Azja kluczowa dla Amerykanów. Ludzie Trumpa planują politykę wobec Chin
Rywalizacja technologiczna z Chinami i prawdopodobna wojna handlowa z Pekinem oraz sytuacja na Morzu Południowochińskim, Tajwanie i Półwyspie Koreańskim zdecydują o azjatyckiej i globalnej polityce administracji Donalda Trumpa – oceniają eksperci.


Z tego artykułu dowiesz się…
- Jakie doniesienia płyną z Waszyngtonu i Pekinu w sprawie przyszłych relacji dwóch globalnych mocarstw.
- Jak konkurencja w dziedzinie nowych technologii, w tym sztucznej inteligencji, wpłynie na bezpieczeństwo w Azji.
- Z którymi azjatyckimi państwami USA chcą współpracować i jaki wpływ na relacje z nimi mogą mieć handel oraz polityka migracyjna.
Ze Stanów Zjednoczonych docierają pierwsze konkrety na temat amerykańskich planów w Azji, w której Waszyngton toczy grę z Pekinem o globalne wpływy gospodarcze i polityczne.
W sobotę Donald Trump oddał pierwszą salwę w możliwej wojnie handlowej z Państwem Środka. Dziesięcioprocentowe cła na chińskie towary – wprowadzane niezależnie od tych już obowiązujących – mają wejść w życie we wtorek. Zdecydowana odpowiedź Chin, które już zapowiedziały kroki odwetowe, każe się spodziewać eskalacji sporu dwóch największych gospodarek świata.
Ostatnie rozmowy „jastrzębi” z administracji Trumpa z azjatyckimi liderami i oświadczenia samego amerykańskiego prezydenta wskazują, że Waszyngton będzie raczej balansował między zabezpieczaniem amerykańskich interesów, potrzebami sojuszników i unikaniem otwartego konfliktu z azjatyckim rywalem.
Spór o Tajwan
Wkrótce po inauguracji Donalda Trumpa nowy sekretarz stanu USA Marco Rubio odbył rozmowę telefoniczną ze swoim chińskim odpowiednikiem, Wangiem Yi. Szefowi chińskiej dyplomacji miał powiedzieć że Amerykanie nie popierają niepodległości Tajwanu i liczą na rozwiązanie tej kwestii w sposób pokojowy, akceptowalny po obu stronach Cieśniny Tajwańskiej.
Nie jest to co prawda żaden przełom, ponieważ Waszyngton formalnie przestrzega tzw. „polityki jednych Chin” i nie uznaje Tajwanu za niepodległe państwo. Pokazuje to jednak, że Amerykanie będą chcieli ograniczać ryzyko wybuchu otwartego konfliktu o wyspę.
Pekin uznaje Tajwan za swoją zbuntowaną prowincję i nie wyklucza jej siłowego zjednoczenia
z Chinami kontynentalnymi. Z kolei Waszyngton utrzymuje z Tajpej nieformalne relacje i wspiera tajwańskie władze.
W rozmowie z XYZ dr Chiew-Ping Hoo – politolożka, wykładowczyni i współzałożycielka Wschodnioazjatyckiej Rady Stosunków Międzynarodowych (EAIR) – zwraca uwagę na coraz ostrzejszą retorykę Chin wobec Tajwanu.
– Wang Yi użył niedawno niespotykanych w języku dyplomatycznym słów, ostrzegając Amerykanów, że powinni „bardzo uważać”, jeśli spróbują wspierać tajwańską niepodległość. Skorzystał przy tym z chińskiego sformułowania oznaczającego stanowcze ostrzeżenie, co pokazuje, że Chiny będą niezwykle czułe na wszelkie próby zmiany status quo w Cieśninie Tajwańskiej – ocenia dr Hoo.
