MFW: konieczne są podwyżki podatków lub cięcia wydatków. „Polska nie jest wystarczająco duża, aby dokonać konwergencji bez silniejszej Europy" (WYWIAD)
– Wzrost gospodarczy w Polsce pozostaje wyjątkowo silny. Jednak poziom deficytu budżetowego jest zdecydowanie zbyt wysoki, biorąc pod uwagę siłę gospodarki – mówi Geoff Gottlieb, ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego, podsumowując zakończoną właśnie misję tej instytucji w Polsce. Kluczem do dalszego doganiania Zachodu jest jednolitość rynków unijnych.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy ocenia sytuację makroekonomiczną Polski.
- Jakie największe wyzwania gospodarcze widzi i jakie proponuje rozwiązania.
- Dlaczego Polska nie dogoni poziomu rozwoju Zachodu bez silniejszej Europy.
Warto wiedzieć
Geoff Gottlieb
Ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), który przewodził tegorocznej misji tej instytucji w Polsce. W przeszłości pełnił funkcję m.in. stałego przedstawiciela MFW na Europę Centralną, Wschodnią i Południowo-Wschodnią.
Marek Skawiński, Michał Kulbacki, XYZ: Zacznijmy od ogólnego obrazu polskiej gospodarki. Jak ocenia pan obecną sytuację makroekonomiczną?
Geoff Gottlieb, szef misji MFW w Polsce w ramach tegorocznych konsultacji na mocy Artykułu IV Statutu MFW: Dostrzegam tu trzy zasadnicze kwestie.
Po pierwsze, wzrost gospodarczy pozostaje wyjątkowo silny, zarówno po stronie popytu, jak i podaży. Od strony popytu obserwujemy silną konsumpcję prywatną i spożycie publiczne. Po stronie podaży zaś utrzymującą się dobrą wydajność pracy.
Ponadto, gospodarka wykazuje dużą odporność. Warto podkreślić, że Polska ma bardzo niski dług zagraniczny, bardzo niewielki deficyt na rachunku obrotów bieżących, duże rezerwy banku centralnego i płynny kurs walutowy. Uważamy więc, że odporność jest duża.
Nie chcemy w tej sprawie bić na alarm: poziom zadłużenia jest nadal niski. Jednak poziom deficytu jest zdecydowanie zbyt wysoki, biorąc pod uwagę siłę gospodarki.
Po trzecie, sytuacja fiskalna zmieniła się bardzo szybko. Nie sądzimy, aby dyskusja w Polsce na ten temat nadążyła za tą zmianą. Nie chcemy w tej sprawie bić na alarm: poziom zadłużenia jest nadal niski. Jednak poziom deficytu jest zdecydowanie zbyt wysoki, biorąc pod uwagę siłę gospodarki.
W ubiegłorocznym oświadczeniu końcowym po misji zalecaliście bardziej zdecydowane zacieśnienie fiskalne w bieżącym roku, niż przewidywał wówczas rząd. Wiemy jednak, że polityka fiskalna w Polsce okazała się, wbrew zaleceniom, wręcz ekspansywna. Oczywiście, z jednej strony wspierało to wzrost PKB. Jednak są pewne ryzyka fiskalne. Jak z perspektywy czasu ocenia pan takie działanie?
Myślę, że była to stracona szansa. Raz jeszcze: nie chodzi o to, że zadłużenie jest obecnie nadmierne. Jednak wzrost zadłużenia o 5 pkt proc. rocznie w latach 2024- 2025, przy ogólnie dobrej kondycji gospodarki, nie jest naszym zdaniem efektywnym wykorzystaniem przestrzeni fiskalnej.
Polska jest na pewnego rodzaju rozdrożu. Poziom wydatków publicznych jest zbliżony do państw Europy Zachodniej, natomiast udział dochodów do PKB jest zdecydowanie niższy i bliżej im do krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Aby zmniejszyć deficyt, możliwe są dwie drogi – zwiększenie podatków lub zmniejszenie wydatków. Jakie są możliwe kroki od strony dochodowej?
Zanim udzielę odpowiedzi, chciałbym zaznaczyć, że nie opieramy stanowiska na podstawie wielkości państwa. Państwo może być duże lub małe. Najważniejsze dla nas jest to, aby było ono odpowiednio finansowane. Wielkość państwa jest kwestią, którą powinno rozstrzygnąć polskie społeczeństwo.
