Sprawdź relację:
Dzieje się!
Polityka Świat

Europejska ofensywa nad Gangesem. Ekspert: Polska powinna zawalczyć o relacje z Indiami 

Zbliżenie Indii z Unią Europejską i innymi naszymi sojusznikami tworzy sprzyjający kontekst, który polski rząd powinien wykorzystać do wzmocnienia relacji z Delhi. Premier Modi we Francji został przyjęty jak cesarz, a w amerykańskim Kongresie dwukrotnie został zaproszony do wygłoszenia przemówienia. Jego wizyta w Polsce była natomiast zorganizowana ad hoc. Warto to naprawić i zaprosić go na wiosenny szczyt Trójmorza, w którym udział weźmie być może prezydent USA – mówi XYZ dr Patryk Kugiel, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych i wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim.

Ursula von der Leyen, przewodnicząca KE, i Narendra Modi, premier Indii podczas wizyty przedstawicieli KE w Indiach, luty 2025 r. Fot. Prakash Singh/Bloomberg via Getty Images
Premier Narendra Modi określił wizytę szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen wraz z Kolegium Komisarzy UE jako „historyczną” i „bezprecedensową”. Przewodnicząca KE zapowiedziała, że europejsko-indyjska umowa o wolnym handlu będzie największym porozumieniem tego typu na świecie. Fot. Prakash Singh/Bloomberg via Getty Images

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jak polityka Donalda Trumpa przyspieszyła zacieśnienie relacji Unii Europejskiej z Indiami i co wynika z tego dla Polski.
  2. Dlaczego Delhi jest dla Warszawy bezpieczniejszym partnerem od Pekinu.
  3. Jakie są najważniejsze potencjalne możliwości współpracy polsko-indyjskiej i jakie są potencjalne ryzyka polityczne.

Warto wiedzieć

Ursula von der Leyen i unijni komisarze w Delhi

Indie i UE zgodziły się, że do końca roku zawrą negocjowaną od 2007 r. umowę o wolnym handlu – poinformowała w Delhi szefowa Komisji Europejskiej. Obie strony mają też wzmocnić partnerstwo w dziedzinie handlu, technologii, konektywności i obronności. 

Przewodnicząca Ursula von der Leyen w czwartek i piątek odbyła dwudniową wizytę w Indiach. Spotkała się z premierem Narendrą Modim oraz indyjskim ministrem handlu i przemysłu. Towarzyszyli jej niemal wszyscy unijni komisarze. Europejska ofensywa dyplomatyczna to element dywersyfikacji partnerów i ograniczania ryzyka uzależnienia od Stanów Zjednoczonych oraz Chin. 

UE jest największym partnerem handlowym Indii, wyprzedzając oba te państwa. Na indyjskim rynku działa ponad 6 tys. europejskich firm. Unia jest drugim co do wielkości odbiorcą indyjskiego eksportu (17,5 proc. całości w 2023 r.), tuż po USA (17,6 proc.). Indie i UE w 2021 r. wznowiły rozmowy na temat traktatu handlowego po ośmiu latach przerwy. Kolejna ich tura ma się odbyć w marcu. 

To czas aby być pragmatycznymi i ambitnymi i dostosować nasze priorytety do dzisiejszej rzeczywistości – powiedziała von der Leyen.

Jak dodała, europejsko-indyjska umowa o wolnym handlu będzie największym porozumieniem tego typu na świecie. 

Jestem w pełni świadoma, że nie będzie łatwo. Ale wiem również, że liczy się czas i determinacja, a to partnerstwo pojawia się we właściwym momencie dla obu stron – powiedziała przewodnicząca KE. 

Impulsem do gospodarczego zbliżenia są cła nakładane przez Waszyngton zarówno na towary unijne, jak i indyjskie. Donald Trump zapowiedział 25-procentowe opłaty za import towarów Unii. 