Morze Południowochińskie
W sprawie Filipin Marco Rubio był bardziej stanowczy. USA zapewniły o kontynuacji wsparcia dla tego kraju w związku z chińskimi roszczeniami terytorialnymi na Morzu Południowochińskim. Sekretarz stanu spotkał się również z przedstawicielami zgrupowania Quad (Indii, Japonii
i Australii). Wspólnie – choć w zawoalowany sposób – ostrzegli Pekin przed stosowaniem przymusu wobec sąsiadów na morzu.
Chiny regularnie konfrontują się z filipińskimi jednostkami na strategicznych wodach. Jednak dzięki wsparciu dyplomatycznemu i technicznemu USA Filipiny mogą coraz odważniej reagować na wtargnięcia Chińczyków do swojej wyłącznej strefy ekonomicznej.
– USA są jedynym traktatowym sojusznikiem Filipin i zawsze wspierały międzynarodowe prawo morskie. Wyrok trybunału międzynarodowego pozbawił Chińczyków argumentów za odebraniem nam naszego terytorium. Bliska współpraca wojskowa z USA będzie działać jako środek odstraszający przed dalszą eskalacją napięć – mówi prof. Victor Andres Manhit, politolog
i założyciel think tanku Stratbase w Manili.
Bliska współpraca wojskowa z USA będzie działać jako środek odstraszający przed dalszą eskalacją napięć.
Chociaż Filipiny widzą USA niemal jednoznacznie pozytywnie, polityka Donalda Trumpa w sprawach migracyjnych może stać się problemem. W mijającym tygodniu prezydent Ferdinand Marcos Jr. zapowiedział, że chce spotkać się z amerykańskim przywódcą i omówić kwestię mieszkających w USA Filipińczyków, którzy mogą być zagrożeni masowymi deportacjami.
Warto wiedzieć
Gorąco na linii Pekin–Manila
Chiny roszczą sobie prawo do niemal całego Morza Południowochińskiego, w tym do obszarów leżących w wyłącznych strefach ekonomicznych (EEZ) Filipin i innych państw regionu.
W 2016 r. Międzynarodowy Trybunał Arbitrażowy w Hadze orzekł, że chińskie roszczenia nie mają podstaw w prawie międzynarodowym, lecz Pekin nie uznał tego wyroku.
Kiedy w 2022 r. prezydentem Filipin został Ferdinand Marcos Jr., Manila zaczęła publicznie ujawniać chińskie incydenty na morzu – w tym przypadki nękania filipińskich jednostek straży przybrzeżnej i łodzi rybackich. Filipińczycy prezentują jako dowody nagrania
i szczegółowe fotografie.
Filipiny również zbroją się. W ciągu najbliższej dekady chcą przeznaczyć 35 mld dolarów na modernizację armii. Zacieśniają też współpracę obronną z Japonią, Koreą Południową
i Australią.
W kwietniu ubiegłego roku USA umieściły na Filipinach wyrzutnie rakiet Typhon, co wywołało protesty Chin. System ten jest wyposażony w pociski manewrujące SM-6
i Tomahawk, zdolne razić cele w Chinach i Rosji. Prezydent Marcos wystosował do Pekinu bezpośrednią propozycję:
„Przestańcie rościć sobie prawo do naszego terytorium, nie nękajcie naszych rybaków, nie taranujcie naszych łodzi, nie używajcie armatek wodnych przeciwko naszym obywatelom, nie oślepiajcie nas laserami i zaprzestańcie agresywnych działań. W zamian zwrócę wyrzutnie rakiet Typhon” – oświadczył.
W ubiegłym tygodniu na Filipinach zatrzymano pięciu obywateli Chin pod zarzutem szpiegostwa. Mieli oni przy pomocy drona i wysokorozdzielczych kamer rejestrować działalność w strategicznych obiektach wojskowych. W połowie stycznia aresztowano pod podobnymi zarzutami kolejnych trzech podejrzanych – Chińczyka i dwóch Filipińczyków.
Niektórzy analitycy podkreślają, że Manila musi działać ostrożnie, broniąc suwerenności
i ograniczając wpływy Chin, ponieważ Państwo Środka pozostaje największym partnerem handlowym Filipin.
