Koszykówka w Londynie to nieoszlifowany diament. Odkryli go litewski miliarder i NBA
W państwie większym niż Polska, w mieście większym niż Warszawa, na hali większej niż Torwar, grają jedni z najlepszych koszykarzy w Europie. Ogląda ich jednak mniej osób niż na spotkaniach Legii czy Dzików w Polskiej Lidze Koszykówki. Tak obecnie wyglądają losy London Lions – klubu z ogromnym potencjałem, ale wciąż ograniczonym zasięgiem marketingowym. Rządy nowego właściciela oraz promocja koszykówki zainicjowana przez NBA mogą jednak pomóc drużynie uzyskać należny jej rozgłos.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jak wyglądają mecze London Lions – najlepszej drużyny koszykarskiej na Wyspach.
- Dlaczego klubem ze stolicy Anglii zainteresował się litewski miliarder.
- Na czym obecnie opiera się rozwój biznesowo-sportowy London Lions i czy może on prowadzić do powstania europejskiej NBA.
Jako akredytowany dziennikarz NBA i FIBA co tydzień dostarczam Wam najświeższe wiadomości zza kulis najlepszych koszykarskich lig świata. Polecam pozostałe teksty z serii „Rzut za ocean”.
Zarówno Anglia, jak i Londyn kojarzą się przede wszystkim z piłką nożną. Niesamowite jest to, na jakim poziomie sportowym i marketingowym funkcjonują tamtejsze ligi. Kto na Wyspach pójdzie na piłkarskie spotkanie w ramach trzeciego poziomu rozgrywkowego, ten będzie się bawił równie dobrze, co podczas finału polskiej Ekstraklasy. To efekt nie tylko wysokiego poziomu przygotowania fizycznego zawodników, lecz także świetnej organizacji wydarzeń i ich promocji. Profesjonalizm czuć tam na każdym kroku.
Bezpośredni pojedynek
Z przykrością muszę stwierdzić, że tego samego nie można powiedzieć o angielskiej koszykówce. To sport, który nie jest mocno zakorzeniony w tamtejszej kulturze. Biorąc jednak pod uwagę jego międzynarodową popularność oraz know-how Brytyjczyków w organizacji wydarzeń sportowych, można by oczekiwać, że mecze Super League Basketball (SLB – tak nazywa się najważniejsza liga koszykarska w Wielkiej Brytanii) będą widowiskiem porównywalnym do spotkań Polskiej Ligi Koszykówki (PLK).
Powiem szczerze – to i tak dość zachowawcze założenie. Mając na uwadze choćby fakt, że Kameron McGusty, zeszłoroczny zdobywca nagrody MVP PLK, bez wahania przeniósł się do London Lions, można było oczekiwać od tej ligi czegoś więcej niż w Polsce. Miałem jednak świadomość, że angielskie kluby kuszą zawodników większymi zarobkami w mocniejszej walucie oraz szansą gry w europejskich pucharach – a niekoniecznie wielkim show podczas meczów ligowych. Przyjąłem więc PLK jako punkt odniesienia dla SLB.
Potrzebny Sherlock Holmes
Z takim nastawieniem udałem się do Londynu. Wiedziałem, że zaczyna się sezon koszykarski w Europie, więc wszedłem na stronę internetową London Lions. Szukałem informacji o meczach, ale też chciałem dowiedzieć się, co aktualnie dzieje się w klubie. Przywitała mnie informacja o sparingu z Žalgirisem Kowno oraz artykuł o rebrandingu drużyny – nowym logo i kolorach.
O nowym sezonie nie było jednak ani słowa. Widniała jedynie wzmianka, że poza SLB Lions będą występować także w EuroCupie (uznawanym za drugi poziom rozgrywek ogólnoeuropejskich), lecz bez żadnych terminów meczów. Dopiero po kliknięciu w zakładkę z biletami zostałem przekierowany na inną stronę, gdzie można było kupić wejściówki na konkretne spotkania. Tylko na tej podstawie dowiedziałem się, że za kilka dni Lions rozegrają u siebie mecz otwarcia w SLB przeciwko Cheshire Phoenix.
A jakim składem? To już zagadka. Byłem przekonany, że informacja o dołączeniu do drużyny zawodnika uznawanego za jednego z najlepszych w historii polskiej ligi pojawi się choćby w krótkiej notce na stronie klubu. Nic bardziej mylnego. W zakładce „skład” nie wszyscy aktualni gracze byli w ogóle wymienieni, a połowa – w tym Kameron McGusty – nie miała nawet dodanego zdjęcia.