Europejscy dyplomaci podkreślają też, że UE i Indie to dwie największe na świecie demokracje. Łączy je poszanowanie dla globalnego porządku opartego na prawie międzynarodowym, efektywnego multilateralizmu i zrównoważonego rozwoju – wynika z komunikatu KE. 


Tomasz Augustyniak, XYZ: – Francja, Stany Zjednoczone, teraz Unia Europejska – w ostatnich kilku tygodniach wielu ważnych graczy wyraźnie zabiega o zacieśnienie relacji z Indiami. Co to oznacza i co z tego wynika dla Polski? 

Dr Patryk Kugiel, główny analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych w programie Azja-Pacyfik, wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim od kilkunastu lat zajmujący się stosunkami polsko-indyjskimi: Indie stają się języczkiem u wagi, o który zabiegają najwięksi światowi gracze. Pokazały to już niedawne spotkania premiera Narendry Modiego z prezydentami Trumpem i Macronem. Żeby zaskarbić sobie sympatię indyjskiego przywódcy, Emmanuel Macron przyjął go w Paryżu jak cesarza. Zawiózł go do Marsylii własnym samolotem, a potem osobiście pożegnał na lotnisku. Miał przy tym oczywiście na uwadze długofalową współpracę z Indiami: w dziedzinie AI, energii jądrowej, uzbrojenia i przemysłu kosmicznego. W Waszyngtonie nadskakiwał mu także Donald Trump, a teraz Ursula von der Leyen przylatuje do Delhi nie sama, ale ze wszystkimi komisarzami. To się wcześniej nie zdarzało. Ta wizyta pokazuje wolę polityczną, aby przełamać polityczny impas z Indiami. Podpisanie umowy o wolnym handlu do końca roku to bardzo ambitny cel i nie wiem, czy realistyczny, ale zadeklarowany na najwyższym możliwym poziomie. Ważnym elementem jest też zapowiedź podpisania umowy o bezpieczeństwie i obronności. Tego wymiaru nie było wcześniej we wzajemnych relacjach. Bliższe relacje rządu Modiego z Paryżem, Waszyngtonem i Brukselą tworzą też pozytywny geopolityczny kontekst, który powinien zachęcić Polskę do intensyfikacji relacji z Indiami. 

Żeby zaskarbić sobie sympatię indyjskiego przywódcy, Emmanuel Macron przyjął go w Paryżu jak cesarza. Zawiózł go do Marsylii własnym samolotem, a potem osobiście pożegnał na lotnisku. Miał przy tym oczywiście na uwadze długofalową współpracę z Indiami: w dziedzinie AI, energii jądrowej, uzbrojenia i przemysłu kosmicznego.

W sierpniu ubiegłego roku Polska i Indie zawarły umowę o partnerstwie strategicznym. Doszło to tego w czasie pierwszej od 45 lat wizyty szefa indyjskiego rządu w Warszawie, którą określano jako historyczną. 

Teraz tę umowę trzeba wypełnić treścią. Zwłaszcza, że w obecnym kontekście geopolitycznym Indie są dla Polski bezpieczniejszym partnerem niż Chiny. Pekin jest głównym rywalem naszego kluczowego sojusznika. Także w sensie wspólnoty wartości nie jest nam ze sobą specjalnie po drodze. Tymczasem Indie to największe demokratyczne państwo świata, ogromny rynek i jedna z kilku największych gospodarek, o rosnącym znaczeniu na arenie międzynarodowej. To także kraj o ogromnym potencjale rozwojowym, z czego można czerpać korzyści w długim terminie. 

Mimo to po ubiegłorocznych spotkaniach z Modim na razie nie widać przełomu. 

Rzeczywiście, ta wizyta nie przyniosła dotąd jakościowej zmiany. Realizacja porozumienia idzie dosyć powoli, chociaż mamy kilka pozytywnych elementów, na przykład wizyty polskich posłów i sekretarzy stanu w Delhi i na szczycie technologicznym w Bangalore. Ale to za mało. Uważam, że Indie powinny być najważniejszym polskim partnerem strategicznym w Azji, na równi z Japonią i Koreą Południową. 

