Megaprojekt Jacka Sasina trafił do kosza. Jest nowy plan dla elektrowni węglowych
Promowany przez rząd PiS projekt wydzielenia wszystkich elektrowni węglowych do Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego (NABE) ostatecznie trafił do kosza. To efekt analiz prowadzonych od miesięcy przez nowe kierownictwo Ministerstwa Aktywów Państwowych. Zdecydowały względy finansowe – NABE osiągnęłaby straty sięgające ponad 50 mld zł w ciągu piętnastu lat. Obecny rząd ma inny pomysł na utrzymanie bezpieczeństwa dostaw energii do polskich domów i firm.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego MAP zdecydowało o porzuceniu projektu NABE.
- Jaki jest plan na utrzymanie starych elektrowni węglowych.
- Co to oznacza dla spółek energetycznych.
Plan rządu PiS utworzenia Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego (NABE) od początku wywoływał wiele emocji. Jego ogromnym zwolennikiem był ówczesny wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin. To była idealna opcja dla koncernów energetycznych – miały one przekazać państwu kłopotliwe elektrownie węglowe oraz kopalnie węgla brunatnego. Za aktywa miały dostać w sumie 4 mld zł, a do tego NABE miało spłacić niemal 10 mld zł długów, zaciągniętych przez spółki na budowę bloków węglowych. Projekt rodził się jednak w bólach, pojawiły się problemy związane z jego finansowaniem (dotyczącym m.in. zakupu praw do emisji CO2) i ostatecznie rządowi PiS nie udało się doprowadzić go do końca. Już wtedy eksperci rynku energii wskazywali, że NABE nie będzie w stanie utrzymać się bez potężnych państwowych dotacji. Założenie było jednak takie, że nowy podmiot będzie rentowny.
Błędne założenia
Nowy rząd postanowił sprawdzić, czy koncepcja ta ma w ogóle sens. Wielomiesięczne analizy wykazały, że projekt od początku budowany był na zbyt optymistycznych założeniach, a jego realizacja byłaby bardzo kosztowna.
– Już częściowe wnioski z naszych analiz wskazywały, że projekt nie ma uzasadnienia ekonomicznego. Zespół, który zajmował się analizą projektu, oszacował, że w latach 2025-2040 NABE zbudowana z 14 elektrowni węglowych wygenerowałaby prawie 54 mld zł luki finansowej. To oznacza, że utworzylibyśmy bankruta – wyjaśnia Jakub Jaworowski, minister aktywów państwowych.
Pomysłodawcy projektu mieli natomiast analizy wskazujące, że NABE mogłaby utrzymywać się samodzielnie, bez dotacji, nawet do 2050 r. Zyski miały być tak duże, że Agencja miałaby nawet sama spłacać miliardowe długi przejęte od koncernów. Jak to możliwe? Ministerstwo Aktywów Państwowych wskazuje, że koncepcja oparta była na danych rynkowych z września 2022 r. i zakłada utrzymywanie się przez kolejne lata wysokich cen energii elektrycznej i wysokiego udziału elektrowni węglowych w krajowej produkcji energii. Tymczasem ceny prądu spadają, a udział węgla w miksie energetycznym systematycznie topnieje.
Problem z inwestycjami
Kluczowym argumentem dla powstania NABE było to, że z węglem na pokładzie koncernom energetycznym nie uda się sfinansować inwestycji w OZE, więc transformacja energetyczna w Polsce zostanie zagrożona. Było to związane z niechęcią zagranicznych instytucji finansowych do wspierania węglowych firm.
– Ostatnie kilkanaście miesięcy pokazało, że nie jest to prawdą. Cztery największe spółki energetyczne opublikowały już swoje strategie, w których nie zakładają wydzielenia aktywów węglowych, a mimo to mają ambitne plany inwestycyjne. Co więcej, te inwestycje już są prowadzone, jak np. budowa farm wiatrowych na morzu. Budowa NABE jako jednego dużego podmiotu zrodziłaby natomiast problemy z wynegocjowaniem w Unii Europejskiej systemu wsparcia dla aktywów węglowych. UE preferuje rozwiązania konkurencyjne, a tutaj trudno byłoby mówić o konkurencyjnym rynku energii – wskazuje Jakub Jaworowski.
NABE byłoby największym wytwórcą energii elektrycznej w Polsce, odpowiedzialnym za około 50 proc. produkcji energii i zatrudniającym ponad 25 tys. osób.