Podatki: odstający PIT oraz uprzywilejowanie nieruchomości
Wzrost wydatków był szeroki, nie chodzi tylko o obronność. Jeśli zapadnie decyzja, że należy utrzymać obecny poziomu wydatków, to kategorią, która się wyróżnia po stronie dochodowej, jest podatek dochodowy od osób fizycznych. Polska pobiera mniej więcej tyle samo co Europa Zachodnia z tytułu podatku CIT, VAT i składek na ubezpieczenie społeczne. Jednak podatek PIT jest o 5 pkt proc. PKB niższy.
W debacie publicznej w Polsce panuje raczej przekonanie, iż podatki dochodowe od osób fizycznych są bardzo wysokie. Z naszych analiz wynika, że niska – 12-procentowa pierwsza stawka PIT-u w Polsce odstaje znacząco wobec innych krajów.
Po drugie, mamy podatek VAT, gdzie dochody są obniżane przez preferencyjne stawki i zwolnienia. Ogólna kwota wpływów z VAT-u nie jest szczególnie niska. Więc tu chodzi bardziej o kwestie efektywnościowe niż fiskalne. Ograniczenie preferencji zmniejszyłoby w szczególności lukę związaną z polityką podatkową.
(...) Nieruchomości są silnie uprzywilejowane w systemie podatkowym. Nie tylko pod względem podatku od nieruchomości, ale także podatku od dochodów z najmu, podatku VAT-u i podatku od zysków kapitałowych.
Trzecią kwestią, podobną do PIT-u w tym sensie, że nie jest ona w pełni uwzględniona w debacie, jest fakt, że nieruchomości są silnie uprzywilejowane w systemie podatkowym. Nie tylko pod względem podatku od nieruchomości, ale także podatku od dochodów z najmu, podatku VAT-u i podatku od zysków kapitałowych.
Uważamy, że jest to ważne z dwóch powodów. Po części chodzi o utratę dochodów fiskalnych. Ale ma to również znaczenie strukturalne, ponieważ panuje powszechne przekonanie, że w Polsce jest nadmierna ekspozycja na nieruchomości. A jeśli jest nadmierna ekspozycja na ten obszar i jednocześnie mamy duży deficyt, to priorytetem powinno być ograniczenie zachęt do posiadania większej liczby nieruchomości. Postrzegamy to jako obszar, szczególnie w przypadku drugiego, trzeciego i kolejnego mieszkania, gdzie jest miejsce na działania. Są to więc trzy obszary po stronie dochodów, od których zaczęlibyśmy działania.
Wydatki: kryteria w świadczeniach i zachowanie poziomu inwestycji
A jakie byłoby pana zalecenie, jeśli chodzi o kroki po stronie wydatkowej?
Pierwszym krokiem byłoby ukierunkowanie świadczeń socjalnych. Jest to oczywisty obszar, który można poprawić. Dotyczy to oczywiście świadczenia 800+, ale być może jest tu pewne pole manewru w przypadku dodatkowych 13 i 14 emerytury.
Poza tym pozostaje kwestia wynagrodzeń w sektorze publicznym. Uważam, że należy podchodzić do tego ostrożnie, ponieważ bardzo ważne jest, aby usługi rządowe pozostały na wysokim poziomie. Ale jest tu pole do pewnych oszczędności.
Uważam, że naprawdę ważne jest, aby nie zmniejszać wydatków przez redukcję inwestycji z krajowego budżetu.
Uważam, że naprawdę ważne jest, aby nie zmniejszać wydatków poprzez redukcję inwestycji z krajowego budżetu. W 2026 r. inwestycje będą wspierane jeszcze przez fundusze z KPO. To sprawia, że powinno się zwiększyć finansowanie inwestycji z krajowych środków po wygaśnięciu impulsu z KPO, by zapobiec ich spadkowi.
Spójrzmy na kryterium dochodowe w programie 800 +. Ci, którzy są temu przeciwni, powiedzieliby, że po pierwsze, zniechęca to do pracy. Po drugie, w wielu krajach, gdzie wprowadzono kryterium dochodowe, pojawia się też kwestia stygmatyzacji beneficjentów. To powoduje, że nie wszyscy uprawnieni skorzystają.
Zgadza się. Dużo o tym dyskutowaliśmy i mamy obszerne analizy na ten temat. Po pierwsze, jeśli chodzi o nierówności w ogóle, uważamy, że cele w tym zakresie można osiągnąć zarówno polityką po stronie wydatków państwa, jak i dochodów. Jeśli chodzi o wydatki, to można wprowadzić to kryterium dochodowe. Jeśli chodzi o dochody to można zająć się progresywnością podatków. Można także połączyć oba te rozwiązania.
