Była kopalnia węgla kamiennego, będzie kopalnia technologii – zapowiada prezydent Katowic (WYWIAD)
Jestem inżynierem, dlatego zawsze podkreślam, że miasto musi opierać się na „trzech nogach” – to jeden z najbardziej stabilnych konstruktów wymyślonych przez człowieka – mówi dr Marcin Krupa, prezydent Katowic. Rozmawiamy o tym, jakie to „nogi”, ile korzyści mogą przynieść tereny pokopalniane, co ogranicza rozwój Katowic i dlaczego miasto nie przyciąga studentów z innych części Polski.


Z tego artykułu dowiesz się…
- Jak największa inwestycja w historii Katowic ma zmienić ich charakter i przekształcić je z miasta górniczego w centrum nowych technologii.
- Co najbardziej hamuje lokalny rozwój i nowe inwestycje oraz dlaczego zamknięcie kopalni stało się ogromną szansą dla miasta.
- Czy powstanie „supermiasto Katowice” łączące 41 gmin Śląska.
Katarzyna Mokrzycka, XYZ: To pana trzecia kadencja na tym stanowisku. Czy jest łatwiej niż w pierwszej i drugiej – bo temat został oswojony, strategie dopracowane, a wszystko toczy się zgodnie z planem? Czy wręcz przeciwnie – trudniej, bo najpilniejsze sprawy są już załatwione, a teraz zostały do rozwiązania te najbardziej wymagające wyzwania?
Marcin Krupa, prezydent Katowic: Trzeba uczciwie powiedzieć, że każdy, kto podejmuje złożone decyzje i zarządza dużym organizmem, w pewnym momencie staje przed dylematem: zwolnić tempo czy wręcz przeciwnie – przyspieszyć. Ja wybrałem to drugie. Przez 15 lat pracy w samorządzie nauczyłem się, że jeśli na chwilę zwolni się tempo, później bardzo trudno jest to nadrobić – a stracony miesiąc czy rok przepada bezpowrotnie. Status quo to wygodny stan, ale zmiany są konieczne, bo bez nich nie ma postępu ani rozwoju miasta. Wystarczy robić zbyt mało, by inni nas prześcignęli – i dotyczy to nie tylko Katowic, ale całego regionu. Obiektywna ocena zmian w mieście może być trudna, ale wystarczy spojrzeć na ogólnopolskie rankingi dotyczące jakości życia – Katowice niemal zawsze znajdują się w czołówce.
Może pan wymienić trzy najważniejsze zrealizowane dotąd projekty, z których jest pan najbardziej zadowolony i trzy, które dopiero chce pan zrobić dla miasta, ale już pan wie, że nie będzie łatwo?
Wbrew pozorom to bardzo trudne pytanie, więc odpowiem wymijająco [śmiech]. Dla każdego mieszkańca odpowiedź może być inna. Jedni doceniają nowe baseny, inni zazielenianie przestrzeni w centrum miasta, a jeszcze inni bezpłatny program „Złota rączka” dla seniorów. To pokazuje, że podnoszenie jakości życia w mieście wymaga działania w wielu sferach, tak by każda grupa mieszkańców mogła powiedzieć, że żyje im się lepiej. Na koniec dnia wszystko jest ze sobą połączone. Jestem inżynierem, dlatego zawsze podkreślam, że miasto powinno stać na „trzech nogach” – to jeden z najbardziej stabilnych konstruktów wymyślonych przez człowieka.
Pamiętam takie stołki i stoliki z PRL-u.
W naszym przypadku wolałbym porównanie do designu skandynawskiego [śmiech]. Te trzy nogi – filary rozwoju miasta – to atrakcyjne miejsca pracy, zróżnicowana oferta mieszkaniowa i wysoka jakość życia.
A czy te „nogi” w Katowicach są równe? Wystarczy, że jedna nie nadąży, i stołek się przewraca.
Nawet jeśli nogi są nierówne, to na pochyłym terenie stołek wciąż może stać stabilnie! Miasto powinno rozwijać się w sposób zrównoważony, ale zawsze są obszary wymagające większego nakładu – finansowego, organizacyjnego czy koncepcyjnego. Nie da się wszystkiego rozwijać w takim samym tempie, bo mamy ograniczone zasoby i różne okoliczności. Jeśli ktoś mówi, że gdzieś trzeba dorzucić pieniędzy, to najpierw trzeba wskazać, skąd je wziąć – a to już o wiele trudniejsze zadanie.
