Branża budowlana zwolniła. Bob Budowniczy pilnie poszukiwany
Budownictwo mieszkaniowe w Polsce przeżywa trudny okres. Dane z pierwszych miesięcy 2025 r. nie pozostawiają złudzeń: sektor wyhamowuje, a liczba nowo rozpoczynanych inwestycji spada. Problemem nie są już wyłącznie koszty finansowania czy biurokracja. Największym wyzwaniem staje się brak ludzi do pracy. Tymczasem potrzeby mieszkaniowe Polaków wciąż rosną.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego sektor budownictwa mieszkaniowego w Polsce zwolnił, mimo utrzymującego się popytu?
- Jakie są główne przyczyny strukturalnego niedoboru pracowników w branży budowlanej w Polsce?
- Czy technologia może realnie rozwiązać problemy kadrowe sektora i jakich działań systemowych potrzeba, by ustabilizować rynek?
Według Głównego Urzędu Statystycznego, w I kw. 2025 r. oddano do użytkowania 46,1 tys. mieszkań, co oznacza spadek o 4,6 proc. w stosunku do analogicznego okresu poprzedniego roku. Szczególnie wyraźnie zarysował się spadek wśród inwestycji indywidualnych i deweloperskich – odpowiednio o 5,7 proc. i 4,7 proc. Równocześnie liczba rozpoczynanych budów spadła aż o 11 proc. W efekcie rynek zmierza w stronę stagnacji, mimo że potrzeby mieszkaniowe pozostają niezaspokojone.
Spowolnienie z nadzieją na lepsze czasy
Jednak nie tylko dane roczne są niepokojące. W kwietniu produkcja budowlano-montażowa spadła o 4,2 proc. w ujęciu rocznym, przy pogłębiającym się spadku w budowie budynków (-10,3 proc. r/r). Wiele wskazuje też na to, że II kw. 2025 r nie przyniesie spektakularnego odbicia. Mimo wszystko eksperci spodziewają się ożywienia.
– Spowolnienie odczuwalne jest głównie w segmencie mieszkaniowym, który jest mocno zależny od kosztu kredytów hipotecznych. Mamy już za sobą pierwszą obniżkę stóp, kolejne zapewne pojawią się wkrótce – to powinno przywrócić koniunkturę. Z naszej perspektywy ważniejsze się jednak bardziej wyspecjalizowane segmenty komercyjne i publiczne. Tutaj oczekujemy ożywienia już w drugiej połowie roku, szczególnie w przypadku zamówień publicznych wspieranych przez fundusze unijne. Liczymy też na to, że olbrzymie nakłady na obronność przekują się również na zlecenia dla branży budowlanej, bo do zmodernizowania jest tam praktycznie cała infrastruktura – mówi Agnieszka Głowacka, CFO, wiceprezeska Erbudu.
Z optymizmem w najbliższą przyszłość spogląda również Mateusz Księżopolski, partner Associate, zespół audytu dla sektora budownictwa i nieruchomości w KPMG w Polsce, który podkreśla, że w średnim terminie warunki prowadzenia biznesu dla branży budowlanej w Polsce będą ulegać poprawie.
– Duże programy inwestycyjne państwa, takie jak budowa CPK (wraz z komponentem kolejowym), elektrowni atomowych, sieci energetycznych, inwestycje z branży obronnej, kontynuacja rozbudowy sieci dróg i autostrad czy inne programy infrastrukturalne, stymulowane także przez środki z KPO, powinny zapewnić stabilny strumień zamówień – podkreśla ekspert.
Jednocześnie wyczekiwane zmiany regulacyjne w zakresie odblokowania branży OZE pozwolą na przebudzenie tego obszaru rynku.
– Nieunikniona transformacja energetyczna oznacza konieczność wielomiliardowych nakładów, które w dużej części zasilą sektor budownictwa – dodaje Mateusz Księżopolski.
Pozostaje pytanie czy obecne problemy to na pewno zjawisko tymczasowe. Wszystko przez wysoką dynamikę zmian w otoczeniu gospodarczym oraz wiele czynników, które wymykają się spod kontroli. Chodzi również o stabilizację otoczenia prawnego, które, szczególnie w dłuższym terminie, istotnie oddziałuje na ten sektor.
– Możliwe, że jeśli dojdzie do dalszej obniżki stóp procentowych, to popyt na mieszkania wzrośnie – być może w ciągu najbliższych kwartałów. Ale bez działań systemowych – uproszczeń formalnych, zwiększenia podaży pracowników czy przyspieszenia cyfryzacji procesów – sektor będzie musiał mierzyć się z ograniczeniami jeszcze przez lata. W praktyce może to oznaczać, że niższy koszt kredytu zostanie „zjedzony” przez rosnące koszty budowy – sygnalizuje Krzysztof Studziński, menedżer regionalny PlanRadaru w Polsce.
