Biznes

Prezes Allianz Polska: W czwartym kwartale możemy wyjść na plus w OC

– Nasza marka, możliwości i umiejętności pozwalają na zwiększenie udziału w ubezpieczeniach majątkowych. Obecnie nasza pozycja rynkowa jest zbyt niska i słaba. Możemy ją poprawić, bez konieczności akwizycji – mówi Marcin Kulawik, prezes Allianz Polska. Opowiada też o sytuacji na rynku OC, o implikacjach powodzi oraz o luce ubezpieczeniowej.

Prezes Allianz Polska Marcin Kulawik przyznaje, że firma chciałaby poprawić udziały w segmencie ubezpieczeń majątkowych. Pomóc w tym ma np. mocniejsza współpraca z multiagencjami.

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Czy powódź i inne katastrofy naturalne zwiększą świadomość ubezpieczeniową Polaków.
  2. Kiedy branża ubezpieczeniowa zacznie zarabiać na obowiązkowym OC kierowców.
  3. Jak przebiega fuzja z Avivą i czy Allianz może przejmować w Polsce kolejne podmioty.

XYZ: Mija półtora miesiąca po powodzi na południu Polski. Sporo się od tamtej pory mówi, że po takich wydarzeniach może wzrosnąć świadomość i potrzeby ubezpieczania się.  Po pandemii też tak się mówiło. Wierzy w to pan?

Faktycznie takie zdarzenia zwiększają świadomość i po miesiącu nadal widać ten efekt. Na razie ludzie o tym mówią i czytają w mediach. Nie jestem jednak przekonany, że zostanie to z nami na długo. To trochę jak z wojną w Ukrainie. Niestety z czasem przyzwyczailiśmy się, że za granicami Polski toczy się walka. Po powodzi lepiej byłoby po prostu wyciągnąć wnioski i mieć dobre ubezpieczenie.

Ubezpieczyciele będą mieli za to pretekst by podnosić ceny.

Uważam, że byłoby bardzo niesprawiedliwe, gdyby teraz wszyscy ubezpieczyciele podnieśli ceny. Nie może być tak, że cała Polska będzie płacić za to, że są w niej obszary o podwyższonym ryzyku.

Kluczowym zagadnieniem pozostaje temat niedoubezpieczenia. Mamy wiele przypadków, kiedy polisa na mieszkanie lub dom została zawarta 10 lat temu i jest odnawiana co roku z tą samą sumą ubezpieczenia (wyznacza maksymalną odpowiedzialność ubezpieczyciela w razie wystąpienia szkody – red.), i to mimo tego, że w ostatnich latach mieliśmy wysoką inflację.

Później mamy sytuacje, gdy dom jednorodzinny jest ubezpieczony na 200 tys. zł. To rodzi frustracje, bo ludzie widzą, że nie są w stanie odtworzyć za taką kwotę utraconego majątku. Wskutek powodzi więcej się teraz o tym mówi. To może przełożyć się na to, że część ludzi przemyśli, czy niska suma ubezpieczenia, która wiąże się z niższą składką na pewno jest najlepszym wyborem i wystarczająco zabezpiecza majątek.

Ludzie chcą płacić niskie składki do momentu, gdy nie potrzebują z nich skorzystać. Minął rok niskiej składki i nie miałem szkody? Udało się, zapłaciłem mniej. To wydaje się logiczne, ale przecież ubezpieczenie kupujemy po to, aby nam realnie pomogło w odtworzeniu naszego majątku.

Może po prostu branża nie wykorzystuje sytuacji, by uświadamiać klientów?

W porównaniu do poprzednich powodzi z 1997 i 2010 r. teraz zrobiliśmy całkiem dużo. Działaliśmy prewencyjnie przed samym wydarzeniem, uruchomiliśmy od razu nadzwyczajny tryb działalności. W Allianz sami aktywnie kontaktowaliśmy się z klientami mieszkającymi na dotkniętych obszarach. Wykonaliśmy kilka tysięcy połączeń.

