Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Polityka

„Prawoskrętne” wybory. Co będzie kluczowe przed drugą turą? (WYWIAD)

Największe szanse na wejście do drugiej tury mają Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki. Wskazują na to wszystkie sondaże. Po niedzielnym głosowaniu mogą ich czekać kolejne wyzwania. O tym, co będzie miało znaczenie przed drugą turą, mówi prof. Sławomir Sowiński, politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Rafał Trzaskowski, Karol Nawrocki, Sławomir Mentzen, Magdalena Biejat, Adrian Zandberg, Szymon Hołownia
W niedzielę 18 maja wybory prezydenckie. Co będzie miało znaczenie przed drugą turą? Tłumaczy prof. Sławomir Sowiński. Fot. PAP/Łukasz Gągulski, Tytus Żmijewski, Kasia Zaremba, Rafał Guz, Przemysław Piątkowski

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Dlaczego wybory prezydenckie w Polsce są „prawoskrętne”.
  2. Jaki wątek może być podnoszony przed drugą turą.
  3. Czy Konfederacja może być większym zagrożeniem dla PiS oraz, czy Sławomir Mentzen – zgodnie z tym, co powtarzał na jednej z debat – ma szanse wygrać z Trzaskowskim.

Rafał Mrowicki, XYZ: Czy wszystko jest już przesądzone w kontekście walki o wejście do pierwszej tury?

Prof. Sławomir Sowiński: To, kto się w niej znajdzie, jest już chyba przesądzone. Nic nie jest jednak przesądzone, jeśli chodzi o wynik drugiej tury. Wybory prezydenckie w Polsce są "prawoskrętne". W ostatnich 20 latach w trzech elekcjach wygrywał polityk PiS, a raz był to konserwatywny Bronisław Komorowski. PO zagrała bardzo ryzykownie, wystawiając Rafała Trzaskowskiego. Partia do ostatniej chwili nie może być niczego pewna. PiS również zagrało bardzo ryzykownie, stawiając wszystko na kartę nieznanego polityka, który musiał uczyć się kampanii, a ludzie uczyli się coraz więcej na jego temat.

Psychologicznie dla wyników drugiej tury pewne znaczenie może mieć zapewne kolejność zwycięzców pierwszej tury. Tylko raz – o ile pamiętam – w wolnej Polsce mieliśmy przypadek, w którym w drugiej turze wygrała osoba, która weszła do niej z drugiego miejsca w turze pierwszej. Tak było w 2005 r. gdy to Donald Tusk wygrał pierwszą turę przed Lechem Kaczyńskim, a Lech Kaczyński drugą turę i całe wybory. Niezależnie od oceny kampanii i pracy sztabów, trzeba podkreślać, że w wyborach decydują wyborcy, a nie sztaby. W 2007 r. PiS miało świetną kampanię. Pamiętamy spoty z hasłem „Mordo ty moja”, którym żyła cała opinia publiczna. PO zaś miała duże problemy  wizerunkowe w związku z zatrzymaniem tuż przed wyborami jednej z posłanek. A pomimo tego tamte wybory – jak pamiętamy – w cuglach wygrała PO.

Tylko bowiem raz w wolnej Polsce mieliśmy przypadek, w którym w drugiej turze wygrała osoba, która weszła do niej z drugiego miejsca w pierwszej turze.

Jakie widzi pan tu zależności?

Będzie na przykład mieć znaczenie to, o ile więcej głosów zdobędzie Sławomir Mentzen od Szymona Hołowni. Wyborcy Sławomira Mentzena pewnie w sporej części zostaną w domu, a wyborcy Szymona Hołowni zagłosują w większości na Rafała Trzaskowskiego. Równie ważny jest pojedynek na lewicy między Adrianem Zandbergiem a Magdaleną Biejat. Wydaje się, że ci, którzy w pierwszej turze zagłosują na panią marszałek Biejat, w drugiej turze mogą poprzeć Trzaskowskiego, natomiast głos na Adriana Zandberga w pierwszej turze może być głosem tych, którzy w drugiej turze nie pójdą głosować.

Niska podmiotowość

Wróćmy jeszcze do PO. Myśli pan, że mogła pojawić się refleksja, że lepiej było postawić na Radosława Sikorskiego? Od pewnego czasu notowania Rafała Trzaskowskiego nie rosną.

