Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Biznes Sport

Finanse Toronto Raptors pod presją. Jak zmiany kursu dolara wpływają na sytuację kanadyjskiego klubu z NBA?

Kanadyjsko-amerykański biznes? Brzmi jak przepis na finansową porażkę. Nie z powodu napiętej sytuacji społecznej i gospodarczej między państwami, lecz bezprecedensowych wahań na rynku walutowym. W obecnych realiach przewidzenie przychodów i kosztów w dolarze kanadyjskim i amerykańskim graniczy z cudem, a tzw. hedgowanie ryzyka jest wyjątkowo nieopłacalne. To problem nie tylko Toronto Raptors, ale co ważniejsze, także nowego notowanego na giełdzie właściciela klubu. 

W komunikacji marketingowej Toronto Raptors bardzo mocno podkreślają swoją kanadyjskość. Przedstawiają się jako zespół z dalekiej północy, ku uciesze lojalnych kibiców.
Fot. Anatoliy Cherkasov/NurPhoto via Getty Images

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. W jaki sposób kanadyjskie kluby sportowe występujące w amerykańskich ligach osiągają przychody i ponoszą koszty.
  2. Dlaczego w przeszłości wiele kanadyjskich klubów nie radziło sobie ze słabością dolara kanadyjskiego i przenosiło się do Stanów Zjednoczonych.
  3. Z jakiego powodu należy się martwić losy Toronto Raptors, mimo że sytuacja finansowa klubu jest stosunkowo stabilna.

Artykuł planowałem zacząć od obszernego opisu działań Donalda Trumpa, które negatywnie wpłynęły na relację między USA a Kanadą. Na szczęście poszedłem po rozum do głowy i w ostatniej chwili zmieniłem koncepcję. Zdałem sobie bowiem sprawę, że na pewno masz, drogi czytelniku, już dość tego tematu. Ponadto znasz go bardzo dobrze z innych artykułów na naszym portalu poświęconych tematyce politycznej, gospodarczej i finansowej.  

Walutowy zawrót głowy 

Wiadomo, co się stało: prezydent Stanów Zjednoczonych po licznych zapowiedziach i zmianach zdania ostatecznie wprowadził cła na import niektórych produktów z Kanady. Nieprzychylnie wypowiadał się o kanadyjskich politykach i stwierdził, że państwo znane z syropu klonowego ma sens tylko jako 51. stan USA. Polityk zdołał więc negatywnie wpłynąć na sytuację gospodarczą swojego północnego sąsiada nie tylko bezpośrednio poprzez cła, ale także pośrednio, poddając pod wątpliwość jego przyszłość i status partnera Stanów Zjednoczonych. 

Czegoś takiego bardzo nie lubi rynek walutowy. Mocno wybiega w przyszłość, a ta nagle stała się bardzo niepewna. Zrobiło się na tyle nerwowo, że dolar kanadyjski zaczął mocno tracić względem dolara amerykańskiego, mimo że ten jest przez administrację USA celowo osłabiany, by zwiększyć konkurencyjność eksportu Stanów Zjednoczonych. W pewnym momencie cena dolara kanadyjskiego spadła poniżej 70 amerykańskich centów. Stało się to po raz pierwszy od dwóch dekad. 

Ikona wykres interaktywny Wykres interaktywny
Ikona pełny ekran Pełny ekran

Dziś za kanadyjskiego dolara Amerykanie muszą zapłacić około 72 centów, więc teoretycznie sytuacja nieco się unormowała. Dla biznesmenów to jednak żadna ulga, bo ich nie interesuje teraźniejszość, ale to, co się może wydarzyć dalej. Muszą znaleźć sposób na zniwelowanie strat wynikających ze zmian kursów, by wyglądać poważnie przed partnerami i klientami oraz uchronić swoją działalność przed... przenosinami do USA. O tym na pewno myślą Toronto Raptors, mając na względzie wydarzenia z przeszłości. 

Zdjęcie plakatu wyborczego
W poniedziałek 28 kwietnia w Kanadzie odbędą się wybory parlamentarne. To dodatkowo potęguje niepewność na rynku walutowym. Fot. XYZ, Mikołaj Śmiłowski

Historia lubi się powtarzać 

Nie potrzeba analityka i historyka, by stwierdzić, jak dużym zagrożeniem dla kanadyjskich klubów sportowych występujących w amerykańskich ligach jest tani dolar. Cofnijmy się w czasie do lat dziewięćdziesiątych XX w., kiedy cena kanadyjskiego dolara na długi czas spadła z 80 amerykańskich centów do niecałych 70.  

