Biznes

Na ESG zarobią tylko audytorzy

Przepisów powinno być mniej, a państwo nie powinno produkować cukierków i keczupu. Polska ma dobrą politykę migracyjną i szansę na uniknięcie błędów innych w transformacji energetycznej – uważa Krzysztof Pawiński, prezes Grupy Maspex.

Na zdjęciu widać Krzysztofa Pawińskiego, prezesa Grupy Maspex, największej polskiej spółki spożywczej.

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Które działania rządu są zdaniem prezesa największej polskiej prywatnej firmy w branży spożywczej niekorzystne.
  2. Czy Maspex planuje kolejne akwizycje.
  3. Jakie jest podejście Krzysztofa Pawińskiego do reklamowania alkoholu.

XYZ: Jak się ma polski sektor spożywczy?   

Krzysztof Pawiński: Polska jest nadal dobrym miejscem do robienia biznesu. Polskie firmy z branży spożywczej rozwijają się mądrze – najpierw stawiają na swoje bliskie otoczenie, później wygrywają konkurencję w kraju, a następnie po osiągnięciu dojrzałości realizują projekty zagraniczne. Maspex dopiero po wypracowaniu dobrej pozycji w kraju, zaczął inwestować w rynki: rumuński, czeski, słowacki, węgierski, bułgarski i kraje nadbałtyckie. Bliskość geograficzna pomaga w kwestiach logistyki, szczególnie wtedy, gdy wytwarzane i sprzedawane są realne, fizyczne produkty. Firmy z naszej branży skupiają się na Europie. Ponad 70 proc. eksportu polskiej żywności trafia do krajów UE i nie ma w tym nic złego, zwłaszcza że gros produktów spożywczych nie jest przystosowana do pokonywania długich dystansów. W naszym portfolio dopiero od dwóch lat posiadamy artykuły, które mogą dwa razy okrążyć kulę ziemską i dalej będą w dobrej formie. To są alkohole. Jednak większość towarów spożywczych lepiej dystrybuować w rozsądnej odległości od miejsca ich wytworzenia i w tym kontekście Europa jest genialnym miejscem do rozwoju.

Polskie firmy z branży spożywczej są już duże, doinwestowane i mają przewagę technologiczną, a czasem jeszcze kosztową, choć ta już się powoli kończy. Jesteśmy nadal spółkami młodymi, pełnymi zapału, a w ramach Unii Europejskiej, mamy stworzony rynek, który mimo pewnych protekcjonistycznych zdarzeń, jest otwarty i można tu swobodnie konkurować i sprzedawać. Choć podkreślę, że polityka protekcjonistyczna odżywa jak hydra. Przykładem mogą być systemy kaucyjne, wprowadzane w różnych krajach, na różnych zasadach. Mają one racjonalne uzasadnienie, są po to, by cyrkularność obiegu surowców była podniesiona. Jednak efekt jest taki, że produkcja na każdy rynek musi być teraz szyta na miarę, a to oznacza, że nie ma już uniwersalnych opakowań, co oczywiście wpływa na rosnące koszty.

Czego pan oczekuje od polskiego rządu?  

Powinniśmy w rozsądny sposób definiować rolę państwa, które na pewno powinno być pomocne dla swoich obywateli i firm. Powinno rozwiązywać problemy i stwarzać warunki, żeby polscy przedsiębiorcy mogli się rozwijać i czynić nasz kraj gospodarczo silniejszym.

Uważam, że państwo nie jest dobrym dostawcą ani towarów, ani usług, a jeśli mu coś wychodzi to tylko w monopolu, kiedy nie jest w konfrontacji z rynkowym konkurentem. Jaka wartość jest w tym, że moje państwo zajmie się produkcją cukierków czy ketchupu? Czy rolą państwa jest wchodzenie w interakcję z biznesem na zasadzie konkurenta? A tam gdzie potrzebujemy aktywnego państwa, czyli w obszarze twardej i miękkiej infrastruktury, jak chociażby edukacja, regulacje, rozpatrywanie sporów, to jest go za mało.

Słowo prywatyzacja stało się wyklęte w ostatnich latach. Mamy renesans myślenia, że to co polskie może być tylko państwowe, przecież to jest kompletny nonsens. Rządy się zmieniają, a nastawienie do tego tematu się nie zmienia i to mnie przeraża.