Prezesi spółek energetycznych przyznają dziś, że banki nie są już tak restrykcyjne, jeśli chodzi o finansowanie spółek posiadających aktywa węglowe, jak jeszcze dwa lata temu. Przedstawiciele MAP dodają natomiast, że przy tworzeniu koncepcji NABE nigdy nie były prowadzone analizy dotyczące możliwości pozyskiwania kredytów przez koncerny energetyczne.
– Nie było takiej analizy, która wskazywałaby, że są bariery w kwestii finansowania inwestycji. To były luźne sformułowania w dokumentach rządowych – tłumaczy Michał Kempa, dyrektor Departamentu Analiz Ekonomicznych w MAP.
Elektrownie węglowe pozostaną w koncernach
MAP wydał kilka rekomendacji dla rządu, w tym uchylenie uchwały Rady Ministrów z 1 marca 2022 r., która zatwierdzała plan utworzenia NABE. Zamiast tego proponuje utworzenie zespołu ds. transformacji polskiego systemu energetycznego, która opracuje nowy model działania elektrowni węglowych. Oznacza to, że aktywa te pozostaną w koncernach energetycznych.
– Od mieszania herbata nie robi się słodsza. Te aktywa będą nam jeszcze potrzebne w systemie, ale to, kto będzie ich właścicielem, nie ma drastycznego wpływu na to, czy będziemy mieli prąd, czy nie – kwituje Jakub Jaworowski.
– Nie zapominajmy też, że koncernom energetycznym potrzebne są te tereny, na których działają dziś elektrownie węglowe. Jeśli spółki pozbyłyby się tych lokalizacji, to gdzie postawiłyby nowe elektrownie gazowe czy magazyny energii? Oddanie tych aktywów to byłby poważny uszczerbek dla potencjału rozwojowego tych firm – dodaje Grzegorz Onichimowski, prezes Polskich Sieci Elektroenergetycznych.
Nowy plan dla aktywów węglowych
Bez wątpienia jednak utrzymanie elektrowni węglowych wymagać będzie finansowego wsparcia państwa. Dziś takim narzędziem jest rynek mocy. Dzięki niemu elektrownie dostają pieniądze za samą gotowość do pracy. To ważne, bo – przy rosnącym udziale OZE – elektrownie węglowe pracują coraz mniej godzin w ciągu roku i nie są w stanie same się utrzymać. Nadal są jednak potrzebne, by dostarczać moc do systemu w sytuacji, gdy zawodzą farmy wiatrowe lub fotowoltaiczne. W tym roku koszt rynku mocy wyniesie nieco ponad 6,4 mld zł. W 2024 r. było to 6,1 mld zł, a w 2023 r. – 5,3 mld zł. Koszty te ponosimy wszyscy w rachunkach za prąd. Tzw. opłata mocowa dla przeciętnego gospodarstwa domowego wynosi w tym roku 11,44 zł netto miesięcznie (do 30 czerwca opłata była zawieszona w ramach tarczy ochronnej).
Problem w tym, że wspieranie wysokoemisyjnych elektrowni w ramach rynku mocy jest możliwe tylko do 2028 r. i to dzięki temu, że UE na prośbę Polski zgodziła się wydłużyć ten okres. Pierwotnie pomoc dla elektrowni węglowych miała skończyć się w 2025 r. Rząd ma pomysł na to, jak utrzymać bloki opalane czarnym paliwem po 2028 r.
– Nowy mechanizm wsparcia ma się składać z trzech filarów: kontynuacji rynku mocy, rynku elastyczności i mechanizmu dekarbonizacyjnego. Tak więc chcemy dalej utrzymywać tyle bloków węglowych, ile wskaże nam operator systemu jako niezbędna rezerwa dla zachowania bezpieczeństwa dostaw energii elektrycznej. Jednocześnie będziemy wspierać budowę nowych elektrowni o mniejszych emisjach CO2 lub wolnych od emisji. Jesteśmy już po wstępnych rozmowach z Komisją Europejską, natomiast cały czas mówimy o założeniach, wersji roboczej, która będzie wymagała uzgodnień. Stawiamy sobie ambitne cele. Chcemy mieć taki program, który zapewni nam bezpieczeństwo energetyczne i wsparcie finansowe właścicielom elektrowni, a jednocześnie pozwoli obniżyć koszty funkcjonowania sektora energetycznego – zapowiada Wojciech Wrochna, wiceminister przemysłu i pełnomocnik rządu do spraw strategicznej infrastruktury energetycznej.
