Rumuńska polityka jak w lustrze Polski. Odpowiednik Patryka Jakiego kontra proeuropejskie centrum
Sondaże przedwyborcze bywają zawodne, o czym Rumuni przekonali się pod koniec 2024 r. Jeśli jednak zaufać najnowszym badaniom, można przyjąć, że w pierwszej turze rumuńskich wyborów prezydenckich, zaplanowanych na początek maja, zwycięży skrajnie prawicowy populista George Simion. W drugiej turze natomiast przegra – i to niezależnie od tego, z kim się w niej zmierzy.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Komu sondaże dają największe szanse na zwycięstwo w zaplanowanych na 4 maja i – ewentualnie – 18 maja wyborach prezydenckich w Rumunii.
- Dlaczego George Simion, mimo przewagi w pierwszej turze, może przegrać z każdym z głównych kontrkandydatów w dogrywce.
- W czym rumuńska scena polityczna jest podobna do tej w Polsce i co łączy tamtejszych kandydatów na prezydenta z polskimi politykami.
Najbliższe wybory prezydenckie w Rumunii odbędą się 4 i 18 maja. Będzie to drugie podejście do wyłonienia głowy państwa. Poprzednie wybory – pierwszą turę przeprowadzono 24 listopada, a drugą planowano na 8 grudnia – zostały unieważnione przez Rumuński Sąd Konstytucyjny (CCR). Powodem tej decyzji były liczne nieprawidłowości podczas kampanii oraz cyberataki na system wyborczy w dniu głosowania.
Od tamtej pory lista kandydatów do najważniejszego urzędu w państwie znacząco się zmieniła, więc wynik zbliżających się wyborów z pewnością będzie inny niż w pierwszej turze z końca 2024 r.
Zupełnie nowa lista kandydatów
Zacznijmy od tego, że zwycięzca listopadowej elekcji – antyunijny i prorosyjski Călin Georgescu – nie ma już szans na wygraną. Sukces tego niezależnego kandydata, który uzyskał niemal 23 proc. głosów, był dużym zaskoczeniem. Ani przedwyborcze sondaże (przewidujące 5-10 proc.), ani exit poll (ok. 16 proc.) nie dawały mu realnych szans nawet na wejście do drugiej tury. To właśnie Călin Georgescu prowadził pełną nadużyć i zakwestionowaną później przez CCR kampanię na platformie TikTok. Choć nie przedstawiono jednoznacznych dowodów na jego powiązania z rosyjskimi próbami wpływania na wybory, podejrzenia pozostały.
Po unieważnieniu zeszłorocznych wyborów jego popularność jeszcze wzrosła. Według sondaży mógł liczyć na ponad 40 proc. głosów, a nawet na zwycięstwo już w pierwszej turze. Tak się jednak nie stanie. Pod koniec lutego usłyszał bowiem kilka bardzo poważnych zarzutów prokuratorskich – m.in. o podżeganie do działań przeciwko porządkowi konstytucyjnemu, publiczne propagowanie faszystowskich, rasistowskich i ksenofobicznych idei, a także o fałszerstwa wyborcze.
W marcu Centralne Biuro Wyborcze (BEC) odmówiło zarejestrowania jego kandydatury, uznając, że nie spełnia konstytucyjnych warunków do pełnienia funkcji prezydenta. Kilka dni później CCR podtrzymał tę decyzję i sprawa została zamknięta.
Călin Georgescu poparł więc George’a Simiona, lidera Sojuszu na rzecz Jedności Rumunów [AUR – skrót po rumuńsku oznacza złoto – przyp. red.]. Jak zauważa portal digi24.ro, niegdyś obaj politycy wcale nie darzyli się sympatią. Georgescu miał nawet objąć funkcję honorowego przewodniczącego AUR, ale jego kontrowersyjne wypowiedzi sprawiły, że ugrupowanie zerwało z nim współpracę. W odwecie, podczas kampanii wyborczej w 2024 r., Georgescu powiedział, że George Simion „nie ma nic wspólnego z dobrem narodu”.