Lista postulatów zgłaszanych przez przedsiębiorców jeśli chodzi o oczekiwania wobec rządu jest długa i od lat powtarzana. Czy coś się z tym dzieje? Raczej nie, przynajmniej nie na tyle, żeby zauważać jakościową zmianę.

Powinniśmy rozsądnie określać rolę państwa, które powinno wspierać swoich obywateli i firmy. Jaką wartość ma fakt, że moje państwo zajmie się produkcją cukierków czy ketchupu?

Nas, przedsiębiorców przytłacza liczba aktów prawnych, których każdego roku przybywa w drastycznym tempie.Idealnie by było, żeby rozsądne prawo było stanowione z umiarem, jednak jest to idealistyczne podejście, więc wystarczy, żeby nowych przepisów było po prostu mniej. W niektórych krajach funkcjonuje tzw. koncepcja jeden za jeden, która polega to na tym, że nie można wprowadzić nowego aktu prawnego zanim nie wycofa się innego. Zapisany w obowiązkach naszego rządu przegląd regulacji, mówiący o tym, że każda ustawa po roku lub kilku powinna podlegać ponownej ocenie, to fikcja.

Mamy do czynienia z absolutnym przeregulowaniem życia we wszystkich możliwych aspektach. A kolejne wymogi jak np. ESG są przykrywane szlachetnymi celami. Przykład ESG, czyli raportowania niefinansowych aspektów działalności przedsiębiorstw, będzie w dużej mierze udręką administracyjną i zasadza się na czymś, co my już w tej części Europy wiemy, iż nie działa że dekretem i nakazem można wychować lepszego człowieka, a firmy uczynić bardziej społecznie odpowiedzialnymi. Gdyby to działało to system komunistyczny byłby wciąż obowiązujący. Na zachodzie nadal jest ogromna wiara w nakazy. Certyfikacja całego łańcucha dostaw oznacza, że będziemy występować niemal jako sędziowie wobec naszych dostawców i wystawiać im ocenę godziwego zachowania. Tworzymy coś, co już na papierze wygląda, jak koncepcja pięknych, szklanych domów, a w praktyce to będzie jedna wielka katastrofa, oparta na deklaratywnym przymusie i produkcji następnych prawnych obowiązków. Jeśli ktoś na tym zarobi to sztab ludzi wykonujących nowe bezproduktywne zawody, które powstaną, żeby nas audytować.

Działanie z punkt widzenia wielkiego planisty, który wszystko przewidział i za pomocą regulacji uczyni nasz rozwój bardziej zrównoważonym jest tylko ułudą. Niestety intelektualnie atrakcyjną ułudą.

Na własne życzenie przez „biegunkę legislacyjną” w Unii Europejskiej, przegrywamy zderzenie z gospodarką amerykańską, z dużymi gospodarkami azjatyckimi. I jaka jest nasza odpowiedź na to? Więcej regulacji! Pamiętamy dobrze, że receptą na wypaczenia socjalizmu było więcej socjalizmu.

Twierdzenie, że musimy pogodzić się z brakiem wzrostu gospodarczego jest jednym wielkim ponętnym oszustwem. Jeśli nie będziemy mieć gospodarki wzrostowej to nie utrzymamy ładu społecznego. Nie da się poprawiać bytu dolnych decyli dochodowych bez idei wzrostu, bo jeśli wzrost dokonuje się w średniej to podnosi „wszystkie łódki” i ci, którzy z różnych powodów, często niezawinionych, są na samym dole, też są jego beneficjentami. Ale jeśli dojdziemy do przekonania, że jesteśmy jako społeczeństwo wystarczająco bogaci i chcemy konsumować już tylko to co mamy, to spadek jakości życia w średniej najbardziej dotknie najmniej zamożnych, czyli tych, którym chcemy teraz pomóc.

Wróćmy do systemu kaucyjnego i ogromnych wyzwań dla Polski z nim związanych. Czy zakładana data, 1 stycznia 2025 r., wdrożenia tego systemu w naszym kraju jest realna?