Jak ma wyglądać ten plan w praktyce? Będzie to nowa wersja rynku mocy, który miałby obowiązywać co najmniej do 2040 r. Pomysł jest taki, by ogłaszać oddzielne aukcje dla źródeł wytwórczych i dla aktywów zapewniających elastyczność. Te pierwsze dostarczają moc dla systemu i są to np. elektrownie węglowe i gazowe. Te drugie to magazyny energii i usługi redukcji zapotrzebowania na energię, które pozwalają elastycznie reagować na to, co dzieje się w systemie energetycznym. Dziś wszystkie te technologie walczą o wsparcie w ramach tych samych aukcji. W efekcie np. z grudniowej aukcji zwycięsko wyszły magazyny energii, pokonując bloki gazowe.
Kolejna zmiana to promowanie budowy stabilnych nowych źródeł energii w miejsce starych bloków węglowych. Koncerny, które zgłoszą do aukcji np. nowe bloki gazowe, będą mogły jednocześnie uzyskać wsparcie dla swoich węglówek do czasu zastąpienia ich przez gazowe moce. Tak właśnie ma wyglądać wspomniany przez wiceministra Wojciecha Wrochnę mechanizm dekarbonizacyjny.
To wszystko wymaga jednak zgody Komisji Europejskiej i to pilnie. Wojciech Wrochna przekonuje, że projekt ustawy będzie gotowy do końca tego roku.
Spółki sobie poradzą
O fiasku projektu NABE spekulowało się już od wielu miesięcy, dlatego decyzja MAP o zakończeniu projektu nie jest dla rynku zaskoczeniem.
– To spodziewana decyzja i z ostatnich wypowiedzi prezesów spółek energetycznych wynika, że są już oni pogodzeni z tym, że aktywa węglowe pozostaną w koncernach. W mojej ocenie od początku nie było istotnego problemu z pozyskiwaniem finansowania na inwestycje w odnawialne źródła energii. Głównym problemem było to, że elektrownie węglowe były nierentowne i obciążały wyniki koncernów energetycznych. Natomiast ostatnie miesiące pokazały, że na aktywach węglowych da się zarobić i to nawet całkiem sporo. Spółki energetyczne potrafią sterować produkcją energii z węgla w ten sposób, że jeśli jest to nieopłacalne, to wstrzymują bloki węglowe i kupują energię na giełdzie. Do tego mają przychody z rynku mocy – zauważa Michał Sztabler, analityk Noble Securities.
Według niego rządowy plan wydłużenia wsparcia dla aktywów węglowych ma szanse się udać.
– Koncerny energetyczne mówią wprost: dopóki będziemy mieli dopłaty do elektrowni węglowych, to będziemy je utrzymywać, ale jeśli biznes ten nie będzie się spinał, to je zamkniemy. Przy takim podejściu brak NABE nie stanowi dla spółek zagrożenia. Jeśli tylko rządowi uda się wynegocjować z Komisją Europejską mechanizm wsparcia dla bloków węglowych na kolejne lata, to spółki sobie poradzą. W ostatnim czasie widać w UE otwartość na takie rozwiązania, bo poza ochroną klimatu, Unia podnosi też kwestie bezpieczeństwa energetycznego i konkurencyjności gospodarki – podkreśla Michał Sztabler.
Główne wnioski
- Zakończył pracę działający w Ministerstwie Aktywów Państwowych zespół analizujący projekt wydzielenia z koncernów energetycznych aktywów węglowych i przeniesienia ich do Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego (NABE). Analizy wykazały, że projekt jest nieuzasadniony ekonomicznie i oparty na zbyt optymistycznych założeniach dotyczących cen energii i udziału węgla w miksie energetycznym. Nowe prognozy wskazują, że NABE osiągnęłaby ponad 50 mld zł strat do 2040 r., chociaż według pomysłodawców tej koncepcji Agencja miała być rentowna aż do 2050 r.
- MAP proponuje więc zakończenie projektu NABE poprzez uchylenie uchwały Rady Ministrów z 1 marca 2022 r. w sprawie wydzielenia elektrowni węglowych ze spółek energetycznych z udziałem Skarbu Państwa. Resort rekomenduje powołanie zespołu ds. transformacji systemu energetycznego i opracowanie nowego mechanizmu wsparcia dla energetyki węglowej. Zdaniem MAP przekonanie Komisji Europejskiej do dotowania NABE jako jednego wielkiego podmiotu na rynku energii byłoby bardzo trudne lub niemożliwe.
- Elektrownie węglowe zostaną więc w koncernach energetycznych. Dotacje dla bloków węglowych skończą się jednak w 2028 r., ale rząd pracuje nad nowym systemem wsparcia. Będzie to nowa wersja rynku mocy, który wynagradza elektrownie za samą gotowość do pracy. W nowej formule większy nacisk położony zostanie na budowę niskoemisyjnych elektrowni oraz świadczenie usług elastyczności dla systemu np. przez magazyny energii.



