Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Polityka Świat

Rumuńska polityka jak w lustrze Polski. Odpowiednik Patryka Jakiego kontra proeuropejskie centrum

Sondaże przedwyborcze bywają zawodne, o czym Rumuni przekonali się pod koniec 2024 r. Jeśli jednak zaufać najnowszym badaniom, można przyjąć, że w pierwszej turze rumuńskich wyborów prezydenckich, zaplanowanych na początek maja, zwycięży skrajnie prawicowy populista George Simion. W drugiej turze natomiast przegra – i to niezależnie od tego, z kim się w niej zmierzy.

Prorosyjski, rumuński populistyczny polityk Călin Georgescu (z lewej) nie może się ubiegać o fotel prezydenta i dlatego poparł kandydaturę również skrajnego lidera partii AUR George Simiona. (for. Andrei Pungovschi)
Prorosyjski rumuński polityk populistyczny Călin Georgescu (z lewej) nie może się ubiegać o fotel prezydenta, dlatego poparł kandydaturę równie skrajnego lidera partii AUR George’a Simiona. Fot.: Andrei Pungovschi

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Komu sondaże dają największe szanse na zwycięstwo w zaplanowanych na 4 maja i – ewentualnie – 18 maja wyborach prezydenckich w Rumunii.
  2. Dlaczego George Simion, mimo przewagi w pierwszej turze, może przegrać z każdym z głównych kontrkandydatów w dogrywce.
  3. W czym rumuńska scena polityczna jest podobna do tej w Polsce i co łączy tamtejszych kandydatów na prezydenta z polskimi politykami.

Najbliższe wybory prezydenckie w Rumunii odbędą się 4 i 18 maja. Będzie to drugie podejście do wyłonienia głowy państwa. Poprzednie wybory – pierwszą turę przeprowadzono 24 listopada, a drugą planowano na 8 grudnia – zostały unieważnione przez Rumuński Sąd Konstytucyjny (CCR). Powodem tej decyzji były liczne nieprawidłowości podczas kampanii oraz cyberataki na system wyborczy w dniu głosowania.

Od tamtej pory lista kandydatów do najważniejszego urzędu w państwie znacząco się zmieniła, więc wynik zbliżających się wyborów z pewnością będzie inny niż w pierwszej turze z końca 2024 r.

Zupełnie nowa lista kandydatów

Zacznijmy od tego, że zwycięzca listopadowej elekcji – antyunijny i prorosyjski Călin Georgescu – nie ma już szans na wygraną. Sukces tego niezależnego kandydata, który uzyskał niemal 23 proc. głosów, był dużym zaskoczeniem. Ani przedwyborcze sondaże (przewidujące 5-10 proc.), ani exit poll (ok. 16 proc.) nie dawały mu realnych szans nawet na wejście do drugiej tury. To właśnie Călin Georgescu prowadził pełną nadużyć i zakwestionowaną później przez CCR kampanię na platformie TikTok. Choć nie przedstawiono jednoznacznych dowodów na jego powiązania z rosyjskimi próbami wpływania na wybory, podejrzenia pozostały.

Po unieważnieniu zeszłorocznych wyborów jego popularność jeszcze wzrosła. Według sondaży mógł liczyć na ponad 40 proc. głosów, a nawet na zwycięstwo już w pierwszej turze. Tak się jednak nie stanie. Pod koniec lutego usłyszał bowiem kilka bardzo poważnych zarzutów prokuratorskich – m.in. o podżeganie do działań przeciwko porządkowi konstytucyjnemu, publiczne propagowanie faszystowskich, rasistowskich i ksenofobicznych idei, a także o fałszerstwa wyborcze.

W marcu Centralne Biuro Wyborcze (BEC) odmówiło zarejestrowania jego kandydatury, uznając, że nie spełnia konstytucyjnych warunków do pełnienia funkcji prezydenta. Kilka dni później CCR podtrzymał tę decyzję i sprawa została zamknięta.

Călin Georgescu poparł więc George’a Simiona, lidera Sojuszu na rzecz Jedności Rumunów [AUR – skrót po rumuńsku oznacza złoto – przyp. red.]. Jak zauważa portal digi24.ro, niegdyś obaj politycy wcale nie darzyli się sympatią. Georgescu miał nawet objąć funkcję honorowego przewodniczącego AUR, ale jego kontrowersyjne wypowiedzi sprawiły, że ugrupowanie zerwało z nim współpracę. W odwecie, podczas kampanii wyborczej w 2024 r., Georgescu powiedział, że George Simion „nie ma nic wspólnego z dobrem narodu”.