Prawdziwy kryzys tli się tak naprawdę gdzie indziej
– Brak kadr to jedno z wyzwań, z jakimi mierzy się obecnie polski sektor budowlany. I nie dotyczy to tylko pracowników fizycznych.
Największym wyzwaniem dla sektora budownictwa jest jednak strukturalny kryzys kadrowy. Rzecz dotyczy nie tylko Polski, co całej Europy. Niedobór rąk do pracy to też nie tylko chwilowe zaburzenie. To efekt głębszych zmian społecznych i demograficznych. Starsi specjaliści odchodzą z zawodu, a młodsze pokolenia nie garną się do ciężkiej pracy na budowie. Branża przestaje być atrakcyjna, a próby uzupełnienia kadry pracownikami z zagranicy napotykają na bariery prawne i polityczne.
Efekt? Rośnie presja płacowa, rosną koszty realizacji projektów, a niektóre inwestycje są przesuwane w czasie lub całkowicie wstrzymywane. Nawet firmy, które dysponują finansowaniem i działką, nie są w stanie ruszyć z budową bez dostępnej siły roboczej – wynika z raportu „Global Housebuilders Survey 2024” przygotowanego przez PlanRadar.
– Brak kadr to jedno z wyzwań, z jakimi mierzy się obecnie polski sektor budowlany. Nie dotyczy to tylko pracowników fizycznych – mamy też rosnący deficyt inżynierów, kierowników budów czy inspektorów nadzoru. Z jednej strony potrzebujemy działań systemowych – poprawy warunków zatrudnienia i atrakcyjności zawodów technicznych, być może nawet rozważenia zoptymalizowania przepisów odnośnie zatrudniania imigrantów w budownictwie. Z drugiej – lepszego wykorzystania dostępnych zasobów. I tu dużą rolę może odegrać technologia – mówi Krzysztof Studziński, menedżer regionalny PlanRadaru w Polsce.
W Polsce problem jest szczególnie widoczny. Nawet posiadając działkę i finansowanie, deweloperzy nie są w stanie rozpocząć prac bez dostępnych ekip wykonawczych. Brakuje wykwalifikowanych pracowników, a ci dostępni żądają coraz wyższych wynagrodzeń.
Raport wykazuje, że aż dwie trzecie firm doświadczyło umiarkowanego lub znacznego wzrostu kosztów pracy z powodu niedoborów kadrowych. To nie tylko wpływa na rentowność projektów, ale także destabilizuje harmonogramy – ponad 75 proc. respondentów przyznało, że braki kadrowe opóźniają realizację inwestycji.
Polska w ogonie Europy pod względem napływu młodych pracowników
Szczególnie niepokojące są dane dotyczące struktury wiekowej pracowników. W Polsce aż 80 proc. ankietowanych firm budowlanych wskazuje na brak młodych osób wchodzących do zawodu jako główną przyczynę deficytu kadrowego – to jeden z najwyższych wyników w Europie. Dla porównania, średnia globalna wynosi 62 proc.. To oznacza, że Polska nie tylko cierpi na niedobór rąk do pracy, ale także nie jest w stanie wygenerować napływu nowych kadr z młodego pokolenia.
Zjawisko to ma wymiar strukturalny. Branża budowlana przestaje być atrakcyjna dla młodych – ze względu na wysiłek fizyczny, niepewność zatrudnienia i brak prestiżu. Tylko 5 proc. firm na świecie obarcza winą restrykcyjną politykę migracyjną. Oznacza to, że źródła problemu należy szukać przede wszystkim wewnątrz rynku pracy – w edukacji zawodowej, warunkach zatrudnienia i strategiach wizerunkowych.
Potwierdzają to dane Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.
– Dane PZPB są apokaliptyczne. Mamy spadek zainteresowania zawodami technicznymi przy niżu demograficznym, na co nakłada się jeszcze spodziewany boom inwestycyjny. Oczywiście schodząc z poziomu makro na pojedyncze firmy, to jednak zależy od tego, co ma się pracownikom do zaoferowania, jaka jest kultura organizacji. Mimo problemów z fachowcami od IT taki Google zawsze miał komplet – mówi Agnieszka Głowacka, CFO, wiceprezeska Erbudu.
W przypadku spółki Erbud, jednej z największych firm generalnego wykonawstwa w Polsce, sytuacja nie jest tak dramatyczna jak dla wielu innych przedstawicieli sektora.
