Sprawdź relację:
Dzieje się!
Sport

Adam Małysz o kryzysie w polskich skokach: Nowe pokolenie jest inne, ceni czas wolny

Męczą go pytania, czy odpowiednio finansujemy ewentualnych następców Kamila Stocha. Kieruje dyskusję w inną stronę, mówi o wielkiej determinacji, również tej „finansowej”, którą on miał, a której teraz u młodych nie widzi. W pewnym momencie wydaje się, że Adam Małysz rzuci jak Gordon Gekko: „Greed is good” („Chciwość jest dobra”).

Na zdjęciu prezes polskiego Związku Narciarskiego Adam Małysz
Adam Małysz otwarcie przyznaje, że motywowały go w dużej mierze pieniądze, które można było zarobić dzięki skokom. Zdjęcie: PAP/Michał Meissner

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Dlaczego skoczkowie nie skorzystali z pomocy finansowej, którą oferowało im wojsko.
  2. Dlaczego Adam Małysz mówi, że wykonywanie treningów na 100 proc. to za mało.
  3. Jak zareagowała kadra polskich skoczkiń, gdy dostała od PZN wszystko, czego zażądała.

Dawid Kubacki odpadł już w kwalifikacjach przed pierwszym konkursem Turnieju Czterech Skoczni. Piotr Żyła w tym konkursie, rozegranym w niedzielę, zajął dopiero 41. miejsce. Kamil Stoch w ogóle nie pojechał na Turniej – ma szukać formy indywidualnie. Aleksander Zniszczoł, który w zeszłym sezonie był jednym z bardziej obiecujących zawodników, uplasował się w Oberstdorfie na 36. miejscu. Jakub Wolny zakończył rywalizację na 30. pozycji.

Kubacki (34 lata), Stoch (37) i Żyła (niespełna 38) to jedni z najstarszych zawodników w stawce. Z kolei Zniszczoł i Wolny mają odpowiednio 30 i 29 lat. W pierwszym składzie reprezentacji Polski młodym zawodnikiem pozostaje jedynie 25-letni Paweł Wąsek, który w Oberstdorfie zajął obiecujące 10. miejsce.

W klasyfikacji generalnej Pucharu Świata Wąsek plasuje się na 15. miejscu, Zniszczoł na 19., a pozostali reprezentanci znajdują się poza pierwszą „25”.

Wszyscy wyżej wymienieni to pierwszy skład reprezentacji Polski w obecnym sezonie. Średnia wieku – 32 lata. Adam Małysz miał 33 lata, gdy kończył karierę.

Marek Deryło, XYZ: Pytanie nasuwa się oczywiste i słyszał je pan wiele razy. Gdzie są młodzi? Gdyby nie Paweł Wąsek, sytuacja wyglądałaby katastrofalnie.

Adam Małysz, prezes Polskiego Związku Narciarskiego: Mamy kilku młodych z dużym potencjałem, wymienię np. Tomasza Pilcha [24 lata] czy Kacpra Juroszka [23 lata]. Tylko że stanęli przed jakąś ścianą, nie wiadomo, co się dzieje. Na treningach wszystko wydaje się zmierzać w dobrym kierunku, a przychodzą starty i…

Juroszek dostał szansę w obecnym sezonie Pucharu Świata, ale dwukrotnie odpadł w kwalifikacjach. Pilch w Pucharze Kontynentalnym, drugiej lidze skoków, zajmował miejsca 20., 24., 33., 26. Z kolei 19-letni Klemens Joniak został w październiku mistrzem Polski, a w Pucharze Kontynentalnym bywa w drugiej, trzeciej, a nawet czwartej dziesiątce.

Mają psychologów, dietetyków – teoretycznie wszystko, co powinno prowadzić ich do sukcesów. Mam dwie teorie, dlaczego im nie idzie. Po pierwsze, nowe pokolenia są chyba bardziej kruche psychicznie niż te starsze – ale to jest tylko moje przypuszczenie. Znacznie bardziej pewien jestem tego, że nie mają takiej determinacji, jaką mieliśmy my dawniej.

