Pierwszy indyjski kosmonauta: kosmos nie jest tylko dla najbogatszych (WYWIAD)
Kosmos należy do całej ludzkości, a nie tylko do krajów najzamożniejszych i najbardziej rozwiniętych technologicznie. Powinniśmy dzielić się z innymi wszystkim, czego się tam uczymy – mówi Rakesh Sharma, pierwszy indyjski kosmonauta. W wywiadzie dla XYZ padają też pytania o misję Ax-4 na Międzynarodową Stację Kosmiczną, w której wzięli udział astronauci z Polski i Indii, oraz o przyszłość lotów kosmicznych i polityki kosmicznej.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jak agencja kosmiczna ISRO skorzysta na zakończonej misji Ax-4, w której uczestniczyli indyjski i polski astronauta.
- Czy Polska i Indie mogą współpracować przy rozwoju technologii związanych z przestrzenią kosmiczną.
- Jak przebiegają przygotowania do indyjskiego narodowego programu załogowych lotów kosmicznych i jakie ambicje mają Indusi.
Tomasz Augustyniak, XYZ: Z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) właśnie wróciła załoga prywatnej misji Axiom-4. Na pokładzie statku Dragon-2, oprócz amerykańskiej dowódczyni Peggy Whitson, znaleźli się polski astronauta ESA Sławosz Uznański-Wiśniewski, astronauta z Węgier Tibor Kapu oraz – jako pilot – pana rodak i kolega po fachu, pułkownik Shubhanshu Shukla. Co podróż kosmiczna drugiego w historii obywatela Indii znaczyła dla pana osobiście?
Rakesh Sharma, pierwszy indyjski kosmonauta: Czekałem na ten lot przez długich 41 lat. Gdy w 1984 r. poleciałem z misją na pokładzie radzieckiego statku kosmicznego, Indie nie miały jeszcze w planach własnego programu załogowego. Po powrocie wróciłem więc do kokpitu myśliwca. Ale gdyby sprawy miały się wtedy inaczej, pewnie pracowałbym dla Indyjskiej Organizacji Badań Kosmicznych ISRO. To dobrze, że ta historia ma dziś swoją kontynuację. Jak pan wie, w ostatnich kilkunastu latach agencja bardzo się rozwinęła i odnosi gigantyczne sukcesy nie tylko w budowie rakiet i satelitów, ale też w misjach sond naukowych na orbicie okołoziemskiej, a nawet na Księżycu i Marsie. Orbitalne loty indyjskich obywateli, na pokładzie powstającego w Indiach statku, są logicznym kolejnym krokiem w rozwoju naszego programu kosmicznego. Cieszę się, że przedstawiciel nowego pokolenia astronautów miał okazję wyruszyć w kosmos już teraz.
Orbitalne loty indyjskich obywateli, na pokładzie powstającego w Indiach statku, są logicznym kolejnym krokiem w rozwoju naszego programu kosmicznego.
No właśnie, agencja ISRO zadziwiła świat sukcesami swoich misji. Nie ma wątpliwości, że to jedna z najlepiej zarządzanych organizacji w Indiach. Dlaczego – mimo że prowadzi zaawansowane przygotowania do własnego programu lotów załogowych – postanowiła wysłać swojego astronautę na orbitę cudzym pojazdem?
Indie nigdy z nikim się nie ścigały. To zresztą wyjaśnia, dlaczego od wyniesienia na orbitę okołoziemską naszych pierwszych satelitów do rozpoczęcia narodowego programu lotów załogowych minęło przeszło czterdzieści lat. Kolejne kroki w tej dziedzinie zawsze stawiamy w momencie, gdy czujemy się gotowi. A stawiamy je we własnym tempie, bo żadne z rozwiniętych państw nie dzieli się technologiami kosmicznymi tego kalibru. Tym razem, w trakcie misji firmy Axiom Space, wszyscy jej uczestnicy mieli bezpośredni wgląd w najnowocześniejsze technologie na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.

W niektórych opiniotwórczych mediach nad Gangesem, oprócz patriotycznej dumy z powodu lotu pułkownika Shukli, daje się wyczuć nutę krytycyzmu. Rząd w Delhi przeznaczył na jego orbitalny bilet blisko 70 mln dolarów. Tymczasem indyjski program lotów załogowych „Gaganyaan” od dawna zalicza opóźnienia. Taki wydatek ma uzasadnienie?