– Na razie nie narzekamy – ludzie chcą u nas pracować, znaleźliśmy się ostatnio w rankingu 50 najlepszych pracodawców „Wprost", a oceniano w nim wyłącznie twarde dane, takie jak stabilność czy rotacje. Patrzymy jednak przyszłościowo, dlatego na przykład mocno zachęcamy, przez różne akcje społeczne i stażowe, kobiety do wyboru zawodów budowlanych. Problem może pojawić się po ewentualnym zakończeniu wojny w Ukrainie, kiedy trzeba będzie odbudować ten zniszczony kraj. Pracy będzie wtedy dużo, a i sami Ukraińcy wrócą pewnie do domów – podkreśla Agnieszka Głowacka.
Dlaczego ludzie nie chcą pracować w budowlance?
– Zmiana postrzegania budownictwa – jako branży nowoczesnej, zrównoważonej i innowacyjnej – to klucz do przyciągnięcia młodych talentów.
– Z naszej perspektywy, jako firmy blisko związanej z cyfryzacją budownictwa, rzeczywiście widzimy pewien dystans młodego pokolenia wobec tej branży. Mimo ogromnego potencjału i rosnącego zapotrzebowania na specjalistów, budownictwo wciąż nie jest postrzegane jako atrakcyjna ścieżka kariery – szczególnie w porównaniu z nowoczesnymi sektorami, jak IT czy nowe technologie – mówi Krzysztof Studziński, menedżer regionalny PlanRadar w Polsce
Jednym z głównym problemów jest wizerunek branży, która uchodzi za przestarzałą przestarzałej i kojarzoną bardziej z fizyczną pracą niż z innowacjami.
– Tymczasem choć budownictwo jest sektorem stosunkowo zachowawczym, coraz częściej sięga po cyfrowe rozwiązania, automatyzację i narzędzia do analizy danych. W PlanRadar staramy się pokazywać, że dzisiejszy plac budowy to również miejsce dla inżynierów, projektantów i analityków pracujących z nowoczesnym oprogramowaniem i technologią. Uważamy, że zmiana postrzegania budownictwa – jako branży nowoczesnej, zrównoważonej i innowacyjnej – to klucz do przyciągnięcia młodych talentów – dodaje Krzysztof Studziński.
Najnowsze precyzyjne dane GUS pochodzą z ostatniego kwartału 2024 roku i pokazują, że w branży budownictwa firmy mają 11,5 tysiąca wolnych wakatów w skali całego kraju. Nie zawsze oznacza to jednak, że taka liczba jest w pełni dostępna dla kandydatów.
– Nasze badanie pokazuje, że w branży budowlanej przeciętnie nawet 4 na 10 rekrutacji nie kończy się dla pracodawcy powodzeniem. W wyniku tych rekrutacji, albo w ogóle nie udaje się znaleźć pracowników, albo firma nie zapełnia wszystkich dostępnych wakatów, albo musi obniżyć swoje wymagania wobec kandydatów – mówi Mateusz Żydek, szef zespołu analitycznego i badawczego Randstad( międzynarodowej agencji zatrudnienia).
Taka sytuacja na rynku, związana z niską dostępnością pracowników chętnych do podjęcia takiego zatrudnienia, powoduje, że część firm zamraża rekrutacje, bo same koszty procesów rekrutacyjnych bywają dla przedsiębiorstw wyzwaniem.
– Nie zmienia to faktu, że odsetek wolnych wakatów pod koniec roku był największy właśnie w branży budowlanej. Dopiero później plasowały się branże: informatyczna i logistyczna. A jednocześnie nasze analizy na całe pierwsze półrocze 2025 roku pokazują, że to właśnie w branży budowlanej jednym z najwyższych jest odsetek firm planujących nowe rekrutacje (30 proc.). Jedynie branża finansowa i ubezpieczeniowa oraz przemysł notują wyższe wyniki. Te dane pokazują jak bardzo deficyt pracowników budowlanych jest wyraźny na polskim rynku pracy – dodaje ekspert Randstad.
Budownictwo nie jest już sexy?
Czy więc rzeczywiście w Polsce młodzi ludzie nie chcą się kształcić w kierunkach związanych z branżą budowlaną, mimo tak dużych potrzeb, jakie generuje ten sektor gospodarki?
W poprzednim roku szkolnym w szkołach branżowych I i II stopnia w profilach związanych z budownictwem kształciło się około 5 tys. uczniów, a w technikach blisko 8 tys.