Hokejowy zespół Quebec Nordiques z ligi NHL przeniósł się do Denver w stanie Kolorado, by zmienić się w Colorado Avalanche. Niedługo później podobny ruch wykonali hokeiści z Winnipeg Jets, przeprowadzając się do Phoenix w stanie Arizona, aby przybrać nazwę Arizona Coyotes. Następnie koszykarscy Vancouver Grizzlies występujący w lidze NBA przeprowadzili się do Memphis w stanie Tennessee. To wszystko w ciągu pięciu lat, po których dolar kanadyjski znowu się umocnił.  

Decyzje o exodusie były w głównej mierze podyktowane naprawdę trudną sytuacją finansową. Kanadyjskie kluby z amerykańskich lig dominującą część kosztów ponoszą w dolarze amerykańskim z uwagi na umowy partnerskie, które obowiązują odgórnie wszystkich uczestników NHL, NBA czy MLB. Za to większość przychodów osiągają w dolarze kanadyjskim z biletów czy umów sponsorskich. Dlatego gdy dolar kanadyjski się osłabia, ich zysk netto kurczy się podwójnie – więcej wydają, mniej zarabiają. 

Zdjęcie hali Toronto Raptors
Bez względu na to, kiedy i z kim grają, Toronto Raptors zawsze mogą liczyć na wsparcie kibiców. Fot. XYZ, Mikołaj Śmiłowski

Bez zbędnych sentymentów 

Oczywiście kluby zabezpieczają ryzyko walutowe. Kupują kontrakty terminowe, które są swego rodzaju umową na zakup waluty po z góry określonej cenie i w danym terminie. Wykorzystywane są na całym świecie i mają swoje zalety, ale też wady. Wymagają próby oszacowania, jaka cena zakupu np. dolara amerykańskiego będzie opłacalna w przyszłości. Im większa zmienność rynkowa, tym szacowanie jest trudniejsze, a zabezpieczanie ryzyka walutowego ostatecznie mniej opłacalne.  

Zazwyczaj kończy się tak, że realizując kontrakty, kluby kupują daną walutę po zawyżonej cenie. Mogą jednak przygotować plan wydatków na kolejne miesiące, bo mają pewność, ile będzie kosztować wymiana walut w przyszłości. To nie tylko pomaga prowadzić biznes, ale też uzasadniać decyzje przed zarządem, menadżerami czy inwestorami. Kluby sportowe nie prowadzą działalności charytatywnej, ale zarobkową, więc każdy dolar więcej lub mniej jest istotny. 

Dlatego też tak dużym zagrożeniem dla kanadyjskich klubów jest słaba waluta. Ich właściciele zazwyczaj byliby w stanie przetrwać okres niskiego zysku lub straty, ale... nie muszą lub czasem nawet nie mogą. W tym kontekście niepokoić może sytuacja Toronto Raptors. Wkrótce oficjalnie klub będzie miał nowego właściciela, który jest notowany na giełdzie, a ta znana jest ze stawiania zysków na piedestale. 

Nowa rzeczywistość 

Dotychczas głównym akcjonariuszem firmy MLSE, która sprawuje kontrolę nad Toronto Raptors (również nad Toronto Maple Leafs i Toronto FC), był Bell, kanadyjski gigant telekomunikacyjny. Pojawiły się jednak informacje, że zamierza sprzedać udziały w MLSE swojemu głównemu konkurentowi na rynku telekomów, firmie Rogers (właścicielowi bejsbolowego Toronto Blue Jays). Firmy już są po słowie i transakcja ma zostać zamknięta najpóźniej w wakacje, a wtedy Rogers będzie miał 75 proc. udziałów MLSE.  

Rogers jest spółką notowaną na kanadyjskiej giełdzie. Ma za sobą trudny okres – kurs spadł w tym roku o 21 proc. do poziomu 34,50 dolara kanadyjskiego za akcje. To efekt słabych wyników i stonowanych prognoz związanych z podstawową działalnością. Menadżerowie firmy ciężko pracują nad poprawą sytuacji, a wkrótce do ich zmartwień dojdą jeszcze Toronto Raptors.

W wyniku ostatnich ruchów na rynku transferowym zarobki 10 zawodników Toronto Raptors w przyszłym sezonie przekroczą 175 mln dolarów amerykańskich. Minimalnie skład klubu NBA musi liczyć 14 koszykarzy, więc konieczne będą co najmniej cztery nowe etaty. Marne szanse, że uda się pozyskać zawodników za mniej niż 12,5 mln dolarów, a po przekroczeniu tej kwoty na zespół z Toronto zostanie nałożony tzw. podatek od luksusu. Raptors w swojej historii musieli go płacić tylko raz, po mistrzowskim sezonie 2018-2019. 