Data 1 stycznia 2025 r. nie jest realna jeśli chodzi o start systemu kaucyjnego w Polsce i zakładam, że na ostatniej prostej politycy to zrozumieją. Zapisy proponowane w nowelizacji ustawy, którą znamy, są nadal nierealistycznie i 1 stycznia 2025 r. nic się nie wydarzy w tym obszarze. Nikt nie jest w stanie postawić tego na nogi. Jeśli ktoś twierdzi inaczej, to albo nie wie o czym mówi, albo kłamie.

Żeby postawić funkcjonalny system kaucyjny, potrzeba co najmniej dwóch lat, na okres przygotowawczy, powołanie spółek, operatora. Dopiero po dziesięciu miesiącach prac, w październiku 2024 r., wspólnie z jedenastoma innymi największymi firmami wprowadzającymi produkty w opakowaniach podlegających systemowi kaucyjnemu, będziemy gotowi do powołania spółki. Po stworzeniu wspólnego podmiotu, będziemy mogli wystąpić o licencję. Tego typu kolektywne działanie konkurentów wymaga zgody urzędu antymonopolowego, na poziomie europejskim i krajowym. Dopiero po jej uzyskaniu, możemy zacząć rozmawiać o szczegółach z pełną otwartością. Wypracowanie ładu korporacyjnego dla dwunastu partnerów jest gigantycznym przedsięwzięciem, zwłaszcza, że gro firm ma zasięg globalny, co wymaga bardzo hierarchicznego procesu decyzyjnego.

Teraz przed nami kolejne zadania do zrealizowania. W każdej gminie musi powstać punkt zbiórki, a w Polsce mamy ponad 2400 gmin, do tego musi być dopasowana logistyka, musimy mieć podpisane umowy z naszymi partnerami, którzy będą przerabiać produkty. Czeka nas opracowanie systemu IT, przez system kaucyjny ma przejść około 12 mld opakowań, jeśli przyjmiemy najmniejszą stawkę kaucji, 50 groszy, to jest to przepływ 6 mld zł. A przez to, że ustawodawca założył, że będzie większa liczba operatorów, musimy stworzyć też system wzajemnych rozliczeń. To się wszystko da zrobić, wiemy jak, ale na to potrzeba czasu. Cała branża napojowa, piwna i handel mówią jednym głosem: przesuńmy termin wdrożenia na 1 stycznia 2026 r.

Ile Grupę Maspex będzie kosztowało wdrożenie systemu kaucyjnego?

Na podstawie doświadczeń z innych krajów, gdzie jesteśmy aktywni i w których tego typu system już działa, czyli np. w Rumunii i na Słowacji, wyliczyliśmy, że system kaucyjny, będzie kosztował firmy ok. 2 proc. wartości obrotu danego produktu. To jest naprawdę duży strumień wydatków.

Panuje wciąż sztuczne przekonanie, że są kategorie kosztów, których finalnie nie ma w cenie produktu. To bardzo naiwne myślenie. W dłuższym okresie czasu wszystkie opłaty związane z dystrybucją, produkcją, logistyką czy opakowaniem muszą być zawarte w cenie każdego produktu. Istotne zmiany kosztowe mają zawsze wpływ na ceny produktów, choć zwykle są odroczone w czasie.

Jak wygląda struktura sprzedaży zagranicznej w Grupie Maspex?

Maspex eksportuje dzisiaj swoje produkty do ponad 80 krajów – jesteśmy obecni na wszystkich kontynentach poza Antarktydą. To nie oznacza oczywiście, że w tych 80 krajach mamy istotną pozycję rynkową taką, jaka nas satysfakcjonuje. Prawdziwie zdyscyplinowanym biznesem zajmujemy się w Europie, gdzie mamy swoje spółki, struktury handlowe, umowy z odbiorcami. Blisko 25 proc. całej naszej sprzedaży realizujemy za granicą. Mamy liderską pozycję naszych marek w Polsce, Czechach, na Słowacji, w Rumunii, na Węgrzech i w Bułgarii oraz krajach bałtyckich. Coraz odważniej patrzymy na rynki Europy Zachodniej. Jednak mamy świadomość, że nikt tam na nas nie czeka. Zawsze wejście nowego oferenta postrzegane jest przez lokalnych wytwórców, jako inwazyjne i praktycznie każdy rynek mógłby obyć się bez nowych graczy. Na szczęście piękno biznesu polega na tym, że wszystko jest w ciągłym ruchu i wszystko może się zmienić.

