Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!

Siła kobiet

Partner
Społeczeństwo Sport

Dziewczynki na gokarty zamiast na balet? „Ta, która będzie kolejną kobietą w F1, już się urodziła i już jeździ" (WYWIAD)

Sporty motorowe nadal uchodzą za męski świat Jednak sukcesywnie pojawia się w nim coraz więcej kobiet. Jedne siadają za kierownicą bolidów, inne zostają inżynierami wyścigowymi. Jeszcze inne decydują się na drogę dziennikarską. – Kobieta w sporcie ma o tyle łatwiej, że szybciej dostanie szansę. Natomiast o tyle trudniej, że bardzo szybko przychodzi weryfikacja – mówi Aldona Marciniak, dziennikarka zajmująca się Formułą 1.

Aldona Marciniak jest uznaną i lubianą dziennikarką, specjalizującą się w Formule 1. Jednak jej droga do tego miejsca trwała dość długo. Źródło: Instagram.com/aldona_marciniak

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jak wyglądała droga Aldony Marciniak do zostania dziennikarką Formuły 1.
  2. Ile kobiet ścigało się dotąd w F1.
  3. Jak wiele kobiet interesuje się oglądaniem F1 i jak bardzo zmienia się odbiór tej serii przez kibiców.
Loading the Elevenlabs Text to Speech AudioNative Player...

Michał Banasiak, XYZ.pl: Kierowca czy kierowczyni? 

Aldona Marciniak, dziennikarka i komentatorka telewizyjna Eleven Sports: Kierowca. 

Dlaczego?

Jeżeli chcemy podkreślić równość czegoś, to nie podkreślajmy odrębności. 

Mówi się, że język kreuje rzeczywistość i jeżeli rezygnujemy z feminatywów, to podświadomie wysyłamy komunikat, że dane zawody są zarezerwowane dla mężczyzn.

Rozumiem ten punkt widzenia, ale najbardziej bym chciała, żeby kobiety po prostu były w danej branży i ten zawód wykonywały. Żeby nie trzeba było pokazywać, że coś można, ale po prostu to robić. 

Uważasz, że kobiety – generalizując na potrzeby tego pytania – jeżdżą równie dobrze, jak mężczyźni?

Pytasz o sport motorowy?

Jeszcze nie. Na razie o codzienną jazdę po ulicach.

Nie ma reguły. Sama mogę o sobie z przymrużeniem oka powiedzieć, że mam słabości stereotypowej kobiety za kółkiem. Wiedzą to moi znajomi z warsztatu po tym, ile razy mi felgi wymieniają po mojej jeździe po krawężnikach. A jednocześnie uważam się za doskonałego kierowcę. Z drugiej strony mój tata, który jest dla mnie wzorem prowadzenia, też potrafi zrobić głupią rzecz za kierownicą i wjechać na skrzyżowanie, które jest zablokowane. Dobry albo średni kierowca nie ma płci, tylko umiejętności. Lepsze albo gorsze.

Warto wiedzieć

Aldona Marciniak

Dziennikarka sportowa i motoryzacyjna pracująca przy Formule 1. Związana z „Przeglądem Sportowym”, Viaplay, a obecnie Eleven Sports. Wieloletnia prowadząca Gali Mistrzów Sportu oraz programu „Misja Sport” w Onecie. Współautorka książki sportowej roku 2019 - biografii Roberta Kubicy „Niezniczalny”.

Jak znalazłaś się w świecie sportów motorowych?

Miałam furę szczęścia – jak to bywa wtedy, gdy się chce spełnić jakieś marzenie.

Od czasu liceum wiedziałam, że będę dziennikarką sportową. Zawsze mnie do tego ciągnęło. Dużo czasu spędzałam z chłopakami, z którymi czytaliśmy pod szkolną ławką przechodni egzemplarz „Przeglądu Sportowego”. Gdy potem na studiach dziennikarskich przyszedł czas, żeby wybrać praktyki, wszyscy moi koledzy chcieli jak najbardziej prestiżowo: „Gazeta Wyborcza”, „Rzeczpospolita”, TVN. A ja marzyłam o „Przeglądzie Sportowym”. Szczęśliwie jako jedyna w tamtym roczniku. I od tych praktyk się zaczęło.