A konkretnie w tej kwestii jest wiele różnych sposobów, dzięki którym można uniknąć efektu klifu [braku podejmowania pracy w celu utrzymania zasiłku – red.] i czynników zniechęcających do podaży siły roboczej. Wymagałoby to pewnych zmian w strukturze programu, ale myślę, że da się to zrobić. Ale są dwie rzeczy, o których może nie wspomnieliście, ale które są wyzwaniami.
Po pierwsze, jest to bardziej skomplikowane pod względem administracyjnym. Druga kwestia to fakt, że warto zachować bardzo szeroki zakres beneficjentów tych świadczeń. Są to po prostu kompromisy, na które można się zgodzić. Ale kiedy zaczynają pojawiać się ograniczenia fiskalne, uważam, że należy dokładnie przyjrzeć się tym kompromisom.
Ramy fiskalne ograniczające skutki polaryzacji
Tegoroczne oświadczenie MFW zauważa, że konsolidacja fiskalna jest już ograniczona przez polaryzację polityczną. Jednocześnie Polska stoi przed wyborami parlamentarnymi w 2027 r. Czy dostrzega pan ryzyko, że wybory mogą jeszcze bardziej opóźnić konsolidację po 2027 r.?
Wybory nie są czymś złym. Nie powiem więc, że wybory stanowią problem dla konsolidacji fiskalnej. Chciałbym zwrócić jednak uwagę na dwie kwestie.
Po pierwsze, w 2024 r. nastąpiła poprawa zarządzania finansami publicznymi pod względem ram fiskalnych i stabilizującej reguły wydatkowej, która stopniowo zwiększa zakres wydatków nią objętych, także w 2027 r. Myślę, że może to być pomocną kotwicą dla polityki fiskalnej przeciwko jej rozluźnieniu. Drugą będzie rada fiskalna, która została niedawno powołana w parlamencie, tłumacząca tę regułę fiskalną.
Jest albo cięcie wydatków, albo zwiększenie dochodów. I to powinno być centralnym punktem dyskusji politycznej.
A druga sprawa jest taka, że naprawdę chcemy podnieść rangę dyskusji na temat polityki fiskalnej w Polsce, aby ludzie zdali sobie sprawę, że nie ma łatwego rozwiązania. Jest albo cięcie wydatków, albo zwiększenie dochodów. I to powinno być centralnym punktem dyskusji politycznej. Jeśli ktoś twierdzi, że nie ma takiej potrzeby, to opinia publiczna powinna nalegać na klarowne wyjaśnienie, jak sytuacja ta zostanie rozwiązana w przyszłości.
Podsumowując temat związany z polityką fiskalną: w którym momencie pana zdaniem rynki mogą zareagować gwałtownie na trajektorię wzrostu długu w Polsce? Czy jest jakiś konkretny poziom długu w stosunku do PKB, przy którym inwestorzy zaczną się obawiać?
Nie, moim zdaniem bardzo trudno jest wskazać, że jeden konkretny poziom długu do PKB powoduje problemy. Kryzys zadłużenia publicznego jest wynikiem bardzo wielu różnych czynników i nie można go sprowadzać wyłącznie do poziomu długu. Wiadomo, że wraz ze wzrostem długu rośnie prawdopodobieństwo, że coś się stanie. Uważam jednak, że Polska jest dość odporna ze względu na niewielkie zadłużenie zagraniczne oraz płynny kurs walutowy.
Głównym ryzykiem, które mnie niepokoi, jest możliwość wystąpienia poważnego wstrząsu zewnętrznego. Takiego, który mógłby spowodować spadek tempa wzrostu gospodarczego, a następnie wzrost tempa przyrostu długu do PKB, oraz spowolnienia wzrostu dochodów budżetowych. To z kolei spowoduje, że inwestorzy zaczną bardziej ostrożnie przyglądać się sytuacji fiskalnej. Obawiam się tego, ale dostrzegam sporą odporność polskiego długu.
Poza tym, problemem ze wzrostem zadłużenia jest to, że rosną koszty obsługi długu. Nawet jeśli rentowności długu nie są bardzo wysokie. W związku z tym każda złotówka z dochodów podatkowych musi pracować ciężej, aby przynieść korzyści gospodarce, bo coraz większa część tych dochodów jest przeznaczana na pokrycie odsetek.
