Święto esportu przenosi się z Katowic do Krakowa. W puli ponad milion dolarów (WYWIAD)
Najbardziej prestiżowy turniej esportowy w Polsce zmienia swoją lokalizację. Intel Extreme Masters, którego 13 ostatnich edycji rozegrano w katowickim Spodku, w przyszłym roku odbędzie się w Tauron Arenie Kraków. – Mocno urośliśmy i Spodek jest dla nas za mały – mówi Michał Blicharz, współodpowiedzialny za organizację IEM. W rozmowie z XYZ opowiada też o zainteresowaniu esportem ze strony polskich firm i zarobkach najlepszych graczy.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego największe w Polsce wydarzenie esportowe zostaje przeniesione z Katowic do Krakowa.
- Czy polskie firmy są zainteresowane sponsorowaniem esportu.
- Ile zarabiają czołowi gracze Counter-Strike’a.
Michał Banasiak, XYZ: Zacznę od pytania zadanego w imieniu tych, którzy nie wiedzą, dlaczego jest tyle zamieszania z przeniesieniem imprezy dla graczy komputerowych. Czym jest Intel Extreme Masters (IEM)? Jak to przełożyć na realia imprez sportowych?
Michał Blicharz, wiceprezes ds. rozwoju produktu w ESL FACEIT Group (EFG): IEM to jeden z najbardziej prestiżowych turniejów w świecie esportu. A jeśli chodzi stricte o Counter-Strike’a, w którego się u nas gra, to jedno z dwóch najważniejszych wydarzeń na świecie. Jest trochę jak zakończony niedawno French Open w tenisie. A jeszcze lepszym przykładem byłby Wimbledon, bo nasz turniej też jest najstarszy w branży. Przyjeżdżają do nas najlepsi gracze na świecie, walczą o duże pieniądze. Pula to w tym momencie 1,25 mln dolarów.
Na IEM gra się tylko w jedną grę? W Counter-Strike’a?
Na początku były trzy: League of Legends, Star Craft i Counter-Strike. W tej chwili jest to tylko Counter-Strike i nie zamierzamy tego zmieniać. W esporcie mamy dużą „specjalizację” fanów. Interesują się konkretną grą, a nie z całym esportem. Na ogół gry komputerowe są dużo bardziej skomplikowane niż sport tradycyjny. Wszyscy plus minus wiemy na czym polegają boks i tenis, więc możemy sobie włączyć jedno, przełączyć się na drugie i cieszyć widowiskiem. Z esportem jest bardziej jak z szachami i brydżem sportowym. O tych grach też trzeba się sporo nauczyć, więc bariera wejścia jest wyższa. Jak się ją przeskoczy, to człowiek zostaje przy konkretnym
tytule.
Przejdźmy do najważniejszej informacji dla fanów IEM, czyli przeprowadzki do Krakowa. IEM i Spodek stały się na przestrzeni lat kultowym połączeniem. Skąd wynika zmiana lokalizacji?
Mało kto pamięta, ale to nasza druga przeprowadzka. W 2007 zaczynaliśmy w Hanowerze. To były jeszcze czasy, które nazywam piwniczną erą esportu. Największe wydarzenia organizowało się wtedy na kawałku hali wystawowej czy przy okazji jakichś targów gier komputerowych albo komiksów. Potem to nagle przyspieszyło i okazało się, że jest mnóstwo chętnych i do grania, i do oglądania. Wyrośliśmy z tych „piwnicznych” formatów, szukaliśmy czegoś znacznie większego. I w 2013 roku miasto Katowice wyciągnęło do nas rękę, oferując Spodek. Ale od tego czasu znowu mocno urośliśmy i nawet Spodek jest dla nas za mały. Chętnych do oglądania IEM na żywo jest coraz więcej. Bilety z roku na roku wyprzedają się coraz szybciej – ostatnio to było kilkanaście minut. Dlatego zwiększamy skalę.
Domyślam się, że chętnych do przejęcia IEM było sporo. Pewnie nie tylko w Polsce.
Takie zakusy były czynione w zasadzie co roku. Również dlatego, że miasta widzą korzyści w goszczeniu takiego eventu. W 2019 roku robiliśmy badanie wpływu nasze imprezy na gospodarkę miasta. Wynikało z nich, że wpływ ekonomiczny IEM na Katowice to 12 mln euro. Przeprowadzka jest dla nas z biznesowego punktu widzenia konieczna, ale zależało nam na tym, żeby zostać w regionie. Kraków jest blisko Katowic, gdzie mamy regionalne biuro EFG i własne studio. Dostaliśmy też dobrą ofertę od miasta i mam nadzieję, że ta współpraca będzie trwała długo. Nie chcemy zmieniać lokacji co roku.