George Simion, lider skrajnie prawicowego, populistycznego Sojuszu na rzecz Jedności Rumunów (AUR). (fot. Andrei Pungovschi).
George Simion, lider skrajnie prawicowego, populistycznego Sojuszu na rzecz Jedności Rumunów (AUR). (fot. Andrei Pungovschi).

Rumunia lustrem Polski?

Kim właściwie są ci dwaj rumuńscy politycy? Jeśli szukać ich odpowiedników na polskiej scenie politycznej, George’a Simiona można by porównać do Patryka Jakiego. Obaj pochodzą z mniejszych miast wojewódzkich i mają za sobą przeszłość w środowiskach kibicowskich. Są młodzi (Simion w tym roku skończy 39 lat, Jaki – 40) i kreują się na ludzi „spoza układu”.

Odwołują się do konserwatywnych i narodowych, czasem wręcz ksenofobicznych haseł. Religia – prawosławie lub katolicyzm – jest dla nich kluczowym elementem tożsamości narodowej. Podkreślają znaczenie historii i suwerenności swoich krajów, a ich stosunek do Unii Europejskiej jest sceptyczny – niekiedy wręcz wrogi. Ich retoryka bywa konfrontacyjna i agresywna, a ambicje polityczne ogromne.

Największa różnica między nimi to stosunek do geopolityki. Simion krytykuje obecność wojsk USA i popiera Rosję, Jaki jest pro-NATO-wski i antyrosyjski.

Bałkańska hybryda Brauna i Korwina

63-letni Călin Georgescu to polityk, którego można by określić mianem rumuńskiego Grzegorza Brauna z domieszką Janusza Korwin-Mikkego. Łączy ich skrajnie prawicowy, nacjonalistyczny i antyliberalny światopogląd, podobna retoryka i duchowość. Grzegorz Braun wita się słowami „Szczęść Boże”, a Călin Georgescu zasłynął zdaniem: „Jedyną nauką jest Jezus Chrystus”.

Călin Georgescu, antyunijny i prorosyjski były już kandydat na prezydenta Rumunii. (fot. ROBERT GHEMENT)
Călin Georgescu, antyunijny i prorosyjski były już kandydat na prezydenta Rumunii. (fot. ROBERT GHEMENT)

Obaj z sympatią patrzą na Wschód, a z niechęcią – na Zachód. Georgescu chwalił Władimira Putina jako „człowieka, który kocha swój kraj”. Grzegorz Braun unika otwartej krytyki rosyjskiego dyktatora i był wielokrotnie cytowany przez rosyjską propagandę.

Ich stosunek do Unii Europejskiej i NATO jest niemal identyczny – to siły imperialne i antynarodowe. Obaj też chętnie powielają teorie spiskowe. Podczas pandemii Georgescu mówił: „Nie wierzę w wirusa, nikt go nie widział”. Braun twierdził, że szczepionki zwiększają ryzyko chorób i walczył z „segregacją sanitarną”.

Ich kontrowersyjne wypowiedzi budują popularność – głównie za sprawą mediów społecznościowych. Georgescu to „król rumuńskiego TikToka”, Korwin-Mikke błyszczy na Facebooku i Instagramie.

Lider AUR ze wsparciem PiS

Wróćmy jednak do George’a Simiona, bo to on wystartuje w majowych wyborach. Swoich sił próbował już pod koniec 2024 r. W pierwszej turze unieważnionych później wyborów uzyskał niespełna 13,9 proc. głosów i zajął czwarte miejsce. Jeszcze w styczniu wydawało się, że stracił szansę na walkę o najwyższy urząd w państwie. Sondaże dawały mu wówczas zaledwie 6-procentowe poparcie.

Wszystko zmieniło się, gdy z wyścigu odpadł Călin Georgescu. Poparcie dla lidera AUR zaczęło błyskawicznie rosnąć. W większości badań przeprowadzonych w marcu i kwietniu przekraczał 30 proc., a w niektórych nawet 40 proc.

Na jego popularność wpływ miało również poparcie udzielone mu przez Anamarię Gavrilę, liderkę innego skrajnie prawicowego ugrupowania – Partii Młodych Ludzi (POT). Sama zrezygnowała z kandydowania, choć była już formalnie zarejestrowana jako kandydatka.

Ikona wykres interaktywny Wykres interaktywny
Ikona pełny ekran Pełny ekran


Z silnej pozycji George’a Simiona z pewnością cieszą się jego sojusznicy z Prawa i Sprawiedliwości. Zarówno AUR, jak i PiS należą w Parlamencie Europejskim do frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR). Nic więc dziwnego, że liderzy PiS otwarcie sympatyzują z kandydatem AUR. Dają temu wyraz przy każdej okazji – m.in. gdy obok szefa AUR wystąpił Ryszard Czarnecki.