Shahriman Lockman, analityk Instytutu Studiów Strategicznych i Międzynarodowych
w Kuala Lumpur, przewidywał w rozmowie z naszym portalem w listopadzie, że Chiny będą umacniać swoją dominację na Morzu Południowochińskim metodą faktów dokonanych. Jednocześnie narastająca militaryzacja regionu i niepewność strategii innych graczy zwiększają ryzyko nieporozumień i eskalacji konfliktu.
Półwysep Koreański i Japonia
Po objęciu urzędu Marco Rubio odbył rozmowę z ministrem spraw zagranicznych Korei Południowej – kraju, w którym stacjonuje 28,5 tys. amerykańskich żołnierzy. Amerykański Departament Stanu poinformował, że rozmowa dotyczyła bezpieczeństwa na Półwyspie Koreańskim oraz szerzej w regionie Indo-Pacyfiku. Politycy poruszyli również temat trójstronnej współpracy USA–Korea Południowa–Japonia.
Kilka dni po tych rozmowach, w ubiegłą sobotę, totalitarna Korea Północna przeprowadziła test strategicznego pocisku manewrującego.
– Trump i Rubio wyrazili gotowość do dialogu z Kim Dzong Unem, ale nie wiadomo, czy północnokoreański przywódca się na to zgodzi – zauważa dr Chiew-Ping Hoo.
Ekspertka zwraca także uwagę na wewnętrzne turbulencje w Korei Południowej:
– Niestabilność polityczna po impeachmencie prezydenta Yoona i nadchodzące wybory komplikują trójstronną współpracę USA–Japonia–Korea Południowa. Jednak wygląda na to, że amerykańska administracja będzie chciała skupić się przede wszystkim na zabezpieczeniu swoich interesów gospodarczych, zwłaszcza w zakresie łańcuchów dostaw technologii – ocenia politolożka.
W najbliższy piątek prezydent Trump spotka się w Waszyngtonie z premierem Japonii, Shigeru Ishibą. Przywódcy mają rozmawiać o wzmocnieniu współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa oraz sprawach gospodarczych. Wcześniej japońskie media wyrażały obawy, że Trump będzie domagał się zmniejszenia deficytu handlowego z Krajem Kwitnącej Wiśni, co mogłoby zagrozić przyszłości eksportu japońskich samochodów do USA.

Zdaniem eksperta
Zaangażowanie USA w regionie Azji i Pacyfiku
Niektóre państwa regionu, w tym Filipiny, szczególnie obawiają się zagrożenia ze strony Chin. Dla Manili bezpieczeństwo narodowe i ekonomiczne jest ściśle powiązane z Morzem Zachodniofilipińskim [tak Filipiny określają należącą do siebie część Morza Południowochińskiego – przyp. red.]. Z perspektywy sąsiednich krajów ten akwen ma strategiczne znaczenie ze względu na kluczowe szlaki handlowe i podwodne kable telekomunikacyjne pełniące rolę cyfrowych autostrad.
Stałe zaangażowanie Waszyngtonu i jego sojuszników w zapewnienie bezpieczeństwa morskiego poprzez wspólne rejsy i ćwiczenia wojskowe wysyła jasny komunikat. Społeczność międzynarodowa nie będzie stać bezczynnie, gdy agresywne państwa, takie jak Chiny, będą próbowały jednostronnie naruszyć porządek międzynarodowy oparty na zasadach.
Konkurencja technologiczna między Waszyngtonem a Pekinem będzie coraz intensywniejsza, wykraczając poza półprzewodniki i obejmując sztuczną inteligencję (AI) oraz nowe, dopiero rozwijane technologie. Rośnie globalna rywalizacja w tej dziedzinie, a do łask wraca koncepcja technonacjonalizmu. Rządy są dziś bardziej niż kiedykolwiek skłonne chronić strategiczne gałęzie przemysłu, by zwiększyć ich konkurencyjność międzynarodową.
