Nowe konta inwestycyjne Donalda Trumpa mają uczyć dzieci inwestowania i przedsiębiorczości. Na czym polegają i czy sprawdziłyby się w Polsce?
Donald Trump ogłosił utworzenie kont inwestycyjnych z myślą o najmłodszych. Będą zasilane kapitałem rodziców oraz ich pracodawców i mają służyć inwestowaniu w indeksy, zapewniając dzieciom środki m.in. na studia lub otwarcie biznesu. Na start zostaną wsparte pieniędzmi rządowymi oraz zastrzykiem gotówki od Michaela Della. Biznesmen wraz z żoną wpłacił na ten cel 6,25 mld dolarów.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jak działają nowe konta inwestycyjne Donalda Trumpa.
- Ile wyniesie wsparcie finansowe na start i kto otrzyma dodatkowy zastrzyk gotówki od Michaela Della.
- Czy podobny program mógłby sprawdzić się w Polsce i jakie byłyby jego koszty.
Co łączy Polaka i Amerykanina? Obaj czekają na nowe programy rządowe wspierające inwestowanie. Kiedy nad Wisłą trwają prace nad Otwartym Kontem Inwestycyjnym (OKI), za oceanem ruszył proces legislacyjny dotyczący wprowadzenia „Trump Accounts”.
Zasady polskiego rozwiązania szczegółowo opisaliśmy już na XYZ. Propozycja amerykańskiego prezydenta, choć skierowana do nieco innej grupy odbiorców, ma z naszym lokalnym programem pewne podobieństwa. Wyróżnia ją jednak to, że wiadomo, kiedy zostanie wprowadzona, a dodatkowo otrzyma kolosalne wsparcie z rządowych i prywatnych pieniędzy.
Jak mają działać nowe konta inwestycyjne Trumpa?
Nowe konta inwestycyjne Donalda Trumpa mają pomóc w oszczędzaniu na przyszłość milionów amerykańskich dzieci. Rodzice lub opiekunowie będą mogli założyć je dla dzieci poniżej 18 lat. Program oficjalnie ruszy 6 lipca 2026 r., i od tego dnia rodzice zaczną wpłacać środki.
Limit wpłat wynosi 5 tys. dolarów (ok. 18 tys. zł) rocznie. Rodzice wpłacą tę kwotę samodzielnie lub z pomocą pracodawców, którzy mogą pokryć do 2,5 tys. dolarów. Limit może wzrosnąć, jeśli dodatkową wpłatę zadeklaruje organizacja non-profit. Wtedy Departament Skarbu oceni wniosek i wyznaczy dopuszczalną kwotę.
Kapitał wpłacony na „Trump Accounts” musi być inwestowany w niskokosztowe, zdywersyfikowane fundusze indeksowe. Ich lista będzie zależeć od oferty danego biura maklerskiego.
Nowe konto otworzą rodzice lub opiekunowie prawni płacący podatki w USA i wychowujący dziecko z amerykańskim obywatelstwem. Wnioski można już składać online na stronie rządowej, a decydenci ocenią je w maju.
Kto dostanie wsparcie finansowe na start?
Dzieciom, którym uda się założyć nowe konto, przysługiwać będzie rządowy zastrzyk gotówki. Dzieci urodzone w latach 2025–2028 dostaną od rządu federalnego 1 tys. dolarów na start (kwota ta nie będzie kwalifikowana jako wpłata).
Natomiast starsze pociechy, które nie ukończyły jeszcze 10 lat, mogą otrzymać 250 dolarów z funduszu Michaela Della – twórcy producenta elektroniki Dell – oraz jego żony, Susan Dell. Para przeznaczyła na ten cel 6,25 mld dolarów.
Grant od biznesmena otrzymają dzieci tylko z tych regionów, w których mediana rocznych zarobków gospodarstwa domowego nie przekracza 150 tys. dolarów. Łącznie wsparcie obejmie około 25 mln dzieci.
Na co będzie można wydać środki z „Trump Accounts”?
Pieniądze z nowych kont inwestycyjnych nie będą mogły zostać wypłacone przed 18. urodzinami dziecka. W momencie wypłaty pobrany zostanie podatek od zysku na standardowych zasadach.
Program ma promować inwestowanie jako formę długoterminowego oszczędzania i pokazać rodzicom oraz dzieciom, że giełda może efektywnie pomnażać kapitał.
Zgromadzoną kwotę dziecko będzie mogło przeznaczyć na otwarcie małego biznesu, opłacenie studiów lub wkład własny na pierwszy dom.