Ja z kolei wiem, że jeśli pan spogląda na jakiś rynek, to może oznaczać kolejne akwizycje. Muszę więc zapytać czy Europie Zachodniej są jakieś łakome kąski dla Maspeksu?

Zaczęliśmy używać akwizycji do budowania wzrostu w 1995 r. Wówczas było to unikalne i nowatorskie. Od tego momentu dużo się zmieniło i dzisiaj niemal każda firma, ma ambicje, aby być z tym kojarzona. Mam jednak złą informację dla tych, którzy chcą czekać na to, żeby rozwinąć swoją spółkę przez przejęcia: skuteczność takiego procesu jest nikczemnie niska. Najczęściej trzeba przepracować kilkadziesiąt projektów, żeby czasami, dojść tylko do takiego miejsca, że ma się nadzieję, że coś się kupi, a finalnie i tak często nie udaje się sfinalizować transakcji.

Dlatego opieramy naszą strategię na rozwoju organicznym, skupiamy się na budowie marek oraz ich dystrybucji, mając oczywiście z tyłu głowy, że cały czas nasz mikro zespół monitoruje rynek pod kątem przejęć. Między dużymi transakcjami, które zrealizowaliśmy była siedmioletnia przerwa. Takim przejęciem był zakup firmy Agros Nova w 2015 r., później dopiero w 2022 r. kupiliśmy kolejny istotny biznes – CEDC z takimi brandami jak: Żubrówka, Soplica, Absolwent oraz Bols, a po roku dokupiliśmy Becherovkę.

Nie mamy dzisiaj poczucia, że bez kolejnego istotnego przejęcia nie będziemy mogli zrobić kroku na przód, bo po dołączeniu nowych, kultowych marek alkoholu do naszego portfolio mamy nad czym pracować, dużo synergii jeszcze przed nami.

Jak marki alkoholowe włączone do Grupy Maspex odnalazły się w waszej strukturze?  

Zanim kupiliśmy biznes alkoholowy, musieliśmy sobie odpowiedzieć, czy w ogóle chcemy tam być. Wiadomo, że alkohol powoduje negatywne skutki społeczne. Tak samo jest z hazardem, nikotyną. Jeżeli jednak, w naszym kręgu kulturowym, społeczeństwo nie akceptuje prohibicji, a regulowany biznes alkoholowy jest zgodny z prawem, to czy normalnym jest, że prawie cały segment używek jest w zagranicznych rękach? Jeśli firmy zagraniczne zarabiają na używkach, a de facto na naszych słabościach, to czy my mamy się z tego samowykluczać? Czy postawić na moralne wywyższenie, czy pragmatyzm i literę prawa? Wybraliśmy racjonalne podejście. Dla nas był to ponadto duży transformacyjny projekt. Dziś mogę powiedzieć, że biznesowo warto było to zrobić. Nawet mając na uwadze, że rynek alkoholowy jest dzisiaj rynkiem malejącym i dotyczy to zarówno alkoholi spirytusowych jak i piwa. To nadal może być dobry biznes, trzeba tylko nadążać za trendami, bo ewidentnie zmienia się forma spożywania alkoholu. Obserwujemy rozsądną zmianę profilu konsumpcji w stronę napojów o niższej zawartości alkoholu, eksperymentowania ze smakami i sięganie po alkohole premium. Obecny trend to jednoznacznie mniej alkoholu, więcej smaku. W tych kierunkach rozwijamy naszą ofertę. Żubrówka jest liderem wódek czystych, zaś Soplica objęła pozycję lidera w likierach smakowych. W pierwszym półroczu 2024 nasze flagowe marki, czyli Żubrówka, Soplica, a także Absolwent zwiększyły udziały ale na spadającym rynku.

Po akwizycjach w sektorze alkoholi, miłym zaskoczeniem jest skala synergii, które możemy osiągnąć z punktu widzenia procesów. Firma, którą przejęliśmy na poprzednim etapie właścicielskim była niedoinwestowana. Od momentu dołączenia CEDC do Grupy Maspex przeznaczyliśmy już 50 mln zł na rozwój produkcji i zdolności magazynowych. W ciągu kolejnych 3 lat zainwestujemy kolejne 200 mln zł w Białymstoku i Obornikach.