Zdjęcie logotypu Raptors
W minionym sezonie klub Toronto Raptors obchodził 30. urodziny. W związku z tym stworzył akcję marketingową, która spotkała się z ciepłym przyjęciem fanów. Fot. XYZ, Mikołaj Śmiłowski

Druga strona medalu 

W Toronto Raptors szykują się więc duże wydatki na kontrakty, podatek i do tego potencjalnie wyższe koszty realizacji umów z amerykańskimi partnerami, zakładając, że dolar kanadyjski nadal będzie cierpiał. To wszystko przy ograniczonej możliwości zwiększania przychodów. 

Jednym ze sposobów zabezpieczenia przyszłości finansowej klubów w Kanadzie, poza hedgingiem ryzyka walutowego na kontraktach terminowych, od lat było sprzedawanie długoterminowych karnetów, pakietów biletów i kart podarunkowych. Obecnie trwa akcja sprzedażowa tychże produktów na startujący w październiku sezon 2025-2026. Średnio ceny podskoczyły o około 2 proc. rok do roku, czyli równo z inflacją. Ciężko więc mówić o finansowych fajerwerkach.  

Ta dość ostrożna strategia cenowa nie wzięła się znikąd. Kolejny rok z rzędu Toronto Raptors była jedną z najsłabszych drużyn NBA. Naturalnie, kiedy drużynie idzie słabo, kibice mniej chętnie pojawiają się na jej meczach, nie mówiąc już o deklaracji regularnych wizyt na hali, jakiej wymaga zakup pakietu biletów. Nie można też zapominać o warunkach ekonomicznych – w związku z cłami i zbliżającymi się wyborami Kanadyjczycy ograniczają wydatki. 

Kwestia porównania 

Na koniec trzeba rozróżnić, że trudności związane ze zwiększaniem przychodów nie można nazwać problemami finansowymi. Klub Toronto Raptors może wolniej zwiększać przychody i zysk, ale na pewno nie zaliczy znacznego spadku zysku operacyjnego. Mimo słabych wyników sportowych ma niesamowite wsparcie kibiców. W zakończonym niedawno sezonie zasadniczym na każdy mecz domowy sprzedawał średnio 91,7 proc. biletów, plasując się pod tym względem w pierwszej dziesiątce w NBA.

Pod względem podejścia do fanów czy dziennikarzy nie ma drugiej takiej organizacji w najlepszej koszykarskiej lidze świata. Pozostaje jednak pytanie: czy nowego właściciela lub jego akcjonariuszy będzie to obchodzić?

Jako akredytowany dziennikarz NBA co tydzień dostarczam Wam najświeższe wiadomości zza kulis najlepszej koszykarskiej ligi świata. Polecam pozostałe teksty z serii „Rzut za ocean”.

Główne wnioski

  1. Silne wahania kursu dolara kanadyjskiego względem dolara amerykańskiego znacząco obciążają finansowo kanadyjskie kluby sportowe występujące w amerykańskich ligach, w tym Toronto Raptors. Kluby te ponoszą większość kosztów w dolarach amerykańskich, a przychody mają głównie w dolarach kanadyjskich, co powoduje, że osłabienie dolara kanadyjskiego zmniejsza ich zyski i może prowadzić do przenosin do USA, jak zdarzało się w przeszłości.
  2. Hedging ryzyka walutowego, choć stosowany przez kluby, jest obecnie mniej skuteczny i bardziej kosztowny z powodu wyjątkowo dużej zmienności na rynku walutowym. Próby zabezpieczenia się przed dalszymi wahaniami kursu dolara amerykańskiego są trudne do przewidzenia i często kończą się kupnem waluty po zawyżonej cenie, co dodatkowo obciąża budżety klubów.
  3. Zmiana właściciela Toronto Raptors na notowaną na giełdzie spółkę Rogers może zwiększyć presję na osiąganie zysków, co w połączeniu z trudną sytuacją walutową i koniecznością dużych wydatków na kontrakty zawodników może wpłynąć na strategię klubu i jego stabilność finansową. Rogers, mający już problemy na rynku telekomunikacyjnym, stanie przed wyzwaniem zarządzania klubem sportowym w warunkach ograniczonego wzrostu przychodów i rosnących kosztów.