Bardzo się nimi stresowałem. Przed pierwszym wejściem do redakcji krążyłam wokół budynku i bałam się iść na górę. Miałam tam spędzić trzy miesiące, a zostałam kilkanaście lat.

Od razu dostałaś „przydział” do sportów motorowych?

Jak każdy praktykant byłam rzucana tam, gdzie trzeba było łatać dziury. Kiedy przychodzisz do redakcji w bardzo młodym wieku, nie wybierasz sobie pracy – to ona wybiera ciebie. Miałam to szczęście, że wtedy w Formule 1 pojawił się Robert Kubica i trzeba było wsparcia właśnie przy sportach motorowych. Natomiast to nie tak, że od razu czerwony dywan i proszę bardzo, zapraszamy do Formuły 1. Pierwszy rok spędziłam jeżdżąc między torem Poznań a torem Kielce, relacjonując Mistrzostwa Polski i wyścigi Kia Picanto Cup. Potem pojechałam na pierwsze testy Formuły 1, a rok później na pierwszy wyścig. I dalej się to rozwijało. Do telewizji trafiłam najpierw w roli eksperta, a potem przechodziłam kolejne szczeble – prowadzącego, komentatora. Cudowny czas i fura szczęścia.

Spotkałaś się na swojej zawodowej drodze ze stwierdzeniami, że świat motorsportu nie jest dla kobiet i ze zdziwieniem, że w nim funkcjonujesz?

To pytanie, na które zawsze odpowiadam. W każdej rozmowie jest obowiązkowe. „Kobieta w męskim świecie” – to jest moja łatka.

W Series miała promować ścigające się kobiety i torować im drogę do F1. Seria nie budziła jednak dużego zainteresowania i szybko zbankrutowała. Fot. Clive Mason/Getty Images

Wydaje mi się, że to kwestia oceny realiów. Po prostu motorsport, na razie, zdominowany jest przez mężczyzn.

Tak, tylko ja uważam się za dziennikarkę, czasami prezenterkę, prowadzącą, robiącą wywiady, reportaże. Zawodowo dopiero na dalszym miejscu jestem kobietą. Natomiast ze zwracaniem uwagi na moją płeć spotykam się głównie w Polsce. Tutaj rzeczywiście nadal pojawiają się głosy zdziwienia, że kobieta pracuje w takiej branży. Gdy pierwszy raz trafiłam do parku serwisowego rajdowych mistrzostw świata w 2013, główna reporterka, najbardziej szanowana w parku serwisowym, której „bali się” wszyscy kierowcy, była kobietą. W zespołach też pracowały kobiety – chociażby odpowiedzialne za kontakt zawodników z mediami. Wśród dziennikarzy było więcej panów, owszem, ale nie byłam tam jedyną kobietą. W Formule 1 jest podobnie. W tej chwili każdy nadawca ma kobietę w składzie redakcji. Zdarza się, że stoimy sobie w miejscu dla dziennikarzy, tzw. zagrodzie, są tam przedstawiciele co najmniej dwudziestu redakcji i wśród nich trzech chłopaków.

Ominęło cię stereotypowe traktowanie niektórych kobiet na zasadzie „nie musisz się znać, bylebyś wyglądała”?

Raz zdarzyło mi się, że po zakończonej rozmowie jeden z kierowców powiedział mi „wow, naprawdę się znasz”. Według niego to z pewnością miał być komplement, ale to był taki komplement warunkowy. Właściwie chciał powiedzieć: „jak na kobietę, to naprawdę się znasz”. Mam świadomość, że stereotypy to coś, czego nie da się zlikwidować i należy z tym żyć. Wiedziałam, że dobrze przygotowałam się do rozmowy, więc po prostu się uśmiechnęłam.