Te inwestycje są po to, by ten biznes był technologicznie w tym samym miejscu, gdzie obecnie są inne nasze zakłady produkcyjne.

Jaki jest plan inwestycyjny Maspeksu na 2024 i 2025 r.?

W 2024 r. uruchomiliśmy budżet inwestycyjny wynoszący 650 mln zł. Środki te są przeznaczone na rozbudowę zakładów produkcyjnych. Uruchomienie nowej linii aseptycznej w Tychach, start nowej linii i budowa magazynu w Obornikach. Otwarcie magazynu wysokiego składowania i hali produkcyjnej w Tymbarku, a także powstanie magazynu i nowej linii w Valenii de Munte.

Po wielu latach wracamy też z dużą inwestycją do Wadowic. Planowana jest budowa dodatkowego zakładu produkcyjnego oraz rozbudowa budynku biurowego stanowiącego główną siedzibę firmy.

Wszystkie te inwestycje były planowane dwa lata temu, kiedy mieliśmy rozpędzoną sprzedaż. I przyznam, że teraz, po tej premii obrotowej, wynikającej z inflacji, przychodzi moment kiedy rynki przestają rosnąć a nawet spadają, a wraz z tym pojawia się dyskomfort decyzyjny dla menadżera i pytanie: czy zaplanowane dużo wcześniej inwestycje na pewno są dzisiaj potrzebne. Rygorystycznie pilnuję tego, żebyśmy nie poddawali w wątpliwość podjętych decyzji, bo inwestycje realizujemy w najtańszym możliwym momencie cyklu ekonomicznego. Mamy dekoniunkturę na rynku inwestycyjnym i jestem przekonany, że za dwa-trzy lata ocenimy, że były one poczynione stosunkowo niedrogo. Udało się nam taką antycykliczność osiągnąć już kilka razy. Wychodzę z założenia, że jesteśmy tutaj na zawsze, więc nie jest najważniejsze, czy zwrot z inwestycji przyjdzie rok wcześniej czy rok później.

Jakie są estymacje jeśli chodzi o obroty za ten rok, po dziewięciu miesiącach?

Poprzedni rok Maspex zamknął z 15 mld zł obrotów. W 2024 r. chcielibyśmy lekko poprawić ten wynik mimo, że mamy ewidentnie do czynienia z rynkami recesyjnymi.

Akcyza na piwo jest trzykrotnie niższa, co sprawia, że spożywanie alkoholu w formie piwa jest trzy razy tańsze. Nie rozumiem tego „upustu” w podatku od grzechu.

Jaka jest pana opinia jeśli chodzi o politykę antyalkoholową w naszym kraju?

Jestem dopiero od dwóch lat w tym biznesie i pierwsze co widzę to duże niespójności. Kiedy przychodzi do dyskusji o alkoholu to obserwujemy w Polsce duże wzburzenie i oburzenie na małe porcje alkoholu, tzw. „małpki”. Alkohole w takim formacie mówią o potrzebie konsumenckiej, która sprowadza się do wypicia jednej porcji alkoholu. W butelce o pojemności 100 ml tzw. „małpce” zawarte jest 25 ml czystego alkoholu, czyli dokładnie tyle samo ile ma półlitrowe 5 proc. piwo. W Polsce codziennie sprzedaje się 16 mln sztuk piwa w opakowaniach 0,5l oraz 1,4 mln szt. tzw. „małpek” (AC Nielsen, cały rynek, dane za ostatni rok, YTD 07.24). Wg. danych Centrum Monitoringu Rynku w 2024 roku z panelu sklepów małoformatowych wynika, że w godzinach porannych czyli od 5.00 do 12.00, sprzedaje się 2,6 mln sztuk piwa (w tym piwa mocne stanowią ponad 402 tys. sztuk), ok. 410 tys. sztuk napojów spirytusowych w małych opakowaniach.

