Czy Bliski Wschód jest już bezpieczny? „Iran wciąż ma partnerów, których rękami może siać terror na Zachodzie” (WYWIAD)
Czy po atakach na Iran i kompromitującym dla reżimu zawieszeniu broni, które szybko zostało zerwane Zachód powinien przygotować się także na nowe ataki terrorystyczne inspirowane przez Iran? „Jest wielu akolitów, którzy wyznają podobne zasady. Organizacje i komórki terrorystyczne powstają szybciej i łatwiej niż systemy państwowe, a nawet niż korporacje” – mówi Grzegorz Cieślak, ekspert Centrum Badań nad Ryzykami Społecznymi i Gospodarczymi Uniwersytetu Civitas.


Z tego artykułu dowiesz się…
- Czy zawieszenie broni między Izraelem a Iranem daje szansę na trwały pokój na Bliskim Wschodzie.
- Czy wzrasta ryzyko ataków terrorystycznych inspirowanych przez irański reżim w krajach Zachodu.
- Z którymi organizacjami terrorystycznymi mógłby współpracować rząd Iranu.
Katarzyna Mokrzycka, XYZ: Czy po wydarzeniach z ostatnich 12 dni, deklaracjach Iranu, Izraela i USA o zawieszeniu broni, które szybko zostało zerwane możliwy jest trwały pokój na Bliskim Wschodzie? Wierzy pan w takie zakończenie?
Grzegorz Cieślak, Uniwersytet Civitas: Nie, oczywiście że nie. Z pewnością nie wierzę w pokój na Bliskim Wschodzie, który miałby wynikać z decyzji Donalda Trumpa. On nie ma do tego odpowiedniego autorytetu.
Brak przesłanek do trwałego pokoju
Zbudowanie pokoju na Bliskim Wschodzie zależy od krajów Bliskiego Wschodu i odbędzie się wyłącznie na Bliskim Wschodzie. Nie widzę jednak ku temu przesłanek. Nie dostrzegam, aby ustąpiła którakolwiek z cech wskazujących, że region i jego poszczególne państwa są skazane na konflikt.
Palestyńczycy nadal będą epatować swoim nieszczęściem, a Izrael wciąż będzie musiał mierzyć się z napięciami w swoim najbliższym sąsiedztwie. A to jak dotąd każdorazowo prowadziło do konfliktów.
I wreszcie Iran – osłabiony, choć nie po raz pierwszy. Nie będzie w stanie w najbliższym czasie posłużyć się groźbą nuklearną, owszem, ale to nie zmienia faktu, że krajem dalej rządzą ajatollahowie. Nawet gdyby doszło do wymiany przywódcy to następny ajatollah też będzie musiał się zmierzyć z recesją, z kryzysem gospodarczym, z coraz bardziej rosnącą niechęcią społeczeństwa, a to szybko prowadzi do populizmu. Wskazanie wroga, który za to odpowiada – czy to Izraela, czy odwiecznego wroga USA – jest zawsze tanią sztuczką, po którą bez względu na klimat i religię chętnie sięgają politycy na całym świecie.
Nie wierzę w pokój na Bliskim Wschodzie, który miałby wynikać z decyzji Donalda Trumpa. On nie ma do tego odpowiedniego autorytetu.
Obalenie reżymu jest dziś mało realne
Czy poddanie się Iranu, zgoda na zawieszenie broni, zostanie w tym kraju odebrane jako głos rozsądku czy akt słabości? Czy może być to początkiem końca obecnego reżimu?
Nie wiem, czy obecny porządek w Iranie przetrwa w dotychczasowej formie, ale nie wierzę w jego całkowitą zmianę. Nie jestem nawet przekonany, że samo społeczeństwo Iranu jest gotowe na tak daleko idące przemiany.
Czy poszczególne frakcje w reżimie irańskim mogą chcieć wykorzystać ten moment do wewnętrznej walki o władzę? Czy opozycja może próbować sięgnąć po władzę?
Nie wiem, czy to będzie takie zwalczanie się, jakie znamy z Europy, czyli stricte polityczne, czy takie, które znamy z Bliskiego Wschodu, czyli krwawe. Natomiast, bezsprzecznie, w momencie, kiedy stary lew słabnie, młode lwy się na niego się rzucają.
Doświadczenia Bliskiego Wschodu pokazują zaś, że tam, gdzie robi się bałagan wynikający z obalenia lokalnego satrapy, jego miejsce i rolę błyskawicznie przejmują organizacje terrorystyczne. One mają lepszą strukturę, są zdolne do szybkiej adaptacji, są daleko bardziej zdeterminowane do rządzenia niż poszczególni politycy, zwłaszcza ci, którzy w tej chwili są w opozycji.