Kiedy na przestrzeni lat obserwowałem twoją obecność w mediach, zauważyłem, że zmienia się podejście kibiców. Początkowo więcej było uszczypliwych komentarzy, zwracających uwagę właśnie na płeć. Jednak udowodniłaś, że jesteś w tym miejscu, w którym jesteś, z uwagi na merytorykę.

Masz rację. Wiem, że pracowałam bardzo ciężko, żeby być w tym miejscu. Zainwestowałam mnóstwo własnych pieniędzy. Najczęściej sama opłacałam wyjazdy. W tej chwili w końcu mam poczucie, że już nie muszę udowadniać, że jestem we właściwym miejscu. Ale myślę, że to jest też kwestia tego, że zmieniamy się jako społeczeństwo. Bardzo cieszę się z tego, jak jest teraz i z tego, jak postrzeganie kobiet w dziennikarstwie, w świecie sportu, a szczególnie w świecie sportów motorowych, się zmienia. 

A miewałaś poczucie, że jako kobieta musisz pracować ciężej, żeby udowodnić, że zasługujesz na miejsce, w którym się znalazłaś?

Absolutnie tak. Zawsze powtarzam, że kobieta w sporcie ma o tyle łatwiej, że szybciej dostanie szansę. Natomiast o tyle trudniej, że bardzo szybko przychodzi weryfikacja. Gdy pomylisz się na wizji, popełnisz jakiś błąd – a to się zdarza każdemu – chłopak usłyszy: „pomyliłeś się, trudno”. A dziewczyna usłyszy: „pomyliłaś się, bo tego nie wiesz”. Bardzo łatwo jest dostać żółtą kartkę, drugą żółtą kartkę i czerwoną. I wypaść z branży. Wiem, bo widziałam, jak inne dziewczyny próbowały i jak właśnie na tym się potykały.

Mówiłaś, że w padoku F1 czy w parku maszyn WRC kobiet nie brakuje. Natomiast w polskich mediach kobiet zajmujących się motorsportem jest bardzo niewiele. Dlatego, że po prostu wolą inne sporty, czy może nie są tak zawzięte jak ty i po prostu zrażają się w trakcie drogi?

Jeszcze parę lat i tych kobiet będzie zatrzęsienie. Dostaję mnóstwo wiadomości od dziewczyn, które są w liceum czy na początku studiów i pytają co zrobić, żeby pójść moją drogą. Jakie wybrać studia, gdzie napisać, jak uczyć się dziennikarstwa. Jeżeli to jest jakiś wyznacznik, to za trzy lata ja mam megakonkurencję. I bardzo, bardzo się z tego cieszę.

Potrzebny był ktoś, kto przełamie wspominane tu wcześniej stereotypy o męskim świecie?

Nie lubię mówić banałami, ale po prostu trzeba było pokazać, że się da. To też jest powtarzający się komunikat, który dostaję od dziewczyn: „nie myślałam, że kobieta w dziennikarstwie motorsportowym może być w tym miejscu, może być tak długo, może się cieszyć takim zaufaniem”. Piszą mi, że zbieram dobre opinie od ich chłopaków i mężów. Tak więc trochę to trwało, ale tych dziewczyn będzie coraz więcej, nie mam żadnych wątpliwości. I jeżeli choć troszeczkę dzieje się to dzięki mnie, jest to dla mnie ogromny sukces.

W 1958 roku w F1 wystartowała pierwsza kobieta, Maria Teresa de Filippis. Po niej bolidami F1 ścigały się jeszcze cztery panie – ostatnia w 1992 roku. Nie osiągnęły spektakularnych wyników i nie doczekały się choćby jednej następczyni, która przebiłaby się w tej najbardziej prestiżowej serii świata. A przecież sporty motorowe są inkluzywne – każda seria jest otwarta na kobiety, jeśli tylko będą wystarczająco szybkie. 