Na co pan stawia, gdy musi pan żonglować finansami?
Dbamy o dywersyfikację. Nie chcemy, by na koniec dnia ktoś powiedział, że przez pięć lat nic nie zrobiono dla młodych rodzin z dziećmi czy organizacji pozarządowych. Powstają obiekty sportowe, drogi rowerowe, mieszkania i miejsca pracy, na przykład w firmach outsourcingowych. Ludzie oczekują ulepszeń tu i teraz, co jest zupełnie naturalne i zrozumiałe. Dużym wyzwaniem jest jednak przekonanie lokalnych społeczności do decyzji, które przyniosą efekty dopiero w dłuższej perspektywie.
Nie boi się pan teraz stawiać na na outsourcing, skoro w Krakowie w tej branży doszło do pewnego spowolnienia, zwolnień? Eksperci rynku pracy wskazują, że przenoszenie usług biznesowych do tańszych krajów może przyspieszyć wraz ze wzrostem wynagrodzeń w Polsce.
Nic w przyrodzie nie jest trwałe. To dla Katowic – tak jak i dla tych firm – jeden z etapów rozwoju, który obecnie przynosi wiele korzyści. To model win-win. Trudno przewidzieć, jak sytuacja zmieni się za kilka czy kilkanaście lat.
Ludzie oczekują ulepszeń tu i teraz, co jest zupełnie naturalne i zrozumiałe. Dużym wyzwaniem jest jednak przekonanie lokalnych społeczności do decyzji, które przyniosą efekty dopiero w dłuższej perspektywie.
A na co pan stawia długoterminowo? Co ma być wyróżnikiem Katowic na mapie Polski?
Za 20-30 lat z pewnością biznes wysokich technologii będzie kluczowy dla rozwoju miasta. Właśnie temu ma służyć hub gamingowo-technologiczny, który planujemy stworzyć w Katowicach. Tego w naszym regionie jeszcze nie ma, a zainteresowanie branżą jest ogromne. Otrzymaliśmy już zapytania od blisko 200 firm zainteresowanych ulokowaniem swojej działalności w tym miejscu.
Kiedy ma ruszyć ten obiekt?
Inwestycja została podzielona na etapy. Mam nadzieję, że wkrótce rozstrzygniemy przetarg na budowę pierwszego etapu, a jeszcze w tym roku wbita zostanie pierwsza łopata. Prace budowlane powinny zakończyć się w 2028 r. Wciąż poszukujemy dodatkowych źródeł finansowania kolejnych etapów. Łączny koszt inwestycji to około 1,5 mld zł, co czyni ją największym projektem w historii miasta. Planujemy pozyskać bezzwrotne środki unijne, choć być może częściowo konieczne będzie kredytowanie inwestycji – ale w sposób, który pozwoli miastu funkcjonować bez nadmiernego zadłużenia.
Czy rozważacie włączenie inwestorów prywatnych?
Jako sektor publiczny nie zajmujemy się biznesem. Naszą rolą jest efektywne inwestowanie środków budżetowych, a nie zarabianie. Zależy nam, aby firmy z branży gamingowej inwestowały na terenach wokół hubu, rozwijając jego potencjał i przyczyniając się do ożywienia Nikiszowca. Sam hub pozostanie inwestycją miejską.
Czym ta inwestycja różni się od innych akceleratorów startupów czy centrów transferu technologii, których jest pełno w Polsce?
Będzie bardziej sprofilowana. Gaming i e-sport to tylko część działalności. Dodamy laboratoria B+R i programy edukacyjne w obszarze AI. To nie jest przypadkowa decyzja – to pomysł globalnych firm, które od lat współpracują z miastem. Już przed pandemią podpisaliśmy list intencyjny z Intelem, który szukał miejsc na świecie do testowania swoich rozwiązań gamingowych. Hub nie jest dedykowany tylko Intelowi, ale to właśnie ta współpraca dała impuls do realizacji projektu. Zainteresowanie inwestorów jest ogromne, a my nie uzależniamy się od jednej firmy.