Sądzę, że tak. W niedalekiej przyszłości chcemy latać w kosmos samodzielnie. Niedawno premier Narendra Modi wyraził poparcie dla budowy stacji orbitalnej, która ma posłużyć Indiom za laboratorium, zanim wyruszymy jeszcze dalej w przestrzeń kosmiczną. Około 2040 r. nasza załoga ma wylądować na Księżycu. Zachód ani nikt inny nie dzieli się chętnie technologiami potrzebnymi do osiągnięcia tego celu. Kiedy nadarza się dobra okazja, warto zapłacić.
Shubhanshu, w którego wyborze do korpusu astronautów brałem udział, jest młody i prawdopodobnie zwiąże się z programem kosmicznym na wiele lat. Wiedza z pierwszej ręki, którą zdobył, będzie bardzo przydatna dla osób odpowiedzialnych za planowanie i przeprowadzenie indyjskiej misji załogowej, do której może dojść w ciągu roku lub dwóch. Będzie też mógł doradzać przy budowie przyszłej stacji orbitalnej.
Oczywiście, wydatki związane z eksploracją kosmosu zawsze wywołują pytania, czy środków, które na nie przeznaczamy, nie lepiej byłoby wydać na potrzeby Ziemi. Podatnicy chcą wiedzieć, jak na tym skorzystają. Ale cały indyjski program satelitarny dowodzi, że zwykli ludzie mogą mieć pożytek z technologii kosmicznych.
Społeczność międzynarodowa również przestała nas krytykować, bo widzi, że Indie dzielą się dostępem do kosmosu z innymi, mniej rozwiniętymi krajami. Wejście w posiadanie technologii po to, żeby dzielić się nią z państwami Globalnego Południa, jest warte nawet dużych inwestycji.
Indyjski premier Narendra Modi wyraził poparcie dla budowy stacji orbitalnej, która ma nam posłużyć za laboratorium zanim wyruszymy jeszcze dalej w przestrzeń kosmiczną. Około 2040 r. nasza załoga ma wylądować na Księżycu.
Warto wiedzieć
Misja Ax-4 (Axiom Mission 4)
Misja Ax-4 to prywatny załogowy lot kosmiczny na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS), zorganizowany przez firmę Axiom Space we współpracy ze SpaceX i amerykańską agencją NASA. Czteroosobowa załoga wystartowała 25 czerwca 2025 r. na pokładzie rakiety SpaceX Falcon 9 z kapsułą Crew Dragon „Grace”, a na Ziemię wróciła 15 lipca.
Był to historyczny lot, ponieważ po raz pierwszy od ponad 40 lat na ISS polecieli astronauci z Indii, Polski i Węgier (w tym polski specjalista misji dr Sławosz Uznański-Wiśniewski). Głównym celem 20-dniowej ekspedycji było przeprowadzenie około 60 eksperymentów naukowych z różnych dziedzin (np. biologia, badania materiałowe, obserwacje Ziemi) oraz działań edukacyjnych promujących naukę i eksplorację kosmosu.
Polska część technologiczno-naukowa misji otrzymała nazwę IGNIS. Obejmowała 13 eksperymentów i program edukacyjny.
Kosmos dla wszystkich
Docieramy tu do wątku współpracy międzynarodowej. Lot Uznańskiego i Shukli to chyba dobry przykład takiej współpracy. Gdy kilka lat temu spotkaliśmy się w Hajdarabadzie, żeby porozmawiać o indyjskiej wizji eksploracji kosmosu, nie przyszło nam do głowy, że wkrótce dojdzie do wspólnej załogowej misji orbitalnej z udziałem Indii i Polski. Czy sądzi pan, że to może być inspiracja do zacieśniania naszej współpracy w dziedzinie inżynierii i badań kosmicznych?
Co prawda nie zarządzam indyjskim programem ani nie pracuję dla sektora prywatnego, ale jestem pewien, że w Polsce istnieją technologie i kompetencje, które pozwoliłyby na współpracę z indyjskim przemysłem kosmicznym. Loty orbitalne prawie od samego początku były międzynarodowymi przedsięwzięciami. Już w ramach radzieckiego programu „Interkosmos”, trwającego od 1978 r., na orbitę polecieli przecież przedstawiciele wielu narodów. Pokazuje to też, że z punktu widzenia gospodarowania zasobami nie ma sensu, aby każdy kraj rozwijał własny program kosmiczny.