Poza lokalizacją i skalą coś się zmienia?
Chcielibyśmy zachować charakter naszej imprezy, zachować pewne wypracowane przez lata tradycje. W Katowicach gracze wchodzili na scenę po schodach, gdzie są nazwy wszystkich drużyn, które wygrały trofeum do tej pory – zamierzamy przenieść ten element do Krakowa. Podobnie jak inne nasze rytuały i smaczki, do których kibice są przyzwyczajeni. Lokalizacja będzie nowa, ale to wciąż ma być ten sam IEM.

Nagrody dla zawodników będą większe?
Na pierwszym turnieju w Katowicach startowaliśmy od puli 50 tys. dolarów. Dziś to jest o 1,2 mln dolarów więcej – na jedną grę. Pula cały czas rośnie, bo rośnie też popularność IEM-u. Natomiast trudno dziś stwierdzić czy i o ile uda się ją zwiększyć w najbliższych edycjach.
Jak przez tych kilkanaście lat w Spodku zmieniło się zainteresowanie IEM?
Zainteresowanie jest tak duże, że nawet Tauron Arena Kraków nie pomieści wszystkich chętnych, ale to jest miejsce dwa razy większe od Spodka. Z biznesowego punktu widzenia jedną z najważniejszych liczb jest oglądalność. Telewizje mają swoje szacunki, bazujące na danych Nielsena. My zamiast szacunków mamy konkretne, precyzyjne liczby. W tym roku finał IEM oglądało w szczytowym momencie 1,3 mln osób na całym świecie. A sumaryczny czas oglądania turnieju przekroczył 30 mln godzin. To są w świecie esportu znakomite wyniki.
Idzie za tym zainteresowanie ze strony sponsorów?
Przychodziłem do ESL w 2009 roku. Wtedy jeszcze esportem interesowały się właściwie tylko firmy z branży komputerowej: producenci myszek, podkładek, procesorów. Dzisiaj nadal są z nami – Intel jest sponsorem tytularnym – natomiast mamy bardzo duże zainteresowanie innych firm: DHL, Mercedes, Monster Energy. Te marki widzą, że esport pozwala dotrzeć do młodych ludzi. Oni nie oglądają telewizji, są w stanie bardzo skutecznie odciąć się od reklam, więc trzeba do nich podejść inaczej. Współpraca z IEM
daje takie możliwości. Jak np. customowe kampanie. Razem z DHL zrobiliśmy wideo w stylu The Office, gdzie pracowników grają osoby znane z naszych transmisji, np. komentatorzy. Obserwuję, że do esportu wchodzi coraz więcej firm z branży samochodowej, ubezpieczeniowej, spożywczej. Widzą, że można tędy dotrzeć do trudnej do uchwycenia w inny sposób grupy.
Budowaliśmy więc piramidę esportu jednocześnie od dołu i od góry. Teraz odchodzi się od lokalnych rozgrywek – rynki są globalne, serwery są globalne, więc lokalne turnieje straciły sens.
IEM nie jest jedyną imprezą, którą organizujecie jako ESL.
W Polsce przez długi czas działaliśmy dwutorowo. Z jednej strony te wielkie międzynarodowe imprezy, niemające w Polsce konkurencji. A z drugiej impreza lokalna, jaką były ESL Mistrzostwa Polski, wcześniej nazywana ESL Pro Series. Budowaliśmy więc piramidę esportu jednocześnie z góry i z dołu. Teraz odchodzi się od lokalnych rozgrywek, z uwagi na to, że rynki są globalne, serwery są globalne, więc lokalne turnieje straciły sens. Turniej międzynarodowy kosztuje m.in. tyle samo, a przyciąga nieporównywalnie większą uwagę. Obecnie poza Katowicami – teraz już właściwie Krakowem – mamy jeszcze turniej w Kolonii. To nasze esportowe French Open i Wimbledon. Z czterech najważniejszych turniejów Counter Strike’a na świecie robimy dwa.
Jeden z nich mamy w Polsce. Ale polskich sukcesów na światowym poziomie obecnie brakuje. A przecież były czasy, że byliśmy w Counter-Strike’u potęgą.