W połowie marca, podczas zgłoszenia kandydatury Simiona, towarzyszył mu Mateusz Morawiecki – były premier i szef EKR. Wziął też udział w konferencji prasowej, nie szczędząc liderowi AUR pochwał.

Bukareszteński Rafał Trzaskowski

Sondaże nie dają jednoznacznej odpowiedzi, kto – poza liderem AUR – ma największe szanse na wejście do drugiej tury. Według części z nich może to być obecny burmistrz Bukaresztu, 55-letni matematyk Nicușor Dan. Startuje jako kandydat niezależny, choć wcześniej był jednym z założycieli i liderów liberalnego Związku Ocalenia Rumunii (USR). Sondaże z kwietnia dają mu od 16,9 do 29,6 proc. poparcia.

Nicușor Dan, burmistrz Bukaresztu i niezależny kandydat na prezydenta Rumunii. (fot. ROBERT GHEMENT)
Nicușor Dan, burmistrz Bukaresztu i niezależny kandydat na prezydenta Rumunii. (fot. ROBERT GHEMENT)

Polskim odpowiednikiem Nicușora Dana byłby Rafał Trzaskowski. Obaj są w podobnym wieku, uchodzą za liderów młodszego pokolenia centrowych, proeuropejskich ugrupowań. Mają doświadczenie zarówno samorządowe, jak i parlamentarne, a także akademickie. Obaj są prezydentami stolic, stawiają na rozwój i cieszą się poparciem w kraju i za granicą. Obaj również biegle mówią po francusku.

Rumuński Bronisław Komorowski

Kolejnym poważnym kandydatem na prezydenta Rumunii jest Crin Antonescu – 65-letni doświadczony polityk związany z centrową, proeuropejską Partią Narodowo-Liberalną (PNL). Jego średnie poparcie w sondażach z marca i kwietnia oscyluje wokół 20 proc. Niektóre badania wskazują, że to właśnie on zmierzy się z George’em Simionem w drugiej turze.

Crin Antonescu, jeden z liczących się wciąż według sondaży kandydatów na prezydenta Rumunii. (fot. DUMITRU DORU)
Crin Antonescu, jeden z liczących się wciąż według sondaży kandydatów na prezydenta Rumunii. (fot. DUMITRU DORU)

Jeśli szukać jego odpowiednika w polskiej polityce, najbliżej mu do Bronisława Komorowskiego (choć ten już zakończył aktywną działalność). Łączą ich nie tylko poglądy, ale też wiele elementów życiorysu – obaj ukończyli studia historyczne, wywodzą się z centrowych partii należących do Europejskiej Partii Ludowej, pełnili różne funkcje publiczne, a w pewnym momencie tymczasowo sprawowali funkcję głowy państwa – Komorowski jako marszałek Sejmu w 2010 r., Crin Antonescu jako marszałek Senatu w 2012.

Crin Antonescu ma również pewne cechy wspólne z Bogdanem Zdrojewskim – to polityk kompetentny, technokratyczny, raczej stonowany i nienastawiony na medialny rozgłos.

Człowiek niepodobny do nikogo

Szansę na wejście do drugiej tury prezydenckich wyborów ma jeszcze jeden rumuński polityk – Victor Ponta. Według sondaży gotowych jest na niego zagłosować około 14 proc. wyborców, choć niektóre badania wskazują, że ma on przewagę nad wszystkimi konkurentami poza George’em Simionem i również może znaleźć się w decydującej rundzie.

Ponta, były premier i lider Partii Socjaldemokratycznej (PSD), ma zaledwie 53 lata, ale może pochwalić się dużym doświadczeniem politycznym – był premierem, pełnił funkcje ministerialne i zasiadał w parlamencie.

Trudno wskazać jego odpowiednik na polskiej scenie politycznej. Z jednej strony jest liderem ugrupowania lewicowego, mającego postkomunistyczne korzenie, z drugiej – deklaruje sympatie wobec ruchu MAGA i stylu polityki Donalda Trumpa, do którego sam się porównuje. Jest też – podobnie jak amerykański prezydent – kojarzony z licznymi skandalami. Sam Victor Ponta wolałby jednak, by łączono go przede wszystkim z hasłem, że „uczyni Rumunię wielką”.