Gdy próbuję odtworzyć sobie tę polityczną rachubę Donalda Tuska tłumaczącą postawienie na Trzaskowskiego, widzę podobieństwo do PiS. Chodzi o wygranie wyborów, ale nie za każdą cenę. Prezydentem ma być ktoś z ich obozu, ale nie na tyle podmiotowy, by dyktował warunki. Model szorstkiej przyjaźni, jaką widzieliśmy w przypadku prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i premiera Leszka Millera jest ostatnim, czego chciałby Donald Tusk i pewnie także Jarosław Kaczyński. Stąd postawienie na polityków mniej podmiotowych.

PO mogła pokładać nadzieję w popularności i sprawności medialnej Rafała Trzaskowskiego. Mogła też liczyć na bardziej sprawny proces rozliczeń rządów PiS. To dziś nie rezonuje tak, jak chcieliby tego politycy PO. Nie docenili "prawoskrętności" wyborów. To banał, ale trzeba powtarzać, że ponad 60 proc. wyborców mieszka w miejscowościach do 50 tys. mieszkańców. Ta część Polski patrzy inaczej na świat niż wielkie miasta. Dla nich Trzaskowski zawsze może budzić dystans niezależnie od zabiegów kampanijnych, które od pół roku prowadzi PO, by odziać Trzaskowskiego w konserwatywny kontusz.

Ponad 60 proc. wyborców mieszka w miejscowościach do 50 tys. mieszkańców. Ta część Polski patrzy inaczej na świat niż wielkie miasta. Dla nich Trzaskowski zawsze może budzić dystans niezależnie od zabiegów kampanijnych, które od pół roku prowadzi PO, by odziać Trzaskowskiego w konserwatywny kontusz.

Mówi pan o niskiej podmiotowości Nawrockiego i Trzaskowskiego, choć obaj przekonują o swojej niezależności od liderów partyjnych.

To leitmotiv, który wróci zapewne w drugiej turze. Kandydaci będą przekonywać o swojej niezależności od wojny PiS-PO, ale to obraz trudny do namalowania w przekonujący sposób. Wyborcy pamiętają jednak, że w 2020 r. Rafał Trzaskowski po sukcesie politycznym, jakim było drugie miejsce i 10 mln głosów, miał PO przed sobą i wykonał krok niezrozumiały. Uchylił się od wzięcia całej władzy w partii i poszedł w tworzenie stowarzyszenia. To polityk, który ma szereg zalet, ale nie jest chyba typem politycznego wojownika.

Karol Nawrocki sam powiedział o sobie niedawno, że jest decyzją prezesa Kaczyńskiego. Będzie PiS-owi niezwykle trudno namalować Karola Nawrockiego jako niezależnego od partii.

Jarosław Kaczyński może żałować swojej decyzji w świetle doniesień medialnych? Sprawa kawalerki obiła się większym echem niż znajomości w półświatku przestępczym.

Politycy zawodowi generalnie nie żałują decyzji, tylko patrzą do przodu. W zeszłym roku prezes Kaczyński uznał, że to wybór optymalny, który może pomóc wyjść poza obciążenia, z którymi zmagało się PiS. Po drugie, prezes nie chciał wzmacniać żadnej frakcji. Po trzecie, postawił na młodego historyka, który może i nie jest święty, ale jest „nasz” i jest waleczny. Być może to go przekonało. Czy wiedział, że będzie aż tyle cieni? Tego nie wiem, ale nie sądzę, by było to kluczowe dla wyborców PiS. On jest przede wszystkim kimś z ich środowiska.

Mentzen konkurencją dla PiS

Pamiętamy o raportach, które miały docierać na Nowogrodzką, ale dotyczyły znajomości Karola Nawrockiego, a nie jego nieruchomości. Reakcje polityków PiS wskazują, że nie było jasnej wizji tego, jak opowiedzieć o tym swoim wyborcom.

Gdy kampanie kończą się porażką, jak w przypadku Bronisława Komorowskiego w 2015 r., to kładzie się to na karb złej komunikacji w sztabie. Nie chcę wchodzić w spekulacje dotyczące raportów, które pół roku temu miały trafiać na stół prezesa Kaczyńskiego. To spekulacje prasowe. Poczekam, aż profesor Antoni Dudek napisze kolejny tom „Historii politycznej Polski”. Tak czy inaczej, to sztab Karola Nawrockiego popełnił błędy wizerunkowe w sprawie mieszkania. O ile jednak ta sprawa ma jeszcze znaczenie przed pierwszą turą, nie sądzę, by miała znaczenie przed drugą turą. Wtedy do gry wejdą nowe emocje.