Echo! Echo!
Mając na uwadze, jak trudno było w ogóle dowiedzieć się, że mecz się odbędzie, nie spodziewałem się tłumów na spotkaniu Lions–Phoenix. Londyńczycy występują w wynajmowanej hali Copper Box, położonej niedaleko London Stadium, na którym swoje mecze rozgrywa West Ham United. Zarówno hala, jak i stadion powstały na potrzeby Letnich Igrzysk Olimpijskich w 2012 r.
Pomiędzy obiektami znajdują się stacja kolejowa i metra oraz duże centrum handlowe. Przewijają się tam tysiące ludzi, a przed meczami piłkarskimi tłumy wręcz wylewają się na ulice. Tymczasem na kilka godzin przed spotkaniem Lions–Phoenix można było zobaczyć zaledwie kilku fanów angielskiej koszykówki, za to… cały skład Cheshire Phoenix. Z bliżej nieznanego mi powodu (choć mam teorię, którą przedstawię później) koszykarze na trzy godziny przed meczem spacerowali między stoiskami z fast foodami, jakby grali w reprezentacji szkolnej, a nie w profesjonalnym klubie.
Na meczu oprawa była bardzo dobra – DJ dawał czadu, oświetlenie robiło wrażenie, podobnie jak rozmiar hali mogącej pomieścić 7,5 tys. osób. Mimo wysokiego poziomu sportowego (przynajmniej po stronie gospodarzy, którzy wyraźnie odstają od reszty ligi dzięki większemu finansowaniu) trudno jednak było poczuć atmosferę, bo trybuny świeciły pustkami. Co z tego, że na widowni zasiadło kilku celebrytów – w tym Greg Oden, były koszykarz NBA – skoro w oczy rzucało się około siedmiu tysięcy wolnych miejsc.

Podatny grunt
Wiem, dużo marudzę, ale sami przyznacie, że każdy z wymienionych przeze mnie problemów jest wyjątkowo frustrujący, bo… można by im łatwo zaradzić. Do stworzenia i regularnego prowadzenia strony internetowej potrzeba raptem dwóch–trzech osób. Niewiele większego zespołu wymagałaby poprawa marketingu – zwłaszcza że obecnie jest on w opłakanym stanie. Naprawdę wiele można by zmienić na lepsze stosunkowo małym kosztem. A potencjał – biorąc pod uwagę skalę miasta i kraju, miłość Anglików do sportu oraz międzynarodowe inwestycje NBA – jest ogromny.
Zauważył to Tomas Okmanas, twórca spółki technologicznej Nord oraz inkubatora start-upów Tesonet. Litewski miliarder, za pośrednictwem swojej firmy, jest współwłaścicielem Žalgirisu Kowno, jednego z najlepszych klubów koszykarskich w Europie. Rok temu kupił London Lions i uratował ich przed bankructwem. W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy naprawdę wiele w klubie zmienił. Patrząc na to, co Wam opowiedziałem, łatwo sobie wyobrazić, jak źle musiało tam być rok temu.
Praca organiczna
Litwin zaczął od kwestii najważniejszych – zawodników, rozgrywek i hali. Mocno zainwestował w skład, ściągając gwiazdy z różnych zakątków świata. Jednocześnie uzyskał umowę z EuroCupem, umożliwiającą Lwom występy w tych rozgrywkach. To było niczym gra zręcznościowa – z jednej strony możliwość udziału w EuroCupie pozwalała przyciągać ciekawych zawodników, a z drugiej sama organizacja nie mogła zgodzić się na występy drużyny, która nie dysponuje wystarczająco silnym składem.
Wybitni zawodnicy i ekscytujące rozgrywki to fundamenty, na których można odbudować klub. Chciano, by w Lions grali świetni koszykarze, ale też tacy, którzy mają możliwość rywalizacji z godnymi siebie przeciwnikami – i to się udało. Następnie zajęto się kwestią hali. Londyńczycy swój obecny dom, czyli Copper Box, wynajmują – i to nie na wyłączność. Wbrew światowym standardom zdarza się więc, że na kilka godzin przed meczem nie mogą nawet wejść na parkiet, bo dopiero demontowane jest boisko siatkarskie, na którym rano trenowały siatkarki.
