr 7 wypadło lepiej – śledziło je średnio 51 tys. ludzi, a w dogrywce w pewnym momencie aż 105 tys. Polski świat hokeja ogłosił sukces, co paradoksalnie tylko podkreśliło mizerną popularność tej dyscypliny w naszym kraju – dopiero dogrywka decydującego meczu finału wywołała większe zainteresowanie.
Mariusz Kaszuba przekonuje, że kluczowa jest odpowiednia promocja ligi przez nadawcę. A TVP Sport od kilku lat pokazuje tylko mecze finałowe. Postęp w obecnym sezonie polega na tym, że oprócz finału stacja pokaże jeszcze dwa spotkania półfinałowe (nie dwie serie półfinałowe, tylko po jednym meczu z każdej). Wszystkie pozostałe mecze, w tym całą fazę zasadniczą rozgrywek, widzowie mogą oglądać tylko na stronie polskihokej.tv po wykupieniu odpowiedniego abonamentu. Niełatwo „wgryźć się” w ligę w takich okolicznościach.
A Mariusz Kaszuba zwraca uwagę na jeszcze inny czynnik. Mówi, że telewizyjne transmisje hokeja muszą być realizowane wyjątkowo umiejętnie – krążek jest mały, dlatego konieczne są liczne powtórki z różnych ujęć i odpowiednich kątów. Sugeruje, że TVP Sport również z tym nie radzi sobie najlepiej.
Efektowny wyskok Polsatu
Mógłby swoje tezy poprzeć danymi z ubiegłorocznych mistrzostw świata w Czechach. Polska rozegrała siedem meczów, zajęła ostatnie miejsce, niemniej każde spotkanie oglądało na sportowych kanałach Polsatu średnio ponad 200 tys. kibiców. Stacja ta postawiła na szeroko zakrojoną promocję i wysoką jakość realizacji transmisji. Oczywiście mistrzostwa świata to inna ranga niż liga – Polska grała na nich po raz pierwszy od wielu lat (ze względu na brak udziału Rosji i Białorusi), ale może w niemałej mierze potwierdza to spostrzeżenia Mariusza Kaszuby.
On z uporem powtarza, że transmisje telewizyjne są kluczem do poprawy sytuacji. Dobrze promowane i profesjonalnie realizowane rozgrywki w dużej sportowej stacji przyciągną kibiców, ponieważ „sama dyscyplina się obroni”, skoro broni się w tak wielu krajach Europy. Większa widownia oznacza większe zainteresowanie sponsorów, co przełoży się na wyższe budżety klubów, lepszych zawodników i bardziej konkurencyjną ligę.
– Konstrukcja meczu hokejowego sprawia, że dla reklamodawców jest dużo przestrzeni. Gra toczy się przy bandach, po każdej tercji mamy kilka minut przerwy, a w fazie play-off dodatkowo tzw. power breaki – krótsze przerwy w trakcie tercji. Teraz budżety klubów w naszej lidze wynoszą od 3 mln złotych (co ledwo pozwala przetrwać) do 10 mln złotych. Gdyby dzięki telewizji i nowym sponsorom udało się zwiększyć te kwoty o kilka milionów, mielibyśmy zupełnie inną ligę – mówi Mariusz Kaszuba.
Marzy także o wieloaspektowej pomocy ze strony państwa.
Jak hokejowi mogłoby pomóc państwo?
– Wyobraźmy sobie przeciętnego hokeistę naszej ligi. Zarabia kilka tysięcy złotych, gra do 35., może do 38. roku życia. Co ma potem robić? A gdyby państwo zapewniło mu jakąś perspektywę? Taki hokeista jest w znakomitej formie fizycznej, świetnie skoordynowany, często ma też kompetencje językowe, bo w drużynach mówi się po angielsku. Słyszymy, że w Polsce brakuje kilkunastu tysięcy policjantów, że mamy deficyt etatów w służbach mundurowych. Dlaczego tego nie połączyć? Taka perspektywa mogłaby dodatkowo zachęcić młodych do wyboru hokeja – tłumaczy Mariusz Kaszuba.
Słyszymy, że w Polsce brakuje kilkunastu tysięcy policjantów, że mamy deficyt etatów w ogóle w służbach mundurowych. A gdyby tak zaproponować tę pracę hokeistom po zakończeniu kariery?
Na tym jednak, według Mariusza Kaszuby, zadania państwa się nie kończą. Powinno ono zaangażować się mocniej, biorąc pod uwagę specyfikę hokeja.
– Zadajmy sobie pytanie: dlaczego spółki Skarbu Państwa wspierają sport? Jaki jest ich cel? Pojedyncze sukcesy, by naród był dumny? Uważam, że państwo powinno wspierać sport przede wszystkim po to, by społeczeństwo było zdrowsze, a młodzież lepiej ukształtowana pod względem charakteru. Przy całym szacunku dla skoków narciarskich czy żużla – Polacy nie mogą uprawiać tych dyscyplin masowo. Nie mogą ich także ćwiczyć dzieci na lekcjach wychowania fizycznego. A mimo to oba te sporty otrzymują olbrzymie wsparcie państwa. Tymczasem jazda na łyżwach to aktywność dostępna dla wszystkich. Nasi rodacy mogą ją uprawiać masowo, a potem próbować amatorsko grać w hokeja – choćby dla rozrywki czy dla kształtowania charakteru w szkołach. Wsparcie dla piłki nożnej w tym kontekście jest w pełni uzasadnione, ale spójrzmy na różnicę: Orliki znajdziemy niemal wszędzie, a porządnych lodowisk mamy w kraju bardzo mało – przekonuje Mariusz Kaszuba.