Odporność polityków PiS w oczach ich wyborców jest tak duża, że mogą się nie odwrócić od kandydata?

PiS w ciągu ostatnich kilkunastu lat mogło zawsze liczyć na te przynajmniej 28 proc. elektoratu i 5-6 mln głosów. W tej chwili sondaże wskazują, że poparcie Karola Nawrockiego jest nieco niższe. Konkurencją jest tu Sławomir Mentzen i w jakimś stopniu też Marek Jakubiak. W drugiej turze Karol Nawrocki zbierze głosy całego elektoratu PiS, ale to za mało, by wygrać. Jeżeli Karol Nawrocki nie wygra wyborów, a mimo to jego kampania będzie dobra, będzie mógł obronić tezę, że warto było na niego postawić i może to jakoś ocalić jedność PiS-u. Wyobrażam sobie scenariusz, w którym Karol Nawrocki tych wyborów nie wygrywa, ale nie spowoduje to w PiS-ie trzęsienia ziemi.

W drugiej turze Karol Nawrocki zbierze głosy całego elektoratu PiS, ale to za mało, by wygrać.

Nowa nadzieja nie tylko w nazwie partii

Czy Konfederacja i Sławomir Mentzen są dla PiS-u coraz większym zagrożeniem? Mentzen uderzał w Nawrockiego na ostatniej prostej.

To naturalne w polityce, że pojawia się nowa siła, która próbuje konkurować z hegemonem na prawej stronie. PiS również powstawało poniekąd na gruzach AWS-u, choć to niedoskonała analogia. Konfederacja walczy, by stać się – używając nazwy partii Mentzena – nową nadzieją. 20-letnie przywództwo Jarosława Kaczyńskiego jest dla młodych anachroniczne. Podobnie jak 20-letnie przywództwo Donalda Tuska. Konfederacja chce zagospodarować potrzebę świeżości na prawej stronie. Jest taka potrzeba. Widzieliśmy to podczas różnych wydarzeń okołopolitycznych, które organizował np. Patryk Jaki. Jest wiele osób o prawicowych poglądach z ciekawymi diagnozami, które nie mogą się przebić przez sposób uprawiania polityki przez Jarosława Kaczyńskiego.

Paradoksalnie – choć politycy Konfederacji tego głośno nie powiedzą – politycznie bardziej komfortowe dla nich będzie zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego. Wtedy po stronie PiS pojawią się zapewne rozliczenia oraz pytania o przyszłość prawicy. Jeżeli wygrałby Karol Nawrocki, PiS dostałoby wiatru w żagle i parło do przyspieszonych wyborów.

Największe wyzwanie, jakie stoi przed Konfederacją, to wyjść z tych wyborów prezydenckich bez głębokiego podziału. Widzimy, że w tej kampanii inaczej zachowuje się Sławomir Mentzen a inaczej Krzysztof Bosak. Przykładem jest sprawa mieszkania Karola Nawrockiego. Mentzen bardzo ostro krytykuje Nawrockiego, co spotyka się z niezrozumieniem nie tylko w PiS-ie, ale również w części Konfederacji. Konfederacja musi się na nowo policzyć i znaleźć nowe modus vivendi między środowiskami narodowców a wolnorynkowców. Jeżeli to osiągną, to przyszłość jest ciągle przed nimi.

Paradoksalnie – choć politycy Konfederacji tego głośno nie powiedzą – politycznie bardziej komfortowe dla nich będzie zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego.

Czy Sławomir Mentzen miał choćby przez chwilę szanse na drugą turę i ewentualne zwycięstwo z Trzaskowskim?