Liczę na to, że hub technologiczny stanie się impulsem dla całego Śląska. Potrzebujemy masy krytycznej, bo zagraniczni inwestorzy wciąż patrzą na poszczególne miasta osobno, co sprawia, że często uznają rynek za zbyt mały i niewystarczająco konkurencyjny. Katowice mają silną, międzynarodową markę, czego brakuje innym miastom Śląska. Jeśli chcemy przyciągnąć największych graczy, musimy działać razem i tworzyć spójny ekosystem technologiczny dla całego regionu.
Nie możecie w negocjacjach występować jako jeden podmiot, mając taki organizm jak Górnośląsko-Zagłębiowska Metropolia? Pomijając, że żaden inwestor tego nie wypowie, czy nie jest to właśnie struktura, która łączy niemal wszystkie miasta i gminy Śląska oraz ich interesy?
To nie działa tak, jak byśmy chcieli, bo inwestorzy z USA czy Azji po prostu nie znajdą GZM na mapie. Nadal musimy tłumaczyć, że to nie jedno miasto, ale 2,5-milionowa metropolia złożona z 41 gmin.
Liczę na to, że hub technologiczny stanie się impulsem dla całego Śląska. Potrzebujemy masy krytycznej, bo zagraniczni inwestorzy wciąż patrzą na poszczególne miasta osobno, co sprawia, że często uznają rynek za zbyt mały i niewystarczająco konkurencyjny. Katowice mają silną, międzynarodową markę, czego brakuje innym miastom Śląska.
Takim jednym miastem miało być „supermiasto Katowice”, o utworzeniu którego było głośno trzy lata temu. Co z planem połączenia sąsiednich miast w jeden duży organizm?
Ujmę to tak: nie wszyscy włodarze ościennych miast są zwolennikami takiego rozwiązania.
Podają jakieś konkretne powody?
Twierdzą, że mieszkańcy nie zgodzą się na bycie „częścią Katowic” i że obawiają się utraty lokalnej tożsamości. To argumenty emocjonalne, bo korzyści z utworzenia jednego miasta byłyby ogromne. Nawet wartość nieruchomości od razu wzrosłaby, gdyby adres zmienił się na katowicki.
Zależy panu jeszcze na tym, czy Katowice zrezygnowały i będą rozwijać się w pojedynkę?
Świetnie byłoby stworzyć wielkie miasto, ale nie możemy czekać, aż ktoś zdecyduje się do nas dołączyć. Musimy robić swoje, a jeśli się uda – będziemy się cieszyć. Od czasu, gdy pojawił się pomysł super miasta, Katowice niemal podwoiły swój budżet, osiągając poziom 4 mld zł. To obraz naszej dynamiki rozwoju. W ciągu ostatnich kilkunastu lat stworzyliśmy prawie 30 tys. miejsc pracy. Bezrobocie w Katowicach wynosi około 1 proc., co oznacza, że praktycznie go nie ma. Znam okoliczne miejscowości, w których przez ten czas niewiele się zmieniło.
Ale walczy pan jeszcze o projekt supermiasta czy pan odpuścił?
Jestem nauczony, by się nie poddawać, nawet jeśli szanse na sukces nie są duże. Natomiast nie chcę, by inne miasta odebrały nasze działania jako próbę narzucania się. Przyłączenie się do Katowic musi być dobrowolną i świadomą decyzją. Prezydenci innych miast wiedzą, że jestem gotowy na konkretne rozmowy w tej sprawie. Zacieśnienie współpracy przyniesie korzyści wszystkim – największe na pewno mniejszym miejscowościom.
To dlaczego w ogóle panu zależy?
Bo stworzenie dużego miasta nada nowe impulsy rozwojowe. Przykładowo: Katowice dziś ogranicza przestrzeń. Tylko i aż przestrzeń. Duzi inwestorzy poszukują dużych gruntów, np. 50-hektarowych, by stworzyć ekosystem branżowy dla siebie i swoich kooperantów. W Katowicach takich gruntów nie mamy. Tam, gdzie są – brakuje katowickiego adresu, co automatycznie zmniejsza zainteresowanie inwestorów. Można się zżymać i obrażać, że tak jest, ale to nie zmieni faktu, że dopiero wspólne działanie pozwoli nam wyzwolić pełny potencjał.
Ma pan przykłady konkretnych inwestycji, które Śląsk stracił w ten sposób?
Oczywiście, ale nie chcę ich wymieniać z nazwy, bo to już nic nie zmieni, ale wiem, że są prowadzone w innych regionach Polski.