To kolosalna zmiana myślenia. Pytaliśmy klientów czy są poszkodowani, czy możemy uruchamiać proces likwidacji szkód. Nie unikaliśmy tego w nadziei, że może ktoś zapomni i nie zgłosi się po wypłatę odszkodowania.

Wcześniej tak nie było?

Wcześniej towarzystwa bardziej skupiały się na tym, by po prostu podołać operacyjnie wyzwaniom związanym z faktem, że jest cztery razy więcej szkód niż zwykle. Dominował tryb przetrwania w danym momencie. Teraz mówimy: wypłacamy pieniądze, bo taka jest nasza rola, do tego zobowiązaliśmy się w naszej umowie.

W większości sytuacji byliśmy w stanie bardzo szybko wypłacić zaliczkę, albo kwotę bezsporną (niezależnie od dalszych ustaleń, należy się poszkodowanemu – red.), bo szkody były oczywiste. Mówiliśmy jasno klientom: to pierwsza część, jutro dostaniecie ją na konto, potem, gdy doślecie nam dokumenty, wypłacimy resztę i zamkniemy sprawę.

Ponad 50 proc. szkód zlikwidowaliśmy w ciągu trzech dni od zgłoszenia. Oczywiście są dwie perspektywy. Cieszymy się, że działamy szybko i sprawnie, ale z drugiej strony część osób może twierdzić, że szybko to znaczy mało. Sprawdzamy wskaźnik reklamacji i on nie odstaje od likwidacji w tradycyjnych szkodach. To dobrze.

Kiedy będzie możliwe pełne oszacowanie kosztów związanych z powodzią?

Oczywiście to kwestia struktury szkód u poszczególnych ubezpieczycieli. Jeśli ubezpieczyciel ma np. w portfelu ubezpieczenia dla firm, wtedy taka likwidacja szkód korporacyjnych może być liczona nawet w miesiącach. Może to też być na tyle duże kwota, że zaważy na całości kosztów, jakie poniesie dane towarzystwo.

U nas to tak nie wygląda, dominują niewielkie szkody, po prostu jest ich kilka tysięcy. Myślę, że w ciągu tygodni będziemy znać pełną wartość szkód.

Czy taka powódź może zachęcać sektor do częstszej reasekuracji?

To pochodna ceny. Firmy reasekuracyjne mają ogromne pojemności ubezpieczeniowe (wartość, do której reasekurator przyjmuje część ryzyka w sposób automatyczny, bez negocjacji – red.), ale to jest odpowiednio wycenione. I tutaj mamy niełatwą decyzję, bo w sytuacji małej liczby i wartości szkód, płacimy reasekuratorom duże pieniądze, które moglibyśmy w tym czasie zainwestować.

Z drugiej strony, gdy zdarzy się katastrofa naturalna, to każdy ubezpieczyciel chciałby ponosić jak najmniej ryzyka. Mieliśmy już dyskusję o tym, czy chcemy coś zmieniać w tym zakresie. Raczej do tego nie dojdzie.

Ceny reasekuracji mogą pójść w górę? Ostatnie dane Polskiej Izby Ubezpieczeń pokazały, że wypłaty z tytułu ubezpieczeń od żywiołów wzrosły o 22 proc. rok do roku.

To prawdopodobne, nie wiem jak będzie w Polsce. Rozmawiam jednak z kolegami z branży w Czechach i Austrii i tam mówi się już głośno o tym, że te ceny wzrosną. Ostatnia powódź to uwypukliła, ale zdarzeń związanych z żywiołami, katastrofami naturalnymi będzie więcej niż dotychczas.

Wróćmy do świadomości ubezpieczeniowej. Po 10 latach pracy w ubezpieczeniach ma pan jeszcze złudzenia, że ludzie sami z siebie zaczną się dobrowolnie ubezpieczać od żywiołów, albo np. kupować polisy na życie?