Cieszę się, że podkreśliłeś, że w wyścigach nie ma podziału na płcie, bo nie czuję, żeby on był potrzebny. Kiedyś brak kobiet w seriach wyścigowych można było tłumaczyć generalną pozycją kobiet w społeczeństwie – nie tylko w sporcie miały pod górkę. Dla rodziców pięcioletniej dziewczynki tor gokartowy nie był pierwszym wyborem, jeśli chodzi o rozrywki dla ich córki. A to jest ten wiek, w którym chłopaki zaczynają swoją przygodę ze ściganiem. Najpierw poprzez zabawę, a potem coraz bardziej profesjonalnie. Poprzednie pokolenia dziewczyn zaczynały jeździć już jako świadome nastolatki. A realia są takie, że jeśli chcesz się w tym sporcie liczyć i zaczynasz w wieku dwunastu lat, jest już za późno. Natomiast teraz powoli pojawiają się rodzice myślący inaczej i od najmłodszych lat planujących karierę córki w motorsporcie.

Włoszka Giovana Amati była ostatnią kobietą, która ścigała się za kierownicą bolidu F1. Było to w 1992 roku. Fot. Paul-Henri Cahier/Getty Images

Biologia nie jest dla kobiet przeszkodą czy utrudnieniem?

Oczywiście w tym sporcie fizyczność też się liczy, ale jeśli chodzi o przygotowanie – dziewczyny radzą sobie świetnie. A jeśli chodzi o warunki? Yuki Tsunoda jest niższy ode mnie, ma 1,61 m, a jest kierowcą F1. Jacques Villeneuve, Juan Pablo Montoya, Felipe Massa czy Nick Heidfeld, których mijam czasem w padoku, też nie są dwumetrowcami. Natomiast pewnie jest coś w jakichś naturalnych predyspozycjach, co sprawia, że jeżeli spojrzymy sobie na grupę dzieciaków, to prędzej chłopak jak wariat będzie się wspinał po drzewie, nie bojąc się ryzyka. A trochę takiej mentalności wymaga motorsport. Ale wierzę, że w każdej grupie, w każdym roczniku są dziewczynki, które też wspinają się na to drzewo. I w dodatku mogą to robić szybciej.

Dane z Wielkiej Brytanii mówią, że w seriach gokartowych dziewczynki stanowią 13 proc. Im wyższe serie, tym jest ich mniej. Same się zniechęcają, zniechęcają się ich rodzice, trudno znaleźć sponsorów. Robi się z tego domino. W konsekwencji pula zawodniczek, w której szukamy tej równie szybkiej co mężczyźni, jest bardzo mała.

Ta podstawa piramidy jest bardzo ważna. Im więcej jeżdżących dziewczyn, tym większa szansa na to, że chociaż jedna się przebije. Według mnie ta dziewczynka, która będzie kolejną kobietą w Formule 1, już się urodziła i już jeździ.

Powiedziałaś, że nie czujesz, żeby podział na serie dla kobiet i mężczyzn był potrzebny. Były próby stworzenia osobnej serii dla kobiet, ale W Series po prostu zbankrutowała.

Projekt W Series musiał się rozsypać, bo od początku nie było kompletnie żadnego zainteresowania nim ze strony kibiców i sponsorów. Aby faktycznie przebić się medialnie, trzeba być pod skrzydłami F1. Chodzi o to, żeby jeździć te same weekendy, kiedy jeździ Formuła 1, kiedy masz mnóstwo ludzi na torze, mnóstwo sponsorów w padoku. Kiedy Lewis Hamilton przechadzając się po alei serwisowej może zobaczyć, że to ty stoisz na podium.

I mamy teraz F1 Academy, która to wszystko zapewnia. To są fundamenty pod to, żeby dziewczyny miały spokojną drogę rozwoju. Natomiast moim zdaniem to jeszcze nie jest to pokolenie, które znajdzie się w Formule 1. Według mnie ta dziewczyna, która teraz trafi do F1, przejdzie dokładnie tę samą drogę, którą przechodzą chłopaki. Będzie się z nimi ścigać w tych samych seriach, a nie w seriach tylko dla kobiet. Jeśli docelowo chce się trafić do F1, gdzie mamy najlepszych kierowców na świecie, to od początku trzeba się ścigać z lepszymi od siebie. Tylko takie nastawienie pozwoli na wejście do F1.