Technologiczny rozwój stał się kluczowym wskaźnikiem potęgi geopolitycznej.
Model sztucznej inteligencji DeepSeek może stać się nowym czynnikiem bezpieczeństwa narodowego, podobnie jak TikTok. Obawy dotyczące tego, że chiński rząd może wykorzystywać AI do szpiegowania, uzyskiwania dostępu do tajemnic handlowych i prowadzenia kampanii wpływu, są uzasadnione. Na razie trudno przewidzieć, jak sprawa DeepSeeka się rozwinie i czy podzieli on w Stanach Zjednoczonych los TikToka.
Co dalej z relacjami z Chinami?
Japoński magazyn „Nikkei Asia” wskazuje w analizie, że zarówno szef dyplomacji USA Marco Rubio, jak i sekretarz obrony Pete Hegseth oraz doradca ds. bezpieczeństwa Mike Waltz są uważani za „jastrzębie” w relacjach z Chinami. Mimo to, cytowani eksperci przewidują, że ostra pozostanie jedynie retoryka, a w praktyce polityka USA wobec Pekinu będzie oparta na realizmie
i powściągliwości. Waszyngton prawdopodobnie będzie starał się łagodzić napięcia i unikać otwartego konfliktu.
– Relacje chińsko-amerykańskie coraz mocniej zmierzają w kierunku modelu strategicznego współzawodnictwa, przy równoczesnej współpracy tam, gdzie jest to konieczne – przyznaje
dr Chiew-Ping Hoo.
Ekspertka wskazuje jednak na obszary, w których kompromis jest mało prawdopodobny, czyli zaawansowane technologie i produkcję półprzewodników.
– USA chcą ograniczyć strategiczną zależność od Chin w kluczowych sektorach technologicznych
– podkreśla dr Hoo.
Sztuczna inteligencja – nowa oś rywalizacji
Nowy amerykański prezydent oświadczył, że rozwój DeepSeek – „niskokosztowego” chińskiego modelu generatywnej AI – powinien być dzwonkiem alarmowym dla amerykańskich firm technologicznych.
W drugiej połowie stycznia, po ogłoszeniu, że opracowanie nowej wersji DeepSeek kosztowało nawet o 95 proc. mniej niż w przypadku konkurencji z USA, kursy akcji wielu czołowych firm technologicznych w Stanach Zjednoczonych gwałtownie spadły.
Technologiczna rywalizacja między mocarstwami prawdopodobnie się zaostrzy, wpływając zarówno na konkurencję gospodarczą, jak i potencjalne aspekty militarne.
– Reakcje na Wall Street pokazują, że chińskie firmy – także dzięki postępowi w dziedzinie komputerów kwantowych – mogą dalej wzmacniać swoje możliwości w dziedzinie sztucznej inteligencji – zauważa dr Hoo.
Podkreśla, że chociaż USA w wielu obszarach nadal utrzymują przewagę technologiczną, to rosną obawy w sektorze obronnym dotyczące możliwej infiltracji i przyszłej dominacji Chin na rynku AI.
– Technologiczna rywalizacja między mocarstwami prawdopodobnie się zaostrzy, wpływając zarówno na konkurencję gospodarczą, jak i potencjalne aspekty militarne – ocenia ekspertka.
Cła Donalda Trumpa
Ważnym tematem analiz w Azji są właśnie wprowadzane trumpowskie cła.
Amerykański prezydent wywiązał się ze swojej wyborczej obietnicy wprowadzenia nowych opłat importowych na towary pochodzące od głównych partnerów handlowych. Od wtorku mają obowiązywać 25-procentowe daniny na import z Kanady i Meksyku. W chiński eksport do USA uderzy 10-procentowa stawka celna, dodana do już istniejących obciążeń.