Rumunia lustrem Polski?
Kim właściwie są ci dwaj rumuńscy politycy? Jeśli szukać ich odpowiedników na polskiej scenie politycznej, George’a Simiona można by porównać do Patryka Jakiego. Obaj pochodzą z mniejszych miast wojewódzkich i mają za sobą przeszłość w środowiskach kibicowskich. Są młodzi (Simion w tym roku skończy 39 lat, Jaki – 40) i kreują się na ludzi „spoza układu”.
Odwołują się do konserwatywnych i narodowych, czasem wręcz ksenofobicznych haseł. Religia – prawosławie lub katolicyzm – jest dla nich kluczowym elementem tożsamości narodowej. Podkreślają znaczenie historii i suwerenności swoich krajów, a ich stosunek do Unii Europejskiej jest sceptyczny – niekiedy wręcz wrogi. Ich retoryka bywa konfrontacyjna i agresywna, a ambicje polityczne ogromne.
Największa różnica między nimi to stosunek do geopolityki. Simion krytykuje obecność wojsk USA i popiera Rosję, Jaki jest pro-NATO-wski i antyrosyjski.
Bałkańska hybryda Brauna i Korwina
63-letni Călin Georgescu to polityk, którego można by określić mianem rumuńskiego Grzegorza Brauna z domieszką Janusza Korwin-Mikkego. Łączy ich skrajnie prawicowy, nacjonalistyczny i antyliberalny światopogląd, podobna retoryka i duchowość. Grzegorz Braun wita się słowami „Szczęść Boże”, a Călin Georgescu zasłynął zdaniem: „Jedyną nauką jest Jezus Chrystus”.

Obaj z sympatią patrzą na Wschód, a z niechęcią – na Zachód. Georgescu chwalił Władimira Putina jako „człowieka, który kocha swój kraj”. Grzegorz Braun unika otwartej krytyki rosyjskiego dyktatora i był wielokrotnie cytowany przez rosyjską propagandę.
Ich stosunek do Unii Europejskiej i NATO jest niemal identyczny – to siły imperialne i antynarodowe. Obaj też chętnie powielają teorie spiskowe. Podczas pandemii Georgescu mówił: „Nie wierzę w wirusa, nikt go nie widział”. Braun twierdził, że szczepionki zwiększają ryzyko chorób i walczył z „segregacją sanitarną”.
Ich kontrowersyjne wypowiedzi budują popularność – głównie za sprawą mediów społecznościowych. Georgescu to „król rumuńskiego TikToka”, Korwin-Mikke błyszczy na Facebooku i Instagramie.
Lider AUR ze wsparciem PiS
Wróćmy jednak do George’a Simiona, bo to on wystartuje w majowych wyborach. Swoich sił próbował już pod koniec 2024 r. W pierwszej turze unieważnionych później wyborów uzyskał niespełna 13,9 proc. głosów i zajął czwarte miejsce. Jeszcze w styczniu wydawało się, że stracił szansę na walkę o najwyższy urząd w państwie. Sondaże dawały mu wówczas zaledwie 6-procentowe poparcie.
Wszystko zmieniło się, gdy z wyścigu odpadł Călin Georgescu. Poparcie dla lidera AUR zaczęło błyskawicznie rosnąć. W większości badań przeprowadzonych w marcu i kwietniu przekraczał 30 proc., a w niektórych nawet 40 proc.
Na jego popularność wpływ miało również poparcie udzielone mu przez Anamarię Gavrilę, liderkę innego skrajnie prawicowego ugrupowania – Partii Młodych Ludzi (POT). Sama zrezygnowała z kandydowania, choć była już formalnie zarejestrowana jako kandydatka.
Z silnej pozycji George’a Simiona z pewnością cieszą się jego sojusznicy z Prawa i Sprawiedliwości. Zarówno AUR, jak i PiS należą w Parlamencie Europejskim do frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR). Nic więc dziwnego, że liderzy PiS otwarcie sympatyzują z kandydatem AUR. Dają temu wyraz przy każdej okazji – m.in. gdy obok szefa AUR wystąpił Ryszard Czarnecki.
