Chiny i Indie zawarły porozumienie w sprawie spornej granicy. To wcale nie koniec rywalizacji
Chiny i Indie redukują napięcie wokół spornych terytoriów w Himalajach i stabilizują wzajemne relacje. Wycofanie wojsk z najbardziej zapalnych części pogranicza zmniejsza prawdopodobieństwo konfrontacji atomowych mocarstw, ale nie zakończy ich konfliktów.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jak doszło do eskalacji napięć na granicy indyjsko-chińskiej i jakie porozumienie osiągnęły obie strony.
- Jakie działania podjęły Indie w odpowiedzi na chińskie prowokacje, w tym na śmierć swoich żołnierzy.
- Jak stabilizacja stosunków wpływa na gospodarki Chin i Indii oraz ich relacje z USA i UE.
Stacjonujące u podnóża Himalajów wojska Indii i Chin powróciły na swoje dawne pozycje z początku 2020 r. – poinformował największy indyjski dziennik „Dainik Bhaskar”. To przełomowa decyzja, dotycząca strategicznie ważnych terenów, gdzie niedawno doszło do serii krwawych starć między żołnierzami dwóch nuklearnych mocarstw. Choć brak jeszcze wiążących ustaleń w sprawie nowych zasad patrolowania faktycznej granicy, strony uzgodniły utworzenie stref buforowych.
Porozumienie jest owocem zarówno nieformalnych rozmów między premierem Narendrą Modim a przewodniczącym Xi Jinpingiem, jak i oficjalnych negocjacji na szczeblu rządowym. W ubiegłym tygodniu o wieloletnim terytorialnym sporze w Pekinie rozmawiali minister spraw zagranicznych Chin Wang Yi oraz indyjski główny doradca ds. bezpieczeństwa Ajit Doval. Były to pierwsze od pięciu lat spotkania tak wysokiej rangi, co wskazuje na normalizację relacji między azjatyckimi gigantami oraz na to, że ich spór ponownie znalazł się pod kontrolą.
W ramach deeskalacji uzgodniono nie tylko wycofanie wojsk, ale także przywrócenie transgranicznego handlu oraz wznowienie pielgrzymek indyjskich wiernych do Tybetu. Leżąca po chińskiej stronie góra Kajlas, uznawana przez hinduistów za siedzibę boga Śiwy, była zamknięta dla pielgrzymów od 2020 r., kiedy doszło do śmiertelnych potyczek na pograniczu.
Bijatyka na Dachu Świata
Zamrożony konflikt w himalajskim regionie Ladakh oraz na styku Tybetu i indyjskiego stanu Arunaćal Pradeś trwa już ponad sześćdziesiąt lat. Wysokogórskie pogranicze między Indiami i Chinami rozciąga się na przestrzeni blisko 3,5 tys. kilometrów, osiągając wysokości przekraczające 5 tys. m n.p.m. Problem w tym, że sąsiedzi nigdy nie ustalili dokładnego przebiegu swojej granicy. Konflikt eskalował w 1962 r., kiedy stoczono krótką wojnę, po której chińskie wojsko zajęło nowe tereny.
Po latach względnego spokoju, w 2020 r. doszło do największych od dziesięcioleci starć między wojskami obu stron. Wiosną chińskie oddziały przesunęły się ze swoich pozycji na płaskowyżu Aksai Chin w kierunku kontrolowanego przez Indie obszaru Ladakhu, zajmując kilkadziesiąt kilometrów kwadratowych terytorium.
Bezpośrednio przed eskalacją obie strony oskarżały się wzajemnie o budowę dróg, lądowisk i budynków na spornych terenach. Wkrótce zaczęło dochodzić do przepychanek, a następnie potyczek na całej długości faktycznej granicy. Kulminacja nastąpiła w czerwcu 2020 r. w dolinie rzeki Galwan, gdzie rozegrała się prawdziwa bitwa z udziałem kilkuset żołnierzy.
Ze względu na obowiązujący od ponad 30 lat zakaz stosowania broni palnej, walki toczyły się na pałki, żelazne pręty, bagnety i kamienie. W ich wyniku zginęło kilkudziesięciu żołnierzy – wielu runęło do wąwozu lub utonęło. Indie potwierdziły śmierć 20 swoich żołnierzy, natomiast Chiny przyznały się do zaledwie czterech ofiar. Niezależne szacunki wskazują jednak na 35-45 zabitych.