Liczę na to, ale oczywiście widzę, że jeśli ubezpieczenie nie jest obowiązkowe, to ciężko jest nakłonić ludzi, by wykupili polisę. Myślę, że znaczenie ma np. bogacenie się społeczeństwa, ale widzimy, że to nie zawsze idzie w parze. Wzrost PKB był ostatnio dużo wyższy niż np. wzrost składki z ubezpieczeń na życie.

Dodatkowo konieczne jest budowanie pozytywnego wizerunku ubezpieczeń. Przez wiele lat nasza branża borykała się z rozwiązaniami inwestycyjnymi (polisolokaty, ubezpieczenia z funduszem kapitałowym – red.), które nie były najlepsze i które uderzyły w postrzeganie sektora.

Myślę, że dopiero połączenie powszechności zjawisk, od których się ubezpieczamy oraz pokazywanie przez branżę wartości wynikającej z posiadania ubezpieczeń, sprawi, że zobaczymy dalsze wzrosty. Będą to jednak wzrosty powolne.

A zastosowanie zachęt, dopłat, jak np. przy ubezpieczeniach upraw rolnych dałoby jakiś efekt?

Myślę, że tak, nawet skokowy, zwłaszcza, gdyby wprowadzić obowiązek posiadania jakichś polis. Z drugiej jednak strony taki obowiązek sprawia, że pojawiają się produkty, które są bardzo proste i ograniczone. Ludzie traktują to jako podatek, który muszą zapłacić, więc kryterium jest cena.

Można tu płynnie przejść do ubezpieczenia OC komunikacyjnego, które właśnie jest konieczne, więc klienci biorą minimalne warianty tego, co muszą mieć.

Porównywarki internetowe raportują ostatnio, że średnie składki w OC idą w górę. Są już powody do optymizmu?

Jeszcze nie. W drugim kwartale rzeczywiście było pewne przyspieszenie wzrostu, ale już w trzecim kwartale to znowu wyhamowało. Jeżeli utrzymamy tę trajektorię, to rynek potrzebuje jeszcze kilka kwartałów, by w pełni wyjść na plus.

A jak to wygląda w Allianz?

Jesteśmy w podobnej sytuacji, jak cały rynek. To ważny produkt, trzeba go oferować, by mieć dużą skalę biznesu, natomiast nie dostarcza nam to dużych zysków. Zakładamy, że w czwartym kwartale będziemy mieć w tej linii już dodatni wynik techniczny.

O podwyżkach mówi się od dwóch, trzech lat, ale dopiero ten rok był pierwszym, kiedy faktycznie coś się wydarzyło. Pierwszy podmiot, który podnosi ceny musi się liczyć ze spadkiem udziałów. Musi sobie zadać pytanie, czy chce chronić biznes, czy stawiać na jego rentowność, nawet kosztem częściowej utraty udziałów. Potem odrobienie tego udziału nie jest już takie proste, dlatego ten proces podnoszenia cen tak się przeciąga.

W Allianz udział ubezpieczeń komunikacyjnych sięga 52,3 proc. portfela ubezpieczeń majątkowych i nieznacznie spada. Za 35 proc. odpowiadają dobrowolne polisy AC (autocasco), reszta to OC. Czy nadal chce pan zwiększać udział pierwszego z produktów?

Samo OC jest niedochodowe, ale już w pakiecie z AC wygląda to zupełnie inaczej. Mamy dość duży portfel ubezpieczeń sprzedawanych przez dilerów samochodowych, gdzie udział AC jest wyższy. Mamy dobrą sprzedaż na rozsądnych warunkach. Oczywiście potem, na etapie likwidacji szkód, jest trudniej. Nowe auta, zwłaszcza marek premium, nie są naprawiane metodą kosztorysową (rozliczenie szkody na podstawie kosztorysu przygotowanego przez rzeczoznawcę – red.), ani w zaprzyjaźnionych warsztatach, tylko w autoryzowanych stacjach obsługi (ASO).