Pierwszymi mistrzami IEM w 2007 roku to była ekipa polska – pięciu Polaków, którzy grali dla polskiej organizacji PBS Gaming. Teraz mamy kilku przyzwoitych graczy, ale grają dla zagranicznych drużyn – tak jak Robert Lewandowski w Barcelonie, a Piotr Zieliński w Interze. W chwili gdy rozmawiamy, w Austin w Teksasie trwa bardzo prestiżowy turniej w Counter-Strike’a. W pierwszej szesnastce drużyn mamy w sumie czterech Polaków. Dwóch Polaków w Team Liquid i dwóch Polaków w G2, gdzie trenerem jest TaZ – jeden z mistrzów IEM z 2007 i 2014 roku. Natomiast biorąc pod uwagę wszystkie gry, najlepszym polskim graczem jest teraz Nisha, czyli Michał Jankowski. Gra w Dotę 2 i jest na 22. miejscu na liście najlepiej zarabiających w historii tej gry.
Dlaczego obecnie nie mamy silnej polskiej drużyny esportowej? Czy esport na najwyższym poziomie stał się zbyt kosztowny i w Polsce brakuje chętnych, żeby wyłożyć takie pieniądze? Świat nam odjechał?
Zgodzę się z zawartą w pytaniu tezą w 80% . Polskie organizacje przespały moment, gdy mając u siebie dobrych zawodników mogły powalczyć o pozyskanie kapitału zagranicznego. Przecież na tym rynku można starać się o wsparcie BMW, Mercedesa czy Hondy niezależnie od kraju pochodzenia drużyny. Trzeba „tylko” prężnie działać, mieć dobre pomysły i oczywiście dobrych zawodników.
Wspominałem o PGS Gaming. Byli właściciele tej drużyny zastanawiają się dziś, co by było, gdyby dokonali odpowiednich wyborów biznesowych Drużyny, z którymi kiedyś PGS rywalizowali jak równy z równym, dziś są potentatami. Ale niestety, nasze drużyny nie myślały globalnie, a na polskim rynku po prostu nie ma takich pieniędzy. Taki dajmy na to Tymbark nie dysponuje takim budżetem jak Coca-Cola.

Wielu jest dziś esportowych milionerów?
Ścisły światowy top owszem, to są milionerzy. Jeden z najlepszych na świecie graczy Dota 2, Michał „Nisha” Jankowski, zarobił na turniejach prawie 4 mln dolarów. Topowi gracze Counter-Strike’a zarabiają rocznie do 2 mln dolarów, za nimi jest większa grupa, która uzbiera 500-800 tys. $. Mówimy tu o samych nagrodach, natomiast trzeba jeszcze doliczyć pensje z tytułu kontraktów, bo ci zawodnicy mają podpisane umowy z drużynami. Najlepsi mogą liczyć na 20 do 50 tys. euro miesięcznie.
Trochę się zmieniło od czasu, gdy sam grałeś.
Wtedy najczęściej można było wygrać jakiś sprzęt komputerowy. Moją największą zdobyczą był monitor, który dostałem za pierwsze miejsce w jednym z turniejów, chyba w Szczecinie.
Płaski?
Nie, nie, jeszcze taki kwadratowy z wystającym tyłem. Kosztował wtedy jakieś 600 złotych. To były nieporównywalne czasy. Wsiadało się w pociąg, jechało do jakiejś kafejki, czasami na drugim końcu Polski, i trzeba było zająć co najmniej drugie miejsce, żeby taki wyjazd jakkolwiek się opłacił, tzn., żeby przynajmniej zwróciło się za bilet na pociąg i jakąś pizzę.
Dzisiejsi fani esportu nie pamiętają tych czasów. 20-latkowie nie znają świata, w którym esport jest totalną niszą. Oni patrzą na to przez pryzmat wypełnionego po brzegi Spodka, co pierwszy raz udało nam się zrobić w 2013 roku.
Z zazdrością patrzysz na młodszych kolegów?
Nie. Dzisiejszy esport to już nie sama pasja, ale ciężki kawałek chleba. Zawodowcy ponad połowę roku spędzają w podróży, bo latają z turnieju na turniej. Funkcjonują jak najlepsi sportowcy. Oczywiście wszyscy możemy powiedzieć, że z zazdrością patrzymy na zarobi Igi Świątek, ale Iga Świątek większość roku nie widzi swojego domu, nie śpi w swoim łóżku. Mnóstwo czasu spędza na lotniskach. To jest życie pełne poświęcenia. W przypadku esportowców wygląda to tak samo. Nie zazdroszczę im tego.