Wielokrotnie słyszałem od naszych młodych skoczków: „Dajemy absolutnie 100 proc. na treningach”. Tylko że to za mało. Trening to tylko część pracy. Bo na przykład na sam trening już trzeba przyjść przygotowanym, a po treningu należy dokładnie się zregenerować, co także wymaga aktywności. Sport wymaga całkowitego poświęcenia – trzeba cały czas pracować nad błędami. Ja nawet w hotelach pracowałem nad pozycją najazdową czy podglądałem na wideo innych skoczków.

Wielokrotnie słyszałem od naszych młodych skoczków: „Dajemy absolutnie 100 proc. na treningach”. Tylko że to za mało.

Taka postawa, że przed treningiem mamy normalne życie i wracamy do niego po treningu, w skokach nie przyniesie efektów?

Nie przyniesie. Moje słowa mogą być krzywdzące dla młodych skoczków, ponieważ dla nich wydaje się całkowicie normalne, że jeśli dają z siebie 100 proc. na treningach, to wszystko jest idealnie. Bo takie chyba mamy czasy, że jest praca i jest „normalne życie”. O podobnym zjawisku słyszymy przecież w innych dziedzinach. Nowe pokolenia coraz bardziej cenią sobie czas wolny i coraz bardziej o niego dbają. Ale w sporcie tak się nie da.

Może młodzi poświęcaliby się bardziej, gdyby ich sytuacja bytowa była lepsza? Od strony sportowej wszystko mają zapewnione, ale ani PZN, ani kluby nie wypłacają im żadnych pensji. Gwiazdy oczywiście mają wielkich sponsorów, ale ci młodsi – np. ci skaczący w Pucharze Kontynentalnym – mają o wiele trudniej. Ich sponsorzy, jeśli są, to znacznie mniejsze firmy, bywa, że regionalne. Pozostają jeszcze ewentualnie stypendia od miasta czy gminy, ale wiemy, że to nie są duże pieniądze. Młodzi seniorzy, jak 23-latkowie, żyją zapewne głównie dzięki pomocy rodziny. Albo podejmują drugą pracę – kilka lat temu Andrzej Stękała był kelnerem w zakopiańskiej restauracji…

I następnie miał najlepszy sezon w karierze. Zajął szóste miejsce w Turnieju Czterech Skoczni, był blisko triumfu w Zakopanem. Na MŚ zdobył z drużyną dwa brązowe medale.

Pana poprzednik na stanowisku prezesa PZN, Apoloniusz Tajner, często zastanawiał się, czy Dawid Kubacki odniósłby swoje sukcesy, gdy pochodził z biedniejszej rodziny. Jego pierwsze lata kariery były niemrawe, ale rodzice wspierali go finansowo. Gdyby nie to, może skończyłby ze skokami wcześniej…

A może by nie skończył? Może zacisnąłby zęby jeszcze mocniej? Specjalnie prowokuję w przypadku Stękały i Kubackiego, bo ja też przechodziłem przez trudne momenty. Nie miałem stypendiów, sponsorów, biedowałem, musiałem zacisnąć zęby. Ale przyszedł taki moment, że musiałem wybrać. I jak wybrałem, to już poświęciłem się całkowicie skokom. Nie ukrywam, że wielką motywacją dla mnie były pieniądze, które można zdobyć, osiągając sukcesy. Trudne momenty jeszcze bardziej tę motywację finansową i determinację zwiększyły. Bo w sporcie motywują nie tylko przyszłe sukcesy, ale też przyszłe pieniądze. Oczywiście, gdyby przez kilka lat dalej nic mi nie wychodziło, musiałbym pomyśleć o czymś innym. Ale na tym polega ryzyko, ono jest nierozerwalnie związane ze sportem.
Sprawa jest złożona. Wiem, że niektórym skoczkom, którzy dopiero wchodzą do rywalizacji seniorskiej, jest trudno. Ale teraz sytuacja jest o wiele lepsza. Mamy szeroką kadrę bazową i praktycznie każdy, kto jest na przyzwoitym poziomie, ale chce się rozwijać, ma taką możliwość. Zapewniamy wszystko: zgrupowania, sprzęt, wyjazdy, fachową pomoc trenerską, psychologiczną czy dietetyczną. Bardzo niewielu jest skoczków, którzy nie łapią się do tej kadry.
A juniorzy? Oni mają wręcz znakomite warunki. Trenują w szkołach mistrzostwa sportowego, gdzie mają świetne możliwości rozwoju.
Jeśli chodzi o pensje dla każdego skoczka – to jest niemożliwe. Są regulacje ministerialne, a PZN nie zajmuje się tylko skokami, ale też siedmioma innymi dyscyplinami. Nie wiem, skąd mielibyśmy wziąć pieniądze na stałe pensje dla wszystkich.