Czym się różni wypicie 100 ml cytrynówki od wypicia piwa? Ta sama potrzeba, ta sama zawartość czystego alkoholu. A tylko małym formatom spirytusowym przypisuje się wszystkie problemy i negatywne skutki spożywania alkoholu. Czy słusznie? Polityka antyalkoholowa w naszym kraju jest niekonsekwentna. Jeśli alkohol jest produktem, który wywołuje negatywne skutki społeczne, a wywołuje, to przestańmy go przede wszystkim reklamować. A moje państwo z oburzeniem wskazuje palcem tylko na jeden produkt, a z drugiej strony pozwala na zachęcanie w każdy wieczór, w telewizji, przy każdej imprezie sportowej, do picia alkoholu. Dla mnie jest to najdelikatniej mówiąc niekonsekwencja.

Branża alkoholowa to biznes regulowany. Mamy pięcioletnią tzw. mapę drogową, która mówi o tym, że akcyza będzie co roku rosnąć o 5 proc. Wchodząc w biznes regulowany akceptuję to, że moje Państwo ma prawo regulować ten rynek wg swojego uznania i nic mi do tego. Wiedziałem, że taka jest natura tego biznesu. Jednak mówiąc o akcyzie widzę kolejną krzyczącą niekonsekwencję związaną z polityką antyalkoholową Polski. Nasze państwo różnicuje podatek między tą samą ilością alkoholu w piwie a napojach spirytusowych. I to aż trzykrotnie. Efekt jest taki, że spożywanie alkoholu w formie piwa jest 3 razy tańsze, niż w innej formie. Pytanie czy ta różnica jest uzasadniona? Dla mnie udzielanie upustu w podatku od grzechu jest niezrozumiałe. Istotą skutecznej polityki antyalkoholowej w Polsce jest po pierwsze reklama, a właściwie jej zakaz, po drugie racjonalne kształtowanie stawek akcyzowych. To są dwa sprawne elementy, cała reszta jest wtórna, skupiamy się często na rzeczach nośnych, ale nie dotykamy sedna problemu.

Jak ocenia Pan popularność alkoholi bez procentów?

Na pewno trend picia produktów o mniejszej zawartości alkoholu jest widoczny i to cieszy. Dla producenta napojów spirytusowych mniejsza zawartość alkoholu w produkcie, a więc mniejsza akcyza, oznacza lepszy biznes. I to jest mechanizm o dziwo zgodny z celami racjonalnej polityki państwa. Natomiast powstaje tutaj kolejny istotny problem natury regulacyjnej. Bo jeśli mamy nie nakłaniać do picia alkoholu, to czy występowanie i dostępność dla osób niepełnoletnich bezalkoholowej wersji produktów pod brandami alkoholowymi, nie jest ukrytą formą inicjacji alkoholowej? Moim zdaniem produkty kojarzone z markami alkoholowymi powinny zostać domeną osób pełnoletnich, nie powinniśmy tworzyć nowego modelu konsumpcji dla nieletnich. Produkty bezalkoholowe pod brandami alkoholowymi, dostępne dla osób niepełnoletnich, to zabawa zapałkami.

Jak Maspex radzi sobie z drastycznie rosnącymi cenami surowców, zwłaszcza owoców i koncentratów owocowych?

Jak popatrzymy na część napojową naszego biznesu, to niestety wchodzimy znów w rok rosnących kosztów, już nie inflacyjnych, ale surowcowych. Ceny koncentratu pomarańczowego, najpopularniejszego spośród wszystkich smaków, zwykle kształtowały się na poziomie 1,5-2 tys. USD za tonę, a obecnie wzrosły do ponad 7 tys. dolarów. Do tego dochodzą rosnące ceny najbardziej istotnego surowca w Polsce, czyli jabłek, których cena urosła w zależności od rodzaju od 50 do 60 proc. w stosunku do ubiegłego roku. Podrożały niemal wszystkie owoce: czarna porzeczka o ponad 300 proc., wiśnie i śliwki o 80 proc., maliny o prawie 70 proc., truskawki o prawie 20 proc. a aronia o 10 proc. To oznacza, że końcówka roku upłynie pod znakiem istotnych podwyżek w części napojowo-sokowej.

Czy polski konsument, poturbowany w ostatnich latach przez covid-19, inflację, skomplikowaną sytuację geopolityczną, jest na to gotowy?