Sądzę jednak, że Iran, który pokazał niemoc militarną, będzie musiał się uporządkować, ale nie będzie skłonny do radykalnych zmian. W momencie, kiedy ludzie doświadczają wybuchów i widmo wojny jest bliskie, to zawsze znajduje się pewna część społeczeństwa, która wierzy w zmiany, ale wcale nie bardzo chciałaby się o nie bić. Jakaś część społeczeństwa podejmie próbę zmniejszenia wpływu ajatollahów, ale nie sądzę, żeby to był moment, w którym takie działania będą skuteczne. Obym się mylił, bo, jak każdy analityk, muszę powiedzieć uczciwie: tutaj nie ma wysokiego prawdopodobieństwa, że będzie, jak mówię. W sytuacjach konfliktu może nagle okazać się, że jest siła, którą pomijaliśmy, a która jest zdeterminowana do zabrania głosu akurat w tym momencie. I być może wybije się na czoło, położy na stole zupełnie nowe karty, pokaże nowy sposób, ale ja tego nie widzę.
Nawet jeśli wcześniej widzieliśmy protesty przeciwko władzy ajatollahów, ich kłopoty wynikające z tego, że źle traktują swoje społeczeństwo, to nie sądzę, że moment bezpośrednio po zbombardowaniu obiektów militarnych to jest ten czas, w którym siły opozycyjne będą chciały zająć pozycję do walki o przyszłą władzę w Iranie. Mogą się bowiem obawiać jakiegoś łączenia ich i ich działań z atakiem Izraela na Iran. A to jednak nie wróżyłoby im poparcia i zajęcia wysokiej pozycji w samym społeczeństwie irańskim. Przeciwnie. Opozycja może spróbować zmiękczać władzę ajatollahów, ale po tę władzę teraz raczej nie sięgnie.
Myślę więc, że ucichną strzały i poczekamy 5-10 lat na ustabilizowanie się sytuacji w Iranie. Ale po pierwsze, to będzie wewnętrzna sprawa Iranu, po drugie – nie będzie przełomowa dla świata. Pod tym względem jestem sceptyczny. Iran powoli będzie budował swoją pozycję na nowo. Pewnie za jakiś czas wróci do gry o charakterze nuklearnym. Nie sądzę, żeby był zdolny porozumieć się z Izraelem, bo nie wiem, czy w Izraelu znalazłby się jakikolwiek partner, żeby do takich porozumień przejść. W związku z czym myślę, że będzie stagnacja, a potem powrót do sytuacji sprzed konfliktu.
Wzrośnie ryzyko ataków terrorystycznych
Czy spodziewa się pan, że skompromitowany Iran zechce się odegrać w inny sposób? Na przykład poprzez aktywizację działań terrorystycznych na świecie? Czy powinniśmy oczekiwać wzmożenia ataków terrorystycznych w krajach zachodnich?
Według mnie, Iran zmierzył siły na zamiary – wystrzelił 50 rakiet, z których 49 zostało zestrzelonych – i zrozumiał, że kontynuowanie wymiany ciosów pomiędzy Izraelem, zwłaszcza wspartym przez Stany Zjednoczone a Iranem, skończy się jednoznacznie źle dla Iranu. Dlatego uważam, że jeśli nie dojdzie tam do jakiejś radykalnej zmiany, a tak jak powiedziałem, ja jej na horyzoncie nie widzę, to powrót do strategii rozproszonego terroryzmu nękającego świat z lat 70. i 80. ubiegłego wieku, to decyzja racjonalna z punktu widzenia ajatollahów.
Tak nie musi się jednak stać, ponieważ mamy w świecie zachodnim, w Europie, inny konflikt, który trochę równoważy tło informacyjne, którym karmi się terroryzm. Wojna w Ukrainie, Federacja Rosyjska kontra Ukraina, a za chwilę nie wiemy, czy nie kolejne kraje europejskie, ale także to, co dzieje się w Afryce, może spowodować, że my nie będziemy tak istotnie reagowali, jak to miało miejsce w latach 70. czy 80. A terroryzm, jak każda propaganda, potrzebuje dużej uwagi świata. Jego efekty zależą od tego, jak wiele uwagi mu poświęcamy.
Powrót do strategii rozproszonego terroryzmu, który nękał świat w latach 70. i 80. XX wieku, może być z punktu widzenia ajatollahów decyzją racjonalną.