Pierwsze pół roku pod względem wzrostów w AC było świetne. Notowaliśmy wzrosty, co było pewnym nadrobieniem dystansu po latach, gdy te dynamiki były u nas dużo gorsze. Liczymy, że utrzymamy dalszy wzrost w tym segmencie. Zawsze kierujemy się rentownością i jakością, nie chcemy grać skalą. Oczywiście mamy ochotę, by notować wzrost w całych ubezpieczeniach majątkowych, ale wolimy by był to wzrost zrównoważony.

Pod względem składki w ubezpieczeniach majątkowych Allianz dogania Compensę, a następne w kolejności jest Generali. Do Uniqi, Warty, Ergo Hestii i PZU dystans jest już całkiem spory. Czy w tej rywalizacji Allianz będzie bazować wyłącznie na wzroście organicznym, czy rozważa przejęcia?

W ubezpieczeniach majątkowych, możemy nadal notować wzrost, bo nasza marka, możliwości i umiejętności pozwalają na więcej, a nasza pozycja rynkowa jest zbyt niska i słaba. Możemy ją poprawić, bez konieczności akwizycji.

Co do przejęć, sporo już się wydarzyło. Pewnie więcej będzie się działo po stronie dystrybucji, np. multiagencje. Liczących się towarzystw jest coraz mniej, więc liczba akwizycji spowalnia.

Warto wiedzieć

Ubezpieczyciele łączą się od lat

Tuż przed pandemią, w lutym 2020 r. Uniqa ogłosiła przejęcie konkurencyjnej Axy, dając początek dużej konsolidacji w sektorze. W listopadzie VIG, właściciel m.in. Compensy i InterRisk, podpisał umowę przejęcia Aegonu. W lutym 2021 r. Allianz ogłosił zakup Avivy, a w lipcu Nationale-Nederlanden przejął polski biznes MetLife. W 2023 r. PZU kupiło z kolei od Orlenu towarzystwa ubezpieczeń Polski Gaz. Właściciela wciąż szuka Open Life.

Z drugiej strony rynek nadal może być atrakcyjny, o czym świadczą wejścia nowych podmiotów. Pamiętamy Gefiona i Wefoxa, ale pierwszego października wszedł też do Polski RedClick, należący do Generali podmiot specjalizujący się w ubezpieczeniach komunikacyjnych.

Dla mnie to zaskakujące. Wyobrażam sobie, że można wejść na rynek przez specjalizację w jakiejś niszy, ale wejście w ubezpieczenia komunikacyjne jest niełatwe. Trudno komentować strategię dwóch marek, każdy ma swoje podejście.

Czyli nie myśleli państwo, by powtórzyć taki ruch?

W czasach Avivy była już marka „Teraz”, która zajmowała się sprzedażą AC na godziny. Rynek nie był na to gotowy. Wymagało to dużych nakładów, by wypromować markę. Na rynku, na którym jest tak trudno o dochodowość trzeba byłoby dużo zainwestować, to spore ryzyko. Gdybym był zagranicznym graczem, to najpewniej wolałbym wchodzić do Polski przez akwizycję podmiotu, który już tu jest, niż budować go od zera.

Jak dużo „waży” Polska w niemieckim Allianz?

Obecność w tak dużej grupie ma swoje plusy, ale rzeczywiście jesteśmy jednym z prawie 80 rynków, na których działa Allianz. Po połączeniu Allianz i Avivy jesteśmy największym biznesem w należącym do Allianza w regionie Europy Środkowo-Wschodniej.

Mamy też największy życiowy biznes w całym regionie, który na dodatek jest bardziej dochodowy. Sam fakt, że przejęliśmy Avivę pokazał, że z punktu widzenia inwestora Polska jest atrakcyjna.

I w razie potrzeby znajdą się pieniądze na kolejne przejęcia?