Podwyżki to najgorsza rzecz jaka dotyka producenta. Konfliktuje nas to z otoczeniem handlowym, bo przecież nikt nie lubi wyższych cen. A do tego na końcu tego łańcucha mamy konsumenta, który jeszcze nie przywykł do poprzedniej podwyżki, a już zderzany jest z kolejnymi. Wyższa cena to niższa sprzedaż – tego prawie kopernikańskiego prawa nikt jeszcze nie obszedł, jest to nieuniknione.

Prawda jest taka, że trwający rok w Polsce nie był czasem optymizmu konsumenckiego, widzimy to po danych sprzedażowych. Optymizm ten widać już np. w Rumunii, Bułgarii, na Węgrzech, mam nadzieję, że ta fala dotrze i do nas.

Nie czujemy presji, że bez kolejnego dużego przejęcia nie będziemy w stanie się rozwijać. Obecnie mamy nad czym pracować. 

Twarde dane liczbowe pokazują, że siła nabywcza Polaków została odbudowana. Wierzę w sukcesywny, regularny wzrost wartości rynku spożywczego i powrót optymizmu konsumenckiego w 2025 r. Wierzę, że mamy dobre perspektywy jako cała branża.

Niezmiennie potrzeby konsumenckie sprowadzają się do trzech pragnień: wygody, smaku i zdrowia. Te trzy komponenty muszą być zawarte w niemal wszystkich produktach spożywczych, ale w różnych proporcjach.

A gdzie jest cena w tym układzie?

Mówię jak produkty są skonstruowane i jaką niosą ze sobą obietnicę. A czynnik cenowy to już pytanie o racjonalne zachowanie konsumenta przy sklepowej półce. Badania pokazują jak ogromna jest przepaść między deklaracją, a ostatecznym zachowaniem i wyborem podczas zakupu. Cena niezmiennie czyni cuda.

Czy na liście wyzwań Maspeksu jest sukcesywny wzrost płacy minimalnej w Polsce?

By to ocenić musimy popatrzeć na wpływ rosnącej płacy minimalnej w całym łańcuchu naszych dostaw, bo przecież ma to wpływ np. na ceny owoców, które kupujemy. Ten komponent płacowy jest już zawarty w tej cenie, którą płacimy i tak jest z każdym produktem.

Patrzę na płacę minimalną, jak na bardzo skuteczny element prowadzenia polityki społecznej przez państwo, natomiast uważam, że nie jest on optymalnie wykorzystywany. Nie uwzględnia chociażby różnic w kosztach życia. Brak zróżnicowania geograficznego wypycha pracę z tych miejsc, gdzie jest jej niewiele. Myślę, że dobrym wskaźnikiem różnicującym byłaby stopa bezrobocia, czyli niskie bezrobocie to wyższa płaca minimalna, a wyższe bezrobocie oznaczałoby niższą płacę minimalną.

Jakie najważniejsze wyzwania stoją teraz przed Polską?

Uważam, że Europa ma źle zdefiniowaną politykę transformacji energetycznej i fatalną politykę migracyjną, a to wystarczy, żeby sobie zaszkodzić. Z kolei w Polsce mamy nadal unikalną szansę, żeby nie zepsuć tych dwóch transformacyjnych projektów. Jeśli chodzi o politykę migracyjną, mamy ją w Polsce wręcz genialną w swojej prostocie. Polega na tym, że nie ograniczamy dostępu do pracy cudzoziemcom, ale nie dajemy im „socjalu”, więc u nas są imigranci, którzy muszą i chcą pracować. Jest to coś zawstydzającego dla całej Europy. Moim zdaniem mamy najlepszą politykę migracyjną, a powstała ona z biedy.