Jestem pewien, że w Polsce istnieją technologie i kompetencje, które pozwoliłyby na współpracę z indyjskim przemysłem kosmicznym.
Wyobraża pan sobie scenariusz, w którym na zbudowaną przez Indie stację orbitalną – poza załogami znad Gangesu – latają też Europejczycy?
Ależ oczywiście. Nikt przecież nie będzie wydawał orbitalnych wiz, których zatwierdzenie będzie zależało od geopolityki. Jeżeli komuś zależy na pokoju, a jego cele są zbieżne z naszymi, nie mam wątpliwości, że będzie mile widziany – niezależnie od narodowości i koloru skóry.
Ale chcę podkreślić jedno. Misja Ax-4 jest ważna nie tylko dla krajów, których obywatele wzięli w niej udział. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że ma znaczenie dla całej światowej wspólnoty astronautycznej, bo pokazuje, że rozwój badań kosmicznych wymaga raczej współpracy niż konfrontacji i współzawodnictwa. Poza tym – jeśli w przyszłości będziemy podróżować setki milionów kilometrów, a może i lata świetlne od Ziemi – czy naprawdę będzie miało znaczenie, czy astronauci będą z Indii, Chin, Stanów Zjednoczonych czy z Polski? Polecimy tam jako ludzie z planety Ziemia. Im wcześniej odłożymy nasze narodowe tożsamości na bok i przyjmiemy globalną perspektywę, tym lepiej dla naszego dobrostanu jako gatunku.
Jestem głęboko przekonany, że przyszła eksploracja kosmosu nie będzie się odbywała indywidualnie. Kraje będą do niej zmuszone współpracować, bo to bardzo kosztowna gra. Nie ma sensu, aby każdy odkrywał koło na nowo.
A jednak Indie postanowiły to zrobić. Pański kraj wkrótce będzie trzecią co do wielkości gospodarką na świecie i coraz ambitniej działa nie tylko w przestrzeni kosmicznej, ale też na arenie międzynarodowej. Program kosmiczny jest dla Indii za drogi, więc mimo własnych sukcesów muszą współdziałać z innymi?
Nie jest! Prowadzimy najtańszy program kosmiczny na świecie. Nie współpracujemy z innymi po to, żeby zaoszczędzić. Po prostu wierzymy w to, co forsuje ONZ: że kosmos należy do całej ludzkości, nie tylko do krajów najbogatszych i najbardziej rozwiniętych technologicznie. Powinniśmy dzielić się z innymi wszystkim, czego się tam uczymy. Upowszechnienie know-how uczyni dalszą eksplorację jeszcze tańszą.
Wierzymy w to, co forsuje ONZ: że kosmos należy do całej ludzkości, nie tylko do krajów najbogatszych i najbardziej rozwiniętych technologicznie.
Dzisiejsze realia geopolityczne nie zawsze na to pozwalają – niezależnie od tego, jak bardzo chcielibyśmy od nich uciec. Wystarczy spojrzeć na fakt, że wśród krajów, które uczestniczyły w budowie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, nie ma Chin. Chiński program kosmiczny jest zresztą dość zamknięty. Dla rządu w Pekinie – podobnie jak dla wielu innych – infrastruktura na orbicie, a w przyszłości na Księżycu, to element bezpieczeństwa narodowego. Czy indyjski program będzie przypominał raczej chiński, czy amerykański, europejski i rosyjski, które współpracują ze sobą mimo ziemskich napięć?
W ISRO pełnię tylko funkcję doradczą i nikt mnie nie informuje o strategicznych ani politycznych planach. Ale gdyby nasz program kosmiczny miał być zamknięty i skupiony wyłącznie na sobie, to pewnie nie rozmawialibyśmy dziś o wspólnej misji. Czy Indie będą nadal podążały tą ścieżką – obaj możemy tylko spekulować. Ale biorąc pod uwagę dotychczasowe działania, spodziewam się raczej otwartości.
ISRO udostępniła w domenie publicznej dane, które nasze sondy zebrały na Księżycu i Marsie. Niektóre nasze satelity są również udostępniane innym krajom, zarówno w Azji, jak i w Afryce. Nie zatrzymujemy wszystkiego dla siebie.
Co zyskują na tym Indie?
