Sprawdź relację:
Dzieje się!
Biznes Świat

Czech i Słowak zaczęli ściągać niemieckie Metro z giełdy

Właśnie rozpoczął się proces wycofywania niemieckiego koncernu Metro z giełdowego parkietu we Frankfurcie. Za próbą skupienia akcji przedsiębiorstwa stoją dwaj miliarderzy: Daniel Křetínský – numer dwa na liście najbogatszych Czechów – oraz Patrik Tkáč, wicelider analogicznego zestawienia na Słowacji.

Makro to jedna z marek niemieckiego koncernu handlowego Metro. (fot. Jaap Arriens)
Makro to jedna z marek niemieckiego koncernu handlowego Metro. (fot. Jaap Arriens)

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jakie kroki podejmują czeski i słowacki miliarder, aby wycofać niemiecki koncern Metro z giełdy.
  2. Na jakich warunkach i do kiedy mniejszościowi akcjonariusze handlowej firmy mogą sprzedać jej akcje.
  3. Kim są Daniel Křetínský i Patrik Tkáč oraz jakim majątkiem dysponuje każdy z nich.

Metro to założona w 1964 r. niemiecka firma handlowa z siedzibą w Düsseldorfie. Jest obecna na ponad 30 głównie europejskich rynkach (w tym w Polsce), na których prowadzi około 625 sklepów typu cash and carry. Funkcjonuje pod markami Metro oraz – od 1998 r. – Makro.

Największym akcjonariuszem niemieckiej spółki jest przedsiębiorstwo EP Global Commerce (EPGC) z siedzibą w Pradze, które kontroluje czeski miliarder Daniel Křetínský. Drugim współwłaścicielem EPGC jest jeden z najbogatszych Słowaków, Patrik Tkáč.

Odbicie od historycznego dna

W pierwszych dniach lutego tego roku czeski inwestor – po serii zakupów – dysponował już pakietem 49,99 proc. papierów handlowej spółki (dających tyleż głosów na jej zgromadzeniu akcjonariuszy). Wówczas ogłosił, że zamierza wycofać Metro z giełdowych notowań. Teraz właśnie rozpoczął ten proces. Skup walorów ma potrwać do 16 kwietnia. Zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami, EPGC płaci za akcje po 5,33 euro. To poziom o prawie 39 proc. wyższy od wyceny z 4 lutego, czyli dnia poprzedzającego zapowiedź tzw. delistingu.

Zaoferowana cena jest również o 30,6 proc. wyższa od średniej ważonej wycen z ostatnich trzech miesięcy i o ponad 23,5 proc. wyższa od analogicznej przeciętnej z ostatnich sześciu miesięcy.

Rynek natychmiast zareagował na ogłoszone przez Daniela Křetínskiego plany – kurs Metra skoczył do 5,38 euro, a w połowie lutego osiągnął nawet poziom 5,47 euro.

Metro jest notowane na frankfurckiej giełdzie od 2017 r. Początkowo papiery spółki wyceniano na około 15 euro za sztukę. Tąpnięcie kursu nastąpiło w związku z pierwszymi informacjami o COVID-19. Od końcówki 2019 r. papiery Metra systematycznie tanieją, a początek tego roku przyniósł najniższą wycenę w całej giełdowej historii spółki. W końcówce stycznia kurs osiągnął dno na poziomie zaledwie 3,86 euro.

Obecna wartość niemieckiego koncernu wynosi 8,3 mld zł – tyle samo, na ile wyceniany jest polski koncern energetyczny Tauron.

Chętni i niechętni do sprzedaży akcji

„Wycofanie z giełdy jest logicznym krokiem, który odpowiada obecnej trudnej sytuacji Metra, spółki publicznej, od której oczekuje się osiągania krótkoterminowych wyników przy jednoczesnym wdrażaniu długoterminowej strategii” – oświadczył Daniel Křetínský kilka tygodni temu, gdy zapowiedział delisting Metra.

