Jan Przyrowski i marzenia o Formule 1. „Na siłownię chodzę od 11 roku życia”
16-letni Jan Przyrowski walczy o mistrzostwo Hiszpańskiej Formuły 4 i mówi, że wyścigi tam są znacznie ciekawsze niż te w Formule 1 i znacznie bardziej niebezpieczne.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego Jan Przyrowski zaczął „dźwigać ciężary” już w wieku 11 lat.
- Dlaczego wyścigi Formuły 4 mogą być dla kibiców bardziej ekscytujące niż te Formuły 1.
- Dlaczego kluczową informacją o bolidzie F4 jest to, że waży on tylko 600 kg.
W Formule 4 Jan Przyrowski ścigał się już w ubiegłym sezonie – jako 15-latek kierował bolidem osiągającym prędkość prawie 250 km/h. A ta charakterystyka Formuły 4 – prędkość bolidu na prostych – jest i tak jedną z najmniej ekscytujących danych opisujących wyścigi.
– Sama prędkość niewiele nam mówi, trzeba dodać okoliczności. Wziąć pod uwagę przede wszystkim to, iż nikt nie znajduje się na torze sam. Obok są rywale i każdy z nich chce zyskać pozycję. A tak naprawdę wszystko rozgrywa się w zakrętach, proste są mniej istotne – zaczyna opowiadać Jan Przyrowski.
Bolid wyjątkowo „responsywny”
W Formule 4 kierowcy ścigają się bolidami o mocy 180 koni mechanicznych. To niezbyt wiele, ale znów, jak wyżej, bardzo istotne są okoliczności.
– Chodzi o stosunek mocy do wagi bolidu. A ten waży tylko 600 kg, i to wraz z kierowcą. To bardzo mało, dlatego też wrażenia z jazdy są niezwykłe. Bolid jest bardzo czuły, my mówimy: „responsywny”. Reaguje na nasz każdy ruch – mówi Jan Przyrowski.

„Responsywność” bolidu najbardziej odczuwalna jest podczas pokonywania zakrętów, a to tam rozgrywa się walka o pozycje. W Formule 1 jest system „DRS”, który bardzo ułatwia wyprzedzanie. Gdy tylko dany kierowca znajdzie się odpowiednio blisko rywala jadącego z przodu, może aktywować system, który zwiększa jego prędkość (jadący z przodu rywal nie może tego zrobić). W Formule 4 takiego systemu nie ma, wyprzedzanie wymaga podejmowania dużego ryzyka.
– Chodzi np. o to, by dojeżdżając do zakrętu, zahamować później niż przeciwnik. Albo wybrać bardziej ryzykowną linię jazdy – wyjaśnia Jan Przyrowski.
I znów jego wypowiedź trzeba uzupełnić o tzw. okoliczności. Bolidy Formuły 4 nie są choćby w małej części tak zaawansowane aerodynamicznie jak te z F1. Nie mogą tak bezpiecznie pokonywać zakrętów z zawrotną prędkością, docisk jest znacznie słabszy. To jeszcze zwiększa ryzyko, ale młodzi kierowcy niechętnie zdejmują nogę z gazu – Jan Przyrowski mówi, że choć aerodynamika jest bardzo słabo rozwinięta w bolidach F4, to i tak zakręty pokonuje się tam z prędkością wynoszącą średnio od 100 do 120 km/h.
Przysiady ze sztangą w wieku 11 lat
Jan Przyrowski urodził się w Rossoszycy, miejscowości położonej niedaleko Sieradza. W jego rodzinie tradycji motorsportowych nie było, ale jego ojciec oglądał Formułę 1.
– I ja podobno jako małe dziecko stawałem na fotelu z jakimś kubkiem, udając, że świętuję miejsce na podium. Gdy miałem cztery lata, po raz pierwszy wsiadłem do gokarta – wspomina Jan Przyrowski.
Wyścigi zakręciły jego dzieciństwem, był coraz szybszy na torze. Ale też z czasem zaczął zauważać, iż jego rywale mają nad nim naturalną przewagę – są więksi, a więc silniejsi.
– Tak, już w kartingu siła fizyczna odgrywa dużą rolę. Ja zacząłem chodzić na siłownię w wieku 11 lat. I już wtedy robiłem przysiady z obciążeniem, już wtedy wyciskałem sztangę na ławce. Po prostu czułem, że brakuje mi siły. Siły do skręcania, siły mięśni karku – głowa „latała mi” podczas pokonywania zakrętów, szyja była zbyt słaba, by ją utrzymywać. Nie byłem też mocny kondycyjnie, pod koniec wyścigów czułem duże zmęczenie. W Formule 4 oczywiście treningi są jeszcze istotniejsze, ponieważ większe są przeciążenia grawitacyjne, z jakimi walczymy. Trenuję na siłowni trzy razy w tygodniu, tyle samo razy też biegam, ok. 5 km – opowiada Jan Przyrowski.
Już nie odstaje fizycznie – mierzy obecnie 176 cm wzrostu. W tym sezonie Hiszpańskiej Formuły 4 zajmuje trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej, do lidera traci tylko 14 punktów. Wygrał dotąd najwięcej wyścigów – trzy z sześciu (sezon rozpoczął się niedawno).
Dlaczego Jan Przyrowski marzy o „nudnej” F1
Marzeniem Jana Przyrowskiego jest oczywiście wejście do Formuły 1. Choć mówi o niej otwarcie, że dla kibiców jest ona nudna. W naszej rozmowie często w tym kontekście pada słowo „procesja”. Tak szyderczo określane bywają wyścigi F1 – dany kierowca prowadzi, a reszta grzecznie jedzie za nim (system DRS nie zawsze pomaga).
Tylko czy „nudna” Formuła 1 nie działa demobilizująco? Jan Przyrowski od dziecka poświęca wszystko, by się do niej dostać – edukację pobiera w wirtualnej Szkole w Chmurze. Gdy trwa wyścig, nie może usiedzieć dłużej przed telewizorem. Jest zbyt nudno.
– Nie, nie ma mowy o żadnym zniechęceniu. Gdy narzekam na nudę w F1, to mówię o perspektywie kibica. Dla kibiców ciekawsze mogłyby być wyścigi F4, u nas np. podczas pierwszego okrążenia można zobaczyć szalony wyścig. Nasze bolidy rozpędzają się do 100 km/h w 3,3 sekundy, wszyscy jedziemy niemal koło w koło. Natomiast moje marzenia o Formule 1 nie słabną ani o jotę, ponieważ wiem, jak ten świat wygląda z perspektywy kierowcy. Dla kierowców F1 to spełnienie marzeń. Technologia, prędkości, aerodynamika... Inny świat – wyjaśnia Jan Przyrowski.
Główne wnioski
- Jan Przyrowski to 16-letni polski kierowca Hiszpańskiej Formuły 4. Walczy tam o mistrzostwo, w klasyfikacji generalnej, zajmuje na razie trzecie miejsce.
- Przygotowanie fizyczne jest bardzo ważne nie tylko dla kierowców Formuły 4, ale też dla tych, którzy jeżdżą w kartingu. Również tam zakręty pokonuje się tak szybko, że może to wywołać gwałtowne odchylenia głowy, jeśli mięśnie szyi nie są odpowiednio mocne.
- Bolid Formuły 4 prędkość 100 km/h osiąga już w 3,3 sekundy. Waży tylko 600 kg (wraz z kierowcą) i nie ma odpowiedniej infrastruktury aerodynamicznej – pokonywanie zakrętów przy jednoczesnej walce z rywalami jest więc w Formule 4 wielkim wyzwaniem dla kierowców.