Starcie w dolinie Galwan znacznie pogorszyło wizerunek Chin w Indiach, a nacjonalistyczny rząd w Delhi podjął odwetowe kroki, które na lata pogłębiły kryzys w relacjach ze wschodnioazjatyckim sąsiadem.
Indyjska odpowiedź
Prasa w Indiach szeroko komentowała krwawe wydarzenia w Himalajach, oskarżając Państwo Środka o prowokację i agresję. Media wzywały rząd w Delhi do reakcji z „żelazną determinacją”, a niektóre krytykowały także działania indyjskich wojskowych. Tymczasem mocno cenzurowane media chińskie ograniczyły się do cytowania oficjalnych komunikatów. Jedynie partyjny tabloid „Global Times” zarzucił Indiom lekkomyślność i arogancję, podkreślając jednocześnie, że rząd w Pekinie nie dąży do konfrontacji.
W odwecie za śmierć swoich żołnierzy władze w Delhi błyskawicznie uderzyły w chińskie firmy technologiczne, blokując setki aplikacji mobilnych, w tym platformę TikTok, sklep internetowy Alibaby, gry mobilne konglomeratu Tencent oraz wyszukiwarkę Baidu. Dla TikToka Indie były drugim co do wielkości rynkiem, zaraz po Stanach Zjednoczonych, a platforma straciła tam około 200 mln aktywnych użytkowników. Politycy w Indiach nawoływali także do bojkotu chińskich produktów, choć inicjatywa ta okazała się nieskuteczna. Jednocześnie rząd wprowadził bariery utrudniające chińskim firmom inwestowanie w Indiach.
Napięcia odbiły się również na rynku lotniczym. W 2019 r. Indie i Chiny łączyły setki bezpośrednich połączeń lotniczych, ale obecnie nie ma ani jednego, ponieważ indyjscy decydenci nie zgodzili się na ich przywrócenie po pandemii.
Powrót do stołu
W ciągu ostatnich dwóch lat indyjscy i chińscy dyplomaci oraz wojskowi średniego szczebla odbyli około czterdziestu spotkań, które miały pomóc w zażegnaniu granicznych kłopotów. Żmudne negocjacje zwieńczyło spotkanie premiera Modiego i przewodniczącego Xi w październiku, w kuluarach szczytu grupy BRICS, odbywającego się w Rosji. Już kilka dni później armie obu krajów rozpoczęły planowe wycofywanie się z najniebezpieczniejszych obszarów spornego terytorium.
Warto wiedzieć
Nowe punkty zapalne
Mimo złagodzenia napięć w Ladakhu, wybuch nowego konfliktu jest niewykluczony w regionie położonym dalej na wschód, do którego Chińska Republika Ludowa (ChRL) zgłasza roszczenia terytorialne. Według indyjskiego dziennika „Hindustan Times” w ciągu ostatnich ośmiu lat Chińczycy zbudowali 22 wsie w pobliżu strategicznego Płaskowyżu Doklam. Osady wzniesiono na terytoriach historycznie należących do Bhutanu, niedaleko wąskiego pasa ziemi łączącego subkontynentalną część Indii z ośmioma kulturowo odrębnymi stanami na północnym wschodzie kraju. Z analizy fotografii satelitarnych wynika, że osiem z tych osad powstało już po starciach z 2020 r. Indyjska dyplomacja, władze Bhutanu ani chińskie MSZ dotąd nie skomentowały tych doniesień.
Cytowany przez „Hindustan Times” były ambasador Indii w Pekinie, Ashok Kantha, ocenił, że budowanie przez ChRL dróg, wsi i prowadzenie patroli na spornym terytorium to próba stosowania metody faktów dokonanych. Szacuje się, że Chiny przesiedliły do leżącego w zapalnym punkcie regionu prawie 7 tys. cywilów. W 2017 r. na Płaskowyżu Doklam miała miejsce trwająca przeszło dwa miesiące konfrontacja wojsk obu nuklearnych mocarstw. Doszło do niej po tym, jak Hindusi przerwali budowę chińskiej drogi na terenie, który władze w Delhi uważają za własny.
Grudniowe spotkanie wysłanników Xi i Modiego przypieczętowało zawartą przez przywódców umowę. Przedstawiciele Delhi i Pekinu zapewnili, że utrzymają w Himalajach pokojowe warunki, aby sytuacja na pograniczu nie ciążyła na innych aspektach wzajemnych stosunków.