Kluczowa kwestia
Właśnie dlatego dochodzi do takich sytuacji, że goście z Cheshire przyjeżdżają pod halę kilka godzin przed meczem, by się nie spóźnić, i muszą krążyć po galerii handlowej. Tu nie chodzi już nawet o kwestie wizerunkowe, lecz o brak możliwości odpowiedniego przygotowania. Zawodnicy NBA pojawiają się na hali trzy godziny przed meczem: najpierw lekko się rozgrzewają, potem korzystają z masaży, oglądają materiały wideo przygotowane przez koordynatora, a następnie wychodzą na rozgrzewkę rzutową i dopiero później rozpoczynają spotkanie.
Dlatego trzecią kwestią, którą zajął się Tomas Okmanas – po zawodnikach i rozgrywkach – jest właśnie hala. Trwają obecnie rozmowy między Litwinem a burmistrzem Londynu. Miliarder ma sfinansować budowę nowego obiektu, a miasto zapewnić grunt. Obie strony na tym skorzystają. Lions zyskają własny dom, dostępny na potrzeby treningów, odnowy biologicznej i meczów, jak przystało na klub z prawdziwego zdarzenia. Londyn otrzyma nowoczesny obiekt, który poza meczami SLB będzie mógł służyć do organizacji koncertów i innych wydarzeń sportowych.
Celem jest stworzenie hali mogącej pomieścić co najmniej 10 tys. osób. Co ciekawe, to właśnie minimum wymagane od klubów planujących występy w Eurolidze. Nie jest tajemnicą, że to właśnie tam celują London Lions.
Będzie dobrze
Kto śledzi wiadomości ze świata koszykówki, ten wie jednak, że przyszłość Euroligi stoi pod znakiem zapytania. Lwy z Londynu chciałyby w niej występować – jak zapowiada właściciel klubu – za dwa–trzy lat. A zatem dokładnie wtedy, gdy ma zadebiutować nowa europejska liga tworzona przez NBA. Początkowo spodziewano się, że amerykański projekt będzie konkurował z Euroligą, ale coraz częściej mówi się o możliwej fuzji obu rozgrywek.
Jestem przekonany, że choć Tomas Okmanas oficjalnie nie wspomina o europejskiej lidze NBA, z pewnością obserwuje, w jakim kierunku rozwija się ten projekt. Nie jest tajemnicą, że Londyn to – po Paryżu – strategicznie najważniejsze miasto dla amerykańskiej ligi koszykówki. Co roku rozgrywane są tu mecze sezonu zasadniczego NBA, działa również oficjalny sklep ligi. Niedawno NBA wraz z brytyjskim rządem ogłosiła inwestycję w wysokości 10 mln funtów na rozwój amatorskiej koszykówki. Komisarz ligi, Adam Silver, zapowiadając powstanie europejskich rozgrywek, stwierdził, że Anglia mogłaby mieć w nich nawet trzy kluby.
Jakie kluby? Mówi się zarówno o tworzeniu nowych – np. we współpracy z piłkarskimi gigantami – jak i o rozwoju już istniejących. To drugie rozwiązanie wydaje się znacznie bardziej racjonalne i mniej kosztowne. Pomyślmy więc, na co NBA będzie zwracać uwagę podczas oceny kandydatów. Zapewne na to, jakich klub ma zawodników, na jakim poziomie dotąd występował i czy dysponuje własną lub długoterminowo wynajmowaną halą. Czy też na to, jak wygląda jego strona internetowa i marketing?
Odpowiedź nasuwa się sama – i mając to na uwadze, można wybaczyć London Lions obecny brak widowiskowości. To klub, który wyraźnie realizuje długoterminową strategię i buduje fundamenty, by zwrócić uwagę Adama Silvera. Jeśli uda mu się dołączyć do europejskiej ligi NBA, wiele obecnych problemów rozwiąże się samo. Kluby NBA korzystają bowiem ze wspólnych szablonów stron internetowych i centralnego systemu marketingowego. To zaś zdejmuje z nich ciężar komunikacji i promocji.
Główne wnioski
- London Lions mają ogromny potencjał sportowy dzięki inwestycjom litewskiego miliardera i wsparciu NBA, ale obecnie zmagają się ze słabym marketingiem i niską frekwencją na meczach.
- Organizacja i promocja angielskiej koszykówki pozostają znacznie mniej rozwinięte niż w przypadku piłki nożnej, a nawet Polskiej Ligi Koszykówki, mimo wysokiego poziomu sportowego i jakości zawodników.
- Budowa własnej hali oraz umocnienie pozycji klubu w europejskich rozgrywkach (Euroliga lub nowa liga NBA w Europie) są kluczowe dla przyszłości London Lions. Działania właściciela zmierzają do stworzenia solidnych fundamentów pod długoterminowy rozwój klubu.