Indie powinny być najważniejszym polskim partnerem strategicznym w Azji, na równi z Japonią i Koreą Południową. 

Przyjazd przywódcy Indii wywołał nad Wisłą dość skromne zainteresowanie. W kuluarach spotkań z polskim premierem i ministrem spraw zagranicznych indyjscy dyplomaci dyskretnie wypytywali nawet, czy Polska jest w ogóle zainteresowana Indiami, poza kontekstem ich kłopotliwych relacji z Rosją i deklarowanej neutralności w sprawie wojny w Ukrainie. Czy w relacjach z Delhi brakuje nam wyobraźni? 

Ewidentnie nie wykazujemy takiego samego zainteresowania Indiami, jak inne liczące się państwa. Dla Polaków Indie to ciągle zacofany kraj rozwijający się, w którym jest dużo biedy. Nie zauważyliśmy, że stały się jednym z najważniejszych rozgrywających na światowej szachownicy. W Delhi zresztą też sukces Polski dopiero niedawno zaczęto dostrzegać. Ale gdy prezydent Francji traktuje premiera Modiego z najwyższymi honorami, naginając nawet protokół, to powinno nas to zastanowić. 

Powinniśmy przerysować te mentalne mapy, a żeby to zrobić, trzeba do Indii jeździć i poza niekwestionowalną biedą wielu obywateli zobaczyć też ich inne oblicze. Dobrą informacją jest ostatnia wizyta polskich parlamentarzystów w Delhi. Oni już patrzą na inne Indie: aspirujące, ambitne, asertywne, z ogromnym potencjałem. Oby w polskiej debacie na ten temat coś drgnęło.

Na razie w naszym przypadku widać ciekawe odwrócenie ról. Bo nad Gangesem spotkania Narendry Modiego z premierem Tuskiem i prezydentem Dudą wywołały dość duże zainteresowanie. Media informowały o potencjale Polski i o jej politycznej roli w Unii Europejskiej, z którą Indusi negocjują umowę o wolnym handlu. Pisały też o możliwej polsko-indyjskiej współpracy w dziedzinie rozbudowy infrastruktury. Miałoby to ułatwić eksport indyjskich towarów na nasz kontynent, który dziś odbywa się głównie przez Niemcy. 

To prawda. W Delhi widać zainteresowanie choćby Inicjatywą Trójmorza, mówi się też o korytarzu gospodarczym IMEC (Indie – Bliski Wschód – Europa). Polska powinna to wykorzystać, aby pokazać, że nasza część Europy, ze 120 mln mieszkańców, jest ważnym graczem – bez względu na to, czy nazwiemy ją Trójmorzem, czy jakoś inaczej. Możemy się pokazać jako brama do Europy. Macron przedstawił Modiemu Marsylię jako port, w którym może się kończyć azjatycko-europejski szlak handlowy. Ja chciałbym, żeby on się kończył w Gdańsku albo w którymś z portów na Adriatyku albo Morzu Czarnym. Dlaczego towary koniecznie muszą przyjeżdżać do Europy Środkowej przez Hamburg, Rotterdam czy wspomnianą Marsylię? 

W marcu do Delhi prawdopodobnie wybierze się minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Ma wziąć udział w ważnej konferencji geopolitycznej. Mówi się też, że jesienią nad Gangesem może się pojawić Donald Tusk. 