Choć George Simion jest zdecydowanym faworytem pierwszej tury prezydenckiego wyścigu, może to się okazać pyrrusowym zwycięstwem. Niemal wszystkie sondaże – poza jednym – wskazują bowiem, że w drugiej turze przegrywa z każdym z potencjalnych rywali. Co ciekawe, nie ma większego znaczenia, czy zmierzy się z Nicușorem Danem, Crinem Antonescu, czy Victorem Pontą.

Kidawa-Błońska znad Dunaju

W większości sondaży dalekie, piąte miejsce zajmuje Elena Lasconi – gwiazda pierwszej tury ubiegłorocznych wyborów i kandydatka wspomnianej już partii USR. W listopadzie 2024 r. sensacyjnie, rzutem na taśmę, wyprzedziła faworyzowanego premiera Marcela Ciolacu z PSD. Zdobyła 19,17 proc. głosów – zaledwie o 0,03 punktu procentowego więcej niż szef rządu – i weszła do drugiej tury. Wszystko wskazuje jednak na to, że był to szczyt jej kariery i apogeum możliwości politycznych.

W ostatnich tygodniach sondaże dają Elenie Lasconi najwyżej 12 proc. poparcia – średnio to około 7 proc. Nie istnieje żadne badanie, które dawałoby jej realną szansę na ponowny awans do drugiej tury.

Elena Lasconi w listopadzie 2024 r. weszła doi drugiej tury unieważnionych potem wyborów na prezydenta Rumunii. W majowych jej szanse na podobny sukces są mikroskopijne. (fot. ROBERT GHEMENT)
Elena Lasconi w listopadzie 2024 r. weszła doi drugiej tury unieważnionych potem wyborów na prezydenta Rumunii. W majowych jej szanse na podobny sukces są mikroskopijne. (fot. ROBERT GHEMENT)

Nic więc dziwnego, że Elena Lasconi była rozczarowana i rozgoryczona unieważnieniem zeszłorocznych wyborów. Choć obecna sytuacja polityczna jest zupełnie inna niż pół roku temu, liberalna, proeuropejska kandydatka wciąż nie rezygnuje z prezydenckich ambicji i nadal zabiega o głosy.

Jej historia przywodzi na myśl losy Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Przypomnijmy – polityczka Platformy Obywatelskiej w grudniu 2019 r. wygrała prawybory prezydenckie w swojej partii (pokonała prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka) i miała reprezentować PO w wyborach prezydenckich w 2020 r. Wiosną została zarejestrowana jako kandydatka, ale w związku z pandemią COVID-19 i naciskami rządu na przeprowadzenie tzw. wyborów kopertowych, zawiesiła kampanię i wezwała do bojkotu głosowania. Ostatecznie wybory majowe nie odbyły się, a w ich miejsce przeprowadzono głosowanie w czerwcu, w którym PO wystawiła już Rafała Trzaskowskiego.

Dziś Małgorzata Kidawa-Błońska pełni funkcję marszałkini Senatu. Formalnie jest więc trzecią osobą w państwie (po prezydencie i marszałku Sejmu), jednak faktycznie nie odgrywa pierwszoplanowej roli w polskiej polityce. Można odnieść wrażenie, że jej kariera osiągnęła już szczyt. Podobnie jak u Eleny Lasconi.

Główne wnioski

  1. George Simion – lider sondaży, ale niekoniecznie przyszły prezydent. Choć George Simion, skrajnie prawicowy lider partii AUR, jest faworytem pierwszej tury wyborów prezydenckich w Rumunii, sondaże wyraźnie pokazują, że w drugiej turze przegrywa z każdym z głównych konkurentów. Jego popularność wzrosła po eliminacji Călina Georgescu, jednak radykalizm i prorosyjskie sympatie Simiona ograniczają jego zdolność do zbudowania szerokiej koalicji wyborców.
  2. Rumuńska scena polityczna przypomina podział znany z Polski. Wielu rumuńskich kandydatów można porównać do postaci z polskiej polityki – George’a Simiona do Patryka Jakiego, Nicușora Dana do Rafała Trzaskowskiego, a Crina Antonescu do Bronisława Komorowskiego. Pokazuje to, że również w Rumunii dominującym konfliktem staje się spór między narodowym konserwatyzmem a proeuropejskim centrum – z podobnymi napięciami, jakie obserwujemy w Polsce.
  3. Skrajna prawica rośnie w siłę, ale nie zdobywa szerokiego poparcia. Kandydaci reprezentujący ten nurt – tacy jak George Simion czy wcześniej Călin Georgescu – zyskują coraz większą widoczność i dominują w debacie publicznej. Z drugiej strony, wielu umiarkowanych wyborców zniechęcają ich kontrowersyjne poglądy i radykalna retoryka. To wszystko pogłębia podziały polityczne w Rumunii.