Wydawana przez Komunistyczną Partię Chin anglojęzyczna gazeta „China Daily” przyznała, że problemy graniczne znacznie pogorszyły relacje obu państw. Podkreśliła jednak, że osiągnięte porozumienie tworzy „bardziej sprzyjające warunki do ponownego uruchomienia długo tłumionej współpracy gospodarczej i handlowej”. Dziennik zauważył również, że chińsko-indyjskie „pojednanie” ma miejsce w czasie, gdy w Stanach Zjednoczonych dokonuje się transfer władzy.
Zdaniem analityków, chińscy partyjni dygnitarze dążą do zamykania zbędnych sporów w obliczu zbliżającej się prezydentury Donalda Trumpa, chcąc skoncentrować się na potencjalnych wyzwaniach, jakie może przynieść jego administracja.
Loty, wizy, inwestycje
Potwierdzone już wycofanie się chińskich żołnierzy na pozycje sprzed ostatniej konfrontacji było kluczowym postulatem strony indyjskiej. Spełnienie tego warunku otwiera drogę do dalszych negocjacji, które mogłyby dotyczyć wznowienia lotów, ułatwień wizowych dla obywateli obu krajów, w tym studentów, oraz zgody na większą liczbę inwestycji chińskich firm w Indiach.
Choć transport cargo między Indiami a Chinami odbywa się bez przeszkód, to z prawie 540 połączeń pasażerskich, które istniały w 2019 r., nie funkcjonuje obecnie ani jedno. Bezpośrednim powodem ich zawieszenia była pandemia, ale w rzeczywistości nie zostały przywrócone z powodu zaostrzenia sporu terytorialnego.
Brak połączeń znacząco wydłużył czas i podniósł koszty podróży, co przełożyło się na spadek liczby delegacji biznesowych, wyjazdów edukacyjnych oraz związanych z turystyką medyczną, które wcześniej stanowiły większość ruchu pasażerskiego. Z danych portalu Skift wynika, że pięć lat temu przelot między stolicami Indii i Chin kosztował 350-550 dolarów i trwał około sześciu godzin. Obecnie podróż wymaga lotów przez państwa trzecie, trwa co najmniej 10,5 godziny, a ceny są ponad dwukrotnie wyższe.
W mijającym roku chińskie linie lotnicze i dyplomaci kilkukrotnie starali się o przywrócenie zawieszonych rejsów, ale indyjscy biurokraci konsekwentnie odmawiali, podkreślając napiętą sytuację polityczną.
Handlowy rekord i współzawodnictwo
Według Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Chiny i Indie zajmują dziś odpowiednio drugie i piąte miejsce pod względem wielkości gospodarki świata. Prognozy wskazują, że w ciągu kilku lat Indie awansują na trzecią pozycję, wyprzedzając Niemcy i Japonię.
Mimo ostatnich geopolitycznych napięć i działań odwetowych wzajemne relacje handlowe tych dwóch krajów pozostały odporne. Chiński eksport do Indii nieprzerwanie rósł, nawet gdy w Himalajach dochodziło do kolejnych brutalnych starć. Według szacunków MSZ w Pekinie, w ubiegłym roku wartość wymiany handlowej między dwoma najludniejszymi państwami świata wyniosła 136,2 mld dolarów, co oznacza wzrost o 1,5 proc. w porównaniu z 2022 r.. To zarazem najlepszy wynik w historii. Chiny stały się największym partnerem handlowym Indii, wyprzedzając Stany Zjednoczone.
W opiniotwórczych kręgach Delhi i Mumbaju od dawna słychać jednak obawy o zbytnią zależność od Chin. Politycy i eksperci ostrzegają, że wschodnioazjatycki sąsiad stopniowo przejmuje tradycyjną indyjską strefę wpływów, co może zagrozić kluczowym sektorom gospodarki.
Indie, dysponując mniejszym potencjałem ekonomicznym niż Chiny, starają się z nimi konkurować w Azji Południowej, obejmującej obszar od Afganistanu po Sri Lankę, oraz na Oceanie Indyjskim. Do pewnego stopnia rywalizują również w Azji Południowo-Wschodniej i Afryce. O globalnych ambicjach Nowego Delhi świadczą m.in. zagraniczne inwestycje realizowane przez Grupę Adani, blisko związaną z premierem Narendrą Modim.