W połowie marca, podczas zgłoszenia kandydatury Simiona, towarzyszył mu Mateusz Morawiecki – były premier i szef EKR. Wziął też udział w konferencji prasowej, nie szczędząc liderowi AUR pochwał.
Bukareszteński Rafał Trzaskowski
Sondaże nie dają jednoznacznej odpowiedzi, kto – poza liderem AUR – ma największe szanse na wejście do drugiej tury. Według części z nich może to być obecny burmistrz Bukaresztu, 55-letni matematyk Nicușor Dan. Startuje jako kandydat niezależny, choć wcześniej był jednym z założycieli i liderów liberalnego Związku Ocalenia Rumunii (USR). Sondaże z kwietnia dają mu od 16,9 do 29,6 proc. poparcia.

Polskim odpowiednikiem Nicușora Dana byłby Rafał Trzaskowski. Obaj są w podobnym wieku, uchodzą za liderów młodszego pokolenia centrowych, proeuropejskich ugrupowań. Mają doświadczenie zarówno samorządowe, jak i parlamentarne, a także akademickie. Obaj są prezydentami stolic, stawiają na rozwój i cieszą się poparciem w kraju i za granicą. Obaj również biegle mówią po francusku.
Rumuński Bronisław Komorowski
Kolejnym poważnym kandydatem na prezydenta Rumunii jest Crin Antonescu – 65-letni doświadczony polityk związany z centrową, proeuropejską Partią Narodowo-Liberalną (PNL). Jego średnie poparcie w sondażach z marca i kwietnia oscyluje wokół 20 proc. Niektóre badania wskazują, że to właśnie on zmierzy się z George’em Simionem w drugiej turze.

Jeśli szukać jego odpowiednika w polskiej polityce, najbliżej mu do Bronisława Komorowskiego (choć ten już zakończył aktywną działalność). Łączą ich nie tylko poglądy, ale też wiele elementów życiorysu – obaj ukończyli studia historyczne, wywodzą się z centrowych partii należących do Europejskiej Partii Ludowej, pełnili różne funkcje publiczne, a w pewnym momencie tymczasowo sprawowali funkcję głowy państwa – Komorowski jako marszałek Sejmu w 2010 r., Crin Antonescu jako marszałek Senatu w 2012.
Crin Antonescu ma również pewne cechy wspólne z Bogdanem Zdrojewskim – to polityk kompetentny, technokratyczny, raczej stonowany i nienastawiony na medialny rozgłos.
Człowiek niepodobny do nikogo
Szansę na wejście do drugiej tury prezydenckich wyborów ma jeszcze jeden rumuński polityk – Victor Ponta. Według sondaży gotowych jest na niego zagłosować około 14 proc. wyborców, choć niektóre badania wskazują, że ma on przewagę nad wszystkimi konkurentami poza George’em Simionem i również może znaleźć się w decydującej rundzie.
Ponta, były premier i lider Partii Socjaldemokratycznej (PSD), ma zaledwie 53 lata, ale może pochwalić się dużym doświadczeniem politycznym – był premierem, pełnił funkcje ministerialne i zasiadał w parlamencie.
Trudno wskazać jego odpowiednik na polskiej scenie politycznej. Z jednej strony jest liderem ugrupowania lewicowego, mającego postkomunistyczne korzenie, z drugiej – deklaruje sympatie wobec ruchu MAGA i stylu polityki Donalda Trumpa, do którego sam się porównuje. Jest też – podobnie jak amerykański prezydent – kojarzony z licznymi skandalami. Sam Victor Ponta wolałby jednak, by łączono go przede wszystkim z hasłem, że „uczyni Rumunię wielką”.
Choć George Simion jest zdecydowanym faworytem pierwszej tury prezydenckiego wyścigu, może to się okazać pyrrusowym zwycięstwem. Niemal wszystkie sondaże – poza jednym – wskazują bowiem, że w drugiej turze przegrywa z każdym z potencjalnych rywali. Co ciekawe, nie ma większego znaczenia, czy zmierzy się z Nicușorem Danem, Crinem Antonescu, czy Victorem Pontą.