W juniorskim programie F1 Academy mamy Klarę Kowalczyk. W jednej z rozmów powiedziała, że woli ścigać się z chłopakami. Ale powiedziała też, że być może dobrym pomysłem byłoby stworzenie osobnego teamu F1, w którym kobiety już teraz ścigałyby się z mężczyznami. Tyle tylko, że ja widzę tu niebezpieczeństwo wizerunkowe: skoro żadna z zawodniczek sportowo nie przebija się do najważniejszych serii, to jeśli umieścimy je tam z klucza płci, może się okazać, że będą jechać na końcu stawki, wielokrotnie dublowane. A to w konsekwencji zamiast pomóc sprawie, tylko jej zaszkodzi.

Jeśli chcemy mieć krótkotrwały efekt w postaci kobiety w Formule 1, to możemy pójść na takie rozwiązanie. Ale jeśli chcemy dać wszystkim kobietom równe szanse, żeby mogły nie tylko jeździć z chłopakami, ale realnie się z nimi ścigać, trzeba jeszcze poczekać. Jestem zwolenniczką tego drugiego podejścia.

14-letnia Klara Kowalczyk jest pierwszą i jak dotąd jedyną Polką w prestiżowym programie F1 Academy, mającym promować ścigające się bolidami kobiety. Źródło: FOTON/PAP

Mamy inną młodą polską zawodniczkę, Kornelię Olkucką, która niedawno ogłosiła, że chciałaby startować w Formule 3. Wielu kibiców natychmiast zaczęło wskazywać, że teraz jeździ w słabszej włoskiej Formule 4 i już w tej serii nie radzi sobie najlepiej.

Trzeba szukać dla siebie możliwości jazdy w środowisku dopasowanym do umiejętności. Tylko w ten sposób można się uczyć i poprawiać. Odbić się od ściany za wcześnie, to nie jest żadna chluba i nie ma z tego żadnej nauki. Posłużę się ulubionym stwierdzeniem szefa Mercedesa Toto Wolffa, że merytokracja sportowa jest bezlitosna: to co powie ci stoper, definiuje cię jako kierowcę. Dlatego ja bym nie próbowała jeść chochlą tego świata, tylko powoli, po kolei, łyżką. 

Nie trzeba od razu jeździć, żeby trafić do F1. Jednak na stanowiskach kierowniczych kobiet też jest niewiele. Kilka lat temu zespołowi Williamsa szefowała Claire Williams i nie skończyło się to najlepiej.

To prawda. Na jej obronę można powiedzieć, że odziedziczyła to stanowisko po swoim tacie. W Sauberze pracowała Monisha Kaltenborn, ale ta przygoda też skończyła się źle. Natomiast obecnie mamy w F1 kobiety na bardzo ważnych stanowiskach. Dziewczyną, której słucha się czterokrotny mistrz świata Max Verstappen jest Hannah Schmitz – absolwentka Cambridge. Skończyła inżynierię i jest głównym strategiem Red Bulla. Superważna praca, pod ogromną presją. Z szefem strategii jest trochę jak z bramkarzem w piłce nożnej: jeżeli mecz czy wyścig pójdzie dobrze, nikt o tobie nie wspomni. Ale jeżeli coś się wydarzy – bądź pewien, że przeczytasz o tym we wszystkich nagłówkach prasy branżowej na świecie. Kolejny przykład to Laura Müller, inżynier wyścigowa Estebana Ocona w Haasie. Do tego jest sporo kobiet, które pełnią mniej rzucające się w oczy funkcje.

Jak oszacowałabyś ich liczbę?

Tak z głowy powiedziałabym, że kobiety to jakieś 30 proc. wszystkich pracujących przy F1.

To mnie zaskoczyłaś. Sądziłem, że sporo mniej.