Odwrócę pana pytanie. Co Węgry i Polska zyskają na tegorocznym locie swoich astronautów?
Ludzie z polskiego przemysłu kosmicznego mają nadzieję, że misja przyniesie korzyści całemu sektorowi. Liczą też na zwiększone finansowanie publiczne, promocję i przyjęcie spójnej, rządowej polityki kosmicznej. To wszystko ma doprowadzić do przyspieszenia rozwoju i transferu do Polski nowych technologii – zwłaszcza europejskich.
Czyli dżentelmen z Polski, który poleciał w tym miesiącu na orbitę, przekonał rząd w Warszawie, żeby kupił mu miejsce na pokładzie, bo chciał przywieźć wiedzę, która pomoże podnieść polski PKB?
W bardzo dużym uproszczeniu – tak. Sławosz Uznański-Wiśniewski jest naukowcem Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych (CERN) i astronautą projektowym Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA). Jako naukowiec prowadził na orbicie eksperymenty i rozwijał swoją wiedzę. Ale bardzo silnym wątkiem w polskiej debacie jest też przekonanie, że jego misja powinna przyczynić się do transformacji sektora kosmicznego. A w dłuższej perspektywie – do rozwoju technologicznego kraju.
Cóż, każdy rząd kieruje się własnymi potrzebami i wykorzystuje dostępne możliwości. Trzeba przyznać, że wszyscy uczestnicy wyciągnęli z tej misji coś dla siebie i są zadowoleni. Zarobiły firmy Axiom Space i SpaceX, NASA zyskała dzięki wynajęciu kosmodromu, a Indie zdobyły dodatkowe doświadczenie dla własnego programu kosmicznego.
Ale nie zmienia to mojej opinii, że nie jest to model, który powinniśmy kontynuować w przyszłości.

Bilbord z wizerunkami członków załogi misji Ax-4. Centrum Kosmiczne Johna F. Kennedy’ego. W tle rakieta Falcon 9 z kapsułą Crew Dragon. Floryda, USA, 25 czerwca 2025 r. Fot. PAP/Leszek Szymański
Kosmiczny biznes
Misja Ax-4 wydaje się doskonałym przykładem współdziałania wielu firm i organizacji. Opiera się na współpracy agencji kosmicznych ze Stanów Zjednoczonych, Unii Europejskiej i Japonii, dwóch firm prywatnych – Axiom Space i SpaceX – a także agencji z Indii, Polski i rządu Węgier. Czy tak właśnie widzi pan przyszłość lotów kosmicznych?
Szczerze mówiąc, trudno mi sobie wyobrazić, aby sektor prywatny był w stanie skupić się na tworzeniu czegoś dla wspólnego dobra. I żeby na dodatek robił to w sposób bezinteresowny. Biznes musi przede wszystkim zaspokajać oczekiwania swoich udziałowców. Jedynym sposobem na to jest wykazywanie zysków. A sposobem na ich osiąganie jest zabezpieczenie technologii, tak aby nie trafiły w ręce konkurencji.
Z mojego punktu widzenia eksploracja kosmosu powinna służyć przede wszystkim ochronie środowiska Ziemi, a po drugie – zapewnieniu naszemu gatunkowi długowieczności. Nie lecimy w kosmos po to, aby zdobyć bogactwa. Jeśli tak się stanie, będzie to sianie ziaren konfliktu i przyniesie korzyści tylko garstce technologicznie zaawansowanych krajów.
Jest pan sceptyczny wobec paradygmatu, który od kilku lat dominuje w przemyśle kosmicznym? Narodowe agencje delegują coraz więcej zadań firmom prywatnym, trwa prywatyzacja i komercjalizacja technologii. Widać to nie tylko w USA i Europie, ale także w Indiach. To niewłaściwy kierunek?
To prawda, że Indie budują w sektorze kosmicznym ekosystem, w którym prywatne firmy odgrywają rosnącą rolę. Ale w naszym modelu mają one działać głównie na poziomie podsystemów. Gdy ze sobą konkurują, muszą inwestować w coraz lepsze technologie – a to podnosi koszty. Model rozproszonej produkcji również wymaga znacznie wyższych inwestycji początkowych. Moim zdaniem budowanie wszystkiego w jednej hali byłoby bardziej efektywne.