– Mówimy tu o kilku rocznikach uczniów, którzy łącznie dają nam liczbę nieco tylko przewyższającą kwartalną liczbę wakatów w budownictwie pod koniec roku. To pokazuje, że kształcimy zbyt mało osób, które mogłyby zasilić sektor budowlany. Wśród dominujących kierunków najczęściej wybieranych przez uczniów są inżynieryjno-techniczne, rzemieślnicze i informatyczne – podkreśla Mateusz Żydek.

Jednak odpowiedź na pytanie, dlaczego uczniowie nie chcą się kształcić na kierunkach budowlanych, są znane. Istnieją kierunki, które wydają im się znacznie bardziej perspektywiczne, a jednocześnie wiążą się z bardziej komfortowymi warunkami zatrudnienia, czasem potencjalnie wyższym poziomem wynagrodzeń (jak w przypadku IT czy inżynierii).
– Faktycznie rozwój technologiczny sprawia, że zarówno jako bardziej modne, jak i bardziej rozwojowe brane są przez uczniów specjalizacje związane z automatyzacją, elektrotechniką i elektromontażem, mechaniką czy technologiami informatycznymi. Pewnie po części faktycznie intuicja podpowiada im słusznie, bo to te sektory napędzają najmocniej dziś gospodarkę, choć trudno sobie też wyobrazić jej rozwój bez budownictwa – diagnozuje szef zespołu analitycznego i badawczego Randstad.
Czy odwrócenie trendu jest w ogóle możliwe?
Najważniejsze pytanie dotyczy jednak tego, czy można poradzić coś na spadek atrakcyjności zatrudnienia w budownictwie. Co dodatkowo w dłuższej perspektywie skomplikuje fakt demograficznej zapaści.
– W Randstad prowadzimy od 15 lat badanie czynników atrakcyjności pracodawców, w którym respondenci wskazują nam takie cechy idealnych pracodawców - co powinny zapewniać, o co powinny zadbać. Następnie przypisują oni te cechy poszczególnym pracodawcom i branżom, oceniając czy są tam oferowane. W ten sposób powstaje ranking sektorowy i branża budowlana z reguły notuje ostatnie miejsca wśród badanych. Jeszcze mocniej zarysowuje się to w pokoleniu Z. Wynika to z zestawu priorytetów zawodowych pracowników – podkreśla Mateusz Żydek.
Młodsze pokolenie jest w ogóle pod tym względem specyficzne, bo wynagrodzenie stawia dopiero na drugim miejscu po atmosferze w miejscu pracy. Ta atmosfera wiąże się z kulturą organizacyjną, obciążeniem pracą, poziomem trudności wykonywanych zadań, relacjami w zespole.
– Faktycznie te cechy nie są przypisywane na ogół branży budowlanej. Tam wciąż dominuje tradycyjne podejście miejsca pracy jako głównie miejsca wykonywania obowiązków. Duch zespołowy, dobre relacje między szefem a pracownikiem, a nawet tak opiekuńcza rola pracodawcy to częściej są cechy sektorów biznesowych, ale także właśnie inżynierii, IT czy nawet handlu. Do tego dochodzi jeszcze kwestia perspektywiczności kariery, szansy na potencjalne awanse i rozwój kompetencyjny - to jest też obszar, który nie zawsze naturalnie kojarzy się z sektorem budowlanym, gdzie ścieżka przejścia na majstra czy brygadzistę, a tym bardziej na kierownika może nie należeć do łatwych. A na tym aspekcie bardzo zależy młodemu pokoleniu – dodaje ekspert Randstad.
Niedobór pracowników w sektorze budownictwa to problem o charakterze strukturalnym, obecny w Polsce od wielu lat. W nadchodzących latach istotny wpływ na ten obszar będzie miała również demografia - zarówno w kontekście starzejącego się społeczeństwa, jak i spodziewanego niżu demograficznego. Według prognoz GUS liczba ludności Polski ma spaść z obecnych 37 mln do około 31 mln w roku 2060.
– Uzupełnianie niedoborów kadrowych imigrantami przynosi częściowe efekty - Polska staje się coraz bardziej atrakcyjna pod względem poziomu wynagrodzeń. Konieczne jest jednak wprowadzenie długofalowej i spójnej polityki migracyjnej oraz rynku pracy, która umożliwiłaby racjonalne i stabilne planowanie w horyzoncie wieloletnim – mówi Mateusz Księżopolski, partner Associate, zespół audytu dla sektora budownictwa i nieruchomości w KPMG w Polsce.