Powtórzymy, to wyborcy decydują, a nie kampania czy sondaże. Myślę, że Sławomir Mentzen generalnie tych szans nigdy nie miał. Przypomnijmy, że po drodze były wybory uzupełniające do Senatu w Krakowie. Były one realnym sprawdzianem tego, kto i jakie ma polityczne karty. Choć Konfederacja szła do przodu w sondażach, jej wynik w Krakowie był bardzo umiarkowany. Kampania prezydencka to wielki wysiłek logistyczny. Ponad 300 powiatów i 2,5 tys. gmin, do których trzeba dotrzeć z plakatami i przekazem. To kampania, której organizatorzy nie mają wielkiego interesu. W wyborach parlamentarnych mieliby interes, bo mogliby zostać posłami. Partia albo ma silne, zawodowe struktury albo jej kampania jest robiona politycznym wolontariatem, ale nie jest to równoważne do struktur i możliwości PiS-u i PO. Szanse Sławomira Mentzena zawsze były niepewne, nawet jeżeli sondaże pokazywały co innego. Mocną stroną Sławomira Mentzena nie są też debaty, które w połowie kwietnia nadały tej kampanii nową dynamikę.

Presja wyścigu prezydenckiego

Czy zagrożeniem dla Konfederacji może być Grzegorz Braun, który w tych wyborach kandyduje w kontrze do Mentzena? 

Radykalna prawicowość, którą próbuje prezentować Grzegorz Braun, rozwija w Europie swoje sztandary. Choć zagospodarowuje emocjonalne potrzeby wąskiej grupy elektoratu, to – niezależnie od ocen tego, co dzieje się w Gazie – pamiętamy czym jest antysemityzm, oraz, że wrogiem Polski jest Rosja. To będzie tworzyć bariery dla popularności Grzegorza Brauna, który w wyborach osiągnie 3 proc. lub 4 proc., ale nie więcej. Jest politykiem ekstremalnym. Jego usamodzielnienie to dla Konfederacji szansa, by iść w kierunku partii centrowej, prawicowej, konserwatywno-liberalnej, ale nie radykalnej. To szansa na budowę legendy: „Pozbyliśmy się Grzegorza Brauna, Janusza Korwin-Mikkego. Jesteśmy poważną partią, która chce rządzić, a nie chce happeningu”.

A co czeka Trzecią Drogę, która w sondażach bywa czasem szósta?

Trzeba ostrożnie czytać sondaże partyjne w czasie wyborów prezydenckich. W tej chwili żyjemy pod presją wyścigu prezydenckiego. Trzecia Droga ma wielkie wyzwanie, którym jest próba przypomnienia o sobie 3 mln wyborców, którzy w 2023 r. uwierzyli, że jest możliwa inna rzeczywistość polityczna poza duopolem i polaryzacją. Próbuje to robić Szymon Hołownia, ale z fotela marszałka Sejmu jest to trudne. Po wyborach prezydenckich czekają nas gigantyczne przetasowania w polskiej polityce. Trzecia Droga będzie musiała znaleźć nowy pomysł na siebie. Wtedy większą rolę może odgrywać Władysław Kosiniak-Kamysz, który jest już teraz politykiem popularnym.

Prof. Sławomir Sowiński jest wykładowcą w Instytucie Politologii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. W swojej pracy zajmuje się polskim systemem politycznym oraz związkami polityki z Kościołem.

Główne wnioski

  1. Prof. Sławomir Sowiński twierdzi, że wybory prezydenckie są w Polsce "prawoskrętne". Ponad 60 proc. wyborców to mieszkańcy mniejszych miejscowości, którzy mają bardziej konserwatywne poglądy niż elektorat wielkomiejski. Po prezydenturze Aleksandra Kwaśniewskiego, te wybory wygrywali zawsze kandydaci konserwatywni. Ważny będzie układ kolejnych miejsc (i kto kogo poprze w drugiej turze) oraz – psychologicznie – kolejność zwycięzców pierwszej tury.
  2. Przed drugą turą znaczenie może mieć podmiotowość kandydatów, jeżeli w drugiej turze znajdą się Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki. Kandydat PiS może wytykać Trzaskowskiemu, że w partii jest nad nim Donald Tusk. Kandydat KO może wypominać Nawrockiemu, że sam określił się „decyzją Kaczyńskiego”. Duże znaczenie będą mieć kolejność oraz wyniki kandydatów, którzy odpadną po pierwszej turze.
  3. Partia Sławomira Mentzena po wyborach może zyskać w rywalizacji z PiS. Opłacalnym scenariuszem dla Konfederacji może być zwycięstwo Trzaskowskiego. Po stronie PiS może pojawić się oczekiwanie rozliczeń za porażkę. Zwycięstwo Nawrockiego może oznaczać parcie do przyspieszonych wyborów parlamentarnych.