Nie ukrywam, że wielką motywacją dla mnie były pieniądze, które można zdobyć, osiągając sukcesy w skokach.

Mówi pan też o mniejszej determinacji finansowej. Może to sprawa pokoleniowa – młodych już nie motywuje perspektywa wielkich pieniędzy? Nie mają tego „drive’a”, który zmuszałby ich do zaciskania zębów, tak jak pan to robił.

A czasem to właśnie trudne sytuacje, połączone z pragnieniem zdobycia wielkich pieniędzy, sprawiają, że człowiek podejmuje decyzję, by wejść w coś na 200 proc.

Pół żartem, pół serio – nadmiar pieniędzy dla młodych sportowców byłby szkodliwy?

Odpowiem anegdotą, ale może nie taką zupełnie od rzeczy. Swego czasu mieliśmy pewną sytuację z kadrą kobiet w okresie przedolimpijskim. Zawodniczki i trenerzy ciągle narzekali, że brakuje tego czy tamtego. Kadra dostała więc wszystko, co mieli mężczyźni. I po igrzyskach usłyszałem, że był kłopot z motywacją, bo wszystko mieli podane na tacy. Tak źle i tak niedobrze (śmiech).
Więc ja nadal będę się upierał, że wszystko zależy od człowieka, od tego, jak bardzo pragnie sukcesu sportowego i finansowego. Czy jest w stanie poświęcić się w 200 proc. dyscyplinie, którą uprawia. Na razie wśród naszych młodszych skoczków tego nie widzę.

Wróćmy do kwestii sytuacji bytowej młodych zawodników. Kreśliłem ponury obraz, a jednocześnie przypomniałem pańskie słowa sprzed lat, że może warto pójść drogą niemiecką i dać skoczkom etaty w policji czy wojsku.

I właśnie zawarliśmy porozumienie z wojskiem. Na początku zgłosiło się 10 czy 15 skoczków, ale faktycznie do wojska wstąpiło tylko dwóch. Mimo że wystarczyło przejść przez pierwszy etap, do przysięgi. Po niej byliby traktowani bardzo ulgowo i dostaliby fajne wsparcie.

Dlaczego reszta się wycofała?

Zobaczyli, że jednak nie będzie to wyglądało tak wesoło – że zapiszą się i od razu zaczną dostawać pensje. Czasem musieliby pojawić się w jednostce, ale to wymagałoby poświęcenia części tzw. czasu wolnego.

Rozmawiał Marek Deryło

Główne wnioski

  1. Mimo dostępnych zasobów, takich jak psychologowie, dietetycy i odpowiedni sprzęt, młodzi skoczkowie mają trudności z osiąganiem wyników na najwyższym poziomie. Wyzwaniem wydaje się brak determinacji i mentalnego przygotowania, co odróżnia ich od wcześniejszych pokoleń sportowców, którzy byli bardziej zdeterminowani, by osiągnąć sukces.
  2. Młodzi zawodnicy często muszą polegać na pomocy rodzinnej lub podejmować dodatkowe prace, co ogranicza ich zdolność do skupienia się wyłącznie na skokach. Brak stabilnego wsparcia finansowego ze strony klubów czy PZN w postaci pensji powoduje, że perspektywa kariery sportowej bywa dla nich mniej atrakcyjna.
  3. Nawet próby wprowadzenia rozwiązań, takich jak etaty w wojsku czy policji, nie spotkały się z dużym zainteresowaniem młodych skoczków. Część zawodników zrezygnowała, gdy zrozumiała, że wsparcie wiąże się z pewnymi obowiązkami. To pokazuje, że samo stworzenie możliwości finansowych nie wystarcza.