Które państwa są dziś esportowymi potęgami?
Najszybciej i najwcześniej esport rozwinął się w Korei Południowej. Stamtąd pochodzi najsłynniejszy zawodnik w historii esportu – Faker, który gra w League of Legends. Nie prowadzi szczególnie medialnego życia, powiedziałbym nawet, że jest nieciekawy, a mimo to ma na Instagramie 2 mln obserwujących. Poza Koreą, na pewno też Chiny. Mają prężnie działające ligi, ogromną bazę fanów.
Chyba już nikt nie postrzega esportu jako ciekawostki. Stał się branżą pełną gęba.
Nie dość, że jest popularny i uznawany na całym świecie już jako coś normalnego, widzimy, że coraz więcej próbuje inwestować w tę branżę. Piłkarz Liverpoolu Diogo Jota ma swoją własną drużynę esportową. Kilku zawodników UFC streamowało granie w Counter Strike’a na Twitchu. Jest tego coraz więcej. Popularność cały czas rośnie.
W Polsce też?
Najlepsi polscy gracze też są rozpoznawalni. Zdarzyło mi się wyjść na miasto z pashą i jest rozpoznawalny przez młodych absolutnie wszędzie. Kilku innych naszych graczy też jest znanych nie tylko w internecie. Natomiast to jest troszeczkę jak z NBA. Przeciętny Polak rozpoznaje Marcina Gortata, ale już niekoniecznie najlepszych zawodników z polskiej ligi. Z graczami esportu jest podobnie.
Za Twoich czasów grało się przede wszystkim w Unreal Tournament i Quake’a. Teraz dominują inne tytuły. Czeka je „zmiana pokoleniowa”?
Przyszłość esportu związana jest z rozwojem technologii i wyobraźnią twórców gier. Kiedyś nie do pomyślenia było, żeby stu graczy grało na jednej mapie. A teraz to się dzieje w PUBg czy Fortinite. Jeżeli otworzą się jakieś nowe drzwi czy nowe możliwości, czy nowe wymiary wręcz dzięki technologii, to ludzie zaczną po tą technologię wymyślać nowe gry komputerowe i one mogą być dużo bardziej popularne od tych, które uznajemy dzisiaj za klasyki.
Natomiast przewiduję, że nie zmieni się większa popularność gier drużynowych niż indywidualnych. Z jednej strony graczom łatwiej przełknąć porażkę, gdy rozkłada się ona na cały zespół, a z drugiej publiczność lubi rywalizację drużynową.
Sukces esportu nie uszedł uwadze Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, który przez 12 lat będzie organizował w Arabii Saudyjskiej esportowe igrzyska. Co prawda nie będzie to klasyczny turniej, bo rywalizacja odbędzie się w wyselekcjonowanych tytułach, ale jednak pod szyldem MKOl-u. Czy to pierwszy krok do tego, żeby esport trafił na igrzyska olimpijskie?
Nie wydaje mi się, żeby esport mógł znaleźć się na jednej imprezie ze sportem. MKOl bardzo szerokim łukiem obchodzi wszystkie gry, w których jest jakikolwiek zalążek brutalności, a więc Counter-Strike czy Rainbow Six od razu odpadają. A to oznacza, że wypada część świata esportu, który jest uznany jako trzonu tego ruchu esportowego.
Wobec tego nie wydaje mi się, żeby zwłaszcza kibice esportu identyfikowali się z taką połączoną imprezą. Poza tym rozumiem, że nie próbuje się porównywać esport do sportu, ale są elementy, których nigdy nie da się porównać. Emocje mogą być podobne, nawet trening, bo wbrew pozorom gracze trenują nie tylko przed komputerem. Ale jednak osoba biegnąca po stadionie, a osoba siedzą przed komputerem to jest coś innego – również do pokazania.
To według mnie powody, żeby te imprezy pozostały rozdzielone.
Główne wnioski
- Intel Extreme Masters przenosi się do Krakowa, ponieważ Tauron Arena ma dwukrotnie większą pojemność niż katowicki Spodek.
- Organizatorzy chcą zachować charakter turnieju i przenieść do Krakowa znane graczom i kibicom rytuały oraz symbole.
- Czołowi gracze Counter-Strike’a zarabiają nawet 2 mln dolarów rocznie.