Niektóre prywatne firmy budujące rakiety i pojazdy orbitalne – takie jak SpaceX Elona Muska i Blue Origin Jeffa Bezosa – okazały się skuteczne, zyskały ogromną popularność, a ich sukces inspiruje kolejne pokolenia. Do tegorocznego lotu naszych rodaków nie doszłoby, gdyby nie wspomniana SpaceX, która wynajęła swój statek, i Axiom Space, która zorganizowała całą misję. Ale – jak pan powiedział – takie przedsiębiorstwa ostatecznie działają dla zysku. Czy oddawanie lotów kosmicznych w ręce miliarderów jest zagrożeniem?
Tak, bo dlaczego akcjonariusze mieliby myśleć o ludzkości, a nie o sobie?
Gdyby to prywatna firma jako pierwsza zabrała ludzi na Marsa, co by to oznaczało dla obecności człowieka na tej planecie i dla dalszej eksploracji kosmosu?
Powinniśmy raczej zadać sobie pytanie: co zrobimy z tym, co na Marsie znajdziemy? Nie chcemy tam lecieć jako turyści. Zamierzamy eksploatować tamtejsze zasoby. Dlaczego? Oczywiście – dla zysku. A jak podzielimy te marsjańskie bogactwa?
To właśnie nierówny podział zasobów jest główną przyczyną konfliktów na planecie, na której dziś żyjemy. Jeśli właściciele przyszłych firm górniczych na Marsie postanowią przywłaszczyć sobie surowce, będą musieli przeprowadzić demarkację terytorium, które uznają za swoje. Byłoby to równoznaczne z tworzeniem na nowej planecie narodowych placówek – i przeniesieniem ziemskich konfliktów w kosmos.
Jeśli właściciele firm górniczych na Marsie postanowią przywłaszczyć sobie surowce, będą musieli przeprowadzić demarkację terytorium. Przeniosłoby to ziemskie konflikty w kosmos.
Podniebna polityka
Jest pan członkiem Stowarzyszenia Uczestników Lotów Kosmicznych (ASE), międzynarodowej organizacji zrzeszającej astronautów i kosmonautów. Czy ASE może odegrać globalną rolę polityczną i wpłynąć na kształt międzynarodowej polityki kosmicznej?
Do tej pory ASE odnosiło raczej ograniczone sukcesy polityczne. Największym z nich jest chyba doprowadzenie do ustanowienia przez ONZ Międzynarodowego Dnia Planetoid. Udało się nam w ten sposób podnieść świadomość tego, jak asteroidy mogą zagrażać naszej planecie.
W innych sprawach potrzebny byłby przemyślany plan działania i strategia, która pozwoliłaby przekonać poszczególne kraje do naszej wizji. Podróże kosmiczne zmieniły nasz obraz świata. Każdy z astronautów wrócił na Ziemię z poczuciem, że Ziemia należy do wszystkich i wszyscy powinni mieć równe szanse.
Ale jako ludzkość wciąż nie podążamy tą drogą – bo to nie satysfakcjonuje czytelników nagłówków z sektora prywatnego. Musimy przekazać więcej władzy Organizacji Narodów Zjednoczonych i rozwijać prawo kosmiczne. Trzeba się zastanowić, jak racjonalnie gospodarować skromnymi zasobami naszej planety i jak zakończyć konflikty, które trwają od wieków.
Historia co prawda uczy, że rzadko wyciągamy z niej lekcje, ale wciąż mam nadzieję, że uda się wyedukować naszych współobywateli tak, aby wybierali na najwyższe urzędy ludzi, jakich świat naprawdę potrzebuje. Ludzkość może się zjednoczyć tylko wtedy, gdy na czele państw staną nie politycy, lecz prawdziwi mężowie stanu.

Chciałby pan, żeby w parlamentach zasiadało więcej byłych astronautów? Albo żeby kierowali rządami?
Nie sądzę, aby astronauci posiadali zestaw umiejętności potrzebnych dzisiejszym politykom. Inaczej sam zostałbym politykiem – a miałem wiele ofert. Ale dzisiejsi przywódcy najpierw myślą o sobie, w drugiej kolejności o swoich krajach. Na myślenie o świecie i ludzkości nie starcza im już czasu. Zmiana tego nie jest nawet kwestią edukacji, lecz duchowego przebudzenia.
Co w dłuższym terminie czeka astronautów z Polski, Indii i Węgier po powrocie na Ziemię? Jaki wpływ mogą wywrzeć na kolejne przedsięwzięcia swoich krajów?
