Biznes Świat

Nuklearne śmieci – co może pójść nie tak i jakie są tego konsekwencje?

Wybór miejsca na elektrownię atomową to nic w porównaniu z decyzją o lokalizacji składowiska nuklearnych odpadów. W Kanadzie trwają prace nad ustaleniem, gdzie powstanie głęboko pod ziemią „wieczny cmentarz” dla radioaktywnych szczątków. Choć ostateczna decyzja ma zapaść wkrótce, jeszcze ciekawszy od wyniku jest sam proces wyboru.

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jak długo trwa proces wyboru miejsca na głębokie składowanie radioaktywnych odpadów w Kanadzie.
  2. Ile kosztuje składowisko na radioaktywne odpady i jak te koszty porównują się do budowy dwóch reaktorów.
  3. Jaki wpływ na inwestycje mają kanadyjscy Indianie i jak skutecznie potrafią blokować niekonsultowane z nimi inicjatywy.

Kanadyjskimi odpadami nuklearnymi zarządza Nuclear Waste Management Organization (NWMO), która do końca roku ma wskazać jedno z dwóch możliwych miejsc na utworzenie Deep Geological Repository – czyli, jak określa to Polska Agencja Atomistyki, „Składowiska Głębokiego Odpadów Promieniotwórczych”. Koszt projektu szacuje się na 26 mld dolarów kanadyjskich. Dla porównania – budowa jednego reaktora CANDU (Canada Deuterium Uranium) kosztuje 10-15 mld dolarów, co oznacza, że wartość składowiska odpowiada cenie dwóch reaktorów.

NWMO to organizacja non-profit, powołana na mocy ustawy w 2002 r. przez trzech kanadyjskich operatorów elektrowni jądrowych: Ontario Power Generation, New Brunswick Power oraz Hydro-Québec.

Liczby ludności w Kanadzie i Polsce są podobne, jednak różnią się znacząco pod względem gęstości zaludnienia – w Polsce wynosi ona średnio 122 osoby na kilometr kwadratowy, podczas gdy w Kanadzie zaledwie niespełna cztery. Mimo tych różnic to mieszkańcy wytypowanych lokalizacji w Kanadzie, a nie urzędnicy, podejmują decyzję o akceptacji budowy nuklearnego składowiska pół kilometra pod ziemią. W ostatnich tygodniach głosowali mieszkańcy dwóch regionów rozważanych przez NWMO: Wabigoon Lake Ojibway Nation-Ignace w północno-zachodnim Ontario oraz Saugeen Ojibway Nation-South Bruce w południowym Ontario.

W październiku minimalną większością (78 głosów) mieszkańcy South Bruce zgodzili się na budowę składowiska. Z kolei mieszkańcy Ignace poparli ten projekt już latem tego roku, a ich decyzję zatwierdziła również rada miasta. Gospodarz wybranego miejsca otrzyma 418 mln dolarów kanadyjskich wsparcia.

Tysiąc osób to siła – polityczne niespodzianki

Konsultacje społeczne przy tak dużych projektach sprzyjają powstawaniu niewielkich, lecz silnych politycznie organizacji, które mogą znacząco wpływać na gospodarkę. W Kanadzie taką siłę stanowią społeczności indiańskie.

Indianie Wabigoon Lake Ojibway zapowiedzieli, że podejmą decyzję prawdopodobnie do końca listopada – poinformował lokalny portal nwonewswatch.com. Tymczasem Indianie Saugeen Ojibway ogłosili, że swoją decyzję odłożą do przyszłego roku. W oświadczeniu z końca października przypomnieli, że wynik referendum w South Bruce nie ma wpływu na ich ocenę projektu. Podkreślili również, że jako posiadacze praw do swoich terytoriów mają prawo do podjęcia ostatecznej decyzji.

Indianie Saugeen Ojibway już raz skutecznie zablokowali budowę głębokiego składowiska nuklearnego. W 2013 r. firma Ontario Power Generation (OPG), należąca do rządu Ontario, chciała zrealizować taki projekt w Kincardine. Głosowanie przeprowadzone wśród 1232 członków wspólnoty zakończyło się zdecydowanym sprzeciwem – 1058 głosów przeciw. W efekcie OPG wycofało się z planu, deklarując, że bez zgody Indian nie podejmie kolejnych prób.