Przy całym szacunku dla skoków narciarskich czy żużla – Polacy nie mogą uprawiać tych dyscyplin masowo. Nie mogą ich także ćwiczyć dzieci na lekcjach WF-u. A mimo to oba te sporty otrzymują olbrzymie wsparcie państwa.
Można wywody Kaszuby streścić następująco: nasze państwo poszło na łatwiznę. Tam, gdzie były sukcesy, tam kierowano pieniądze. Tam, gdzie można było zrobić coś taniej, wybierano tę opcję z pełnym przekonaniem. M.in. dlatego hokej tak mocno podupadł po transformacji gospodarczej z 1989 r.
– Wcześniej kluby finansowały różne zakłady pracy: kopalnie na Śląsku, zakłady chemiczne w Oświęcimiu, przemysł skórzany w Nowym Targu. Po transformacji prywatni sponsorzy i państwowi decydenci postawili na inne dyscypliny, bo hokej jest sportem ekstremalnie kosztownym. Już samo utrzymanie tafli wymaga olbrzymich nakładów energii – a wtedy jeszcze nie umieliśmy jej odzyskiwać – wyjaśnia Mariusz Kaszuba.
Hokej w nowej polskiej rzeczywistości zaczął przegrywać. Nastąpiła, jak mówi Kaszuba, „degradacja tkanki obiektowej” – stare hale i przestarzałe szatnie tylko utwierdzały rodziców w przekonaniu, że lepiej wysłać dzieci do innych dyscyplin sportowych.
Hokej, sport katorżniczy
Dzieciakom również może się odechciewać – i to nie tylko z powodu obskurnych hal. Hokej to sport wyjątkowo trudny: trzeba mknąć na łyżwach, prowadzić krążek, mijać rywali, celnie strzelać – a jednocześnie uważać, by nie zostać staranowanym. W piłkę nożną, lepiej lub gorzej, zagra niemal każde dziecko. Aby jednak rozegrać sensowny mecz hokejowy, zawodnicy muszą już mieć solidne umiejętności, muszą już być nieprzeciętnie skoordynowani.
– Według mnie hokej to najtrudniejsza gra zespołowa. W Oświęcimiu mamy Uczniowski Klub Hokejowy, gdzie trenują m.in. czwartoklasiści. Już oni muszą ćwiczyć pięć razy w tygodniu, a szóstego lub siódmego dnia grać mecz. W wakacje mają obóz treningowy, cały sierpień spędzają na lodzie. A przecież dzisiejsza młodzież woli raczej robić mniej niż więcej – wyjaśnia nasz rozmówca.
Ale jeszcze nie kończy. Nagle w naszej rozmowie pojawia się temat reformy edukacji.
– Zabrakło wyczucia. Kiedy wiele lat temu wprowadzano w polskiej edukacji tzw. klasy specjalistyczne, hokej mocno na tym ucierpiał. Żeby dostać odpowiednią subwencję, tworzono w całym kraju klasy siatkarskie, koszykarskie… Ale nikt nie pomyślał o regionalizacji. Można było przecież wprowadzić system, w którym tam, gdzie hokej od lat jest mocny, premiowano finansowo klasy hokejowe. Bez tego trudno konkurować z piłką nożną czy siatkówką – tłumaczy Mariusz Kaszuba.
Mimo tej pesymistycznej wyliczanki błędów i zaniechań, Kaszuba wraca do tematu transmisji telewizyjnych. I wciąż powtarza słowa o „skrzyni ze złotem, którą trzeba odkopać”.
Wie, że wymaga to wysiłku i pieniędzy. Ale jednocześnie jest pewien, że w środku jest prawdziwe złoto – dla sponsorów, dla stacji telewizyjnych… I że jeśli uda się je wydobyć, będzie można je mnożyć i mnożyć, rozwijając hokej coraz mocniej.

Główne wnioski
- Mariusz Kaszuba jest przekonany, że gdyby polski hokej był transmitowany w jednej z dużych stacji na odpowiednim poziomie, liczba widzów rosłaby z tygodnia na tydzień. Głód hokejowych emocji nie zaginął – mistrzostwa świata w Czechach cieszyły się wśród Polaków dużą popularnością.
- Podkreśla również, że polski hokej wyjątkowo źle przeżył transformację z 1989 r., ponieważ jest sportem niezwykle kosztownym. Trudno było znaleźć sponsorów czy liczyć na pomoc państwa, bo już samo utrzymanie tafli wymaga ogromnych nakładów na energię.
- Według Mariusza Kaszuby polscy hokeiści po zakończeniu kariery powinni otrzymywać od państwa propozycje pracy, np. w policji. W tej służbie brakuje pracowników, a hokeista to człowiek w doskonałej formie fizycznej, bardzo silny, szybki i świetnie skoordynowany.