Wszystko zależy od tego, co znajduje się na deskach kreślarskich decydentów w tych krajach. Tak jak powiedziałem wcześniej – gdy ja wróciłem na Ziemię, ISRO nie planowała jeszcze lotów załogowych, więc wróciłem do tego, co robiłem wcześniej. Obawiam się, że to samo może spotkać pana rodaka i astronautę z Węgier.
Sławosz Uznański jest astronautą projektowym ESA, więc ma szansę na powrót w kosmos w ramach misji europejskich.
Jeśli będzie mu dane polecieć znowu – to świetnie. Ale jaki cel sobie stawia? Czy chodzi o przeprowadzenie nowych eksperymentów, na które nie miał czasu podczas zakończonej misji? Jeśli uda mu się pchnąć naprzód naukę i inżynierię swojego kraju, to będzie to wspaniałe zarówno dla niego, jak i dla Polski.
Dzisiejsi przywódcy najpierw myślą o sobie, w drugiej kolejności o swoich krajach. Na myślenie o świecie i ludzkości nie starcza im już czasu. Zmiana tego nie jest nawet kwestią edukacji, lecz duchowego przebudzenia.
Czy astronauci i astronautki mogą być dziś liderami, kreatorami polityki i inicjatorami zmian? Jak ambitnie powinni podchodzić do swojej roli w kształtowaniu polityki poszczególnych państw i programów kosmicznych?
Z pewnością powinni być członkami organizacji wpływających na kształt polityki kosmicznej swoich krajów. Ale to zawsze kwestia osobistego wyboru. Czy osoba, która doświadczyła lotu kosmicznego, zechce wykorzystać swoje doświadczenie, by stać się liderem na Ziemi? Taki ktoś musi zadać sobie pytanie, na ile głęboko wierzy, że zmiany są naprawdę potrzebne. Jeśli poczuje to wystarczająco silnie, znajdzie energię i motywację, by wybrać mniej wydeptaną ścieżkę.
Sam głęboko wierzę, że skoro marzenia dnia wczorajszego dziś stały się rzeczywistością, to również dzisiejsze marzenia mają dużą szansę się spełnić.
Warto wiedzieć
Rakesh Sharma
Rakesh Sharma (ur. 1949) – pierwszy kosmonauta Indii, emerytowany podpułkownik (wing commander) Indyjskich Sił Powietrznych i pilot doświadczalny. W 1984 r., w ramach programu „Interkosmos”, wziął udział w radzieckiej ekspedycji orbitalnej Sojuz T-11. Obecnie pełni funkcję doradcy agencji kosmicznej ISRO ds. lotów załogowych. W 2019 r. zasiadał w komisji, która wybrała czterech nowych indyjskich astronautów. W indyjskich mediach często komentuje sprawy związane z eksploracją przestrzeni kosmicznej.
Główne wnioski
- Indie prowadzą zaawansowane przygotowania do własnego programu załogowych lotów kosmicznych. Planują wysłać astronautów na orbitę rodzimym statkiem i zbudować stację orbitalną. Około 2040 r. indyjscy astronauci mają wylądować na Księżycu. Kraj stawia na model szerokiej współpracy międzynarodowej. Zdaniem rozmówcy XYZ, w Polsce istnieją technologie i kompetencje, które umożliwiłyby wspólne projekty z indyjskim przemysłem kosmicznym.
- Agencja ISRO zdecydowała się wysłać swojego pilota na Międzynarodową Stację Kosmiczną już teraz, by zdobył wiedzę z pierwszej ręki, niezbędną do przygotowania przyszłych narodowych misji.„Zachód ani nikt inny nie dzieli się zbyt chętnie potrzebnymi do tego technologiami. Kiedy nadarza się dobra okazja – warto zapłacić” – mówi doradca indyjskiej agencji kosmicznej.
- Rakesh Sharma wyraża przekonanie, że przyszła eksploracja kosmosu musi opierać się na współpracy różnych krajów – zarówno rozwiniętych, jak i tych mniej zaawansowanych technologicznie. „Rozwój badań kosmicznych wymaga raczej współpracy niż konfrontacji i współzawodnictwa. Im wcześniej odłożymy nasze narodowe tożsamości na bok i przyjmiemy globalną perspektywę, tym lepiej dla naszego dobrostanu jako gatunku” – podkreśla Sharma.