Iran ma jednak niewiele więcej niż narzędzia tego typu i to może go napędzać do, nazwijmy to, podżegania. Istnieje pewna alternatywa, którą zaczynają sygnalizować irańscy politycy drugiego rzędu. Mówią o potrzebie porozumienia z Federacją Rosyjską, o zacieśnieniu relacji, o stworzeniu wspólnego frontu. Tyle że nie jestem przekonany, czy coś takiego – z naszej perspektywy oznaczającego nową oś zła – w ogóle jest możliwe do realizacji. Bo Federacja Rosyjska to nie jest hegemon, który może wytworzyć własną grawitację. To jest kraj, który się rzucił na sąsiada, uporczywie trwa w konflikcie, który go dramatycznie wyniszcza. Nie wiem, czy jest w stanie wesprzeć Iran, czy raczej sam liczył na wsparcie Iranu i właśnie srodze się zawiódł.
Starzy i nowi chętni do siania terroru
Czy, po działaniach Izraela wymierzonych w Hamas i Hezbollah, Iran – jeśli zechce inspirować ataki terrorystyczne – ma się jeszcze do kogo zwrócić?
Jak najbardziej tak. Iran wciąż ma partnerów, których rękami może chcieć siać terror w krajach Zachodu. Jemen jest przykładem takiej „płytki Petriego”, na której ten szczep już się wyhodował. Huti, którzy sięgnęli tam po władzę, toczą dziś krwawą wojnę. Nie byliby w stanie osiągnąć tej pozycji bez wsparcia Iranu. A podobnych komórek wspieranych przez Teheran jest więcej. A Iran, jako państwo, które ma rozwinięty aparat państwowy czy dyplomację zagraniczną, jest w stanie efektywnie wspierać organizacje terrorystyczne, w porównaniu na przykład do Państwa Islamskiego, które państwem jako takim nigdy nie było i takich narzędzi nie miało.
Iran byłby zatem w stanie sięgnąć po zasoby Hamasu, który będzie musiał zrewidować swoją pozycję w Strefie Gazy i w okolicznych krajach. Może też sięgnąć po Hezbollah, może sięgnąć po jeszcze inne organizacje, dziś jeszcze niszowe albo trochę zapomniane, które, jako odpryski Al-Kaidy będą szukać się na nowo w nowej strukturze.
Taka struktura może łatwo powstać. Jest wielu takich „akolitów”, którzy wyznają podobne zasady, byliby się w stanie zorganizować wokół Iranu, gdyby służył im w tym pomocą. Łączy ich idea, być może brutalność i determinacja do posługiwania się narzędziem terroryzmu jako takie. Organizacja i komórki terrorystyczne powstają szybciej i łatwiej niż państwowości, a nawet niż korporacje. Dlatego, że są w stanie pracować za przyszłe potencjalne zyski. Taki scenariusz jest zatem możliwy, o ile będzie miał go kto realizować po stronie irańskiej.
Iran mógłby zatem sięgnąć po pozostałości Hamasu, który będzie musiał zrewidować swoją pozycję w Strefie Gazy i sąsiednich krajach. Mógłby też ponownie wykorzystać Hezbollah albo inne organizacje – dziś jeszcze niszowe lub zapomniane.
Co ma pan na myśli?
Konflikt może być też kontynuowany w formie, której do niedawna nie dopuszczaliśmy, traktując ją jako nieetyczną – mam na myśli mordowanie liderów tego typu komórek i osób je wspierających przez państwa, na których szkodę działają, np. Izrael czy Stany Zjednoczone.
To nie jest broń nowa, wcześniej też była używana, z tym, że w latach 70. XX wieku była po prostu skwapliwie przemilczana. Natomiast w tej chwili nikt się nie waha powiedzieć w telewizji, że jednym z celów operacji jest zabicie ajatollaha.
Czy rodzą się nowi liderzy terroryzmu?
Czy w ugrupowaniach terrorystycznych – w komórkach, które pączkują na Bliskim Wschodzie i w Afryce – pojawiają się dziś nowe postaci? Może potencjalni liderzy przyszłych problemów, o których powinniśmy wiedzieć?
Jestem przekonany, że nawet jeśli służby znają takie nazwiska, zrobią wszystko, by ich nie ujawniać. Wskazanie liderów organizacji balansujących na granicy upadku – a z naszego punktu widzenia to dobrze, że się tam znajdują – tworzy mit, wokół którego można budować „nowe jutro” dla komórek terrorystycznych. Tego należy unikać.