Polityka strukturalna: emerytury, migracja, nieruchomości i samozatrudnienie
Zarówno po stronie dochodów, jak i wydatków są pewne proste rezerwy. Na przykład, wystarczy zamrozić progi zarówno w Picie, jak i w przypadku nominalnych poziomów świadczeń, takich jak 800 + i innych, co przyniesie pewną ulgę, ale nie tak dużą, jakiej potrzeba. W tym okresie można jednak wprowadzić pewne strukturalne rozwiązania, które są oczywiście trudniejsze do zrealizowania, jak na przykład podwyższenie wieku emerytalnego. Pana zdaniem jakie działania, zarówno po stronie dochodów, jak i wydatków, miałyby największy sens strukturalny, pod względem wzrostu gospodarczego?
Myślę, że jednym z nich jest wiek emerytalny. Można go podnosić w stopniowy sposób, bo chodzi tu bardziej o długoterminowy wpływ niż o jakąkolwiek krótkoterminową konsolidację. Jest to kwestia bardziej strukturalna niż fiskalna.
Kolejnym rozwiązaniem, które moim zdaniem przyniosłoby korzyści strukturalne, jest to, o czym wspomniałem w odniesieniu do nieruchomości, ponieważ zniechęciłoby to do nadmiernego inwestowania w takie aktywa. Naszym zdaniem byłoby bardzo korzystne. Powiedziałbym, że są to dwie kwestie, które wyróżniają się w zakresie polityki strukturalnej.
Ponadto, w zakresie samozatrudnienia występuje w Polsce wiele zniekształceń, które wydają się niesprawiedliwe i powodują utratę dochodów.
Trzecią kwestią są problemy związane z samozatrudnieniem. Ogólnie rzecz biorąc, ekonomiści określają zwykle klin podatkowy [różnicę między całkowitym kosztem zatrudnienia ponoszonym przez pracodawcę a pensją netto otrzymywaną przez pracownika – red.] jako zbyt wysoki. Ale obciążenia mogą być również zbyt niskie i zasadniczo przy obecnym poziomie wydatków obciążenia podatkowe samozatrudnionych w Polsce są zbyt niskie. Po prostu podatki w tym zakresie nie generują wystarczających dochodów. Ponadto, w zakresie samozatrudnienia występuje w Polsce wiele zniekształceń, które wydają się niesprawiedliwe i powodują utratę dochodów.
W perspektywie średnioterminowej zmiany demograficzne są poważnym problemem dla Polski. Najlepszym politycznym rozwiązaniem wydaje się wspomniane już podwyższenie wieku emerytalnego, zwłaszcza dla kobiet. Drugim jest szersza imigracja, ale jak widać na przykładzie Strategii Rozwoju Polski do 2035 r., rząd niechętnie podejmuje którekolwiek z tych działań. MFW w tegorocznym podsumowaniu wizyty w Polsce proponuje pewne rozwiązania zastępcze tak jak szkolenia itp. Ale czy to naprawdę może zrekompensować brak podwyższenia wieku emerytalnego i imigracji?
(...) Dotychczasowy negatywny wpływ demograficzny został nie tyle zrównoważony, ile w znacznym stopniu opóźniony.
Mówimy, że jeśli postrzega się jako problem spadek liczby ludności i liczby przepracowanych godzin, to zdecydowanie najskuteczniejszym sposobem zmiany tej sytuacji jest podwyższenie wieku emerytalnego i imigracja. Uważam, że kwestia imigracji jest bardzo ważna. Od końca 2013 r. zmiany demograficzne spowodowały spadek liczby polskich pracowników o 200 tys. osób. W tym samym okresie, od końca 2013 r., liczba Ukraińców na rynku pracy wzrosła o 800 tys. Czyli dotychczasowy negatywny wpływ demograficzny został nie tyle zrównoważony, ile w znacznym stopniu opóźniony. Ponadto, ponad 70 proc. z ukraińskich imigrantów w wieku produkcyjnym pracuje, w porównaniu z 30-40 proc. we Francji i Niemczech.
Potrzeba ostrożności w polityce pieniężnej
Przejdźmy teraz do polityki pieniężnej. W oświadczeniu końcowym z misji w Polsce napisaliście, że bank centralny powinien teraz zatrzymać obniżki stóp procentowych i przyjąć politykę „wait and see”. Tzn. poczekać na dane o tym, jak dotychczasowe obniżki wpłynęły na inflację. Jaki jest obecnie odpowiedni, neutralny poziom stóp procentowych dla Polski?