Jeśli chodzi o transformację energetyczną, to dzisiaj widzimy do czego doprowadziła zideologizowana agenda, przede wszystkim w Niemczech. Zobaczyliśmy jak można systemem gwarantowania cen OZE obciążyć konsumentów. Polska ma dzisiaj dobre karty, bo widzi błędy innych i wie czego nie robić. Jeśli nie pójdziemy w system gwarantowanych cen dla OZE, jeśli postawimy na rozsądny mix energetyczny, a sprzyja nam technologia m.in. w obszarze magazynów energii, to możemy zrobić to lepiej. Jeśli wydajemy 160 mld zł rocznie na import paliw kopalnych, to każda megawatogodzina energii wytworzona u nas jest polską racją stanu. Może to dać Polsce przewagę energetyczną, wywindować naszą gospodarkę. Pod jednym wszak warunkiem, że wytwarzana u nas energia z OZE nie będzie droższa niż ta ze spalania importowanego gazu czy ropy, bo to pogrążyłoby naszą konkurencyjność i w efekcie nas.

W ekonomii nie ma czegoś takiego, jak absolutne dobro – musimy być po prostu lepsi lub gorsi w odniesieniu do porównywalnych gospodarek. Dla mnie takim punktem odniesienia jest gospodarka niemiecka.

Powtórzę, jesteśmy w dobrym miejscu i czasie, Europa to bardzo dobre miejsce do życia. Nasza gospodarka jest różnorodna, mamy ducha przedsiębiorczości. W gospodarce nie ma dobra absolutnego, my mamy być lepsi lub gorsi, w odniesieniu do benchmarku, a dla mnie takim benchmarkiem jest duża gospodarka niemiecka. Mamy w naszych rozstrzygnięciach być odrobinę lepsi od jakości rozstrzygnięć w Niemczech i wygramy dalszy rozwój. Udaje nam się to od ponad 30 lat. To da się kontynuować.

Warto wiedzieć

Grupa Maspex

Firma powstała w 1990 r. Krzysztof Pawiński – CEO i współwłaściciel Grupy Maspex założył ją z Jerzym Kasperczykiem, Sławomirem Rusinkiem, Zdzisławem Stuglikiem, Józefem Szczurem i Piotrem Kramerem. Obecnie Maspex jest największą polską prywatną firmą w branży spożywczej oraz jedną z największych w Europie Środowo-Wschodniej. Przychody ze sprzedaży w 2023 r. wyniosły ponad 15 mld zł.

Warto wiedzieć

Maspex w liczbach

Spółka ma w portfolio ponad 70 marek (m.in. Tymbark, Kubuś, Lubella, Łowicz, Krakus, Kotlin, Puchatek, DecoMorreno, Cremona, Plusssz, La Festa, Relax, Bucovina, River, Queens, Olympos, Apenta czy Vellingrad), a jej produkty są obecne w ponad 80 krajach. Na rynku alkoholi Maspex jest obecny od 2022 r., kiedy kupił CEDC – lidera na rynku wódki i największego importera zagranicznych alkoholi w Polsce. W ofercie ma portfolio takich marek wódki jak: Żubrówka, Soplica, Absolwent i Bols. W 2023 r. Maspex kupił Becherovkę, czyli znaną w Czechach i na Słowacji markę likieru. Grupa Maspex ma 18 zakładów produkcyjnych w Polsce i za granicą. Rocznie wytwarza się w nich 2,2 mld litrów soków, nektarów i napojów, ponad 280 tys. ton makaronów, wyrobów zbożowych i instant, niemal 180 tys. ton dżemów i przetworów oraz 155 mln litrów alkoholi. Firma skupuje od polskich rolników corocznie 380 tys. ton owoców i warzyw oraz 130 tys. ton pszenicy.

Główne wnioski

  1. Polskie firmy z branży spożywczej są duże, dobrze doinwestowane i mają przewagę technologiczną, a czasem jeszcze kosztową, choć ta już się powoli kończy.
  2. Grupa Maspex skupia się obecnie na rozwoju organicznym. Nie czuje presji, że bez kolejnego dużego przejęcia nie będzie w stanie się rozwijać. Po włączeniu do portfolio alkoholi nadal ma nad czym pracować. 
  3. Firma w 2024 r. uruchomiła budżet inwestycyjny wynoszący 650 mln zł. W planach jest rozbudowa zakładów produkcyjnych, w tym uruchomienie nowej linii aseptycznej w Tychach, otwarcie nowej linii i budowa magazynu w Obornikach, magazynu wysokiego składowania oraz hali produkcyjnej w Tymbarku, a także nowa linia produkcyjna i magazyn w Rumunii. Po wielu latach firma wraca z dużą inwestycją do Wadowic.