Przy czym eksperci mają obecnie trudności z aktualizowaniem wiedzy o nowych liderach, ponieważ wojna w Ukrainie odwróciła naszą uwagę. Grupy te również atakują rzadziej – bo, jak już wspomniałem, nie lubią dzielić się przestrzenią medialną.
Gracze zewnętrzni nie widzą interesu
Czy którykolwiek z zewnętrznych graczy – Turcja, Rosja, Chiny, USA czy kraje arabskie – mógłby obecnie doprowadzić do realnych zmian w Iranie?
Rzeczywiście, te kraje arabskie mają z Iranem całkowicie sprzeczne interesy, a czasem otwarcie są wręcz wrogo nastawione więc one nie będą zainteresowane.
Dopóki trwa konflikt w Ukrainie, nie sądzę też, żeby zagrać chciały Chiny. Nawet gdyby pokusiły się w tej chwili o udzielenie pomocy, która miałaby zrównoważyć istotną pozycję Izraela i Stanów Zjednoczonych w regionie, to ich rola mogłaby nie zostać odpowiednio dostrzeżona i uznana, gdyż świat patrzy na wschodnią Europę, więc po co miałyby to robić. Takie działanie wcale mogłoby nie zwiększyć ich roli w regionie, bo cieśnina Ormuz „działa”, ropa i gaz płyną w świat.
Turcja z kolei koncentruje się na Syrii i Libii. Czeka, aż sytuacja w tych krajach się ustabilizuje – aż pojawi się wyraźny lider. Dlatego, że jeśli tych przywódców jest trzech, czterech, a ich pozycje są mniej więcej równoważne, naprawdę bardzo trudno jest postawić karty na jednego z nich. Turcy wyciągają wnioski z historii, bo czasem bywało, że ten pozornie najsilniejszy włodarz okazywał się potem być wcale nie najsilniejszym, a nawet zdradzać tych, którzy go wspierali.
A Rosja, w mojej opinii, nie ma w tej chwili siły, żeby złapać innego „akolitę” niż Korea Północna, która za bułkę z dżemem zrobi wiele.
Pokuszę się o pewne przypuszczenie. Zysk z tzw. wojny 12-dniowej na razie ma Putin – wypełnił konta bankowe na gwałtownym wzroście cen ropy i pewnie przez kilka tygodni będzie jeszcze na tym zarabiał. Dlatego Izraelowi i USA tak bardzo zależało, żeby szybko zakończyć otwarty konflikt. Nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że za jakiś miesiąc, kiedy cena ropy mniej więcej się ustabilizuje, Arabia Saudyjska – w porozumieniu z USA – obniży cenę za baryłkę tylko po to, żeby odczuł to Putin.

Główne wnioski
- Brak perspektyw na trwały pokój na Bliskim Wschodzie. Ekspert nie wierzy w możliwość osiągnięcia trwałego pokoju w regionie – zwłaszcza za sprawą decyzji zewnętrznych graczy, takich jak Donald Trump. Konflikty mają źródła wewnętrzne: trudna sytuacja Palestyńczyków, polityka Izraela wobec sąsiadów oraz osłabienie Iranu, który – mimo recesji i niezadowolenia społecznego – wciąż pozostaje pod rządami ajatollahów. Pokój zależy wyłącznie od krajów regionu, ale brakuje dziś realnych przesłanek, by mógł zostać osiągnięty.
- Słabość Iranu i ryzyko terroryzmu. Iran wykazał militarną słabość, co może skłonić reżim do sięgnięcia po terroryzm jako narzędzie odwetu za zniszczenie instalacji atomowych i wymuszone zawieszenie broni. Teheran wspiera grupy takie jak Huti, Hamas czy Hezbollah, które mogą prowadzić działania terrorystyczne również w Europie. Jednak światowa uwaga skupiona na wojnie w Ukrainie może ograniczyć skuteczność tych działań, zmniejszając tym samym motywację Iranu do ich eskalacji.
- Wewnętrzna stagnacja i brak realnych wpływów zewnętrznych. Opozycja w Iranie raczej nie wykorzysta obecnej słabości reżimu do przejęcia władzy – obawia się bowiem skojarzeń z izraelskim atakiem, co mogłoby ją zdyskredytować w oczach społeczeństwa. Zmiany w Iranie będą mieć charakter wewnętrzny, powolny i bez wpływu na sytuację globalną. Zewnętrzni gracze – tacy jak Turcja, Chiny czy Rosja – nie widzą obecnie interesu w angażowaniu się w wewnętrzne sprawy Iranu.