Kidawa-Błońska znad Dunaju
W większości sondaży dalekie, piąte miejsce zajmuje Elena Lasconi – gwiazda pierwszej tury ubiegłorocznych wyborów i kandydatka wspomnianej już partii USR. W listopadzie 2024 r. sensacyjnie, rzutem na taśmę, wyprzedziła faworyzowanego premiera Marcela Ciolacu z PSD. Zdobyła 19,17 proc. głosów – zaledwie o 0,03 punktu procentowego więcej niż szef rządu – i weszła do drugiej tury. Wszystko wskazuje jednak na to, że był to szczyt jej kariery i apogeum możliwości politycznych.
W ostatnich tygodniach sondaże dają Elenie Lasconi najwyżej 12 proc. poparcia – średnio to około 7 proc. Nie istnieje żadne badanie, które dawałoby jej realną szansę na ponowny awans do drugiej tury.

Nic więc dziwnego, że Elena Lasconi była rozczarowana i rozgoryczona unieważnieniem zeszłorocznych wyborów. Choć obecna sytuacja polityczna jest zupełnie inna niż pół roku temu, liberalna, proeuropejska kandydatka wciąż nie rezygnuje z prezydenckich ambicji i nadal zabiega o głosy.
Jej historia przywodzi na myśl losy Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Przypomnijmy – polityczka Platformy Obywatelskiej w grudniu 2019 r. wygrała prawybory prezydenckie w swojej partii (pokonała prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka) i miała reprezentować PO w wyborach prezydenckich w 2020 r. Wiosną została zarejestrowana jako kandydatka, ale w związku z pandemią COVID-19 i naciskami rządu na przeprowadzenie tzw. wyborów kopertowych, zawiesiła kampanię i wezwała do bojkotu głosowania. Ostatecznie wybory majowe nie odbyły się, a w ich miejsce przeprowadzono głosowanie w czerwcu, w którym PO wystawiła już Rafała Trzaskowskiego.
Dziś Małgorzata Kidawa-Błońska pełni funkcję marszałkini Senatu. Formalnie jest więc trzecią osobą w państwie (po prezydencie i marszałku Sejmu), jednak faktycznie nie odgrywa pierwszoplanowej roli w polskiej polityce. Można odnieść wrażenie, że jej kariera osiągnęła już szczyt. Podobnie jak u Eleny Lasconi.
Główne wnioski
- George Simion – lider sondaży, ale niekoniecznie przyszły prezydent. Choć George Simion, skrajnie prawicowy lider partii AUR, jest faworytem pierwszej tury wyborów prezydenckich w Rumunii, sondaże wyraźnie pokazują, że w drugiej turze przegrywa z każdym z głównych konkurentów. Jego popularność wzrosła po eliminacji Călina Georgescu, jednak radykalizm i prorosyjskie sympatie Simiona ograniczają jego zdolność do zbudowania szerokiej koalicji wyborców.
- Rumuńska scena polityczna przypomina podział znany z Polski. Wielu rumuńskich kandydatów można porównać do postaci z polskiej polityki – George’a Simiona do Patryka Jakiego, Nicușora Dana do Rafała Trzaskowskiego, a Crina Antonescu do Bronisława Komorowskiego. Pokazuje to, że również w Rumunii dominującym konfliktem staje się spór między narodowym konserwatyzmem a proeuropejskim centrum – z podobnymi napięciami, jakie obserwujemy w Polsce.
- Skrajna prawica rośnie w siłę, ale nie zdobywa szerokiego poparcia. Kandydaci reprezentujący ten nurt – tacy jak George Simion czy wcześniej Călin Georgescu – zyskują coraz większą widoczność i dominują w debacie publicznej. Z drugiej strony, wielu umiarkowanych wyborców zniechęcają ich kontrowersyjne poglądy i radykalna retoryka. To wszystko pogłębia podziały polityczne w Rumunii.