Po ostatnich starciach na granicy indyjski rząd znacząco ograniczył chińskim firmom możliwość rozwijania działalności nad Gangesem. Wprowadzono system zezwoleń na zagraniczne inwestycje bezpośrednie ze wszystkich sąsiednich państw, przy czym Chińczycy bardzo rzadko otrzymują zgodę na inwestycje.
To nie koniec gry
Na himalajskim pograniczu Chiny i Indie utrzymują kilkudziesięciotysięczne garnizony oraz wysokiej klasy sprzęt wojskowy, w tym broń precyzyjnego rażenia i drony bojowe. Zarówno w Delhi, jak i w Pekinie, stratedzy są przekonani, że utrzymanie tego potencjału zapewni przewagę w razie kolejnej eskalacji konfliktu – zauważył w swojej analizie dr Raj Verma, indyjski badacz pracujący na Uniwersytecie Studiów Międzynarodowych w Szanghaju. W efekcie prawdopodobieństwo trwałego wygaszenia napięć w Tybecie i Ladakhu pozostaje niewielkie.
Jednocześnie dr Verma zwraca uwagę, że Chinom zależy na utrzymaniu dobrych relacji gospodarczych z Indiami oraz szerokim dostępie do ich rynku. Głównym powodem są obawy Pekinu o przyszłość wymiany handlowej z USA i UE, z którymi władze chińskie toczą spory gospodarcze.
Zdaniem specjalisty w dziedzinie stosunków międzynarodowych, zarówno Indie, jak i Chiny chcą zmniejszyć ryzyko potencjalnego starcia zbrojnego na dwóch frontach.
W przypadku Indii oznaczałoby to konieczność równoczesnej walki z Chinami i Pakistanem, które mają wspólne interesy w regionie. Z kolei ChRL chciałaby uniknąć jednoczesnego konfliktu ze Stanami Zjednoczonymi i ich sojusznikami w sprawie Tajwanu lub Morza Południowochińskiego oraz z Indiami – o nieuregulowaną granicę w Himalajach.
Indiom zależy na poprawnych relacjach z Pekinem, ponieważ trwają negocjacje umów o wolnym handlu z Unią Europejską, USA i Wielką Brytanią. Dostęp do alternatywnych rynków oraz źródeł inwestycji stanowi dla Delhi ważną kartę przetargową w tych rozmowach.
Z tego powodu zarówno Indie, jak i Chiny będą unikały konfrontacji, starając się poprawić wymianę gospodarczą, przy jednoczesnym utrzymaniu potencjału militarnego w spornych regionach.
Czy jednak stosunki tych dwóch azjatyckich mocarstw czeka renesans? Ostateczne decyzje pozostają w rękach polityków, zwłaszcza indyjskich. Podczas gdy Pekin stara się oddzielać terytorialne spory od kwestii ekonomicznych, w Delhi traktuje się te sprawy jako nierozerwalnie powiązane.
Kolejne spotkanie wysokiego szczebla dotyczące himalajskiego pogranicza zaplanowano na przyszły rok. Nadchodzące miesiące pokażą, jaką rolę konflikt o Dach Świata odegra w nowym geopolitycznym rozdaniu.
Tomasz Augustyniak
Główne wnioski
- Pekin i Delhi zmniejszyły ryzyko groźnych incydentów na himalajskim pograniczu, jednak nie zrezygnują z utrzymywania tam garnizonów i infrastruktury wojskowej. Choć redukcja tarć między wojskowymi pozytywnie wpłynie na napięte od 2020 r. relacje, nic nie wskazuje na ostateczne zakończenie sporu.
- Azjatyckie mocarstwa wzajemnie się potrzebują gospodarczo. W ubiegłym roku Państwo Środka stało się największym eksporterem do Indii, podczas gdy indyjski eksport za Wielki Mur również rośnie. Chiny dążą do szerszego dostępu do indyjskiego rynku, jednak Delhi uzależnia rozwój tej współpracy od całokształtu relacji politycznych i terytorialnych.
- Redukcja napięć otwiera możliwość rozmów na temat przywrócenia bezpośrednich lotów, ułatwień wizowych oraz dopuszczenia większej liczby chińskich inwestorów nad Ganges.