Dobrze by było. Są także sygnały, że na wiosenny szczyt Trójmorza ma zostać zaproszony Donald Trump. Uważam, że realną opcją mogłoby być doproszenie na to wydarzenie Narendry Modiego. Obaj przywódcy, którzy bardzo się wzajemnie cenią, spotkaliby się ponownie w Warszawie, a my ugramy przy okazji własną grę: wyślemy polityczny sygnał, który mocniej zaznaczy Europę Środkową na globalnej mapie. Z kolei wizyta premiera Tuska w Delhi mogłaby być prawdziwym przełomem. O ile odbędzie się z rozmachem, ważnymi umowami i dużym komponentem biznesowym, choćby z udziałem szefów największych polskich firm z branży paliwowej i energetycznej. Nie tak, jak zorganizowana ad hoc wizyta premiera Modiego w sierpniu, która raczej się nam przydarzyła, niż została zaplanowana. 

Są sygnały, że na wiosenny szczyt Trójmorza ma zostać zaproszony Donald Trump. Uważam, że realną opcją mogłoby być doproszenie na to wydarzenie Narendry Modiego. Obaj przywódcy, którzy bardzo się wzajemnie cenią, spotkaliby się ponownie w Warszawie, a my ugramy przy okazji własną grę: wyślemy polityczny sygnał, który mocniej zaznaczy Europę Środkową na globalnej mapie.

W jakich dziedzinach poza energetyką najłatwiej znaleźć pole do współpracy? 

Najbardziej naturalnym polem jest obronność. Mamy tu wielki potencjał do zawierania umów. To przecież w Polsce powstają helikoptery Black Hawk amerykańskiej firmy Sikorsky. Skoro Amerykanie będą przenosili część produkcji do Indii, będą się dzielili z nimi technologiami, to otwierają się trójstronne możliwości współpracy Polska-USA-Indie. Z kolei we Francji Indusi ogłosili, że chcą na dużą skalę kupować ręczne wyrzutnie rakiet, w których produkcji Polska jest mocna. Innym tematem są transportery opancerzone Rosomak i wozy bojowe Borsuk. Dobry przykład to także technologia dronów i amunicji krążącej, bo tutaj Polska także jest silnym, niezależnym graczem. Firma WB Electronics utworzyła w Indiach spółkę joint venture i planuje inwestycje. Z drugiej strony brakuje nam technologii w obszarach, w których posiadają ją Indie. 

Na przykład zaawansowane technologie kosmiczne? Satelity obserwacyjne? 

Przemysł kosmiczny to bardzo perspektywiczny kierunek. Polska mogłaby skorzystać nie tylko z indyjskich doświadczeń budowy satelitów, ale także z możliwości wynoszenia ich na orbitę indyjskimi rakietami. W sektorze IT i inżynieryjnym po obu stronach są mocne karty. W innych dziedzinach Indiom, podobnie jak Polsce, brakuje wielu innowacyjnych rozwiązań, na przykład w dziedzinie biotechnologii czy AI. Warto zauważyć, że oba nasze kraje znalazły się na „liście B” eksportu amerykańskich czipów. Pytanie, czy jest po naszej stronie wola, aby zacząć współpracę naukowo-badawczą. 

Po wizycie Ursuli von der Leyen i unijnych komisarzy przyspieszają europejsko-indyjskie rozmowy handlowe. Dla Delhi to od dawna najważniejszy punkt relacji z Brukselą. Jakie znaczenie dla naszych firm będzie miało zawarcie porozumienia o wolnym handlu? 

Takie porozumienie otworzy drzwi do jednego z największych rynków na świecie dla większej liczby unijnych, w tym polskich przedsiębiorstw i mocno podniesie obroty handlowe. Zwłaszcza, jeśli uda się wynegocjować znaczące obniżenie taryf. Takie szerokie otwarcie drzwi oznacza niestety, że powiększy się także konkurencja. Ale dałoby się znaleźć obszary wielostronnej współpracy korzystnej dla wszystkich. Potencjalni nowi gracze z naszego kraju powinni skorzystać z doświadczeń około 40 polskich firm, które już działają na indyjskim rynku.  Problemem pozostaje fakt, że za mało o sobie nawzajem wiemy i nie widzimy, w jakich sektorach mamy komplementarne zdolności i obszary współpracy. Mamy tu do odrobienia pracę domową. 