Powiedziałbym, że zbliżamy się do górnej granicy przedziału wartości, które mogą być neutralne. Prawdopodobnie nie dowiemy się tego jeszcze przez długi czas. Metafora, której często używam w tym kontekście, mówi, że jest to trochę jak z chodzeniem po ciemnym pokoju, kiedy nie wiemy, gdzie przed nami znajduje się ściana. Należy zwolnić tempo i poruszać się ostrożnie, zwłaszcza biorąc pod uwagę opóźnienia w transmisji już dokonanych obniżek.
Presja inflacyjna nadal spada, ale myślę, że najważniejsze jest to, że biorąc pod uwagę, jak długo inflacja była powyżej celu, zbyt szybkie złagodzenie polityki pieniężnej byłoby błędem.
Presja inflacyjna nadal spada, ale myślę, że najważniejsze jest to, że biorąc pod uwagę, jak długo inflacja była powyżej celu, zbyt szybkie złagodzenie polityki pieniężnej byłoby błędem. Mogłoby to spowodować wzrost inflacji i powrót presji inflacyjnej. Uważamy jednak, że dotychczas proces łagodzenia polityki pieniężnej przebiegał bardzo dobrze, był w tym roku stosunkowo ostrożny. A teraz – stosując gimnastyczną analogię – chodzi o to, żeby dobrze wylądować.
A czy dostrzega pan jakieś oznaki destabilizacji oczekiwań inflacyjnych w Polsce?
Nie. Choć cały czas obserwujemy ceny usług na podwyższonym poziomie. Do tego dochodzi fakt, że znaczna część dezinflacji wynika z czynników zewnętrznych, a nie z osłabienia popytu. Są to czynniki, które mogą szybko ulec odwróceniu. Mowa tutaj nie tylko o umocnieniu złotego, ale także deflacji w chińskim przemyśle. Z tym że tam ta sytuacja jest uznawana za nietrwałą, tamtejsze przedsiębiorstwa ponoszą ogromne straty. Jeśli tam sytuacja się odwróci, to Chiny znowu zaczną „eksportować inflację”.
W przyszłym roku płaca minimalna wzrośnie tylko o 3 proc. Podobnie będzie w przypadku wynagrodzeń w sektorze publicznym. Jest to dość restrykcyjne podejście, które można postrzegać jako kotwicę dla ogólnego poziomu wynagrodzeń. Prawdopodobnie wpłynie to również na wyhamowanie inflacji usług.
Powinno. Uważamy, że poziom wzrostu płac w gospodarce zgodny z celem inflacyjnym wynosi raczej 6 proc. Taka polityka pomoże go obniżyć.
Mniejszy bufor
Jedną rzecz, którą bardzo podkreślamy, to fakt, że realny efektywny kurs walutowy mierzony jednostkowymi kosztami pracy był faktycznie płaski w latach 2010-2022. I prawdopodobnie była to kwestia niedowartościowania kursu w tym okresie, co stanowiło impuls dla wzrostu gospodarczego. Jest to poniekąd zgodne z tym, co słyszymy od firm, że skorygowany pod względem efektywności koszt pracy był w Polsce bardzo korzystny.
Jednak w 2023 i 2024 r. wzrósł on o 20 proc. Zatem nie chodzi o to, że poziom nie jest konkurencyjny, ale o to, że bufor się skurczył. I dlatego jesteśmy ostrożni co do relacji między płacami a wzrostem produktywności w tym okresie, dopóki presja inflacyjna nie zostanie bardziej zakotwiczona. Poza ostatnim okresem, płace przez bardzo długi czas podążały za produktywnością.
A czy pana zdaniem złoty jest obecnie przewartościowany? Realna aprecjacja złotego w ostatnich trzech latach była porównywalna tylko z poziomem z okresu między 2005 a 2007 r. Czy uważa pan, że to może być niestabilne zjawisko?
To w zasadzie jest zdumiewające, że realny kurs walutowy nie umocnił się bardziej, biorąc pod uwagę, jak duża nastąpiła konwergencja.
Nie, nie uważamy tak. Odniosę się ponownie do wykresu jednostkowych kosztów pracy zestawionych z kursem walutowym. Kiedy weźmiemy pod uwagę, że przez ponad 20 lat nie było istotnej aprecjacji kursu, a potem wzrasta on o 20 proc., to w długim okresie to nadal nie jest silny wzrost. To w zasadzie jest zdumiewające, że realny kurs walutowy nie umocnił się bardziej, biorąc pod uwagę, jak duża nastąpiła konwergencja. Zatem postrzegamy to na razie jako nadrabianie zaległości braku aprecjacji wcześniej. Oczywiście te przewidywania mogą okazać się błędne.