W lutym rada nadzorcza niemieckiej firmy przyjęła do wiadomości informację o planach wycofania spółki z giełdy. W ocenie czeskiego przedsiębiorcy oraz szefostwa Metra taki ruch leży w najlepszym interesie zarówno samej spółki, jak i jej akcjonariuszy. Daniel Křetínský zapewnił, że EPGC, będąc głównym akcjonariuszem spółki, w pełni aprobuje jej władze na czele ze Steffenem Greubelem w roli prezesa. Docenia też ich zaangażowanie w modernizację i przekształcenie firmy.

Mimo tych deklaracji nie jest wcale przesądzone, że skup akcji Metra się powiedzie. 24,99 proc. akcji spółki znajduje się bowiem w rękach kilku instytucjonalnych inwestorów. Są to niemieckie przedsiębiorstwa BC Equities GmbH & Co. KG z Düsseldorfu i Palatin Verwaltungsgesellschaft z Essen oraz szwajcarski Beisheim Holding GmbH. Wszyscy zgodnie uznali, że nie chcą odpowiedzieć na obecną ofertę EPGC i pozbyć się posiadanych papierów Metra.

Czech i Słowak – miliarderzy i partnerzy

Niespełna 50-letni Daniel Křetínský pochodzi z Brna i ma wykształcenie prawnicze. Dysponuje majątkiem wycenianym – według różnych źródeł – na 290-417,1 mld koron (48,6-69,9 mld zł). Czeska edycja miesięcznika Forbes umieściła przedsiębiorcę na drugim miejscu (za Renátą Kellnerovą z rodziną) listy najbogatszych obywateli tego kraju. Z kolei według ekonomicznego tygodnika Euro jest on zdecydowanie najzamożniejszym Czechem.

W Polsce jest kojarzony przede wszystkim jako właściciel EPH – największej grupy energetycznej w Europie Środkowej, która przejęła m.in. polskie Przedsiębiorstwo Górnicze Silesia. Miliarder kontroluje również spółkę Czech Media Invest, do której należą m.in. najpopularniejsze stacje radiowe w Czechach i Rumunii, czeskie tabloidy Blesk i Aha!, francuski magazyn Elle oraz kilka innych tytułów prasowych. Posiada także 40 proc. akcji najbardziej utytułowanego czeskiego klubu piłkarskiego AC Sparta Praga.

Prawie 52-letni Patrik Tkáč zajmuje z kolei (wraz z ojcem Jozefem) drugie miejsce na liście najbogatszych Słowaków według tamtejszej edycji Forbesa. Magazyn oszacował majątek przedsiębiorców na 1,89 mld euro (ponad 7,3 mld zł). Tkáčowie działają m.in. za pośrednictwem J&T Finance Group (JTFG).

EPGC i niemieckie Metro nie są jedynymi przedsięwzięciami łączącymi czołowych miliarderów z Czech i Słowacji. Patrik Tkáč jest również współwłaścicielem wspomnianych wcześniej firm EPH oraz Czech Media Invest.

Główne wnioski

  1. Daniel Křetínský i Patrik Tkáč podejmują próbę wycofania niemieckiego koncernu Metro z giełdy, oferując akcjonariuszom możliwość sprzedaży akcji po 5,33 euro za sztukę. Termin oferty upływa 16 kwietnia.
  2. Metro zmaga się z trudnościami – przed pandemią jego wartość była prawie trzykrotnie wyższa niż obecnie. Zarząd wdraża długoterminową strategię, mającą na celu poprawę kondycji przedsiębiorstwa. Kluczowym elementem tej strategii ma być wycofanie spółki z giełdy.
  3. Nie wszyscy inwestorzy są jednak zainteresowani sprzedażą akcji. Trzej znaczący akcjonariusze Metra, którzy posiadają łącznie niemal 25 proc. akcji, odrzucili ofertę ich sprzedaży. To może stanowić poważną przeszkodę w planowanym delistingu firmy.