Tak może się wydawać, bo wiele z nich nie zajmuje eksponowanych stanowisk i nie widać ich w świetle kamer. Jest mnóstwo kobiet, które pracują nie na torze, ale w fabrykach. Są też dziewczyny będące mechanikami. Zasuwają przy samochodach, wykonując siłową, fizyczną pracę. Coraz częściej widać je w przekazach telewizyjnych. Dużo kobiet pracuje w marketingu i PR poszczególnych zespołów. Nie są może tak widoczne, ale bez nich te zespoły nie działałyby tak, jak działają. Ważne jest też to, że zmienia się podejście samych zespołów. Mają świadomość potrzeb kobiet. Np. w fabryce Red Bulla jest przedszkole. A więc kobieta będąca matką może łączyć pracę z macierzyństwem.

I to jest według mnie właściwa droga: nie dążenie na siłę do jakiejś liczby kobiet, ale tworzenie im warunków, dzięki którym zobaczą, że to jest świat dla nich w takim samym stopniu, jak dla mężczyzn. I będą mogły swobodnie wybrać, czy chcą tu być, czy nie. A coraz bardziej chcą, bo coraz więcej kobiet ogląda Formułę 1.

Obalimy w tej rozmowie stereotyp, że zapach benzyny i ścigające się samochody interesują tylko mężczyzn?

Badania Nielsena na 40 tys. osób pokazują, że najbardziej prężnie rozwijającą się grupą widzów Formuły 1 jest grupa od 18 do 24 lat. Wśród nich ponad połowa to kobiety. To widać też na torze. Powiedzieć, że liczba kobiet i mężczyzn na trybunach to jest pół na pół, to nic nie powiedzieć. Kiedyś faktycznie to były wyjazdy chłopaków. Wyjeżdżali koledzy, tata z synem i tak dalej. Teraz przyjeżdżają całe rodziny, pary – to chyba największa grupa. Ale przyjeżdżają też dziewczyny na swoje girls trip. Obejrzały serial „Jazda na krawędzi” na Netfliksie, zainteresowały się wyścigami. Może po prostu spodobał im się jakiś przystojny kierowca i zaczęły mu kibicować.

Toto Wolff śmiał się, że gdy Kimi Antonelli zostawał wybrany na kierowcę dnia, to dużo głosów zapewniły mu śledzące go w mediach społecznościowych, platonicznie zakochane w nim nastolatki.

Dokładnie tak. Publiczność się zmienia, ale zmieniają się też media wokół F1. Lubię podawać przykład jednego z fotografów. Kym Illman ma pół miliona subskrybentów na YouTube, prawie 800 tys. obserwujących na Instagramie, choć praktycznie nie robi zdjęć bolidom. Jeździ na wyścigi, ale nie interesuje go samo ściganie. Wrzuca zdjęcia kierowców, ich partnerek, torebek i butów, zegarków. Nie brzmi jak coś, co związanego ze stereotypowo męskim sportem, prawda?

Oczywiście nadal są ludzie, którzy oglądają Formułę 1 fachowym okiem. Siedzą, sprawdzają strategię, analizują degradację opon. Ale jest też dużo kibiców, którzy po prostu szukają fajnych historii i emocji. Przyciągają ich nie fajne samochody i prędkość, ale przede wszystkim ciekawi ludzie w padoku. To pokolenie, które za chwilę będzie zakładać rodziny. I to są te mamy, które mając w domu pięciolatkę, pomyślą, że może zamiast lalki można dać jej model samochodu, a zamiast na zajęcia taneczne czy gimnastykę, można ją zaprowadzić na tor gokartowy.

Główne wnioski

  1. W całej historii Formuły 1 wystartowało w niej dotąd pięć kobiet. Ostatnia w 1992 roku.
  2. Według Aldony Marciniak mała liczba kobiet w najważniejszych seriach wyścigowych wynika z tego, że mało dziewczynek zaczyna swoją przygodę ze ściganiem w odpowiednio młodym wieku, by później przebić się do czołówki. Jak mówi, to będzie się zmieniać, bo obecne i przyszłe pokolenia rodziców będą chętniej zaprowadzać swoje córki na tory wyścigowe.
  3. W świecie motorsportu pojawia się coraz więcej kobiet. Tych, które próbują sił za kierownicą, ale też w roli inżynierów wyścigowych czy szefów zespołów. Badania wskazują też, ze coraz więcej pań ogląda F1.