Sama technologia problemów nie rozwiąże
Choć coraz więcej firm dostrzega potencjał cyfryzacji i automatyzacji, technologia nie jest w stanie całkowicie zastąpić brakujących ludzi. Aż 65 proc. firm uważa, że inwestycje technologiczne zwiększają wydajność, jednak jednocześnie 75 proc. przyznaje, że wdrażanie nowych rozwiązań napotyka opór wewnętrzny – głównie ze względu na konserwatywne podejście kadr i brak kompetencji cyfrowych.
Raport PlanRadaru ostrzega, że luka cyfrowa wśród pracowników może zniweczyć potencjalne korzyści z automatyzacji. Nawet najbardziej zaawansowane systemy BIM (Building Information Modeling) czy oprogramowanie do zarządzania projektami nie zadziałają bez odpowiednio przeszkolonego zespołu. Jednocześnie tylko 1 na 10 firm w Unii Europejskiej deklaruje, że jej pracownicy posiadają wystarczające umiejętności cyfrowe.
– Platformy takie jak PlanRadar umożliwiają automatyzację wielu procesów – od zarządzania zadaniami, przez nadzór nad jakością, po raportowanie i dokumentowanie. Dzięki temu ekipy mogą działać szybciej, efektywniej i bez konieczności zwiększania liczby pracowników, zaoszczędzając średnio 18% czasu pracy tygodniowo na pracownika. Takie rozwiązania można spotkać na coraz większej liczbie budów – podkreśla Krzysztof Studziński.
Mimo to digitalizacja nie rozwiąże wszystkich problemów. Potrzebne są zmiany systemowe: inwestycje w szkolnictwo zawodowe, poprawa warunków zatrudnienia i stworzenie przemyślanej polityki migracyjnej. Bez tych elementów cyfrowe innowacje pozostaną jedynie doraźnym rozwiązaniem.
Nadzieja na branżowe odbicie?
Choć dane za kwiecień nie napawają optymizmem, ekonomiści nie skreślają całkowicie 2025 roku. Zwracają uwagę na pewne symptomy stabilizacji – jak rosnąca liczba oddawanych mieszkań i lekkie przebudzenie inwestycyjne w samorządach. W dłuższym terminie spadek aktywności inwestycyjnej może oznaczać normalizację rynku i stabilizację cen mieszkań, co dla wielu kupujących może być dobrą wiadomością.
Jednak aby budownictwo mieszkaniowe mogło pełnić rolę motoru rozwoju gospodarczego, potrzebna jest szeroka strategia – zarówno na poziomie państwa, jak i samych firm. Bez niej grozi nam dalszy regres, który przełoży się nie tylko na statystyki budowlane, ale też na pogorszenie jakość życia wielu Polaków.
– Zagrożenie, które może stanąć na przeszkodzie rozwojowi sektora, to dostępność i koszty pracowników oraz materiałów. Choć problemy z łańcuchami dostaw nieco się ustabilizowały, sektor nadal zmaga się z niedoborem wykwalifikowanej siły roboczej. Ryzyko przegrzania koniunktury może pociągnąć za sobą wzrost kosztów po stronie generalnych wykonawców. Marżowość projektów już teraz jest jednocyfrowa i bardzo wrażliwa na zmiany cen robocizny i materiałów – podkreśla Mateusz Księżopolski z KMPG.
Zdaniem eksperta kluczowe w tym zakresie jest stosowanie w umowach klauzul inflacyjnych.
– Indeksacja cen kontraktów znacznie obniża ryzyko prowadzenia biznesu przedsiębiorstw z branży budowlanej. Konieczność stosowania tego typu zapisów jest akceptowana przez coraz większe grono zamawiających – dodaje partner associate w zespole audytu dla sektora budownictwa i nieruchomości w KPMG w Polsce.
Główne wnioski
- Polski rynek budownictwa mieszkaniowego znajduje się w stagnacji, spowodowanej m.in. rosnącymi kosztami pracy, opóźnieniami inwestycyjnymi i niedoborem wykwalifikowanych pracowników. Spadek liczby oddanych i rozpoczynanych mieszkań oraz słabe wyniki produkcji budowlanej potwierdzają poważne spowolnienie w branży.
- Największym wyzwaniem sektora nie jest koniunktura, lecz pogłębiający się kryzys kadrowy o charakterze strukturalnym. Brakuje młodych pracowników, zawody budowlane tracą atrakcyjność, a działania migracyjne i edukacyjne nie rekompensują strat kadrowych.
- Cyfryzacja i technologia mogą zwiększyć efektywność, ale nie zastąpią systemowych reform – potrzebne są inwestycje w szkolnictwo zawodowe, zmiany w polityce migracyjnej i odbudowa wizerunku branży. Bez tych działań nawet obiecujące inwestycje infrastrukturalne i modernizacyjne nie odblokują pełnego potencjału rynku.