Jasne jest, że administracja w Waszyngtonie traktuje handel jako integralną część relacji z innymi państwami i otwarcie używa argumentów handlowych, przy próbach uregulowania kwestii nielegalnej imigracji i kryzysu uzależnienia od fentanylu. W tym ostatnim kluczowy udział mają Chiny, skąd pochodzą chemikalia konieczne do produkcji tego opioidu.
Azjatyccy komentatorzy zwracają jednak uwagę, że przed wyborami ówczesny kandydat na prezydenta zapowiadał aż 60-procentowe opłaty importowe na chińskie towary. Po inauguracji mówił już, że „wolałby” wcale ich nie wprowadzać. Może to być elementem szerszej strategii negocjacyjnej, podobnie jak w czasie pierwszej kadencji Trumpa.
Prezydent Stanów Zjednoczonych pierwszą wojnę handlową z Pekinem rozpoczął już podczas swojej pierwszej kadencji. Nałożone wówczas cła utrzymała i rozszerzyła administracja Joe Bidena.
Od 2018 do końca 2019 r. USA objęły 25-procentowymi taryfami chińskie towary o łącznej wartości 360 mld dolarów, uzasadniając to rosnącym deficytem handlowym z Chinami. Pekin odpowiedział ocleniem amerykańskich produktów o wartości 110 mld dolarów.
Ostatecznie gospodarcza konfrontacja doprowadziła do zawarcia układu handlowego, w ramach którego Chiny – w zamian za redukcję części ceł – zobowiązały się do zakupu amerykańskich towarów za dodatkowe 200 mld dolarów. Miało to nastąpić do końca 2021 r., jednak według waszyngtońskiego think tanku Peterson Institute for International Economics cel został osiągnięty w niespełna 60 proc. Przyczynił się do tego wybuch pandemii.
Z amerykańskich danych wynika, że do początku 2024 r. USA zarobiły na wprowadzonych cłach ponad 233 mld dolarów.
Nowe rozdanie w starej grze
W niedzielę chiński resort dyplomacji potwierdził, że pracuje nad krokami odwetowymi wobec amerykańskich ceł. Ostro odniósł się także do zarzutów Donalda Trumpa dotyczących narkotyków. MSZ w Pekinie stwierdziło, że Chiny wspólnie z USA przeprowadziły zakrojoną na szeroką skalę operację antynarkotykową, która przyniosła „znakomite rezultaty”, a problem fentanylu to sprawa Ameryki. Rzecznik chińskiej ambasady w USA podkreślił przy okazji, że w wojnach handlowych i celnych nie ma zwycięzców.
Trudno przewidzieć, jaki będzie rezultat kolejnej potyczki celnej Stanów Zjednoczonych z Chinami i co dokładnie Waszyngton chce uzyskać w nowym rozdaniu. Prawdopodobnie nie wie tego nawet amerykański prezydent.
– Zmiany w strategii negocjacyjnej Donalda Trumpa mogą być znakiem, że nowe władze dokonują przeglądu swoich priorytetów w myśl sloganu „Make America First”. Ale administracja Trumpa jest wciąż w swojej początkowej fazie. Zanim zaczniemy wysuwać dalekosiężne wnioski, powinniśmy dać jej kilka miesięcy na doprecyzowanie polityki – mówi prof. Victor Andres Manhit.

Główne wnioski
- Region Azji i Pacyfiku pozostanie kluczowy dla amerykańskiej polityki międzynarodowej.
- Relacje USA–Chiny będą opierać się na balansowaniu między współpracą w kluczowych obszarach, rywalizacją w innych oraz unikaniem otwartego konfliktu. Konkurencja technologiczna między Waszyngtonem a Pekinem będzie się nasilać, obejmując nie tylko półprzewodniki, ale także sztuczną inteligencję i inne zaawansowane technologie.
- Amerykanie zapowiadają kontynuację wsparcia dla sojuszników w regionie, w tym dla Filipin, Korei Południowej, Japonii, Australii i Indii. Sojusznicze działania mogą pełnić funkcję odstraszającą, ale jednocześnie pogłębią napięcia między Chinami a ich sąsiadami.