Wśród czytelników, także właścicieli i właścicielek firm, na pewno są tacy, których Indie nadal odstraszają zamiast przyciągać. 

Jeżeli Indie wydają się nam trudne, dalekie i mało atrakcyjne, to pytanie, gdzie będziemy za 10 lat. Indie już za dwa albo trzy lata będą trzecią co do wielkości gospodarką świata, z klasą średnią o sile nabywczej porównywalnej do europejskiej. Czy jakiekolwiek państwo może powiedzieć, że to rynek niewarty zachodu? 

Wróćmy jeszcze na moment na poziom dyplomacji. W relacjach z partnerami z Azji kontekst i gesty często odgrywają kluczowe znaczenie, większe niż w kulturach zachodnich. Jak organizować polsko-indyjskie rozmowy na wysokim szczeblu, aby zostały dobrze zapamiętane? 

Warto obserwować, co robią inne kraje, którym zależy na relacjach z państwami takimi jak Indie. Wiele z nich rzeczywiście wykonuje symboliczne gesty, wysyłając tym samym sygnał: „dostrzegamy waszą rangę i znaczenie”. Modi został na przykład dwukrotnie zaproszony do wygłoszenia przemówień w amerykańskim Kongresie. To inwestycja w długoterminowe relacje. W naszym wypadku o takie gesty najłatwiej byłoby podczas indyjskiej wizyty w Polsce. Mamy wtedy wszystkie narzędzia i możemy się wykazać fantazją. Ale trzeba też jasno powiedzieć, że Indie nie będą przesadnie o nas zabiegały. Paradoksalnie ich, powiedzmy, neutralne podejście do wojny w Ukrainie sprawiło, że dziś każdy próbuje przeciągnąć je na swoją stronę. 

… i nikomu poza Rosją to nie wychodzi. 

Tak, Indusi stoją na wierzchołku góry i obserwują, kto o nich zabiega, chcąc maksymalnie wykorzystać wszystkich. Ale to nie znaczy, że i my nie możemy na tym zyskać. 

Jeśli będziemy traktowali Indie w specjalny sposób, to doczekamy się wzajemności? Przecież nawet USA mają z tym problem: indyjskie cła na ich towary są wyższe niż amerykańskie. 

To, czy Polska będzie dla Indusów atrakcyjna, zależy od naszej oferty. Indie to trudny, transakcyjny i bardzo pragmatyczny partner. Angażują się tylko w relacje, na których mogą zyskać. Polska nie posiada naturalnych przewag i zasobów, takich jak baterie do pojazdów elektrycznych, czipy czy paliwo nuklearne. Musimy więc taką ofertę zbudować, na przykład w dziedzinie IT, krytycznych i zielonych technologii. Oczywiście taka oferta musi być maksymalnie praktyczna i obliczona na nasze korzyści, żeby uniknąć ryzyka, że partnerzy nas wykorzystają, a Polska niewiele zyska.  

Zwłaszcza że praktyka pokazuje, że niewiele wyciągnęła z relacji z Chinami i z udziału w ich flagowej Inicjatywie Pasa i Szlaku. Pekin, podobnie jak Delhi, jest bardzo protekcjonistyczny. 

Rzeczywiście, jeśli spojrzeć tylko na handel, to współpraca z Chinami nie okazała się dla nas korzystna. Ale jeżeli weźmiemy pod uwagę niższą inflację albo fakt, że dzięki importowi dobrej jakości elektroniki prawie każdego Polaka stać na telewizor albo dwa, to ocena przestaje być tak jednoznaczna. Postawmy sobie też pytanie, czy byłoby lepiej, gdyby polskie firmy nie weszły na chiński rynek? Ostatecznie kupowalibyśmy to samo, tylko drożej, bo przez pośredników. Z Indiami może być podobnie. 