W komunikacie prasowym z 2020 r. społeczność Saugeen Ojibway przypomniała: „Nikt z nami tego nie konsultował, gdy przemysł nuklearny został wprowadzony na nasze terytorium”.

Indian w Polsce nie ma, więc podobnych problemów związanych z prawami do ziemi, jakie występują w Kanadzie, również nie ma. Jednak nadal pozostają istotne kwestie – obawy mieszkańców, ich podejście do środowiska, a także sympatie i antypatie polityczne. Atom to bez wątpienia jedna z tych dziedzin, w których prawo Murphy’ego – „jeśli coś może pójść nie tak, to pójdzie” – zdaje się nie tracić na aktualności.

Woda i rolnictwo

Mieszkańcy South Bruce, okolicznych miasteczek oraz lokalni farmerzy zorganizowali się w ruchu „Protect Our Waterways – No Nuclear Waste”. Na swojej stronie internetowej podkreślają, że nie sprzeciwiają się samym elektrowniom jądrowym, lecz obawiają się o jakość wody i protestują przeciwko „wykorzystaniu wiejskich społeczności”. „Przemysł nuklearny miał 50 lat na rozwiązanie tego problemu, a teraz chce, żebyś Ty go za nich rozwiązał” – piszą. Zwracają również uwagę na ryzyko, że ich społecznościom łatwo będzie przypiąć etykietę „atomowego śmietnika Kanady”.

Z kolei w Ignace inwestycji sprzeciwia się grupa „We the Nuclear Free North”, która zrzesza zarówno Indian, jak i nieindiańskich mieszkańców. Członkowie tego ruchu wyrażają sprzeciw wobec wykorzystania kanadyjskiej Północy do budowy składowisk odpadów nuklearnych, ale w odróżnieniu od „Protect Our Waterways” są przeciwni energii jądrowej w ogóle.

Trudne wybory

NWMO zdaje sobie sprawę z wyzwań. Budowa składowiska ma rozpocząć się w 2033 r., a proces wyboru lokalizacji trwa już od 2010 r. – czyli aż 14 lat. Z początkowo 22 zainteresowanych lokalnych społeczności zostały tylko dwie. „Plan będzie realizowany tylko tam, gdzie gospodarze są poinformowani i wyrażają chęć przyjęcia inwestycji” – deklaruje NWMO na swojej stronie internetowej.

W 2022 r. wiceprezes NWMO, Lise Morton, odpowiedzialna za nadzór nad wyborem lokalizacji, powiedziała w rozmowie z The Canadian Press: „Jeśli w obu rejonach powiedzą nie, musimy zacząć od nowa”.

Nuklearne konwoje – dodatkowe wyzwanie

Kolejnym wyzwaniem są transporty nuklearnych odpadów. NWMO informuje, że po wybudowaniu składowiska pół kilometra pod ziemią konieczne będzie przewiezienie do niego około 30 tys. transportów odpadów z ośmiu tymczasowych składowisk rozmieszczonych w całym kraju. Oznacza to przewozy koleją i ciężarówkami przez bardzo zaludnione tereny Kanady, w tym przez miasta – co prawdopodobnie wywoła kolejną falę protestów i problemów logistycznych.

Czy Polska, gdzie według rządowych zapowiedzi pierwsza elektrownia jądrowa ma zostać uruchomiona w latach 2039-2040, bierze pod uwagę podobne wyzwania? Według informacji udzielonych przez Polską Agencję Atomistyki (PAA) w lipcu ubiegłego roku, „do głębokiego składowania odpadów promieniotwórczych nadają się trzy rodzaje formacji skalnych: złoża soli kamiennej Niżu Polskiego, utwory ilaste Monokliny Przedsudeckiej oraz skały magmowe i metamorficzne północno-wschodniej Polski”. Jednak proces wyboru miejsca i przygotowania do inwestycji dopiero się rozpoczyna, a pytania o społeczne i logistyczne konsekwencje pozostają otwarte.

Anna Lach

Główne wnioski

  1. Przeprowadzanie projektów związanych ze składowaniem odpadów nuklearnych jest długotrwałe, trzeba je planować z dużym wyprzedzeniem.
  2. Politycy muszą się liczyć z tym, że przy okazji trudnych projektów pojawiają się nowe siły polityczne.
  3. Agencje nadzorujące projekty związane z energią atomową muszą liczyć się z tym, że nawet po wielu latach konsultacji projekt może się nie powieść.