Możemy tylko pozazdrościć „Trump Accounts”
Kusi porównywać „Trump Accounts” z polskim OKI, bo oba programy są wprowadzane w tym samym czasie. Jednak amerykańskie rozwiązanie bardziej przypomina polskie IKE, IKZE czy PPK, tylko że z myślą nie o emeryturze, lecz o dorosłości dzieci. Za oceanem istnieją bezpośrednie odpowiedniki wspomnianych polskich programów (jest ich naprawdę sporo, np. IRA), natomiast u nas nie ma nic porównywalnego z „Trump Accounts”. A przydałoby się.
– Tego typu program, zakładający budowę kapitału dla dzieci od momentu urodzenia, mógłby sprawdzić się w Polsce nawet lepiej niż w Stanach Zjednoczonych. Powód jest prosty: inwestowanie w naszym kraju wciąż nie jest powszechną praktyką. Część rodziców już dziś zakłada dzieciom różne produkty inwestycyjne zaraz po narodzinach. Najczęściej są to jednak działania osób bardziej zamożnych i świadomych finansowo. Dla większości polskich rodzin rozpoczęcie inwestowania z myślą o przyszłości dzieci jest nadal poza zasięgiem – mówi Paweł Majtkowski, analityk eToro.
Odpowiednik „Trump Accounts” mógłby dla wielu osób być impulsem do rozpoczęcia inwestycji. Wiązałby się także ze wsparciem finansowym dla tych, którzy chcieliby inwestować, ale nie mają za co. Jego skuteczność zależałaby oczywiście od zasad funkcjonowania.
– Amerykański wariant zakłada inwestowanie w szerokie indeksy rynkowe, takie jak S&P 500, przy minimalnych opłatach. W Polsce prawdopodobnie program byłby oparty na lokalnym rynku kapitałowym, co z jednej strony mogłoby wspierać jego rozwój, z drugiej jednak rodzi pytania o efektywność takich inwestycji w długim terminie. O ile na amerykańskiej giełdzie niemal każda inwestycja w indeks na okres powyżej 15 lat przynosiła zyski, o tyle warszawska giełda nie daje takiej pewności – zauważa Paweł Majtkowski.
W ciągu ostatnich dwóch lat GPW była jedną z najszybciej rosnących giełd na świecie. Jeśli jednak spojrzymy na dane z ostatnich 18 lat, indeks WIG20 jest dziś o około 15 proc. niższy niż był dokładnie osiemnaście lat temu.
Taki program inwestycyjny jest potrzebny, ale...
Trzeba by więc przemyśleć zasady funkcjonowania programu, a jednocześnie rozważyć, jak ma się odbywać jego finansowanie. Rocznie w Polsce rodzi się około 250 tys. dzieci. Gdyby każde z nich otrzymało na start 5 tys. zł, roczny koszt programu wyniósłby 1,25 mld zł.
– Z jednej strony to istotna kwota dla budżetu państwa. Z drugiej jednak należy zauważyć, że koszt programu 800 plus to obecnie około 65 mld zł rocznie, czyli ponad pięćdziesiąt razy więcej – tłumaczy ekspert.
Program 800 plus jest jednak niezwykle popularny wśród obywateli. Ma również na celu promowanie dzietności i wzmacnianie lokalnej gospodarki. Trudno oczekiwać, że program poświęcony inwestowaniu spotkałby się z równie dużym zainteresowaniem i przychylnością Polaków. Podobnie trudno też byłoby go uzasadnić gospodarczo. W obecnych realiach musiałby prawdopodobnie uwzględniać inwestycje w spółki zagraniczne, a nie wyłącznie polskie.
– Ponadto w obecnej sytuacji makroekonomicznej szanse na wdrożenie takiego programu w Polsce są bardzo ograniczone. Budżet państwa jest mocno napięty. W tym r. deficyt budżetowy sięga 7 proc. PKB, a w przyszłym r. prognozy wskazują na niewielką poprawę. Wprowadzenie programu o rocznym koszcie przekraczającym miliard złotych byłoby obecnie skrajnie trudne – mówi Paweł Majtkowski.
Główne wnioski
- Program „Trump Accounts” otrzyma zarówno rządowe, jak i prywatne wsparcie, dzięki czemu na start obejmie miliony dzieci. Wysokość i dostępność środków będą zależeć od roku urodzenia i poziomu lokalnych dochodów.
- Polski odpowiednik mógłby zwiększyć powszechność inwestowania, dziś domenę głównie osób zamożniejszych i bardziej świadomych finansowo. Wsparcie publiczne mogłoby pomóc rodzinom, które obecnie nie są w stanie odkładać na przyszłość dzieci.
- Wdrożenie podobnego programu w Polsce byłoby trudne z powodu słabego długoterminowego wzrostu rodzimej giełdy oraz napiętego budżetu. Koszt przekraczający miliard złotych rocznie byłby obecnie bardzo obciążający fiskalnie.