Świetnie byłoby stworzyć wielkie miasto, ale nie możemy czekać, aż ktoś zdecyduje się do nas dołączyć. Zacieśnienie współpracy przyniesie korzyści wszystkim – największe na pewno mniejszym miejscowościom.
Katowicom ubywa także mieszkańców. Demografia to jedno, ale też wciąż wiele osób, także studentów, wybiera do życia inne miasta. Zdefiniował pan problem? Ma pan jakiś pomysł, żeby odwrócić trend, albo przynajmniej go wyhamować?
Depopulacja to jedno z największych wyzwań, z którym mierzy się prawie cały kraj, w tym również Katowice. Podjęliśmy szereg działań, które przyciągają nowych mieszkańców. Dzięki nowym mieszkaniom, miejskiemu wsparciu i tworzeniu miejsc pracy tempo wyludniania jest u nas wolniejsze niż w innych miastach. Bez tych działań ubytek mieszkańców byłby znacznie większy.
Mamy 57 tys. studentów i większość pochodzi z Katowic i regionu. To ogromny potencjał, który musimy wykorzystać. Jednocześnie pokazuje to problem – Śląsk wciąż za mało przyciąga młodych ludzi z innych części Polski. Jednym z powodów jest negatywne postrzeganie śląskich uczelni. I celowo mówię o postrzeganiu, bo nie chodzi o rzeczywistą jakość kształcenia, ale o stereotypy. W Polsce wciąż pokutuje archaiczny obraz „szarego Śląska”, gdzie po ulicach chodzą umorusani górnicy w hełmach. Podobnie myśli się o uczelniach: „tam nic nie wiedzą, nie ma ekspertów, nie ma specjalistów”. To nieprawda. Gdy organizujemy Śląski Festiwal Nauki, wydarzenie pęka w szwach, a poziom prezentowanych osiągnięć jest bardzo wysoki. Teraz chcemy przekonywać do tego młodzież z całej Polski, aby wybierała śląskie uczelnie. Liczę na to, że filary, o których mówiłem wcześniej – nowe inwestycje, miejsca pracy i wysoka jakość życia – będą dla młodych ludzi magnesem.
Największym problemem miast uniwersyteckich jest brak mieszkań dla studentów. Akademików nie ma, a prywatny rynek drenuje studentom kieszenie. Pewnie da się ściągnąć 10 tys. osób tylko, gdzie tych ludzi ulokować?
W Katowicach sytuacja mieszkaniowa z biegiem lat na pewno się poprawiła, choć do ideału wciąż daleko. Liczba mieszkań w różnych standardach rośnie z roku na rok. Z drugiej strony, część mieszkańców uważa, że buduje się za dużo i postrzega nowe inwestycje jako zbędne.
Przywołał pan stereotyp Katowic jako miasta górniczego. To już tylko stereotyp? Ile kopalni działa jeszcze w mieście? Na jakim etapie jest transformacja sektora wydobywczego?
W zasadzie mamy ten proces za sobą. Przeszliśmy transformację górniczą w Katowicach bezboleśnie. Z ośmiu kopalni, które kiedyś działały w Katowicach, pozostały tylko dwie – w tym jedna na pograniczu z Mysłowicami, gdzie większość pracowników pochodzi z tego miasta. Miejsca pracy w górnictwie zastąpiliśmy innymi sektorami – powstało 30 tys. miejsc pracy w outsourcingu. Może nie korzystają z nich bezpośrednio byli górnicy, ale na pewno ich dzieci już tak.
Co się stało z górnikami, którzy odeszli z zamykanych kopalni? Czy przeszli na emerytury, czy się przekwalifikowali?
Górnicy to dobrze wykształceni i doświadczeni pracownicy, dlatego wielu z nich znalazło zatrudnienie w innych branżach, np. budowlanej. Część zdecydowała się na własną działalność, zakładając firmy remontowe i zajmujące się wykończeniami wnętrz. W wielu przypadkach udało się płynnie przejść do nowych zawodów.
Sporo miast ma ten proces dopiero przed sobą. Ma pan dla nich jakieś rekomendacje?
Zawsze należy pamiętać o ludziach – to podstawa. Transformacja nie może odbywać się kosztem mieszkańców, dlatego trzeba płynnie rozwijać inne branże, by mieć czym zastępować miejsca pracy w kopalniach. Jeśli tego nie dopilnujemy i nie stworzymy alternatywnych sektorów, pojawi się poważny problem. Śląsk jest częściowo przygotowany, ale wiele miast wciąż nie nadąża za zmianami. Transformacja powinna być ewolucją, a nie rewolucją.