Obserwujemy też pogorszenie się salda rachunku obrotów bieżących. Saldo na poziomie ok. -1,5 proc. PKB uważamy za odpowiednie. Mieliśmy nadzieję, że przejście z nadwyżki na rachunku obrotów bieżących do deficytu będzie napędzane wzrostem inwestycji, a ten wzrost będzie finansowany przez kapitał zagraniczny. Zamiast tego nastąpiło zmniejszenie oszczędności krajowych.
Naszym zdaniem oszczędności i inwestycje są zbyt niskie. Powinno nastąpić zwiększenie oszczędności krajowych i znacznie większy wzrost inwestycji, finansowany z zagranicy.
Polska potrzebuje własnych innowacji i silnej Europy
Na koniec chcielibyśmy zapytać, jak optymistycznie ocenia pan perspektywy Polski w horyzoncie 10 do 15 lat, jeśli chodzi o doganianie przez Polskę poziomu rozwoju UE? Czy ten proces nadal będzie trwały, czy jest ryzyko, że nadrabianie zaległości się zatrzyma?
Są dwie rzeczy, na których bym się skupił. Pierwszą jest to, że Polska polegała w dużym stopniu na innowacjach z transferu technologii z zagranicy. Dlatego teraz potrzebne są działania na rzecz rozwoju innowacyjności krajowej. Sądzimy, że ostatnio ogłoszone instrumenty inwestycyjne i próby wspierania finansowania dla firm, do których banki nie docierają, mają sens. Polska nadal może czerpać korzyści z technologii zagranicznych, ale jednocześnie musi rozwijać własne. Jeśli porówna się Polskę i Koreę Południową, to widać, że liczba patentów i wydatki na badania i rozwój były znacznie niższe na każdym poziomie dochodu. Coś się musi zmienić w tej kwestii.
Ale drugą rzeczą, o której chciałbym wspomnieć, a która moim zdaniem jest kluczowa, jest to, że dopóki Europa nie stanie się bardziej jednolitym rynkiem, nie uważamy konwergencji za prawdopodobną. Dlatego sądzimy, że Polska powinna skupiać się nie tylko na funduszach UE i ETS2, ale powinna robić wszystko co może w tworzeniu jednolitego rynku kapitału, energii, pracy i regulacji. Zarówno dlatego, że pozwoli to polskim firmom na skalowanie działalności, jak i dlatego, że stworzy silniejszy popyt zewnętrzny na polskie produkty.
Polska nie jest wystarczająco duża, aby dokonać konwergencji bez silniejszej Europy. Dlatego w końcowej części oświadczenia po misji w Polsce, tak mocno akcentujemy reformy UE. Polska jest prounijna i może przewodzić w tej kwestii.
Główne wnioski
- Konieczność konsolidacji fiskalnej przy silnej gospodarce. Mimo dobrej kondycji gospodarczej i odporności na wstrząsy, polski deficyt budżetowy jest zbyt wysoki. MFW zaleca zwiększenie dochodów państwa przez likwidację luk w podatkach wobec poziomów w państwach europejskich (PIT, VAT, nieruchomości) i uszczelnienie zasad samozatrudnienia. Z kolei po stronie wydatków, takim pomysłem może być wprowadzenie kryteriów dochodowych do świadczeń socjalnych (np. 800+).
- Wyzwania demograficzne i strukturalne. Poważnym długoterminowym wyzwaniem dla Polski jest starzejące się społeczeństwo. Aby utrzymać potencjał wzrostu, kluczowe są reformy strukturalne, w tym podniesienie wieku emerytalnego oraz utrzymanie otwartości na imigrację zarobkową, która dotychczas łagodziła braki na rynku pracy.
- Nowy model rozwoju. Dalszy rozwój i doganianie Zachodu wymagają zmiany modelu z importu technologii na budowanie własnych innowacji oraz aktywnego działania na rzecz pogłębienia jednolitego rynku europejskiego. Bez silniejszej, bardziej zintegrowanej UE na różnych poziomach (legislacja, rynek kapitałowy, rynek towarów i usług), Polsce nie uda się domknąć luki rozwojowej względem Zachodu.