Opisując Indie jako wschodzące mocarstwo, część komentatorów popada w huraoptymizm, pomijając fakt, że nie są one modelem godnym naśladowania w każdej dziedzinie. Mają skrajnie nierówne społeczeństwo, w którym najwyżej 10 proc. obywateli można uznać za członków klasy średniej. Wewnętrznie coraz większą rolę odgrywa tam oligarchia, media są coraz mocniej kontrolowane przez sprzyjających rządowi biznesmenów. Indie nie najlepiej traktują też swoich mniejszych sąsiadów, a i ze wspólnotą wartości różnie bywa, bo rządzącej BJP politycznie bliżej do PiS-u i Donalda Trumpa niż do obecnie rządzących Polską i Europą. Naprawdę nie ma tu ryzyka politycznego? 

Takie ryzyko jest zawsze. Oczywiście Indusi nie są idealnymi partnerami i mają swoje problemy. Uważam, że von der Leyen przesadza, sugerując, że Europa i Indie reprezentują te same poglądy. Wojna w Ukrainie pokazała, że nie we wszystkim się zgadzamy, że Delhi to jednak nie Tokio ani Seul. Ale to nie zmienia faktu, że w niedoskonałym świecie, w którym żyjemy, mamy ze sobą wiele wspólnego. Nie powinniśmy być idealistami ani huraoptymistami, ale bądźmy pragmatyczni tam, gdzie mamy wspólne interesy. Europa jest dziś skonfliktowana z Rosją i Chinami, nie może też w tym samym stopniu co dawniej polegać na USA. We wspólnym strategicznym interesie Unii Europejskiej i Indii jest stabilizacja systemu międzynarodowego i ochrona multilateralizmu jako sposobu zarządzania światem. Możemy tworzyć wspólny front na arenie globalnej. To jasne, że jeżeli nasze horyzonty polityczne kończą się tuż za ścianą: na Europie, Ukrainie i Rosji, jeśli nie patrzymy w tamtą stronę świata, to nie zobaczymy tego kontekstu. Wzrost roli najludniejszego państwa świata wydarzy się przy wsparciu Zachodu. Jeśli wśród państw tego Zachodu nie będzie Polski, to zmarnujemy szansę. 

Główne wnioski

  1. Ocieplające się relacje Indii z Paryżem, Waszyngtonem i Brukselą tworzą dla Polski komfortową sytuację, którą można wykorzystać do intensyfikacji kontaktów z najludniejszym krajem świata. Zapowiadana umowa o wolnym handlu między Indiami i Unią Europejską szerzej otworzy polskim przedsiębiorcom drzwi do jednego z największych rynków na świecie. Nowi gracze powinni skorzystać z doświadczeń około 40 polskich firm, które już działają na indyjskich rynkach.
  2. Indie są dla Europejczyków bezpieczniejszym partnerem niż Chiny – główny rywal Stanów Zjednoczonych. To największe demokratyczne państwo świata, które wkrótce będzie trzecią pod względem wielkości gospodarką, z zamożną klasą średnią. Rośnie też jego znaczenie na arenie międzynarodowej, dlatego powinno być ważnym partnerem strategicznym Polski w Azji, na równi z Japonią i Koreą Południową. Dotychczas politycy w Warszawie wykazywali jednak niewystarczające zainteresowanie Indiami. 
  3. Wizyta premiera Donalda Tuska w Delhi, do której mogłoby dojść jesienią, powinna być starannie przygotowana, obudowana umowami i z dużym komponentem biznesowym. Dla partnerów z Azji istotne będą także symboliczne gesty. Wśród najważniejszych potencjalnych pól współpracy są obronność, energetyka, kosmos, IT, biotechnologia, krytyczne i zielone technologie. Indie interesują się Polską jako hubem logistycznym i jednym z politycznych liderów Unii Europejskiej.