Czy tereny pokopalniane to jest dla was problem czy szansa? Można je wykorzystać pod inwestycje czy najpierw potrzeba czasu i pieniędzy, żeby je „uzdatnić”?
To jest mega szansa. W takich miejscach powstały już Muzeum Śląskie i siedziba Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia. W podobnej przestrzeni wkrótce zbudujemy centrum gamingowe. Była kopalnia węgla kamiennego, a teraz będzie kopalnia nowoczesnych technologii.
Kupujecie te tereny?
Dostajemy je za darmo, jeśli chcemy zrealizować tam inwestycje celu publicznego. Jak chcemy teren czy inwestycję skomercjalizować, to musimy później oddać pieniądze Spółce Restrukturyzacji Kopalń.
Tereny pokopalniane to jest mega szansa. W takich miejscach powstały już Muzeum Śląskie i siedziba Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia. W podobnej przestrzeni wkrótce zbudujemy centrum gamingowe.
Czy po zakończeniu wydobycia nie ma ryzyka zapadania się terenu? Katowice nie będą mieć takich problemów jak Trzebinia? Pytam, bo część osób pewnie Katowic nie wybiera także z tego powodu.
To kolejna miejska legenda, że w Katowicach można wpaść do szybu pokopalnianego. Oczywiście, teren wymaga odpowiednich technologii budowlanych, które są droższe, ale nie mamy takich problemów jak w innych miastach Śląska czy na świecie. Dla porównania – w Los Angeles, Tokio czy Stambule ludzie na co dzień zmagają się ze wstrząsami sejsmicznymi. W Katowicach pod tym względem jest bezpiecznie.
Przebadaliście ryzyka? Co odpowiadacie, gdy inwestor pyta o to czy nie tąpnie, bo słyszał, że może się osunąć?
Inwestorzy znają nasz region i jego specyfikę. Większe projekty zawsze wymagają badań geologicznych – to standard na całym świecie. Nie ma ryzyka osunięć, jeśli inwestycje są realizowane zgodnie z zasadami inżynierii. To kwestia technologii, doświadczenia inżynierów i projektantów.
Rozmawiała Katarzyna Mokrzycka

Główne wnioski
- Rozwój Katowic opiera się na trzech filarach. Prezydent podkreśla, że miasto buduje swoją przyszłość na trzech fundamentach: atrakcyjnych miejscach pracy, zróżnicowanej ofercie mieszkaniowej i podnoszeniu jakości życia. Te „trzy nogi” mają zapewnić stabilny rozwój, choć nierówności w ich realizacji są nieuniknione ze względu na ograniczone zasoby finansowe. Inwestycje w baseny, parki czy programy dla seniorów mają pokazać dbałość o różne grupy mieszkańców. Natomiast wyróżnikiem Katowic na mapie Polski ma stać się hub gamingowo-technologiczny – największa inwestycja w historii miasta, o wartości ok. 1,5 mld zł, która ma przyciągnąć do regionu biznes wysokich technologii.
- Transformacja górnicza prawie zakończona. Katowice przeszły proces zamykania kopalń bezboleśnie, redukując ich liczbę z ośmiu do dwóch. Górnictwo ustąpiło miejsca nowym branżom, takim jak outsourcing, który stworzył ok. 30 tys. miejsc pracy. Byli górnicy znaleźli zatrudnienie w budownictwie lub założyli własne firmy. Tereny pokopalniane to dla miasta szansa na przyciągnięcie nowych inwestorów – największym ograniczeniem Katowic jest niewystarczająca przestrzeń.
- Wyzwania. Katowice borykają się z depopulacją, ale nowe mieszkania i miejsca pracy spowalniają ten trend – zapewnia prezydent. Problemem jest również stereotyp „szarego Śląska”, który odstrasza studentów z innych regionów kraju. Nie udało się także połączyć okolicznych miejscowości w jedno supermiasto Katowice. Zdaniem prezydenta duże miasto byłoby lepiej oceniane przez inwestorów zagranicznych, a największe korzyści odniosłyby mniejsze miejscowości. Na ten projekt brakuje jednak zgody władz sąsiednich miast.