Z nawiązką realizujemy plany względem tego co było zakładane. Jak się patrzy na historie przejęć, to z realizacją planów różnie bywa. Ta początkowa euforia często jest nadmierna, a wyniki jej wcale nie potwierdzają. Wyrobiliśmy się w budżecie, i to pomimo wysokiej inflacji. Udowodniliśmy, że potrafimy to zrobić i w razie czego znalazłyby się pieniądze.

Na przejęcia ubezpieczycieli, czy także np. podmiotów z branży TFI?

Allianz ma bardzo duży segment inwestycyjny i tutaj, gdyby znalazło się coś ciekawego, to pewnie też warto byłoby się zastanowić. Nie ograniczałbym się. Na pewno nie zamierzamy jednak budować banku.

Wróćmy do fuzji. Czy ponad dwa lata po fuzji prawnej Allianz i Avivy wszystkie systemy są już w pełni zintegrowane?  

Na przełomie sierpnia i września ruszył ekosystem sprzedażowy dla agentów, więc już teraz wszyscy nasi agenci posiadają jedne dane logowania i widzą wszystkie produkty.

W grudniu zamierzamy połączyć portale MójAllianz, bo obecnie równolegle działa system Allianz i dawnej Avivy. Zakładamy, że będzie jeden login dla wszystkich klientów. To ostatni widoczny element integracji, więc dla zewnętrznego świata fuzja się skończy.

W trzecim kwartale 2025 r. skończymy całkowicie fuzję. Będziemy jeszcze zmieniać rzeczy w back-office, instrumenty, które wspierają pracownika, np. by mieli oni pełne informacje o danym kliencie i produktach, które posiada.

Allianz mówi też od miesięcy o potrzebie zwiększania obecności w multiagencjach. Na jakim jesteście etapie?

Dużo się wydarzyło, ale to jeszcze nie to, co sobie wyobrażaliśmy. Wprowadziliśmy trochę zmian strukturalnych, oddzieliliśmy multiagencje od sieci własnej, by były zarządzane oddzielnie.

Na początku listopada pracę zaczęła Monika Wójcik, która jako dyrektor departamentu sprzedaży sieci multiagencyjnej, zajmie się zarządzaniem tym segmentem. To mocno niedowartościowany przez nas kanał dystrybucji.

A co z platformą zdrowotną, nad którą Allianz pracował w ostatnich miesiącach?

Rozwiązanie ruszyło w sierpniu, klienci mogą już z niej skorzystać, mogą umówić wizytę u lekarza on-line, odwołać wizytę, zamówić receptę. Kluczowym procesem będzie teraz dołączanie kolejnych dostawców medycznych. Skala dołączanych placówek jest ogromna, jest ich 2 tys. Mniejsze podmioty będą miały dostęp półautomatyczny, będą same wpisywać dostępność lekarzy.

To odpowiedź na PZU Zdrowie?

To rozwiązanie, które musimy mieć. Umawianie on-line usług staje się już standardem. W przyszłym roku chcemy wprowadzić np. moduł rozliczeń, gdy będą refundowane usługi i nadal powiększać sieć placówek.

Docelowo Allianz może przejmować placówki zdrowotne, tak jak PZU?

Teraz nad tym nie pracujemy, ale... „nigdy nie mów nigdy”.  

Główne wnioski

  1. Powódź zwiększa świadomość ubezpieczeniową, ale ma to charakter krótkotrwały. W porównaniu do poprzednich powodzi tym razem branża była bardziej aktywna. Wcześniej skupiała się wyłącznie na operacyjnych możliwościach obsługi zwiększonej liczby zgłoszeń.
  2. Rynek potrzebuje jeszcze kilka kwartałów, by wyjść na plus w segmencie ubezpieczeń OC. W samym Allianz dodatni wynik techniczny może pojawić się już w czwartym kwartale 2024 roku.
  3. Mimo wysokiej inflacji koszty fuzji Allianz i Avivy nadal mieszczą się w budżecie. W grudniu ubezpieczyciel połączy portale dla klientów. Firma jest otwarta na kolejne przejęcia, np. TFI.